Przeplatane – piosenki wielojęzyczne ze Śląska

fot. z arch. autorki: Józef Raudzis podczas nagrań

„Bądźmy lustich und fidejlich, chodźma jutro na wesely”

Pierwszy raz natknęłam się na pieśń wielojęzyczną, przesłuchując nagrania archiwalne z woj. opolskiego, powstałe w latach 50. XX wieku. Pieśń weselną, w której obecne były niemieckie oraz śląskie czy polskie słowa, zaśpiewała Ludwika Sobota z Popielowa[i]. Ogólnie rzecz biorąc, piosenka jest żartobliwym zaproszeniem na wesele oraz składaniem życzeń młodej parze. Całego tekstu nie udało mi się zrozumieć, ale zanotowałam kilka słów: „libujcie się vie zwei Tauben”, „jou tez nie mą nic na gegen”, „bądźcie zawsze zufrieden”. Po piosence zarejestrowany został jeszcze komentarz osoby obecnej przy nagrywaniu: „taka mieszana”. Dla mnie, mieszkanki Śląska mieszanie języków nie było niczym zdumiewającym ani nowym. Co prawda pieśni ludowych z tekstami wielojęzycznymi nigdy wcześniej nie słyszałam, ale powiedzenia owszem. Niektóre osoby z rozmysłem zestawiają śląskie czy polskie słowa z niemieckimi w celu uczynienia wypowiedzi bardziej dowcipną czy przykucia uwagi słuchaczy. Są to wtrącane słowa o identycznym znaczeniu w obu językach i mamy takie niespodziewane „masło maślane” jak: „langsam pomału”, „zusammen do kupy”, „curik do tyłu”. Przy czym charakterystyczne jest, że nikt nie stara się wymawiać niemieckich słów według prawideł tego języka i nie występują one w poprawnej formie gramatycznej. Można powiedzieć, że jest to zjawisko przynależne językowi mówionemu, bo trudno to zapisać. Takie zestawienia słów stają się charakterystyczną cechą wysławiania się niektórych osób. Inne łączą się w zdania i pełnią funkcję powiedzeń przytaczanych w określonych sytuacjach bądź bez konkretnej potrzeby, stając się swego rodzaju przerywnikiem wypowiedzi. Moja znajoma, wspominając swojego ojca, przytacza jego ulubione powiedzenie: „Die kleine cielątko po polu einlaufen mit roten trzewiczki”. To zdanie z „cielątkiem” zapisanym jako „tschelontko” zapamiętane zostało i cytowane przez internautów m.in. przy okazji dyskusji pod artykułem o słownikach gwar niemiecko-śląskich: „mój teść za to słowo dostał lanie w szkole w 1939”[ii]. Inny użytkownik internetu wspomina swojego nauczyciela, który zachęcał do uczenia się niemieckiego powtarzanym co jakiś czas zdaniem: „Żebyście nie mówili: Meine liebe Kaśka piszę do ciebie list”. Inna wersja to: „Meine liebe Kaśka schreibe do ciebie ein Brief: przyślij mi zwei Gulden, bo leżę w szpitalu krank”. Mimo że nie potrafię powiedzieć, skąd znam te powiedzenia, to wiem, że już je wcześniej w dzieciństwie słyszałam.

Wielojęzyczne teksty w zapisach

Dowody na to, że zdania polsko-śląsko-niemieckie istniały o wiele dawniej na Śląsku, znajdujemy w zapisach etnografa Lucjana Malinowskiego, który objeżdżał ten region w 1869 roku jako stypendysta Uniwersytetu Warszawskiego[iii]. Był między innymi w Dębskiej Kuźni i Chrząstowicach, a także w okolicach Raciborza, Koźla. Zamieszcza w swojej relacji zdania na przykład przeplatanki słownej niemiecko-polskiej. I tak czytamy: „Chłopi niemieccy mówili: nimm die drąga hau die kobyla, żeby besser ciągla” („Weź drąga, a uderz kobyłę, żeby lepiej ciągnęła”), „Has du nicht gezan kole waszych humen klajne prasiatki laufn?” („Czyś nie widział koło waszych gumien, nie biegały tam małe prosięta?”) albo: „Du zef(?), was kosten to jelito? Cwaj piętoki. Gib her ho sam” („Ty słuchaj no, co kosztuje ta kiełbasa? Dwa piętaki – grosz srebrny. To daj ją tutaj”)[iv].

