Rozmowa ze współczesną gładźarnicą

Elvira Hantscho

Fot. J. Michniuk: Elvira Hantscho w swojej pracowni prezentuje strój dziecięcy

Z panią Elvirą Hantscho z serbołużyckiej miejscowości Slepo/Slěpe (niem. Schleife) rozmawiała Justyna Michniuk. Wywiad został przeprowadzony w styczniu 2021 roku.

Slepo/Slěpe (niem. Schleife) to niewielka miejscowość w Saksonii, będąca siedzibą wspólnoty administracyjnej, do której należy siedem wiosek. Co ciekawe, obszar ten posiada nie tylko własny dialekt, uważany za narzecze pośrednie między językiem górno- i dolnołużyckim, ale i własną kulturę, tradycję oraz strój narodowy.

Wspominana „gładźarnica”, to osoba, której nazwa pochodzi od serbskiego czasownika gładźić (pol. wygładzać). Jej prymarnym zadaniem było ubieranie innych kobiet w strój narodowy, jego szycie i naprawianie. Taka osoba musiała mieć szczególne wyczucie poprawności i świadomość znaczenia każdego elementu oraz niezwykłe poczucie estetyki i sprawne ręce. Wielu strojów żadna kobieta nie mogła założyć samodzielnie. Były one po prostu zbyt złożone, więc wymagały pomocy drugiej, doświadczonej w tej materii osoby. Gładźarnice były także postaciami, które często miały wpływ na rozwój mody i ewolucję strojów narodowych na Łużycach, bowiem to one decydowały, co się nosi i jak się nosi. Przez wiele wieków spełniały swoje zadania, aż do czasu, kiedy tradycyjny ubiór wyszedł z codziennego użytku, a stroje kościelne na specjalne okazje zaczęły zanikać.

Pani Elvira Hantscho posiada szwalnię strojów narodowych z regionu Slepo/Slěpe. Aktywnie angażuje się w promowanie kultury regionalnej, działając np. w stowarzyszeniu Kólesko. Jest autorką książek nt. stroju regionalnego, które cechują się wielką dbałością o szczegóły. Każda część ubioru, nawet najmniejsza, została sfotografowana i opisano, jak powinna być noszona. Książka wydana pod koniec roku 2020 nosi tytuł Gładźarnica – Strój z regionu Slepo/Slěpe: II. Rok kościelny[i].

Justyna Michniuk: Jak to wszystko się zaczęło, kiedy i jak narodził się pomysł szycia strojów ze Slepego?

Elvira Hantscho: Poprzez stowarzyszenia, w których byłam lub wciąż jestem aktywna[ii], miałam styczność ze strojem narodowym. Zawsze mi się to podobało. Kiedy byłam dzieckiem, strój z naszego regionu zakładała mi moja babcia. Właściwie wszystko zaczęło się po zjednoczeniu Niemiec. Przedtem wiele ludzi miało jeszcze strój narodowy w domu. Później wszystko się zmieniło i nagle zabrakło ubrań na występy grup ludowych w stowarzyszeniu, w którym pracowałam. Wtedy tak naprawdę zainteresowałam tym tematem. Ówczesny burmistrz powołał do życia szwalnię, gdzie pracowało wiele kobiet i tak to się zaczęło. Po prostu mnie to pociągało i prosiłam kobiety, które jeszcze wiedziały, jak się szyje oryginalne stroje, aby mi to pokazały. Zaczęłam od małych rzeczy, a potem przeszłam do bardziej skomplikowanych.

W naszej wcześniejszej rozmowie powiedziała mi pani, że bardzo żałuje, iż nie rozmawiała z babcią na temat stroju ludowego, ponieważ, z oczywistych względów, nie była tym pani zainteresowana jako dziecko. Czy pani babcia nosiła strój codzienny?

