Słoma, bębny, brzmienia

rozmowa

Słoma to postać istniejąca w polskiej muzyce od dawna. Swoją drogę artystyczną rozpoczął w latach 80-tych. Grywał z różnymi muzykami, między innymi z alternatywną grupą "Brygada Kryzys", Antoniną Krzysztoń, "Orkiestrą na Zdrowie". Od pewnego czasu występuje z założonym przez siebie zespołem "Bębnoluby". Podczas koncertów można też usłyszeć oraz zobaczyć Słomę śpiewającego i grającego na gitarze. Nie robił tego nigdy wcześniej. Nasuwa się więc wniosek, że artysta próbuje własnych sił, realizuje koncepcje, które rodziły się w ciągu wielu lat jego przygody z muzyką. Jednak, co on o tym sądzi, przybliży czytelnikom poniższy wywiad którego artysta udzielił "Gadkom" podczas koncertu w jednym z lubelskich klubów.


Zacznijmy od pytania: Jak się nazywasz?


Słoma.


To nazwisko czy przezwisko?


. . .


Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.


Ależ proszę.


Kiedy zaczęło się twoje muzykowanie, czy długo już grasz?


26 lat.


Czyli prawie od kołyski.


Nie, ten mój młody wygląd jest trochę mylący, niedawno przekroczyłem czterdziestkę.


Bębny i perkusja, to instrumenty z jakimi mi się kojarzysz, wśród których zawsze widziałam cię na scenie. Czy od początku grasz na bębnach, czy może wcześniej grywałeś na innych instrumentach?


W dzieciństwie chodziłem do ogniska muzycznego, gdzie zacząłem uderzać w klawisze od pianina. Potem długo nic i rzeczywiście złapałem kontakt z muzyką poprzez uderzanie w bęben.


Jak kształtowała się twoja droga muzyczna?


Bardzo dziwacznie. Zacząłem muzykować z kolegami, tak po prostu, w ramach wolnego czasu. Gdy miałem kilkanaście lat, interesowałem się sztukami pięknymi. Byłem zainteresowany rysunkiem, rzeźbą, malarstwem, tym się zajmowałem. Poszedłem nawet na studia w tym kierunku. Niemniej jednak zawsze były obok mnie jakieś instrumenty: jakaś gitara, instrumenty orientalne. Miałem je w zasięgu ręki i grałem sobie na nich tak "domowo".


Czyli nie jesteś muzykiem z wykształcenia?


Absolutnie, z pewnym trudem czytam nuty.


Porozmawiajmy teraz o twoich gustach muzycznych. Jaki rodzaj, rodzaje, muzyki preferujesz?


Jako słuchacz mam duże wymagania. Jestem bardzo trudnym odbiorcą, bardzo krytycznym. Nie słucham muzyki dużo, niewiele z niej też mi się podoba. Sporo tego, co leci teraz w radio mnie "nie bierze". Tak się składa, że nie puszczam sobie muzyki w domu po to, żeby zabić ciszę, lubię jak brzmi piękna cisza. Słucham zaś takiej, która mnie porywa, robi ze mną cokolwiek miłego. Jako odbiorca nie preferuję jakiegoś konkretnego stylu, czy kierunku. Bardzo lubię gdy przez dźwięki, które słyszę mam poczucie kontaktu z muzykiem. Czasem ci, którzy są na tzw. "topie" nie pozostawiają we mnie takiego wrażenia, a czasem tak. W ten sposób właśnie wartościuję.


Jaka muzyka cię zachwyca, porywa, jako odbiorcę?


Zachwyca mnie reggae. Bardzo zachwyca mnie muzyka, która dzieje się w Afryce. Jednak też nie każda. Jest taki śpiewak, grający również na gitarze, którego muzyka zrobiła na mnie wielkie wrażenie, zmieniła też mój sposób widzenia dźwięku. Bardzo lubię muzykę ludową różnych kultur.


O muzyce ludowej będziemy dziś jeszcze rozmawiać. Tymczasem chciałabym, abyś powiedział coś o tej, którą sam grasz. Jak byś ją określił? Czy mieści się ona w jakiś ramach, kategoriach?


