Raz na wozie, raz pod wozem

„Raz na walcu, raz pod walcem, życie polega na walce. Na walce lub na wyścigu, raz pod dźwigiem, raz na dźwigu” – przywołaniem fragmentu tekstu piosenki Marka Andrzejewskiego „Pismo Folkowe” lapidarnie skomentowało na Facebooku fakt, że nie otrzymało grantu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2025. Zatem w tym roku pod walcem. Z pewnością nie tylko wydawca tego periodyku potraktował tak sprawę. W tym roku luty i marzec są miesiącami licznych westchnień artystów oraz aktywistów kultury i w ogóle polskiej humanistyki. Niewielkie to pocieszenie, a może i żadne. A może jednak jakieś, zważywszy na naturę fortuny.
Powiedzenie „raz na walcu, raz pod walcem” ma wersję starszą w postaci „raz na wozie, raz pod wozem”, a oba jeszcze starszą, bo sentencję o podobno starożytnym rodowodzie, że „fortuna kołem się toczy”. O tym już wiedzieli i pisali nasi tytani renesansu, Mikołaj Rej i Jan Kochanowski. Koło, obok patery, rogu obfitości i żeglarskiego steru, jest symbolem Fortuny, bogini szczęścia i nieszczęścia. Zdarzało się, że przedstawiano ją z opaską na oczach. Nic dziwnego, że firma bukmacherska nazywa się Fortuna, podobnie jak piwo polecane szczęśliwym hazardzistom oraz sok dla tych, którzy stronią od alkoholu albo których fortuna nie lubi. Nie możemy zapominać, że największego farta w polskim sporcie miał zawodnik Wojciech Fortuna, fortuna zaprowadziła go do Japonii, uczyniła olimpijskim mistrzem świata w skokach narciarskich. Jednak nie okiełznało to jego temperamentu, nie tylko trzy razy miał wstrząśnienie mózgu, łamał sobie nogi oraz ręce, ale też sześciokrotnie wszywano mu esperal i bywało, że trafiał za kratki.
Wróćmy ad rem. Problem jest poważny i jako taki zachowuje się oczywiście jak problem nie do rozwiązania, najwyżej do załagodzenia. Jak rozdzielać środki publiczne na kulturę? Mam na myśli te pieniądze, które pochodzą, mówiąc nieco populistycznie, z naszych podatków. Minister i rząd nie robią łaski, skoro deklarują, że to ich powinność dawać pieniądze, bo kultura jest fundamentem i spoiwem narodowym oraz państwowym, potrzebuje wsparcia i opieki. Stoi za tym również imperatyw dziejowy – wszak historia nie zawsze nas pod tym względem pieściła. Stworzono system ministerialnych grantów, czyli programów obejmujących poszczególne sfery kultury i sztuki, w perspektywach kreacji, edukacji i promocji, oraz dziedzictwo historyczno-kulturowe, przyznając wsparcie w drodze konkursów ofert. Wymogi programowe i procedura konkursowa to konkrety – w nich tkwi najbardziej zauważalny diabeł szczegółów.
Do programu „Czasopisma”, obsługiwanego przez Instytut Książki, wnioski o granty składają wydawcy czasopism literackich i krytyczno-literackich o różnych orientacjach oraz nastawieniach, w tym tych uznawanych (przynajmniej przez własne środowiska) za najbardziej topowe, przebojowe, nowatorskie i aktualne, na czasie. Składają je także edytorzy pism artystycznych wszelkich dziedzin sztuki, również bardzo różnorodnych ideowo, instytucje zajmujące się historią (w tym lokalną), religią, polityką, problemami społecznymi, regionaliści, bibliotekarze, muzealnicy, wspólnoty religijne i zakonne, mniejszości narodowe oraz etniczne, instytucje podległe marszałkom województw, prezydentom miast i wójtom oraz NGO-sy, czyli organizacje pozarządowe. Dominuje literatura i sztuka wizualna. Minister nie ma lekko, wnioskodawcy chętni na granty nie mają lekko, a jeszcze mniej lekko ma folk, nawet pod postacią wydawanego przez lubelski NGO-s „Pisma Folkowego”, najlepszego, de facto na takim poziomie jedynego w kraju, które łączy programowo tradycję i źródła z nowymi interpretacjami, z eksperymentem i awangardą, twórczą mieszanką tego, co stare, i tego, co nowe. Są rzeczy niezastąpione, lecz co z tego wynika?
