Przemijanie

W sondzie udział wzięli:

  • Rafał "Taclem" Chojnacki - Gadki z Chatki, Gdańsk
  • Marcin Puszka - HelloFolks, Lublin
  • Marcin Piosik - Radio Afera, Poznań
  • Jani i Pajuśka - Folk u Konadora, Warszawa
  • Janina Biegalska - Dyrektor WOK Lublin


    Rafał "Taclem" Chojnacki Gadki z Chatki, Gdańsk

    Józek Kaniecki i Darek Ślewa to muzycy kojarzeni przede wszystkim z zespołem Smugglers, grającym morską odmianę folk - rocka. Obaj występowali też w grupie Szela, którą można by nazwać siostrzaną kapelą Smugglersów.

    Szela to zespół, który wyprzedził czas o jakąś dekadę. Gdyby materiał zatytułowany Pani pana zabiła... ukazał się trochę później, być może zamiast Czerwonych korali na listach przebojów królowałyby takie piosenki, jak Niezaślubiona siostra umiera czy Kalina. Józek był w Szeli od początku, to między innymi dzięki jego talentowi zyskała ona sznyt taki jak brytyjskie Fairport Convention. Darek przyłączył się do grupy po powrocie z Wielkiej Brytanii, skąd przywiózł głowę pełną pomysłów na folk - rockowe granie.

    Od tego czasu minęło kilkanaście lat. Zarówno Smugglers jak i Szela zdążyły w tym czasie zawiesić działalność i reaktywować się. Działają do dziś, choć w obu grupach gra już tylko jeden z założycieli - basista Krzysztof Janiszewski. To on dba teraz o to, by obie grupy brzmiały stylowo. Myślę, że nie ma się czego obawiać, zawsze był jednym z decydujących głosów w zespołach.

    Skład obu kapel jest bardzo mocny, brzmią świetnie, a jednak trudno mówić o ich twórczości bez poczucia straty. W styczniu 2006 zmarł Józek Kaniecki. Bez niego zespół musiał pomyśleć o nowym instrumentaliście prowadzącym. Kiedy skład się nieco ustabilizował, Bóg powołał kolejnego muzyka - Darek Ślewa zmarł w marcu 2009. Prawdopodobnie w niebie zbiera się jakiś folk - rockowy band.

    Mam nadzieję, że mimo takich strat Smugglersi i Szela będą grać dalej. Co więcej, że wydadzą w końcu długo oczekiwane płyty. Materiał, który mają nagrać na pewno jest tego wart. Póki więc jest szansa na te nagrania, żal ze straty będzie choć odrobinę mniejszy.



    Marcin Puszka HelloFolks, Lublin

    Długo myślałem którego z zespołów folkowych brakuje najbardziej, aż w końcu mnie olśniło... Żałuję, że nigdy już nie przyjdzie mi zobaczyć w akcji The Dubliners - ludzi, bez których celtycki folk nie byłby tak kochany i uwielbiany, bez których prawdopodobnie nikt nie usłyszałby takich piosenek jak "The Irish Rover", "Black Velvet Band" czy "Fields Of Athenry"; ludzi, bez których nie byłoby ani Dropkick Murphys, ani Flogging Molly ani wielu innych wielkich propagatorów celtyckiej muzyki. Szkoda, i to wielka, że ani Ronnie Drew, ani Luke Kelly nie wyśpiewają i nie zagrają już żadnej nuty.

    Żal mi trochę również, że posypał się klasyczny skład Żywiołaka, z Anią Piotrowska i Izą Byrą w roli wokalistek. Co prawda nowe wcielenie formacji radzi sobie bardzo dobrze i zapewne dwaj Panowie R. nieraz pokażą nam swój kunszt, ale zawsze z nostalgią będę wspominał czasy pierwszych nagrań tejże formacji.

    Czy kogoś jeszcze dodałbym do tej listy wykonawców, których brakuje mi w roku 2011? Open Folk. Czeska Psalteria, jeden z najciekawszych wykonujących muzykę średniowieczną zespołów, który po wydaniu bardzo ciekawego krążka w 2006 nagle zniknął ze sceny.