Myślę, że jakby się wysilić, to tak: jest to trochę reggae, z tym że, jak ja to mówię, nie jest to do końca muzyka reggae'owa, tylko "regawa". Tak samo jak niektórzy wykonawcy, którzy silą się na granie muzyki rock (a może się nie silą, może grają po prostu tak jak potrafią), też nie grają muzyki rockowej, tylko "rockawą". Moja muzyka ciąży w stronę reggae. Jednak każda z tych form muzycznych, które staram się proponować od niedawna publiczności, wynika z konkretnej kultury. Wszystkie składowe, sekwencje, czy to rytmiczne, czy rytmiczno - melodyczne, odnoszą się do pewnej kultury. Płyną one - inspiracja płynie - z konkretnej strony świata. I to nie z jednej. Trochę z Haiti, trochę z Kuby, trochę też z Europy. Na przykład jeden z tematów, który zacytowałem podczas dzisiejszego koncertu, to po prostu ludowa muzyka słowiańska, odczytana wieki temu, zapisana przez Kolberga. Zwrotka tej piosenki wskazuje na jeszcze przedchrześcijański jej rodowód. Treść jej nie jest chrześcijańska, jest wręcz bardzo wyraźnie pogańska. Wydaje mi się, że jako odbiorca i jako muzykant, staram się świadomie wybierać drogę eklektyczną, czyli swego rodzaju fuzje. Staram się aby dźwięki, które gram obejmowały to, co słyszymy, jak odbieramy świat. Nie proponuję jakiejś konkretnej stylistyki; chciałbym, aby to, co gram było bogate stylistycznie.


Od jak dawna grasz folk?


Od zawsze. Jeżeli z pewnym ryzykiem mogę uznać, że punk w latach 80-tych i końca 70-tych, też - jak myślę - był muzyką ludową miasta - to od zawsze. Miałem taki sympatyczny epizod z "Brygadą Kryzys" i jeżeli tę muzykę, którą graliśmy, podciągnąć pod folk, to już wtedy go grałem. Grę na gitarze zacząłem poznawać od bluesa. Słuchanie starych ludowych bluesmanów wywoływało we mnie natychmiastową potrzebę złapania gitary. Nauczyłem się więc trochę tego bluesa i dopiero po latach zdałem sobie sprawę, że to też jest folk. Więc wydaje mi się, że chyba od zawsze go grałem. Z tym, że tak samo jak muzyka, którą gram nie jest reggae'owa tylko"regawa", tak samo nie jest ona folkowa, tylko ... "folkawa".


Jak odbierasz folk jako zjawisko w muzyce?


Dla muzyki współczesnej nam, inspiracja ta płynie zawsze z jakiejś konkretnej kultury. Był taki czas kiedy np. muzyka hinduska miała ogromny wpływ na to jak brzmią zespoły rockowe. Był moment, gdy muzyka bałkańska wywierała duży wpływ na to, jak rozwijała się współczesna muzyka w Ameryce. Więc, wydaje mi się, że w zasadzie wszystko inspiruje się folklorem. To na przykład, że ja nie wyrażam się wprost za pomocą rocka, wynika nie tylko ze względów estetycznych ale i filozoficznych. To co się stało we współczesnej muzyce pop, to jest ogromne zubożenie formy. Mówię o muzyce, którą można w 99% usłyszeć w większości rozgłośni radiowych w Polsce, np. RMF. Takie: "bum-cyk, bum-cyk", jeden rytm, jedno rozwiązanie harmoniczne. Jest jednak wiele takiej muzyki, która jest wyraźnie rockowa, jest jednak bardzo bogata, bo inspirowana twórczością ludową. Ta inspiracja płynie bowiem z kultury, czy też z części kultury, która zachowała ciągłość w naszej kulturze, kulturze europejskiej. Ostatnio mamy do czynienia ze zjawiskiem zaniku ciągłości kulturowej. Sposób w jaki się ubieramy, zwyczaje jakie mamy, jak też muzyka świadczy o tym. Tworzą się nowe zwyczaje wynikające z decyzji każdego z nas, z decyzji nawet grup społecznych. Muzyka jest czymś, co najdłużej zachowuje swoją ciągłość. Obserwuje się jednak narodowości, jak np. Duńczycy, Norwegowie, Szkoci, które żyją wciąż w pełnej więzi ze swoją kulturą ludową. Poruszając się za pomocą szybkich samochodów z telefonami komórkowymi, cały czas żyją jednak razem ze swoją muzyką ludową. Jest to coś współczesnego, co zostało naznaczone starymi czasami i bardzo wiele zespołów muzycznych odwołuje się do tego. Wówczas ta muzyka jest w stanie dotrzeć także do mnie mimo, że nie znam tej kultury i nie rozumiem do końca tych tematów muzycznych. Ale bardzo mocno odczuwam, że jest to silne, że jest to piękne, to mnie porywa. Pomimo tego, że tam właśnie jest ten banalny rytm, że jest tylko jedno rozwiązanie harmoniczne. Jednak jest to wszystko głęboko nasycone kulturą muzyczną. Kiedy moje serce się na to otwiera mogę tego słuchać w kółko.


