Raszyd Bejbutow – nie tylko piosenkarz estradowy

fot: www.azadliq.org

Do kultury Związku Radzieckiego mieliśmy my, Polacy, stosunek polityczny – ceniliśmy i nadal cenimy głównie tych twórców i artystów, którzy w jakiś sposób „podpadli systemowi” – ofiary stalinizmu Annę Achmatową i Osipa Mandelsztama, wyśmiewającego realia życia w Kraju Rad Michaiła Bułhakowa, przeczołgiwanego po powrocie z emigracji Aleksandra Wertyńskiego, zmuszonego do rezygnacji z Nagrody Nobla Borysa Pasternaka, więzionego w obozie pracy Aleksandra Sołżenicyna, zadającego niewygodne pytania Bułata Okudżawę, najprawdopodobniej zamordowanego przez KGB Włodzimierza Wysockiego czy zmuszonego do emigracji Josifa Brodskiego. Pamiętamy zresztą chyba wszyscy antologię poezji rosyjskiej „Moi Moskale” w przekładzie Wiktora Woroszylskiego, do której wyboru tekstów dokonano według klucza politycznego czy może wręcz dysydenckiego, a nie literackiego z wyraźną szkodą dla całości – oprócz świetnych wierszy Puszkina, Błoka, Majakowskiego czy Pasternaka pojawiły się w najlepszym razie przeciętne przekłady utworów Jewtuszenki, Gorbaniewskiej, Ratuszyńskiej czy Doliny2. Na tych, którzy jakoś ułożyli sobie życie w Ojczyźnie Światowego Proletariatu, patrzyliśmy podejrzliwie lub ironicznie – jak choćby na abchaskiego pisarza Georgija Gulię, którego w swojej wspomnieniowej książce „Z głowy” obśmiał Janusz Głowacki. W ten sposób dzieliliśmy jednak radzieckich twórców i artystów według kryterium, które dla szerokich rzesz mieszkańców Związku Radzieckiego nie miało większego znaczenia, nie zauważając lub nie chcąc zauważyć wielu ciekawych postaci. Jedną z nich był pieśniarz Raszyd Bejbutow1.

Raszyd Medżyd ogły Bejbutow (po azersku Rəşid Məcid oğlu Behbudov) urodził się w Tyflisie w Imperium Rosyjskim 1 grudnia 1915 roku, a według nowego stylu i w nowej terminologii – 14 grudnia 1915 roku w Tbilisi (tak czy inaczej w bieżącym roku przypadnie setna rocznica jego urodzin). Wybierając drogę życiową, poszedł w ślady ojca i został śpiewakiem. Już jako uczeń technikum kolejowego zorganizował szkolną orkiestrę, a podczas służby wojskowej był solistą garnizonowego zespołu. Moda na wysokie, miękkie, męskie głosy dała mu pewną popularność na Zakaukaziu i w Rosji. Bejbutow odznaczał się głosem o przyjemnym, delikatnym i ciepłym tembrze oraz szerokim diapazonie, był to bardzo wysoki, liryczny tenor, łączący w sobie europejską impostację z manierą śpiewu charakterystyczną dla mugamu, pod którą to ogólną nazwą rozumie się niezwykle kunsztowny gatunek azerskiej, tradycyjnej formy muzycznej oparty na improwizacji. Również sentymentalny, ale jednak radosny sposób wykonywania pieśni zaczerpnął Bejbutow z tradycji Kaukazu i Turcji. Swobodnie władał językiem rosyjskim i w ogóle miał chyba łatwość przyswajania sobie języków obcych, skoro w późniejszym okresie życia chętnie włączał do swojego repertuaru pieśni krajów, w których występował. W 1938 roku przeniósł się do Erewania3, na stanowisko solisty najpierw filharmonii, a później państwowej orkiestry jazzowej. Podczas wojny występował przed żołnierzami Frontu Krymskiego, wreszcie w 1945 roku na zaproszenie młodszego o dwa lata kompozytora Tofika Gulijewa zamieszkał w Baku. Był to poniekąd powrót do korzeni, jako że ojciec piosenkarza pochodził z Szuszy.

W mieście znanym polskiemu czytelnikowi głównie z „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego jeszcze w tym samym roku otrzymał Bejbutow angaż do filmu muzycznego „Handlarz suknem”, który przyniósł mu sławę nie tylko w całym Azerbejdżanie, ale i w ponad dwudziestu pięciu krajach, w których obraz był wyświetlany. Mówi się, że Bejbutow miał pierwotnie zagrać jedynie służącego głównego bohatera, ale gdy usłyszano, jak śpiewa, bez wahania dano mu główna rolę bogatego kupca, który w przebraniu tytułowego handlarza wkradał się do domów orientalnych piękności.