W tej samej książce Malinowskiego znaleźć można również fragment dotyczący zapisów sądowych: „Prawda, że większość sędziów umie po polsku, lecz urzędowi tłumacze, których obowiązkiem jest przekładać dokumenta sądowe, częstokroć pojęcia nie mają o języku polskim piśmiennym. Jako przykład ich stylu przytaczano mi następujące wyrażenie, które, jak mnie zapewniano, stało się stereotypowym: niemiecki frazes »Die Kosten werden niedergeschlagen« wykładają ci panowie po polsku: »Kusta będą na dół trzaskane«. Oznacza to, że koszty zostaną umorzone”. Cytując panią Adelajdę Pasoń z Dębskiej Kuźni, z którą rozmawiałam o pieśniach i języku, „przypomina to efekt translatora”, znanego wszystkim, choćby z internetu.

„Szła dzieweczka do laseczka und sie war so wunderschön”

Wracając do pieśni przywołanej na początku tekstu: posłuchałam, uśmiechnęłam się, zrobiłam notatkę i pomyślałam, że to ciekawy temat. Jednak wobec braku podobnych przykładów pieśni odłożyłam go do czasu, aż będę miała co analizować. Nie sądziłam, że za kilka lat przykłady znajdą się na moim własnym podwórku. Kiedy zaczęłam docierać do śpiewaków w podopolskich wsiach i dokumentować ich repertuar, nie zanotowałam w nim piosenek wielojęzycznych. Natomiast jedna przypomniała się panu Józefowi Raudzisowi, muzykantowi z Wróblina, na jednym ze spotkań śpiewaków z Opolskiego, które zostały wymyślone po to, by się poznali i posłuchali wzajemnie, gdyż byli tego bardzo ciekawi. To żartobliwa historia o odkochaniu się w pięknej dziewczynie wskutek dosadnego wyrażenia przez nią braku akceptacji dla tego uczucia poprzez wylanie zawartości nocnika na kawalera grającego pod jej oknem. Udział języków jest taki: mniej więcej pół zwrotki jest po polsku-śląsku, pół po niemiecku, choć najczęściej słowa są przeplatane[v]. Według relacji piosenka ta powstała spontanicznie, ułożona dla zabawy przez dorosłego mężczyznę oraz chłopca, którym był wtedy pan Józef. Nie wiadomo, skąd wziął się pomysł, bo pan Józef nie pamięta, aby takie piosenki czy pieśni śpiewano powszechnie, ale inne relacje wskazują, że taka praktyka się zdarzała.

Makrabische Lieder?