Czy kultura ludowa jest dla ciebie tylko inspiracją muzyczną, czy też absorbujesz jej elementy w swoją codzienność?


Znajduję to, odkrywam w swoim życiu, po prostu akceptuję to, tak jest. To nie wynika z mojego wyboru.


Jak oceniasz granie muzyki folkowej w Polsce?


Coraz wyraźniej słychać inspiracje kulturą ludową w muzyce polskiej. To jest fajne, to mi się podoba. Oczywiście są zespoły, które próbują cos takiego zrobić i nie bardzo im to wychodzi. Próbują bowiem wykorzystać oryginalną, czystą muzykę, jaką się wykonuje, czy wykonywało kiedyś na wsiach, ale bez współczesnej aranżacji. Do tego rodzaju muzyki publiczność dzisiaj nie jest przyzwyczajona. Jednak bywałem też na festiwalach gdzie grała Chudoba, Orkiestra św. Mikołaja czy Carrantuohill, te zespoły, które działają w Polsce. Potrafiły one roztańczyć tysiące publiczności. Przy tym nie była to publiczność wyrafinowana, znawcy. Byłem świadkiem, jak ludzie tańczyli do stricte ludowej muzyki, która zaczęła na nich oddziaływać. Do tego tańczyli jakby wiedząc jak, dosłownie znając te tańce. To jest coś, co w naszym kraju jest nikłe, nieuformowane, ale budzi się. Współczesna muzyka, na przykład ta, której poszukuję, jest taką szczególną, przez którą muzyka ludowa przybliża się do odbiorców. Grając wiele lat z Antoniną Krzysztoń, też szukaliśmy tego połączenia. Połączenia jej poematu, jej umiejętności wykonawczych jako muzyka, z tą nutą ludową, którą chcieliśmy wpuścić do jej muzyki, do jej śpiewu.


Porozmawiajmy teraz o twojej współpracy z różnymi muzykami, jak ona przebiegała?


Grałem wiele lat z Antoniną Krzysztoń. Obecnie już nie gram, przerwałem tę współpracę na jakiś czas. Z "Orkiestrą na Zdrowie" gram już bardzo długo.


Jak to się dzieje, że grasz, grywasz, właśnie z tymi a nie z innymi ludźmi? Czy przyjmujesz wszystkie propozycje, czy też sam poszukujesz odpowiednich osób do wspólnego muzykowania?


Nie mam aż takiego nawału propozycji, jestem muzykantem. Muzycy zawodowi, z którymi się od czasu do czasu spotykam np. w studio, wręcz dają mi to odczuć. Ja mogę tworzyć muzykę tylko z ludźmi, których kocham, tylko taką muzykę, którą kocham, tak więc nie mogę powiedzieć, że gotów jestem przyjąć każdą propozycję. Zazwyczaj są to dobrzy znajomi, chociaż nie zawsze. Zdarza się tak, że od pierwszej chwili jest poczucie pewnego kontaktu. Grałem już w bardzo różnych okolicznościach. Muszę opowiedzieć jedną niebywałą historię. Zostałem zaproszony do bycia muzykiem poety amerykańskiego Alena Ginsberga. Była to dla mnie wielka przygoda. Przyjeżdżając do Polski, Alen powiedział muzykom - ,,Słuchajcie, ale ja potrzebuję bębniarza". Muzycy powiedzieli to moim kolegom, no i okazało się, że padło na mnie. Byłem wtedy bardzo zemocjonowany i absolutnie nie rozumiałem tej poezji. Był to wieczór poetycki, on mówił po amerykańsku, koledzy troszkę go tłumaczyli. Ginsberg wykonywał swoją poezję również w formach muzycznych. Pamiętam taki moment, kiedy wziął patyczki, których używają Aborygeni do modlitwy oraz mówienia swojej poezji i uderzając w nie deklamował jakiś poemat. Z krótkiej wymiany słów i gestów wyniknęło, że ten utwór ma grać on i ja. Była to taka nie krótka, nie długa poezja, którą on deklamował w dziwnym rytmie wynikającym z treści i emocji. W pewnym momencie, nawet nie wiem jak to się stało, grałem na bębnach unisono razem z nim, dźwięk w dźwięk. Dla mnie to było niesamowite doświadczenie zważywszy na to, że Alana poznałem dzień wcześniej, on miał wtedy 60 lat, ja niespełna 30. I mimo to, że pochodziliśmy z dwóch różnych światów, że on się zajmuje czym innym i ja czym innym, złapaliśmy taki kontakt, który umożliwił nam to wspólne granie. Na mnie i na nim zrobiło to ogromne wrażenie. Więc jest tak, że różnice stylistyczne nie są bardzo istotne, jeżeli serce jest otwarte, jeżeli jest możliwość kontaktu, jest komunikacja.


