Rok 2015 dla folku

To był ciekawy, twórczy i owocny rok. Nie wiem, czy nie najciekawszy z dotychczasowych. Do głosu dochodzi nowe pokolenie, które bez obciążeń i stereotypów sięga do źródeł, inspirując się nimi bardziej lub mniej dosłownie (Kapela Maliszów, InFidelis, uczennice i uczniowie mistrzów z miasta, np. Marii Pomianowskiej, a także mistrzów wiejskich – Tęgie Chłopy i Stanisław Witkowski). Wysoką formę – zarówno koncertową, jak i nagraniową – potwierdzają klasycy i koryfeusze ruchu folkowego oraz muzyki tradycyjnej (Adam Strug, Kapela ze Wsi Warszawa, Lautari, reaktywowani Muzykanci, Kapela Brodów, Ania Broda, Vołosi). Coraz większe zainteresowanie żywymi i archiwalnymi źródłami muzycznymi objawiają polscy kompozytorzy i muzycy akademiccy – chociaż tu jest wciąż dużo do zrobienia i wydaje się, że lepiej radzą sobie akademicy poszukujący i ukształtowani przez nurty współczesne (jak Kwadrofonik, jazzmani) niż „klasycy” (np. chopiniści). To ożywienie przekłada się również na bogate życie festiwalowe. Miejmy nadzieję, że utrzyma się tendencja otwierania się na muzykę tradycyjną także festiwali niefolkowych (jak OFF Festival). Warto przypomnieć, że to wszystko jest efektem dwudziestoletniej i dłuższej pracy organicznej kilku środowisk: Fundacji „Muzyka Kresów”, Orkiestry św. Mikołaja, Bractwa Ubogich i ruchu domów tańca, mecenatu Polskiego Radia, działalności wydawniczej, pozasystemowej edukacji, popularyzatorstwa (RCKL, Andrzej Bieńkowski) czy działalności badawczej (Piotr Dahlig).
Granice folku podlegają coraz częstszym rewizjom, poszerzają się zarówno w ramach gatunku (coraz silniejsze filiacje z world music, coraz większa rzesza uczniów wiejskich muzykantów i śpiewaczek), jak i w obszarze międzygatunkowej „ziemi niczyjej” (z udziałem muzyki współczesnej, jazzu, muzyki dronowej czy avant-folku i rozmaitych eksperymentów). Zaryzykowałbym twierdzenie, że ciekawsze rzeczy dzieją się obecnie na obrzeżach folku czy poza nim (lecz z jego udziałem) niż w mainstreamie gatunku. Owocuje to oryginalnymi projektami i wydawnictwami (wystarczy, że wymienię „Requiem ludowe”), które mogą być szczególnie skuteczne w promocji polskich ludowych tradycji muzycznych w świecie.