    Mimo że jest to sonda w pesymistycznym tonie, ja jednak mam nadzieję, że tak dobre zespoły nie będą się rozpadać, a zamiast tego nagrywać będą kolejne, fantastyczne płyty.


    Marcin Piosik Radio Afera, Poznań

    Wspominając artystów, których nie dane będzie nam już usłyszeć na żywo, najczęściej odnosimy się do historii muzyki. I słusznie, bo odchodzące pokolenie genialnych polskich muzykantów to niepowetowana strata. Ja jednak, pamiętając o korzeniach, bacznie obserwuję również obecne zmiany na naszej, ciągle jeszcze rozwijającej się, scenie etno/folk.

    Jedną z największych niespodzianek ostatnich miesięcy była dla mnie informacja o rozpadzie jedynej w swoim rodzaju ekipy Psio Crew. "Po latach wspólnego, owocnego działania, przepełnionego pozytywną energią, nadszedł czas, by zamknąć pewien życiowy rozdział" - napisali w styczniu na swojej stronie internetowej. Wielka szkoda, bo przecież przez kilka lat działalności Psio Crew pokazało, jak mając otwarte umysły i brak zahamowań, można ciągle pamiętać o swoich korzeniach i przenosić muzykę góralską w XXI wiek. Psio Crew to był kipiący energią tygiel, w którym ścierało się kilka nurtów, co finalnie decydowało o ich wyjątkowym brzmieniu, które w ostatnich latach porwało nie tylko miłośników etno, ale i klubową publiczność. Ich płyta "Szumi Jawor Soundsystem" stanowi dla mnie wzorcowy przykład genialnego konceptu i jeszcze lepszej realizacji, wynikającej przecież z takiego a nie innego pochodzenia muzyków.

    Przyszedł jednak ten moment (dla mnie zdecydowanie zbyt szybko), gdy drogi członków Psio Crew rozeszły się. Dziś nie ma już Psio Crew, są za to: OFF-C, Kamerski, a przede wszystkim ponownie brylujący na scenach Gooral. Sztuka nie znosi próżni, możemy więc mieć nadzieję, że duch Psio Crew pozostanie w twórczości tych artystów, choć śmiem twierdzić, że powtórzenie sukcesu macierzystego projektu będzie szalenie trudne, by nie powiedzieć niemożliwe. Na jesienne wieczory polecam więc przypomnieć sobie "Szumi Jawor Soundsystem", oczywiście od deski do deski!


    Jani i Pajuśka Folk u Konadora, Warszawa

    Zastanawiając się nad tym, czego już nie ma, czego nam brak, z przerażeniem uświadamiamy sobie jak szybko zapominamy. Żal jest krótkotrwały, a po nim przyzwyczajamy się i przechodzimy do porządku dziennego, praktycznie nie odczuwamy już braku. Czasem jednak trudno zapomnieć. Tak się dzieje zazwyczaj w przypadku osób choć trochę nam bliskich, znajomych, a czasem całkiem obcych, ale których twórczość wywarła na nas wpływ i brak nam ich nowych pomysłów, inwencji, wizjonerstwa. Zwłaszcza, gdy odchodzą na zawsze. Dla nas taką osobą była m.in. Ania Kiełbusiewicz czy Grzegorz Ciechowski - całkiem niefolkowy artysta, który w muzyce tradycyjnej potrafił dostrzec niesamowity, transowy potencjał do stworzenia zupełnie nowej muzycznej jakości.

    Czasem muzycy odchodzą w artystyczny niebyt. Tak było na przykład z Antkiem Kanią. Innym razem w ów niebyt odchodzą zespoły - Yerba Mater, Swoją Drogą, Dautenis, w pewnym sensie też Wędrowiec... Różne są tego powody, nie chcemy w nie wnikać. Zadziwiające jest jednak co innego. Ponoć natura nie znosi próżni. A tu? Jakoś nie pojawia się nic, co by tę pustkę wypełniło. Dlaczego? Czy ich twórczość była nieciekawa? Niepotrzebna? A może nikt inny tak nie potrafi?

