Sarakina, Sarakina...

Sarakina wystąpiła 1 stycznia w Warszawie, w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki. Koncert rozpoczął się po dziewiętnastej krótką zapowiedzią zespołu. Światło przygasło. Początkowo jako trio zagrali jazzując „Monastyr”. Puls basu i klarnetu trwał, w pewnym momencie wkroczyła Weronika Grozdew. Zabrzmiało (z czadem) „Ohoia”. Światło jeszcze bardziej przygasło w „Makedonsko”, podczas którego docierali jeszcze ostatni spóźnialscy. Klimat z czasem przeszedł w bardzo klezmerski. Zmiana: „Czardasz Morawski”, momentami zupełnie klasyczny, choć cały czas folkowy. „Rofinka... Bolnaaaa...” - ten kawałek zawsze przeszywa dreszczem, tak było i tym razem... Nagle ruszył bęben. Sarakina zapodała dwa folkmetalowe numery z użyciem tambury grającej pauzami oraz gajd a zaraz po nich „Dilmano Dilbero” z wciąż jeszcze thrashowym akordeonem i wspaniałą wokalizą Weroniki i chłopaków. Kolejna zmiana nastroju - akordeon Jacka Grekowa snuł opowieść niczym Galliano. Znów rozbrzmiewały nuty folkmetalowe, transy, organy, bałkański etnojazz...

Koncert był długi i bardzo dobry, doskonale zgrała się muzyka i akustyka – sala, w której wystąpił zespół, świetnie nadaje się na takie koncerty. Sarakina bisowała dwukrotnie zbierając zasłużone brawa!

Skrót artykułu: 

Sarakina wystąpiła 1 stycznia w Warszawie, w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!