Remek Mazur-Hanaj
Redaktor naczelny portalu
MuzykaTradycyjna.pl

Miniony rok to kolejny etap profesjonalizacji polskiej sceny folkowej. To już nie te czasy, gdy przyjazd zagranicznej gwiazdy world music był czymś wyjątkowym – koncerty w Polsce absolutnego „topu” tej sceny stały się normą. To nie te czasy, gdy nasz kraj nie istniał w świadomości zagranicy – festiwale (na czele z warszawskim Skrzyżowaniem Kultur i poznańskim Ethno Portem) są już uznanymi markami, a płyty polskich wykonawców na liście World Music Charts Europe goszczą już praktycznie co miesiąc. To nie te czasy, kiedy folk był w swoistym getcie, nieobecny na innych scenach (czego najlepszym przykładem jest jakże znacząca reprezentacja środowiska na katowickim OFF Festivalu).
Czy jednak wraz z profesjonalizacją scena ta nie traci trochę ze swej spontaniczności i dawnego uroku? Czy koncerty i festiwale folkowe nie stają się kolejnymi „produktami”, sprzedającymi się tylko wtedy, gdy są dobrze opakowane? Chyba jeszcze tak nie jest, jednak nie da się nie zauważyć, że to wzmocnienie sceny nie do końca przekłada się na zainteresowanie „zwykłymi”, kameralnymi koncertami klubowymi (mi osobiście zdecydowanie najbliższymi).
Na pewno był to bardzo udany rok na rynku fonograficznym. Ukazały się płyty doskonałe, wręcz przełomowe – jak nie tyle poruszające, co wręcz wstrząsające, przekraczające granice gatunkowe „Requiem ludowe” Adama Struga i grupy Kwadrofonik. Z przeciwnego bieguna – „Dansing” „supergrupy” Tęgie Chłopy, której muzyka słuchana nawet w domu rzeczywiście „podnosi sufit”. Sukces artystyczny tej ostatniej jest tym większy, iż materia jest wbrew pozorom niełatwa. Fokstroty czy tanga przez wiele osób uważane były często za pozycje z niższej półki. Były też inne, bardzo dobre płyty: przepiękny powrót Lautari z płytą „Vol. 67”, kolejny krążek Kapeli ze Wsi Warszawa (która na „Święcie Słońca” – dzięki udanej współpracy z zaproszonymi gośćmi z różnych stron świata – ideę krzyżowania kultur doprowadziła do miejsca, o zbliżeniu do którego wielu nawet niema co marzyć), „Muzikaim” Kapeli Brodów, druga, nadal pełna uroku (choć na pewno trudniejsza w odbiorze od poprzedniej) płyta grupy Chłopcy kontra Basia, w końcu jakże udane fonograficzne debiuty – twórcza Kapela Maliszów czy subtelny InFidelis. Jest czego słuchać.

Darek Anaszko
Redaktor serwisu etno.serpent.pl, juror konkursu na Folkowy Fonogram Roku.

Prowadząc Etnosystem.pl, patrzę na scenę world music pod dość specyficznym kątem. Dlatego moim zdaniem ten rok dla środowiska folkowego w Polsce był rokiem, w którym zostaliśmy:
ZAUWAŻENI – Kapela Maliszów, Masala Sound System ze swoim tureckim projektem czy niesłabnąca popularność Sutari – to artyści, którzy rozsławiają polską muzykę ludową na świecie, pokazują, że folk ma powera. Nie mówiąc już o premierze „Święta Słońca” Kapeli ze Wsi Warszawa, nad którą to płytą jeden z najważniejszych zespołów world music na świecie pracował z Mercedes Peón.
OBUDZENI – fenomenalny debiut duetu InFidelis, bezkompromisowy przekaz United States of Beta i ludowy jazz w wersji T/Aboretu – takie projekty pobudzają wyobraźnię i apetyt.
OCZAROWANI – niełatwo wywołać dreszcze poetyckim folkiem, ale nowe płyty zespołu Chłopcy kontra Basia, Karoliny Cichej i Angeli Gaber + Trio zdecydowanie podołały zadaniu. Ci artyści czarują wygrzebanymi ze spróchniałych chat pieśniami. W tej kategorii należy też wspomnieć o muzyce do „Wiedźmina” – gra zdobyła sławę na całym świecie, a soundtrack tworzyli m.in. Percival i Robert Jaworski. Trzeba się tym chwalić.
USADZENI – czy jedna piosenka może zyskać wiele świetnych aranżacji? Może! Nie tylko dla fanów brzmień etno „Siadaj, siadaj” stało się hitem lata. Dzięki Habakukowi i Kalokagathos oraz naszym przyjaciołom z Ukrainy, Joryj Kłoc, popularna polska przyśpiewka zyskała nowe życie. Ijest to życie pełną parą. Prywatną statuetkę przyznaję też tym artystom za przywrócenie wiary w świetną i nowoczesną promocję folku.
ZAWSTYDZENI - wydawałoby się, że „stare melodie” zawsze będą brzmieć tak samo. Zawstydzili nas Vołosi porywającą do tańca płytą „Nomadism” i Lautari, którzy wrócili do wspólnego grania po wielu latach. Jak często recenzje i wywiady z artystami folkowymi pojawiają się w mainstreamowych mediach? A im się udało - chapeau bas!
Ciekawie było też za granicą. Wielkim wydarzeniem – przynajmniej dla mnie – była premiera płyty „Fourth Light” Niyaz, bo odkąd poznałam Azam Ali na festiwalu Globaltica, muzyka tego irańskiego zespołu porusza mnie jeszcze bardziej. Świetnie spisał się mistrz Asian underground, Nitin Sawhney z płytą „Dystopian Dream”. Odważnie pokazała się Anoushka Shankar, nagrywając album bardzo tradycyjny, a Enya dała nam na koniec roku typowe dla siebie celtyckie wytchnienie. Rok 2015 był czasem świetnych nagrań i ambitnych projektów. Zgodnie z zasadą paraboli 2016 rok powinien obfitować w niezapomniane spotkania i koncerty – czego sobie i Wam życzę.