Niestety, zwyczaj noszenia stroju narodowego wcześnie zaginął w mojej rodzinie. Moja babcia nie nosiła go już wcale. Zakładała go tylko mi, jako małej dziewczynce, przy różnych okazjach, np. na Wielkanoc albo kiedy bardzo ją o to prosiłam [śmiech]. Mam wciąż mój strój narodowy, ten który nosi się od szóstego roku życia. Nosiła go także moja córka. Mam kilka zdjęć w stroju jako dziecko oraz fotografie, na których są moi babcia czy dziadek.

Doskonale znam taką sytuację z własnej rodziny. Moje prababcia nosiła tylko codzienny strój ludowy. Ale kiedy ona zmarła, miałam tylko jedenaście lat i oczywiście w tym wieku nigdy nie rozmawiałam z nią na takie tematy. Wielka szkoda…

Też tak uważam, ponieważ ta wiedza zaginęła. Żałuję, że nigdy nie spytałam o takie szczegóły babci, która samodzielnie uszyła mój strój dziecięcy. To jeszcze pamiętam.

W swojej książce opisuje pani szczegółowo stroje regionalne na rok kościelny. Jak narodził się pomysł na tę publikację?

Poprzez moje badania na temat wariantów stroju narodowego na różne okazje. Nie interesują mnie stroje folklorystyczne, tylko te oryginalne. Obecnie mamy do czynienia z tym, że jest jeden strój regionalny, który potem noszą wszystkie kobiety np. w Ansamblu Folkowym. To on jest przedstawiany jako ten prawdziwy i oryginalny strój ze Slepego. To dla mnie za mało, jeśli chodzi o nasze nowe stowarzyszenie Kólesko. Dlatego prowadziłam badania dotyczące stroju kościelnego i pewnego dnia zrozumiałam, że wszystkie źródła drukowane nie są wystarczające, aby ktokolwiek mógł go później odtworzyć w takiej samej formie. Problem polega także na tym, że nasz strój narodowy powoli znika ze świadomości społeczeństwa i wiele szczegółów znika na zawsze, np. jak należy poprawnie uszyć fartuch czy nakrycie głowy. aby dobrze leżały. Nikt już tego nie pamięta albo wie to nieliczna grupa osób. To ogromna strata! Dlatego chciałam stworzyć coś, co tak szybko nie zniknie. Podróżując dzisiaj poprzez wioski, które jeszcze niedawno były serbskie i gdzie kobiety nosiły strój ludowy także na co dzień, nie znajdziemy już nikogo, kto opowie nam historię tradycyjnego ubioru na swoim przykładzie. Ta wiedza zniknęła w czasie krótszym niż jedna generacja. To nie może stać się z moją publikacją i jeśli ktoś chce, to może do niej zerknąć i odtworzyć każdy strój krok po kroku. Wiele starszych kobiet mówiło mi w czasie moich badań terenowych, że wszystko, co mi opowiedziały, muszę zachować dla siebie.

Czyli chciały, aby pozostało to tajemnicą?

Tak, to jest bardzo typowe [śmiech], dlatego tak niewiele kobiet zgodziło się ze mną porozmawiać.

Nigdy o tym nie słyszałam. Dlaczego nie wolno przekazać tej wiedzy dalej?

Nie wiem tak do końca. Może dlatego, aby inni nie poznali tej tajemnicy, która czyniła kobiety specjalistkami od stroju narodowego?

To bardzo ciekawe! Czy nazwałaby pani siebie nowoczesną gładźarnicą?

Chyba tak [śmiech]. Przed wieloma laty ktoś tak mnie nazwał i byłam z tego bardzo dumna. To jest przecież to, co robię. Dziś mogę powiedzieć, że mam potrzebną do tego wiedzę i dlatego mogę siebie tak nazwać.

Czy szyje pani stroje z regionu dla każdego? Gdyby pojawił się u pani ktoś z Bawarii i powiedział, że chce stroje ze Slepego dla siebie i swoich dzieci, co by pani zrobiła?