Co spowodowało, że nagle założyłeś własną kapelę, spróbowałeś działać samodzielnie?


To, co dziś gramy, wraz z moją aktualną kapelą, to pierwsza od wielu lat próba zbudowania własnego programu. Próba zaproponowania własnej koncepcji muzycznej. Wobec tego, że moja współpraca z przyjaciółmi, z ludźmi, którzy grają i którzy to lubią robić, nie do końca mnie satysfakcjonowała, nie do końca spełniała moje oczekiwania. Postanowiłem więc na własny sposób spróbować.


Pierwszy raz słyszałam dzisiaj jak śpiewałeś.


Ja siebie chyba piąty. Podjąłem taką decyzję na zimno, z radością, że po prostu rozpoczynam samodzielną działalność koncertową. Wiele lat z przyjemnością grywałem z różnymi ludźmi, pomagałem moim przyjaciołom realizować ich program. Teraz sobie pomyślałem: właśnie mija mi czterdziestka, jest czas wyrazić się własnym głosem. Próbujemy. Dzisiejszy koncert uważam za bardzo udany. Bardzo lubię grać i śpiewać jednocześnie. Gra na perkusji ze śpiewem, to jest coś, co stwarza we mnie samym pewne szczególne odczucia. Zaangażowane są tu wszystkie kończyny, no i głos.


Gra na perkusji i wokal jednocześnie, to bardzo rzadkie zestawienie.


Zdarza się, choć rzadko. W przypadku muzyki jamajskiej, reggae, większość dobrych wykonawców, których znamy i słuchamy od wielu lat, gra jednocześnie na bębnach.


Czy mógłbyś krótko przedstawić ludzi, z którymi obecnie współpracujesz, tych z którymi tworzysz kapelę na dzisiejszym koncercie?


Gra ze mną basista - Łoś-Osior-Jacek i Mikołaj Wielecki, który gra na różnych bębnach.


Jakie masz plany na przyszłość? Może wydanie płyty?


Wydałem ostatnio autorską kasetę pt. ."Brzmienia-Słoma-Bębny". Jest to wybór pewnych nagrań, które przypadkowo lubię. Powstały przez ostatnich 10 lat, grane na różnych kolekcjach instrumentów, które robiłem. Są to nagrania z różnymi muzykami, między innymi z orkiestrą "Razem", która dawno już nie istnieje. Są to też nagrania z różnych spotkań, pracowni, wernisaży. To jest po prostu wybór z dość bogatego archiwum różnych form muzycznych i różnych brzmień instrumentów, których używałem. Obecnie jestem w trakcie nagrywania następnej kasety. Za parę dni będziemy mieli wydany plakat. Spróbujemy rozesłać informacje z naszą propozycją do różnych miejsc, które znam. Zobaczymy. Przygotowuję też krótki film, który miałby pozbierać to, co robię. Taki mały wideo-klip.


Wiem, że robisz bębny. Od jak dawna się tym zajmujesz?


Robię to od 13 lat.


Jak się tego nauczyłeś? Jak się je robi?


Metodą prób i błędów, zupełnie sam. To jest prosta sprawa, jakaś dziura w drzewie. Robi się dziurę w drzewie i już. Trzeba też mieć dobrą skórę, najlepiej z jakiegoś żywego stworzenia, preferowana jest kozia. Teraz niewiele robię bębnów, w zasadzie na zamówienie. Bardziej jestem skupiony na muzyce, na graniu.