Iśka Marchwica
Dziennikarz, etnomuzykolog, współzałożycielka i prowadząca Etnosystem.pl, w RadioJAZZ.fm prowadzi autorską audycję „Etnos” poświęconą kulturom świata i podróżowaniu. Pisze m.in. dla „Wysokich Obcasów”, Interii.pl i T-Mobile-Music.pl. Miłośniczka muzyki wschodu oraz wędrówek po polskich górach.

Gdy poprosiliśmy czytelników portalu Folk24 o ich podsumowanie roku 2015, większość zgodnie stwierdziła, że był to czas niezwykłych polskich płyt etno/folkowych. Trudno się z tym nie zgodzić, bo już dawno nie było w folku takiego wysypu niesamowitych tytułów. Współczuję jurorom Folkowego Fonogramu Roku, bo wybór będzie naprawdę trudny – jak tu porównać płyty zespołów Lautari, InFidelis, Beltaine, Tęgie Chłopy, Angela Gaber + Trio, Vołosi, Grzecha Piotrowskiego, Kapeli ze Wsi Warszawa, Kapeli Maliszów, Kapeli Brodów, Kraków StreetBand i Krystyny Święcickiej-Wójcik, Čači Vorby, Arka Zawilińskiego, PM2Collective i można by jeszcze wymieniać.
Dla mnie wydarzeniem płytowym roku 2015 będzie jednak pierwsza w czterdziestoletniej historii sceny tradycyjnego folku morskiego i współczesnej piosenki żeglarskiej koncertowa płyta DVD, którą wydali mentorzy i mistrzowie gatunku, obchodzący w minionym roku trzydziestopięciolecie działalności – zespół Stare Dzwony. Nareszcie!
Ważny sygnał dla tradycyjnej muzyki morza popłynął także z Anglii, gdzie Folkową Grupą Roku 2015 w plebiscycie BBC2 Awards zostało trio The Young’Uns, mające w repertuarze wiele tradycyjnych pieśni morza (w 2014 roku gościliśmy zespół na Festiwalu Nad Kanałem w Gliwicach). Koncertowo i festiwalowo w tym roku nie dane mi było zbytnio się udzielać, ale tak jak na wielu, wrażenie zrobili na mnie muzycy Kapeli Maliszów, wydarzeniem niewątpliwie była wizyta Rosanne Cash na Pikniku Country & Folk w Mrągowie i EtnoKraków, choć fakt, że informacje o programie tego megafestiwalu pojawiły się w mediach dopiero miesiąc przed startem, uważam za największą wpadkę minionego roku. Dla mnie jednak, jak i dla całego środowiska „szantowego“ rok miniony stał pod znakiem zmagań o powrót do zdrowia naszego przyjaciela, Andrzeja „Qni“ Grzeli, lidera jednej z najważniejszych dla nas formacji – Ryczących Dwudziestek, który w stanie ciężkim trafił do szpitala w lutym. Andrzej po wylewie powoli wraca do zdrowia i to cieszy. Mam nadzieję, że szybko stanie znów na scenie.