Nie miałabym z tym problemu. To pytanie już mi kiedyś postawiono (śmiech) i już wtedy musiałam się zastanowić, co odpowiedzieć. Nie widzę jednak powodu, dla którego miałabym odmówić. Jeśli ktoś rzeczywiście się naszym strojem interesuje i chce go mieć, dlaczego nie? Uważam, że to lepsze niż korowód camprujących[iii] przebranych w strój ludowy. Jest dużo gorszy, a robi to wielu ludzi.

Zadałam pani to pytanie, ponieważ miałam już okazję rozmawiać na ten temat z kilkoma innymi osobami i np. pani Dziumbla ze wsi Burg/Bórkowy nie realizuje takich zamówień.

Tak, takie rzeczy właśnie słyszałam. Ale jak już powiedziałam, osobiście nie miałabym z tym problemu. Muszę dodać, że jesteśmy niewielkim regionem i niestety bywa tak, iż nasza własna kultura nie jest doceniana przez miejscowych. To widać już na pani przykładzie! Przecież pani stąd nie pochodzi, a jednak się pani tym tematem interesuje.

Muszę pani powiedzieć, że podobne zjawisko można było zaobserwować w regionie, z którego ja pochodzę. Ale teraz jest moda na powrót do tradycji, która u nas, na Żywiecczyźnie, znów się odradza.

Oczywiście, to wszystko występuje także u nas. Moje pokolenie zachowuje się inaczej niż pokolenie moich rodziców. Ta generacja nie chciała moim zdaniem być serbska, ponieważ widziała serbołużyckie pochodzenie jako nienowoczesne, jako coś negatywnego.

A pani babcia? Czy ona jeszcze mówiła po serbołużycku?

Tak, oczywiście, mój ojciec także. Moja mama nie, ponieważ ona pochodziła ze Śląska i znalazła się w Niemczech jako uchodźca. U nas w rodzinie mówiło się tylko po niemiecku i niestety język serbołużycki nie był używany. Zaniknął razem z moimi dziadkami.

A czy pani uczyła się serbołużyckiego?

Dla mnie jest to niestety zbyt trudne. Przed wieloma laty w szkole mieliśmy górnołużycki, ale nie mogłam używać tego języka w domu ani z przyjaciółmi i wszystko zapomniałam. Niestety nie mam talentu do języków obcych. Kiedy czytam coś po górnołużycku, to ten tekst rozumiem, ale nie rozumiem słowa mówionego. Sama także nie mam odwagi mówić w tym języku [śmiech].

Czytałam, że w przygotowaniu jest trzecia część książki. Może mi pani coś na ten temat zdradzić oprócz tego, że ma zostać wydana do roku 2022?

Tak, zgadza się i mam nadzieję, że uda mi się ją skończyć do tego czasu [śmiech]. Mam już bardzo dużo materiałów. W tej chwili robię notatki, czerpiąc z moich dotychczasowych doświadczeń. Jeśli ktoś, tak jak ja, zajmuje się tematyką stroju narodowego, to nie czyni tego wybiórczo, tylko czyta o wszystkich jego wariantach. Oczywiście korzystam także z wydanych już książek, np. Langego[iv], a także z rozmów ze świadkami, którzy znają jeszcze strój, bo nosili go ich rodzice. Ważne są dla mnie również stare fotografie i inne materiały. Pomaga mi mój brat.

Czy ciężko było namówić starsze panie do rozmów? Sama wiem, że czasem nie jest to łatwe zadanie.

Nie, nie [śmiech], ponieważ mam swoje sprawdzone źródła, do których zawsze się zwracam. Niektóre kobiety nie chciały jednak rozmawiać, to prawda. Nie ma obecnie wielu świadków, dziś jest już praktycznie za późno.

Wróćmy jeszcze do właśnie wydanej książki, która jest bardzo szczegółowa.

