Repertuar urozmaicony…

[folk a sprawa polska]

„Krosbi bezkompromisowo ciął tego swojego folka i bez przerwy zakładał zespoły. W jednym nawet pozwolił mi zagrać. Podprowadził skądś takie niby bongosy i kazał mi ćwiczyć. […] Graliśmy na Starym Mieście. Poważny band. Dwie gitary, mandolina, kontrabas, sopranowy saksofon i jeszcze ja jako pierwszy kaszaniarz. Tylko wieloletnia przyjaźń mnie ratowała. Chłopaki po prostu nie zwracali uwagi na to, jak gram” – tak wspominał swoje pierwsze kroki w graniu folku miejskiego czy folku ulicznego Andrzej Stasiuk w swej barwnej opowieści Jak zostałem pisarzem. Oczywiście, trochę tu zgrywy, trochę żartu i autokreacji, ale też jakiś wycinek, jakiś szkic tego, jak przed laty wyglądało takie granie na ulicach stolicy.
Takie granie, czyli jakie? Czy to aby na pewno folk (nawet ten z przydomkiem „miejski”)? Pisarz dopowiadał: „Repertuar mieliśmy urozmaicony, bo w zasadzie to miał być tylko folk, ale jak przychodziła rezerwa, to graliśmy »Wojsko idzie na ćwiczenia«, tyle że zrobione na reggae. Jak przychodziły panie w przedwojennym wieku, to jechaliśmy »La Cucarachę«. A jak żądna rozrywki żulia, to »Felka Zdankiewicza«. W sumie te trzy kawałki najlepiej chodziły. Na resztę był mniejszy popyt”. Oczywiście, sentencjonalnie można by tu stwierdzić, że folk niejedno ma imię, ale ten fragment książki jest przecież opowieścią prawdziwą, niemal reportażem uczestniczącym. Swoją drogą zespół, o którym mowa, przeistoczył się później w formację nazwaną Szczęśliwy Zbieg z Okoliczności, którą – ze Stasiukiem w składzie! – słyszałem wiele lat temu w poznańskim klubie Eskulap podczas promocji jednej z książek pisarza (bodaj Białego kruka). Co więcej, już bez jego udziału, mniej więcej ta sama grupa (pod wodzą Wieśka Orłowskiego i Maćka Pietraho) pod szyldem Jak Wolność To Wolność zyskała swego czasu niemałą popularność i wśród sympatyków folku.
Oczywiście, łatwo mi sobie wyobrazić narzekania czy zdystansowane komentarze tych słuchaczy, dla których termin „folk” – jeśli w ogóle się na niego godzimy – powinien dotyczyć tylko twórczości wywodzącej się z muzyki wiejskiej. Ale niby dlaczego? Nie trzeba tu chyba przypominać ani anglosaskiego rozumienia tego terminu, ani historii polskiej sceny, która miała również swe źródło w kręgu bluesa, ballady czy owego amerykańskiego folku. Tak przecież było.
Tyle że określenie „folk miejski”, jakkolwiek porządkujące pewne znaczenia, może być również interpretowane na wiele sposobów. Bo przecież zabawna to pułapka językowa. W polskiej rzeczywistości folk to przede wszystkim – jak to ktoś kiedyś pisał z nieukrywanym dystansem – muzyka inteligentów z miasta, którzy zatęsknili za wsią. Ujmując rzecz w tym kontekście, moglibyśmy konsekwentnie dojść do wniosku, że (niemal) cały polski folk to folk miejski. Zostawmy jednak drobne żarty, złośliwości bądź nieporozumienia. To przecież głównie zabawy słowne.
Piszę ten tekst, nie wiedząc, jak sobie poradzą z tym tematem (problemem?) redaktorzy „Pisma Folkowego”. Bo jeśli narzekamy na niejasność i nieostrość samego terminu „folk”, na jego „migotliwość” i wieloznaczność, to przecież i w owym „zawężonym” pojęciu „folk miejski” wiele jest niejasności. Sam miewam kłopot z tym nurtem i to nawet nie tylko w kontekście ostrości, wyrazistości granic, ale czasami i artystycznej wartości, i fundamentalnej kwestii uzasadnienia dla wykorzystywania terminu „folk”.