W krótkim czasie stał się znanym pieśniarzem, którego repertuar sięgał od klasycznych wykonań po pieśni liryczne, a jego rzadki talent wokalny dał mu szansę podróżować z koncertami nie tylko po Związku Radzieckim, ale i całej Azji, a także Europie i Ameryce Łacińskiej. Szczególnie popularny był w Turcji i Iranie, gdzie przecież żyje więcej Azerów niż w samym Azerbejdżanie. W Indiach wiozący artystę pociąg został zatrzymany przez jego wielbicieli, a samego Bejbutowa, pewnie bez większych oporów, zmuszono do wystąpienia z naprędce zaaranżowanym koncertem. Z kolei jego tournée po Chile przypadło na gorący okres tuż przed przewrotem wojskowym generała Augusta Pinocheta – podróżującego po kraju muzyka strzegli żołnierze, a dochodzące do towarzyszącej mu ekipy odgłosy odległych wystrzałów z broni palnej były na porządku dziennym.

Ta popularność nie tak łatwo przełożyła się na oficjalne uznanie. Na prestiżowy tytuł Narodowego Artysty Związku Radzieckiego – najwyższy zaszczyt, jakiego mógł dostąpić radziecki artysta, musiał czekać dość długo. Kreml ociągał się z jego zatwierdzeniem właśnie dlatego, że w opinii oficjeli Bejbutow nie był śpiewakiem operowym, a jedynie piosenkarzem estradowym. Tak jednak nie było, jako solista filharmonii czy teatru, opery i baletu Bejbutow radził sobie z najbardziej wymagającymi partiami operowymi. Wreszcie rolą Bałasza w Sewili4 Fikrata Amirowa udało mu się przekonać decydentów.

Ukochanym dzieckiem Raszyda Bejbutowa był Państwowy Teatr Pieśni w Baku, który stworzył w 1966 roku. To tam, przygotowując kolejny sezon, poczuł się źle, a po przewiezieniu do najlepszego w kraju szpitala Kuncewo w Moskwie zmarł 9 czerwca 1989 roku. Był dwa lata starszy od Związku Radzieckiego i umarł na dwa lata przed jego upadkiem. Niepodległości Azerbejdżanu nie dożył, ale też chyba specjalnie na nią nie czekał.

Raszyd Bejbutow śpiewał o pięknie swoich rodzinnych stron – z jego ust wypłynęły takie przeboje, jak „Песня о Тбилиси” („Piesnia o Tbilisi”, „Pieśń o Tbilisi”), „Azərbaycan” („Azerbejdżan”), „Laleler” („Tulipany”), „В этом городе ярких огней” („W etom gorodie jarkich ogniej”, „W tym mieście jasnych ogni”, w wersji azerskiej – „Bu Şəhərdə”), „Bakı haqqinda mahni” (w wersji rosyjskiej – „Песня о Баку”, „Piesnia o Baku” – „Pieśń o Baku”), a także oczywiście o miłości – i tu niech za przykłady posłużą „Песня первой любви” („Piesnia pierwej liubwi”, „Pieśń pierwszej miłości”), „Я встретил девушку” („Ja wstriecził diewuszku”, „Spotkałem dziewczynę”) „Не гордись” („Nie gordis”, „Nie pysznij się”). Pewną próbką jego umiejętności jest piosenka „Любимые глаза” („Liubymyje głaza”, „Ukochane oczy”). Można powiedzieć, że to taki środkowoazjatycki torch song – o tyle nietypowy, że kompozytor Andriej Babajew napisał muzykę nie tyle do oryginalnego turkmeńskiego wiersza Kary Sejtlijewa (1915-1971), ile do jego rosyjskiego tłumaczenia pióra Anisima Krongauza (1920-1988). Bejbutow zaśpiewał ją w turkmeńskim filmie „Chytrość starego Aszyra”. Przedstawiam ją tutaj w moim przekładzie:

Woda w aryku jak żywa w dal płynie,
To się przelewa, to zwalnia, to mknie.
Koło aryku w pamiętnej godzinie
Pierwszy raz wpadłem w źrenice te dwie.

Złotem błyszczy gwiazd na niebie tysiąc,
Piękno twych ócz zamienia je w miedź.
Tylko ukochana, śmiało mógłbym przysiąc,
Tak niezwykłe oczy może mieć.

Gdzie mnie samotność próbuje zaskoczyć:
W górach, w pustyni, na morzu wśród burz,
Cały czas patrzą się na mnie te oczy –
Mój niestrudzony i czuły mój stróż!

Złotem błyszczy gwiazd na niebie tysiąc,
Piękno twych ócz zamienia je w miedź.
Tylko ukochana, śmiało mógłbym przysiąc,
Tak niezwykłe oczy może mieć.

Anisim Maksimowicz Krongauz to też ciekawa postać. Od urodzenia cierpiał na gruźlicę kości, dzieciństwo spędził w łóżku, nie dziwi więc, że uciekał w wiersze. Do szkoły poszedł dopiero w wieku dziesięciu lat, o kulach, i mimo że chromał, zdołał jeszcze przed dwudziestką zdobyć tytuł mistrza Moskwy w boksie. W dorosłym życiu został jednym z najlepszych w kraju tłumaczy z języków tureckich, we własnej poezji wybrał oszczędny, surowy realizm.