Wydaje się, że spontaniczność towarzyszyła tworzeniu pieśni wielojęzycznych w okolicznościach wyznaczanych przez tradycję. To znaczy, że powstawały zwyczajowo podczas darcia pierza, ale nie odbywało się to obowiązkowo i zawsze. Nieżyjący już mieszkaniec Dębskiej Kuźni, Georg Stasch wspomina to tak: „Przeważnie darcie pierza kończyło się wieczorem, czasami nawet bardzo późno. To były wesołe wieczory: Wymieniano się nowościami ze wsi i opowiadano różne historie. Przede wszystkim jednak śpiewano i śmiano się z opowiadanych żartów. Bardzo dobrze utkwiło mi w pamięci, jak kobiety śpiewały piosenki w dwóch różnych językach, tzw. makrabische Lieder (przeplatanka słowna), w których jedno zdanie śpiewane było po niemiecku, drugie po śląsku-polsku. Zaskakujące w tym wszystkim było to, jak kobiety potrafiły zapamiętać czasem bardzo trudne teksty”[vi]. Taką sytuację zapamiętała z dzieciństwa również Adelajda Pasoń, emerytowana nauczycielka i pasjonatka kultury ludowej oraz historii swojej miejscowości. Kobiety z Dębskiej Kuźni wymyślały takie pieśni na poczekaniu. Według wspomnień pani Adelajdy były to żartobliwe piosenki z czasem bardzo skomplikowanymi tekstami. Improwizowanie wymagało wprawy w przechodzeniu z języka na język, a zdobycie jej wypływać mogło tylko z codziennej praktyki. Trudno byłoby się tego po prostu nauczyć. Te piosenki, które były szczególnie udane, starano się zapamiętywać, by je później powtarzać. Historie w tych pieśniach miały być dobrą zabawą, ale też musiały być konsekwentnie opowiadane, tzn. treść piosenki musiała się układać w jedną całość. I na tym polegała właśnie trudność. Co do określenia wielojęzycznych piosenek jako „makrabische Lieder”, to wzmianka w książce Georga Stascha jest jedynym przypadkiem zetknięcia się z tym pojęciem. Pani Adelajda go nie zna, nie słyszała także, aby te piosenki jakoś specjalnie określano. Książka została napisana w języku niemieckim i wobec braku potwierdzenia tej nazwy w innych źródłach, także słownikowych, zdecydowano się na przetłumaczenie jej jako „przeplatanka słowna”, kojarząc „makrabische” z „makramische” od przeplatania sznurka w makramie.

Na zamówienie

Inne osoby wskazują na odmienne okoliczności powstawania przeplatanych językowo pieśni: na zamówienie. Układały je osoby, które miały do tego talent i doświadczenie. Pan Joachim Gabryś z Wróblina, śpiewak i muzykant, opowiada: „Była taka pani Fikus z »Krzanowiczanek«, ona już poszła do Krainy Wiecznych Łowów, ale ona tłumaczyła piosenki z niemieckiego i układała, jak było potrzeba, przykładowo na urodziny czy rocznicę ślubu, jak ktoś potrzebował. Żeby dowcipnie było i coś takiego innego. I czasami to były takie śląsko-niemieckie”. Istnienie możliwości zamawiania piosenek wielojęzycznych potwierdza także wspominany już Józef Raudzis. Niestety, według relacji obu panów, żadne przykłady takiej twórczości się nie zachowały.

Nie tylko piosenki

Śląsko-niemiecką piosenkę oraz wierszyk o zającu, a także żarty o nieporozumieniach językowych między Polakami a Niemcami znają śpiewaczki z Dębskiej Kuźni: Anna Smolczyk i Maria Mika. Poznały je w dzieciństwie od kobiet ze swojej rodziny i innych dzieci. Komizm polega w tych tekstach na samym zestawieniu słów z różnych języków: „auf der Wiese sitzt ein zając” i ma „ojglajn”, którymi spogląda, oraz „fuse”, którymi wymachuje. Kolejna rzecz wywołująca efekt komiczny to zestawienie słów i wyrażeń brzmiących podobnie w obu językach, a znaczących zupełnie coś innego. Przykład mamy w scence o zakupie kozła na targu: „Was kost der bok?”, „Wcora mu było rok” itp.[vii] Oba koncepty stosowane do wywołania efektu komicznego nie są niczym nowym i bawią ludzi nie od dziś. Cały czas wydaje się to być aktualne. Wystarczy przypomnieć sobie sprzed kilku lat karierę przeboju Kabaretu Otto z zasmażką w treści, gdzie słyszymy m.in.: „Gib mir kaszanka der schab ist hundert Jahre alt!”[viii].