Kamil Piotrowski
Wydawca i redaktor naczelny Folk24.pl

Folkowe wydarzenia sypały się w mijającym roku jak z rogu obfitości. Ten zauważalny rozwój z pewnością był pokłosiem Roku Kolberga (2014) i mam nadzieję, że następne lata będą równie interesujące. Naprawdę sporo było wydawnictw płytowych, o czym świadczy choćby fakt, że „Pismo Folkowe” prawie w każdym numerze poświęcało nowościom fonograficznym nie jedną, a dwie strony. Ukazało się mnóstwo CD – zawierających nagrania archiwalne (kolejne– „Kapela Sowów” i „Kapela Metów”), bliskie muzyce tradycyjnej (Kapela Maliszów „Mazurki niepojęte”, Tęgie Chłopy „Dansing”, Kapela Brodów „Muzikaim”) i twórczości współczesnej (InFidelis „Projekt Kolberg”, Karolina Cicha i Spółka „Jidyszland”). Artystą, który wiele osiągnął w 2015 roku, był Adam Strug. W przeciągu dwunastu miesięcy ukazały się bowiem aż trzy jego płyty: „Requiem Ludowe” z Kwadrofonikiem – oszczędna, wyważona muzyka towarzysząca ludowemu, kunsztownemu śpiewowi Struga; dołączony do czasopisma „Ruch Muzyczny” krążek „Pieśń o Bożym umęczeniu” i autorski album „Mysz” we współpracy z Wojciechem Waglewskim – o zupełnie innym, nieludowym charakterze, dzięki czemu wokalista zaprezentował się nowej publiczności. Drugim interesującym fonogramem było „Święto Słońca” Kapeli ze Wsi Warszawa – bardzo nowoczesna, przemyślana aranżacyjnie muzyka. Zespół po raz kolejny pokazał klasę. Ukazuje się coraz więcej popularnych i naukowych wydawnictw książkowych. Tu również podeprę się naszym czasopismem, w którym w 2015 roku mogliśmy prawie w każdym numerze anonsować trzy pozycje, co kilka lat temu jeszcze możliwe nie było. Wystarczy wspomnieć „Kroniki zakopiańskie” Macieja Prusa, „Polskie instrumenty ludowe” Anety Oborny czy „Cesarię Evorę” Elżbiety Sierakowskiej. Nie brakowało również koncertów i festiwali prezentujących muzykę, szczególnie w stolicy. Mnie ujęło jedno wydarzenie i to nie z pierwszych stron gazet, mianowicie „Wesele pogórzańskie” w Dynowie, w którym brali udział mieszkańcy dwóch wsi. Sporym osiągnięciem jest obecność muzyki polskiej za granicą: Kapela Maliszów na WOMAD, Kapela ze Wsi Warszawa na Colours of Ostrava i bardzo silna reprezentacja polska na targach Womex 2015 w Budapeszcie, na których zaprezentowali się Muzykanci, Sutari i Karolina Cicha. Wszystko idzie ku dobremu, tylko żeby miał tej muzyki w kraju kto słuchać, bo wydaje się, że krąg odbiorców nie poszerza się równie szybko co wykonawców.

Agnieszka Matecka-Skrzypek
Animator kultury, organizator Mikołajek Folkowych, menadżerka Orkiestry św. Mikołaja, redaktor „Pisma Folkowego”.

Skrót artykułu: 

 

Granice folku podlegają coraz częstszym rewizjom, poszerzają się zarówno w ramach gatunku (coraz silniejsze filiacje z world music, coraz większa rzesza uczniów wiejskich muzykantów i śpiewaczek), jak i w obszarze międzygatunkowej „ziemi niczyjej” (z udziałem muzyki współczesnej, jazzu, muzyki dronowej czy avant-folku i rozmaitych eksperymentów). Zaryzykowałbym twierdzenie, że ciekawsze rzeczy dzieją się obecnie na obrzeżach folku czy poza nim (lecz z jego udziałem) niż w mainstreamie gatunku. Owocuje to oryginalnymi projektami i wydawnictwami (wystarczy, że wymienię „Requiem ludowe”), które mogą być szczególnie skuteczne w promocji polskich ludowych tradycji muzycznych w świecie.

(Remigiusz Mazur-Hanaj)

Dział: 

Dodaj komentarz!