Zależnie od tego, kto zasiada w gabinecie przy Krakowskim Przedmieściu 15 w Warszawie, odbywają się przetasowania rankingowe – jedni beneficjenci tracą dotacje, inni z nizin bez wsparcia wspinają się na szczyt list. Nie podam najbardziej charakterystycznych, od lat aktualnych, przykładów tej karuzeli, kto tym zainteresowany jest, ten wie. Pomijając dość obszerne, oczywiste lub tragikomiczne marginesy, zauważyć można, że sporo wnioskujących instytucji, kojarzonych z przeciwnymi stronami barykady politycznej czy jeszcze inaczej, tworzy względnie trwały i ciekawy (rzecz jasna, nie dla każdego) rdzeń pejzażu polskiego czytelnictwa, o którym mówi się, iż kreuje najważniejsze bieżące dyskursy kultury. W takiej sytuacji gorzej mają ci, którzy są programowo dobrzy i oryginalni, w pewnym sensie – bez konkurencji, kontynuują konsekwentnie oraz kompetentnie swoje programy i misje, lecz nie wywołują u decydentów przydatnych skojarzeń politycznych lub innych na zasadzie „jakiejś” poprawności. System spycha ich na niższy poziom finansowania publicznego, na poziom województw, miast i gmin, a tu jeszcze bardziej bywa, że „babka na dwoje wróży”. Pisać o tym można wiele, materiał do analizy zjawiska grantozy mamy bogaty, są anse i niuanse, jak chociażby taki niuans wyrażający się w pytaniu, czy w ogóle istnieją eksperci bezstronni, skoro kultura jest tak zróżnicowana oraz wewnętrznie dynamiczna aż do sprzeczności, zatem nikogo nie pozostawia obojętnym. Bibliografia naukowa rozrasta się.
Przywołam teraz pewien konkret, zresztą dostępny na stronie MKiDN. Granty z „czytelnictwa” dostały wnioski, który otrzymały od komisji ekspertów co najmniej 80 punktów. Najwięcej miały „Więź”, „Znak”, także „Czas Kultury” – otrzymały jako jedyne grant trzyletni. „Pismo Folkowe” zdobyło punktów 75 i grantu nie dostało. Jednak grant dostały trzy wnioski o takiej samej liczbie 75 punktów oraz dwa wnioski z 74 punktami, jeden z 70 punktami i jeszcze jeden z punktacją 62,5. Jakim cudem? Cudem tak zwanej rezerwy ministra, bo regulamin pozwala ministrowi w tym trybie przyznać grant dowolnemu wnioskowi nierekomendowanemu przez ekspertów i zrobić to nawet już po rozstrzygnięciu konkursu. Takie ma prawo, ma, a nawet musi mieć minister jakieś swoje zdanie i musi wybierać. A my? Przecież nie będziemy protestować, że dotację dostał kwartalnik „Dialog Pheniben” Stowarzyszenia Romów w Polsce (74 punkty), pismo „Własnym Głosem” wydawane przez Radę Krajową Robotniczych Stowarzyszeń Twórców Kultury (70 punktów) czy „Biuletyn Federacji Rodzin Katyńskich” (62,5 punktu). Podoba mi się postawa redaktor naczelnej Agaty Kusto – nie ma co rozdzierać szat, gra się toczy, wierzmy w Fortunę, chociaż chcielibyśmy, aby nie ona decydowała, lecz atuty misji, programu, dzieła, dorobku, doświadczenia oraz znawstwa. „Będzie próba przetrwania, nie pierwsza już...”. 

Grzegorz Józefczuk

Skrót artykułu: 

„Raz na walcu, raz pod walcem, życie polega na walce. Na walce lub na wyścigu, raz pod dźwigiem, raz na dźwigu” – przywołaniem fragmentu tekstu piosenki Marka Andrzejewskiego „Pismo Folkowe” lapidarnie skomentowało na Facebooku fakt, że nie otrzymało grantu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2025. Zatem w tym roku pod walcem.

Dział: 

Dodaj komentarz!