Cóż jest bowiem w Polsce folkiem miejskim? Stanisław Staszewski? Jego syn, Kazik, śpiewający z zespołem Kult piosenki ojca? A może nawet tenże sam Kazik śpiewający „Twój ból jest większy niż mój”? Może Szwagierkolaska albo – nie daj Boże – Maciej Maleńczuk, a może skądinąd świetna kapela Strachy na Lachy? A więc: artyści z kręgu, powiedzmy, rockowego, sięgający do estetyki nieco innej niż rockowa.
A może to kapele uliczne i podwórkowe ze Stasiem Wielankiem na czele? Może wreszcie bliżsi „naszego” podwórka: Jak Wolność To Wolność czy też dość popularna swego czasu grupa Szela? No, bo chyba nie mamy wątpliwości, że wybitnym przedstawicielem nurtu jest krakowska (a dokładnie raczej podgórzańska) Hańba! Ale mamy też ten nurt, którego czołowym przedstawicielem jest Warszawska Orkiestra Sentymentalna (a za nią m.in. Justyna Jary i zespół Pompadur, Ludożercy z Innej Wsi, Karuzela). Oczywiście, przychodzi na myśl Jazz Band Młynarski-Masecki, Warszawskie Combo Taneczne. Tak, trzeba przyzwyczaić się do myśli, że – poza wieloma innymi nie wymienionymi w tym miejscu – prekursorami tej formuły folku byli też Mieczysław Fogg czy Adam Aston!
Oczywiście, ta lista mogłaby (powinna) być dłuższa. To tylko przykładowe rozważania o tym, jak dalece „niejedno imię” ma miejski folk. Pewnie i ja miewam pokusę, ażeby „przyjąć” czy „zaakceptować” pod tym szyldem tych wykonawców, których pomysł artystyczny jest mi bliski, a wobec innych się zdystansować. Ale to nie takie proste.
Pocieszmy się, że bywają większe problemy niż nieostrość podziałów stylistycznych. Można na przykład zostać wybitnym (!) pisarzem, a wciąż tęsknić do muzycznej kariery. Mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie opisywał swe „folkowe” uliczne dokonania, Andrzej Stasiuk stwierdzał sentencjonalnie: „Zawsze podziwiałem rokendrolowców. Nigdy nie podziwiałem pisarzy. Zawsze chciałem być taki jak Iggy Pop, a nigdy nie chciałem być taki jak na przykład Ignacy Kraszewski albo Władysław Reymont”… Cóż, niech brzmi nam folk miejski!

Tomasz Janas

 

Sugerowane cytowanie: T. Janas, Repertuar urozmaicony..., "Pismo Folkowe" 2020, nr 148 (3), s. 21.

Skrót artykułu: 

„Krosbi bezkompromisowo ciął tego swojego folka i bez przerwy zakładał zespoły. W jednym nawet pozwolił mi zagrać. Podprowadził skądś takie niby bongosy i kazał mi ćwiczyć. […] Graliśmy na Starym Mieście. Poważny band. Dwie gitary, mandolina, kontrabas, sopranowy saksofon i jeszcze ja jako pierwszy kaszaniarz. Tylko wieloletnia przyjaźń mnie ratowała. Chłopaki po prostu nie zwracali uwagi na to, jak gram” – tak wspominał swoje pierwsze kroki w graniu folku miejskiego czy folku ulicznego Andrzej Stasiuk w swej barwnej opowieści Jak zostałem pisarzem. Oczywiście, trochę tu zgrywy, trochę żartu i autokreacji, ale też jakiś wycinek, jakiś szkic tego, jak przed laty wyglądało takie granie na ulicach stolicy.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!