Wracając do Raszyda Bejbutowa – bardzo ciekawie przedstawia się problem jego interakcji z innymi artystami. Chętnie wykonywał utwory Radźa Kapura (Raja Kapoora), amanta filmowego zwanego indyjskim Clarkiem Gable’e, reżysera takich arcydzieł kina społecznego, jak „Włóczęga” czy „Pucybut”, nominowanych do Złotej Palmy w Cannes, a także „Miłości i paragrafu”5. Można by zaryzykować stwierdzenie, że kultura popularna azjatyckich republik Związku Radzieckiego pozostawała pod większym wpływem Indii, Iranu czy Turcji niż Rosji. Miłośnikiem Bejbutowa był młody Czesław Wydrzycki, zanim repatriował się do Polski i przyjął pseudonim Czesław Niemen. Po piosenki Bejbutowa sięgnął też Barış Manço, czyli taki Niemen znad Bosforu (jakkolwiek karkołomnie by to brzmiało).

W latach osiemdziesiątych XX wieku Baku słynęło jako to z miast Związku Radzieckiego, w którym muzyka w dyskotekach grała najgłośniej, a dziewczęta nosiły najkrótsze spódniczki. Czas Raszyda Bejbutowa bezpowrotnie przeminął. Nie zapomniano o nim jednak – ma dziś w azerskiej stolicy pomnik, a założony przezeń Państwowy Teatr Pieśni przy jego ulicy w centrum Baku również nosi jego imię. 14 grudnia 2010 roku, w dziewięćdziesiątą piątą rocznicę jego urodzin, zorganizowano w Baku flash mob na cześć artysty – aż ciekaw jestem, co się będzie działo teraz.

Dziękuję panu prof. Grzegorzowi Ojcewiczowi oraz panu Leszkowi Bergerowi za cenne uwagi dotyczące przekładu, a pani doktor Walentynie Kulpinie – za rzucenie światła na życie kulturalne w Związku Radzieckim.

Maciek Froński

1 Muszę przyznać, że miałem spory kłopot z wymyśleniem tytułu tej opowieści. Pierwotnie miał on brzmieć Raszyd Bejbutow – Słowik z Baku, ale odkryłem, że pod pseudonimem Słowik (Bülbül) znany był inny wybitny pieśniarz z Azerbejdżanu – Məmmədov Murtuza Məşədi Rza oğlu (1897-1961). Kolejny tytuł – Raszyd Bejbutow – głos z Baku – też porzuciłem jako niosący zupełnie niepotrzebne skojarzenia z azerskim przemysłem wydobycia ropy naftowej.
2 Por.: P. Fast, Rozumem Rosji nie ogarniesz, Mikołów 2010, s. 112-116.
3 Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej postuluje stosowanie nazwy „Erywań” w odniesieniu do obecnej stolicy Armenii, dla mnie jednak używanie nazwy „Erywań” ma tyle sensu i wdzięku, co właśnie stosowanie nazwy „Tyflis”.
4 To nie błąd ortograficzny, nie chodzi bowiem o miasto w słonecznej Andaluzji, a o imię żeńskie – Sewil.
5 P. Wilk, Lalki w ogniu, Warszawa 2011, str. 91. Książka została nominowana do Nagrody Literackiej NIKE 2012.

Skrót artykułu: 

Do kultury Związku Radzieckiego mieliśmy my, Polacy, stosunek polityczny – ceniliśmy i nadal cenimy głównie tych twórców i artystów, którzy w jakiś sposób „podpadli systemowi” – ofiary stalinizmu Annę Achmatową i Osipa Mandelsztama, wyśmiewającego realia życia w Kraju Rad Michaiła Bułhakowa, przeczołgiwanego po powrocie z emigracji Aleksandra Wertyńskiego, zmuszonego do rezygnacji z Nagrody Nobla Borysa Pasternaka, więzionego w obozie pracy Aleksandra Sołżenicyna, zadającego niewygodne pytania Bułata Okudżawę, najprawdopodobniej zamordowanego przez KGB Włodzimierza Wysockiego czy zmuszonego do emigracji Josifa Brodskiego. Pamiętamy zresztą chyba wszyscy antologię poezji rosyjskiej „Moi Moskale” w przekładzie Wiktora Woroszylskiego, do której wyboru tekstów dokonano według klucza politycznego czy może wręcz dysydenckiego, a nie literackiego z wyraźną szkodą dla całości – oprócz świetnych wierszy Puszkina, Błoka, Majakowskiego czy Pasternaka pojawiły się w najlepszym razie przeciętne przekłady utworów Jewtuszenki, Gorbaniewskiej, Ratuszyńskiej czy Doliny2. Na tych, którzy jakoś ułożyli sobie życie w Ojczyźnie Światowego Proletariatu, patrzyliśmy podejrzliwie lub ironicznie – jak choćby na abchaskiego pisarza Georgija Gulię, którego w swojej wspomnieniowej książce „Z głowy” obśmiał Janusz Głowacki. W ten sposób dzieliliśmy jednak radzieckich twórców i artystów według kryterium, które dla szerokich rzesz mieszkańców Związku Radzieckiego nie miało większego znaczenia, nie zauważając lub nie chcąc zauważyć wielu ciekawych postaci. Jedną z nich był pieśniarz Raszyd Bejbutow.

Dział: 

Dodaj komentarz!