Scena Otwarta 2017

Mikołajki Folkowe

Tegoroczna Scena Otwarta Mikołajek Folkowych tchnęła optymizmem – a jednak folk w Polsce żyje i chyba nie zamierza odchodzić do lamusa. Było różnorodnie, głośno, przeważnie ciekawie, a przede wszystkim ambitnie.

Dominowały klimaty prasłowiańskie lub muzyka mocnego uderzenia. Zastanawiające, że najczęściej pojawiającym się instrumentem był... flet poprzeczny! W skojarzeniu z muzyką folkową nie przyszedłby on raczej na myśl jako pierwszy, gdyby takie pytanie zadano np. w Familiadzie. Niektórzy wykonawcy byli już dobrze znani na scenie mikołajkowej – jak np. bracia Czarnowscy z zespołu Bubliczki – tym razem w odsłonie jazzowej jako formacja Pioun. Zagrali, korzystając z kontrabasu i perkusji oraz kilku „hitów” z centralnej Polski nagranych w oryginalnych wykonaniach. Brzmiało to jak Grzegorz z Ciechowa, ale spodobało się jury i Pioun zajął drugie miejsce. Muzycznie nie można im było nic zarzucić – prócz nudy. Klasa wykonań była różna – zdarzali się zarówno sentymentalni wojowie (Ursa z Bychawki), jak i rozpaczliwe śpiewy Torbanu z Ukrainy, który został pokonany przez sprzęt nagłaśniający (już dawno nie słyszałam, żeby ktoś tak bardzo się nawzajem nie słyszał na scenie). Grupa zaśpiewała głównie kolędy, ale jakoś specjalnie nimi nie zabłysnęła.
Po długiej przerwie na scenie Mikołajek znów zagościło flamenco! Po słynnych występach Szybkiego Lopeza – jakieś dwadzieścia edycji temu – długo była posucha w muzyce innej niż słowiańska, a hiszpańskiej w szczególności. W tym roku grupa Madrugada (czyli hiszpańskie popołudnie) zaprezentowała na scenie nie tylko śpiew i grę, ale też i taniec. Zespół połączył polskie piosenki z hiszpańskimi rytmami i melodiami, z czego wyszedł całkiem interesujący sosik, dosmaczony występem dwóch tancerek. Hity takie jak „Graj muzyko” czy „Zaśwyć niesiundzu” w nowej aranżacji dzięki świetnemu, mocnemu głosowi wokalistki zabrzmiały nawet interesująco, a już „No pierde la novia” (w wolnym tłumaczeniu: „Nie traćże dziewczyny”) przechodzące w „Wyrządzaj się” – doskonale!
Jako że klimaty były różnorodne, to pojawił się i zespół z repertuarem weselnym. Karczmarze z Rzeszowa wykonali „Makedońske diwojcze” jak „Kolorowe jarmarki” – za to z węgierskimi cymbałami; a łemkowską „Tychą wodę” (przechodzącą w czardasz) lirycznie jak w filmie dokumentalnym o miłości do góralszczyzny. Zespół dostał się do konkursu z tzw. dziką kartą, co oznacza, że głosowało na niego sporo osób. Ma na koncie ponad pięćset koncertów i to daje do myślenia. Czasem proste rozwiązania są najlepsze i pomysł na folk à la Opole 1964 również może się sprawdzić.
Łysa Góra z Piaseczna była kolejną kapelą folkowo-rycerską z autorskim kawałkiem „Oj dolo niedolo”, który byłby całkiem fajny, gdyby tylko akustyk nie zjadł basów męskiej części zespołu. Dopiero na sam koniec można było usłyszeć, że śpiewają – i to dobrze. Lepiej wypadł podobny w stylistyce Trygław z Łodzi. Chłopaki dali popis porządnych gardłowych głosów i zajęli trzecie miejsce w konkursie. To czysty pagan folk, kandydat na niedzielne koncerty mikołajkowe w nadchodzących latach.
A Gdzie To Dawniej Stroiło z Krosna (zespół o odważnej skądinąd nazwie, sugerującej, że nie umie się nastroić) przynudzało jak na poprzednich festiwalach – dla mnie to popkultura posługująca się niedbale motywem łemkowskim, tyle że śpiewać umiejąca.
O ile muzyka hiszpańska na Mikołajkach gości bardzo rzadko, o tyle muzyka włoska zawitała chyba w ogóle po raz pierwszy, za to wdarła się przebojem, bo polsko-włoski zespół Porto Meskla z Krakowa nie dość, że wygrał tegoroczny konkurs, to jeszcze zdobył nagrodę publiczności – Mikołaja! Członkowie grupy to skład międzynarodowy: Arkadiusz Szałata, Andrea Tosi, David Zouker, Anna Sitko. Wymieszali zgrabnie taranty z południa Włoch z folklorem małopolskim – wyszło skocznie, spójnie i wesoło. Nogi same rwały się do tańca, a Ania i Andrea świetnie na zmianę zaśpiewali „Oj lato, lato, lato gorące”.
Po nich już było trudno – kolejne zespoły musiały sprostać zmęczeniu publiczności i jury. Łubu Dubu z Głogowa zaprezentowało przekrój wizerunkowy – od złotego żabotu, przez haftowane kwiatki, po siermiężną koszulę i miejskie kapelusze – oraz muzyczny atak dźwiękiem – zgodnie z nazwą. Przypomniał mi się niegdysiejszy hit zespołu Krywań „Ej, szalała, szalała”... Po nich Żmij – znów głośno i folkmetalowo, znów same ograne hity („Czekaj Janku” itd.), ale przynajmniej z niezłym wokalem. Potem Kurna Chata ze Sławna z ogólnobojowym folkiem wielu inspiracji i Ursa z Bychawki. Kurna Chata ma niezłą wokalistkę, a Ursa dała się zapamiętać dzięki dopracowanym makijażom etniczno-wojennym i wykorzystaniu skór zwierzęcych w odzieży wokalistów. Nie pamiętam muzyki. Prócz zespołów, które otrzymały nagrody, wyróżnieni przez jury zostali: Madrugada, Torban i Kurna Chata. Protokół z uzasadnieniem do wygrzebania w internecie.
Koncerty odbywały się w dość małej sali Inkubatora Medialno-Artystycznego i to dobry pomysł, bo mimo wczesnej pory zespoły grały dla pełnej widowni, co obu stronom to granie uprzyjemnia.

Joanna Zarzecka

Skrót artykułu: 

Tegoroczna Scena Otwarta Mikołajek Folkowych tchnęła optymizmem – a jednak folk w Polsce żyje i chyba nie zamierza odchodzić do lamusa. Było różnorodnie, głośno, przeważnie ciekawie, a przede wszystkim ambitnie.

Fot. A. Ratyńska: Zespół Ursa

Dział: 

Dodaj komentarz!