Prowadzisz warsztaty bębniarskie. Gdzie one się odbywają? Czy każdy może wziąć w nich udział?


Warsztaty prowadzę tam gdzie mieszkam, tam też robię bębny - w Dąbrówce koło Lublina. Odbywają się one przeważnie dwa razy w roku. Ogłaszam wtedy, że organizuję takie warsztaty i przychodzą chętni. Często też spotykam ludzi, którzy są tym zainteresowani. W trakcie takiego warsztatu, podczas wspólnego grania, grupa poznaje metodę za pomocą której ja buduję muzykę i moje źródła inspiracji. Podchodzimy do tego zarówno strukturalnie, jak i kulturowo. Liczy się i cisza i pulsacja rytmu na zasadzie kompletnie strukturalnej. Ale każdy z elementów, każda ze zdobyczy podczas tych warsztatów od razu używana jest przez nas do zacytowania jakiejś muzyki z konkretnej kultury. Jest to metoda, którą rozwijam z warsztatu na warsztat.


Co się dzieje potem z bębniarzami, którzy brali udział w warsztatach?


Niektórzy z nich, tak jak Mikołaj, który gra dzisiaj ze mną na scenie, po prostu grają dalej. Trafiają do orkiestry, którą sobie zwołuję. Często jest też tak, że na warsztaty przychodzą ludzie, którzy są już rozwiniętymi muzykantami. Występują w orkiestrach, zespołach. Oni chcą poznać metodę, którą ja buduję dźwięki. Absolutnie im nie przeszkadza, że stają do takiego warsztatu obok osób, które nigdy nie grały, które stawiają w tym pierwsze kroki. Jest to coś w rodzaju rytmiki, z tym, że właśnie penetrującej różne sposoby współtworzenia muzyki na poziomie rytmu - sposoby z różnych stron świata.


Czy jest coś, o czym chciałbyś wspomnieć, a co nie znalazło się do tej pory w naszej rozmowie?<
b>


Tak, jest coś, co dobrze byłoby wyrazić. Bardzo podobał mi się występ "Orkiestry św. Mikołaja" w kamieniołomach w Kazimierzu. Uważam, jako odbiorca, (bowiem także tam grałem), że z całej tej nocy, tej imprezy, najbardziej przeżyłem występ "Orkiestry". Miałem wtedy wrażenie, że to już jest popularna muzyka ludowa, młodzieżowa. Wtedy na tym spotkaniu, poprzez brzmienia, które było słychać i poprzez tę energię, miałem przez chwilę wrażenie, że to jest już, że zaraz, że to powinno być na topie. Mimo to, że sam czegoś takiego nie robię, nie wchodzę w to - jako odbiorca jestem zachwycony. Rzadko jest okazja żeby to wyrazić, więc korzystam z niej.


Dziękuję za miłą rozmowę.


Do zobaczenia na następnym koncercie.



DYSKOGRAFIA

Słoma "Bębny, Brzmienia (1984 - 1994)" - kaseta wyd. Folk Time 1996

Słoma brał również udział w nagraniach:

  1. Antonina Krzysztoń, "Takie moje wędrowanie" - CD wyd Pomaton 1993
  2. Antonina Krzysztoń, "Kiedy przyjdzie dzień" - CD wyd. Pomaton-EMI 1996
  3. Orkiestra Na Zdrowie, "Jest los" - kaseta wyd. Folk Time 1996
  4. "Dziadki w Akwarium" - kaseta 1994
Skrót artykułu: 

Słoma to postać istniejąca w polskiej muzyce od dawna. Swoją drogę artystyczną rozpoczął w latach 80-tych. Grywał z różnymi muzykami, między innymi z alternatywną grupą "Brygada Kryzys", Antoniną Krzysztoń, "Orkiestrą na Zdrowie". Od pewnego czasu występuje z założonym przez siebie zespołem "Bębnoluby". Podczas koncertów można też usłyszeć oraz zobaczyć Słomę śpiewającego i grającego na gitarze. Nie robił tego nigdy wcześniej. Nasuwa się więc wniosek, że artysta próbuje własnych sił, realizuje koncepcje, które rodziły się w ciągu wielu lat jego przygody z muzyką. Jednak, co on o tym sądzi, przybliży czytelnikom poniższy wywiad którego artysta udzielił "Gadkom" podczas koncertu w jednym z lubelskich klubów.


Dodaj komentarz!