Pieśni z cytatem

Dotychczas przedstawione teksty piosenek, żartów i wierszyków wyglądały podobnie, tzn. słowa polskie, śląskie i niemieckie były przeplatane. Wypada wspomnieć o jeszcze innych tekstach wielojęzycznych, które skonstruowane są odmiennie. Mianowicie cały tekst jest w jednym języku, w tym wypadku po niemiecku i występuje w nim tylko jedno śląskie słowo, będące cytatem z wypowiedzi występującego w tej piosence „Opy”, czyli dziadka. Efekt komiczny polega na zaskoczeniu słuchaczy tym, że nikt się tego słowa nie spodziewa. Po pierwsze, dlatego że jest to znana niemiecka piosenka związana z okresem Świąt Bożego Narodzenia: „O, Tannenbaum”. Ma ona standardowy, znany tekst, który łatwo znaleźć w internecie, a tu, w wykonaniu pana Joachima Gabrysia otrzymuje kolejne zwrotki. Po drugie, użyte w jednej z nich niespodziewanie śląskie słowo „Pierunie!” zawsze wywołuje wesołość. Tę piosenkę, jak i inne przywołane w niniejszym artykule, a także żarty i wierszyki można usłyszeć w dwóch filmach o pieśniach wielojęzycznych na Śląsku, które są dostępne na YouTubie na kanale „Pieśni Bezscenne”. Tyle o utworach żartobliwych. Natomiast trzeba dodać, że istnieją także pieśni oraz teksty wielojęzyczne o wymowie wcale nie wesołej. Są to utwory z cytatem, przykładowo w postaci obelg i przezwisk, jakimi obdarzani byli bohaterowie, np. podczas pracy. Są i takie związane z negatywnym stosunkiem do przedstawicieli innych narodowości bądź całych narodów spowodowanym kolejami historii w postaci wojen albo innych wydarzeń. Część związana jest ze specyficzną historią Śląska, inne pochodzą spoza niego. To jest już jednak temat wymagający osobnego opracowania.   

Iwona Wylęgała


[i] Katalog nagrań ze Zbiorów Fonograficznych IS PAN w Warszawie, [online], [dostęp: 30 września 2020]: https://www.dismarc.org/index.php?form=display&oaiid=ISPAN%2F00000T047927

[ii] LUKA, Mutter Schläsing, deene Usingern, czyli kilka uwag o Mundarcie i śląskości, [online], [dostęp: 30 września 2020]: https://polska-org.pl/502635,Mutter_Schlasing_deene_Usingern_czyli_kilka_uwag_o_Mundarcie_i_slaskosci.html

[iii] J. Pośpiech, S. Sochacka, Lucjan Malinowski a Śląsk, Opole 1976.

[iv] Tamże, s. 128

[v] Szczegóły w filmie: „Od miłości ausgeheilt”, [online], [dostęp: 8.10.2020]: https://www.youtube.com/watch?v=GD8yGTbqyAU 

[vi] G. Stasch, Dębska Kuźnia. Wspomnienia z Górnośląskiej wsi, Warthausen 2006.

[vii] Szczegóły w filmie: „Przeplatane”, [online], [dostęp: 17 października 2020]: https://www.youtube.com/watch?v=60ixykazvL4&t

[viii] Tekst piosenki „Pizza i pyzy”, [online], [dostęp: 30 września 2020]: https://songtext-ubersetzung.com/l/z/5230323/kabaret-otto/zasmaka/

 

Sugerowane cytowanie: I. Wylęgała, Przeplatane – piosenki wielojęzyczne ze Śląska, "Pismo Folkowe" 2020, nr 151 (6), s. 17-18.

Skrót artykułu: 

Pierwszy raz natknęłam się na pieśń wielojęzyczną, przesłuchując nagrania archiwalne z woj. opolskiego, powstałe w latach 50. XX wieku. Pieśń weselną, w której obecne były niemieckie oraz śląskie czy polskie słowa, zaśpiewała Ludwika Sobota z Popielowa. Ogólnie rzecz biorąc, piosenka jest żartobliwym zaproszeniem na wesele oraz składaniem życzeń młodej parze. Całego tekstu nie udało mi się zrozumieć, ale zanotowałam kilka słów: „libujcie się vie zwei Tauben”, „jou tez nie mą nic na gegen”, „bądźcie zawsze zufrieden”. Po piosence zarejestrowany został jeszcze komentarz osoby obecnej przy nagrywaniu: „taka mieszana”. Dla mnie, mieszkanki Śląska mieszanie języków nie było niczym zdumiewającym ani nowym.

fot. z arch. autorki: Józef Raudzis podczas nagrań

Dział: 

Dodaj komentarz!