Siwy Dym i Namysłowski

19 kwietnia do stołecznych "Hybryd" zawitał Zbigniew Namysłowski i Siwy Dym. Góralska ekipa zaczęła piosenką "Hej, zbójnicek, zbójnicek...", która przeszła w szybsze "Przysedł do konika...". Zaraz potem rozkręcili się w kompozycji własnej - "Mało malin zbierała, bo się z chłopcem zabawiała...". Górale zapodali "Co się stało, Boże, w Bardyjowskim borze...", wkrótce dołączył do nich Namysłowski z saksofonem i dalej ten sam numer grany był już jazzowo. Atmosfera stawała się coraz gorętsza, pianino elektryczne zagrało swoje i górale zaśpiewali "Jak bym wiedział, że nie zginę...". I tak jeszcze parę razy się zmieniali, aż wreszcie skrzypcowo-saksofonowe "Janicka wiedli od Krywania" przeszło w typowy, deszczowy klimacik a la "Summer Time". Piotr Majerczyk, lider Dymu zaśpiewał "Jencą góry jencą, ka Janicka mencą..." do typowo jazzowego podkładu. Początkowo góralskie brzmienia pociągnięte zostały jazzem z solówkami na perkusji - "Bolą mnie rącki, nie bede orał, nie bede kosił...". Po przerwie zaczęli sami górale niezbyt szybką nutą, która przeszła w "Stoi baca u jedły...". Nadszedł Zbigniew Namysłowski z ekipą i zagrali razem "W murowanej piwnicy". Dudy ożywiły publiczność. Zabrzmiała dynamiczna perkusja. Jazzmani w tym numerze trochę zagłuszyli górali, ale akustyk szybko zareagował, słychać było, jak perkusja współgrała z góralskimi skrzypcami. Następnie zapodali "Krywaniu, Krywaniu wysoki...", rzewnie, płynąco, ze wspomaganiem saksofonu. Całość przeszła w jazzik, co pozwoliło basiście ujawnić swoje solowe możliwości, "Krywania" zakończyli po góralsku. Przyszła pora na thrash, na szybkie solówki skrzypcowe, równie szybką perkusję i sax - całość robiła wrażenie lekko schizowej góralskiej polki ("Z góry, z góry, nie z wysoka skoczył diabeł do potoka..."). Na bis grał już tylko Siwy Dym: "Oj, dziwce nie płakało" i "Hej, kochani, kochani".

Koncert był znacznie lepszy od poprzedniego występu zespołu rok temu, ale pierwsza cześć była mimo wszystko nieudana. Jazzmani sobie, górale sobie. Rzecz się "nie kleila", miałem wrażenie, że jestem na dwóch różnych koncertach jednocześnie. Druga połowa już znacznie lepsza, łączenie wyszło nieźle, wspólna gra Namysłowskiego i Siwego Dymu bardziej przemawiała niż granie obok siebie (dudy i sax, skrzypce i perkusja - to było OK), chociaż ciągle więcej jazzu a nie folku (dzięki bisom proporcje były lepsze niż ostatnim razem).

Dział: 

Dodaj komentarz!