Tak, podpowiedział mi to mój brat. Gdybym pisała ją dla siebie, wiele bym pominęła, ponieważ to są sprawy dla mnie oczywiste. Ale dla innych nie, dlatego wielokrotnie zaznaczam, że jakiś element dotyczy lub nie dotyczy danego stroju. Gdybym pisała tę książkę teraz, wiele bym zmieniła. W tej chwili, kiedy piszę część trzecią, wyjaśniam jeszcze więcej. Moja wiedza i doświadczenie się rozwijają. Próbuję zapisać każdy szczegół, nawet, wydawałoby się, mało znaczący, ponieważ nie wiem, co kiedyś będzie uważane za ważne, a co nie.

Bardzo się cieszę, że obecna książka pełna jest detali i przede wszystkim, iż udało ją się wydać dzięki pieniądzom z projektu „Sächsische Mitmach-Fonds”. Ale chyba nie było łatwo otrzymać te środki finansowe.

Nie, nie było. Nasza propozycja została odrzucona przez jedną fundację z uzasadnieniem, że robimy za dużo, co jest niedorzeczne.

Można w ogóle robić za dużo?

Widocznie tak… Folklor jest też często wykorzystywany. To jest nadużycie dla własnych celów.

Dobrze to znam, najważniejsze, że pojawią się turyści i kupią jakąś tanią pamiątkę wyprodukowaną w Chinach. Dlatego jestem osobiście bardzo przeciwna folkloryzacji kultury.

Tutaj także się to zdarza i nie ma znaczenia, czy to jest autentyczne. Teraz trochę się poprawiło, ale kiedyś bywało, że kiedy grupy folkowe pokazywały tzw. strój z regionu Slepe, to nie mogłam uwierzyć, co prezentowały. Czasem, kiedy kobiety stały na scenie, tylko głośno wzdychałam, bo tam nic się nie zgadzało! Winę ponosił brak zainteresowania oryginalnym strojem narodowym i koniecznością zaangażowania kogoś, kto się rzeczywiście na tym zna. Dlatego w mojej książce jest tak wiele detali, aby nikt nie powiedział później: „Nie wiedziałam, że to trzeba zrobić tak czy tak”.

Jestem pod dużym wrażeniem pani książki i życzyłabym sobie, żeby inne publikacje na ten temat wyglądały podobnie. Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas!

 

Sugerowane cytowanie: E. Hantscho, Rozmowa ze współczesną gładźarnicą, rozm. J. Michniuk, "Pismo Folkowe" 2021, nr 154 (3), s. 14-16.

 

[i] Gładźarnica – Die Schleifer Tracht: II. Das Kirchenjahr (Slěpjańska burska drasta: II. Cerkwinske lěto), Cottbus/Chóśebuz 2020.

[ii] Pani Hantscho była osobą odpowiedzialną za zbiór strojów narodowych w Serbołużyckim Ansamblu Folkowym Slepo/Slěpe (niem. Trachtenwart des Sorbischen Folkloreensembles Schleife).

[iii] Chodzi tutaj o serbołużycki zwyczaj tzw. camprowanja, niem. Zampern, czyli wygnania zimy. Obecnie jest on praktykowany także przez Niemców, którzy w najróżniejszych przebraniach chodzą po wsiach od domu do domu, tańczą, grają, śpiewają i zbierają drobne datki.

[iv] Albrecht Lange to bardzo znany autor książek nt. strojów serbołużyckich. Strój z regionu Slepo/Slěpe, został opisany w następującej publikacji: L. Balke, A. Lange, Sorbisches Trachtenbuch, Bautzen 1985.

Skrót artykułu: 

Z panią Elvirą Hantscho z serbołużyckiej miejscowości Slepo/Slěpe (niem. Schleife) rozmawiała Justyna Michniuk. Wywiad został przeprowadzony w styczniu 2021 roku.

Fot. J. Michniuk: Elvira Hantscho w swojej pracowni prezentuje strój dziecięcy

Dział: 

Dodaj komentarz!