    Dobrze jeśli zostaje jakiś ślad ich dokonań w postaci płyty. Gorzej jeśli go nie ma, lub są to jedynie nagrania radiowe, których dostępność jest raczej znikoma.

    I jeszcze problem odchodzenia pokolenia starych wiejskich muzykantów. To rzecz osobna. Odchodzą muzykanci, a z nimi powoli umiera tradycja. Młodzi mają inne zajęcia, zainteresowania, żyją już w innym świecie, z innymi zwyczajami. Pozostają archiwa oraz ogromna praca bieżącej dokumentacji.

    To wszystko tylko przykłady. Ilustrują pewne zjawiska, naturalne życiowe zmiany. Nieuchronne?

    Czy powinno być nam żal?

    Czasami jest.


    Janina Begalska Dyrektor WOK Lublin

    Spotykamy w swoim życiu ludzi, którzy nas zadziwiają, ubogacają, fascynują. Czasami odchodzą, ale "ślady ich stóp" długo jeszcze pozostają na ziemi. Trudno w te listopadowe dni nie wspominać ich obecności, nie przywoływać ich w pamięci.

    Pogodnie i z uśmiechem wspominam i przywołuję w pamięci niezwykłą Irenę Potocką będącą przez szereg lat dyrektorką Gminnego Ośrodka Kultury w Biłgoraju. Opiekunkę twórców oraz animatorkę niezwykłych zdarzeń kulturowych. Łączyła nas przez lata ciepła nić przyjaźni, wzajemnego wspierania się na odległość w trudach codzienności. Pożegnaliśmy Irenę w upalny lipcowy dzień 2008 r. Odeszła zbyt wcześnie. Tyle scenariuszy obrzędowych pozostało jeszcze do napisania dla zespołów (wystawiane na scenie teatralne widowiska obrzędowe według Jej scenariuszy były wielokrotnie prezentowane publiczności i nagradzane na Ogólnopolskich Sejmikach Wsi Polskiej w Tarnogrodzie). Tyle jeszcze pieśni pozostało do odszukania i ocalenia. Tylu twórców potrzebujących jej troskliwej opieki. Dbała nie tylko o ich wypromowanie na scenach ogólnopolskich festiwali, ale także dopracowywała repertuary, odtwarzała stroje regionalne, pozyskując na nie środki w sobie tylko wiadomy sposób. Irena! Zespoły śpiewają teraz dla Ciebie, ze szczególnym przejęciem każdego roku, w dniu 11 listopada, w specjalnym koncercie pieśni patriotycznych im. Ireny Potockiej, organizowanym w gminie Biłgoraj. To Twoje trwanie w pieśni, w wierszach ludowych poetów, we wdzięcznej pamięci ludowych artystów i przyjaciół. Piękne trwanie.

    W mroźny dzień pożegnaliśmy kierowniczkę zespołu ludowego w Krzczonowie Janinę Pawlak. Dzięki Jej niestrudzonej energii, sile, zaangażowaniu odtworzone zostało i wielokrotnie wystawione na scenie w prawie 50-osobowej obsadzie "Wesele krzczonowskie", z wiernością tradycji w stroju, pieśni, tańcu, obyczaju.

    Jakże dziś nie wspomnieć łagodnie uśmiechniętej pani Edwardy Kowalczyk z Kolonii Zawieprzyce - obdarzonej pięknym, ciepłym głosem, scenicznym wyczuciem, nieśmiałością. Urzekała słuchaczy pięknem zapomnianych już pieśni obrzędowych: weselnych, miłosnych, sobótkowych, ale i pogrzebowych z okolic Zawieprzyc. Potrafiła wykonać misterne palemki, którymi obdarzała swoich bliskich. Laureatka Baszty w Kazimierzu na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych i ministerialnej Nagrody Oskara Kolberga przyznawanej za szczególne zasługi dla kultury ludowej.

    Przywołuję dziś w pamięci twórczynie i animatorki kultury, które odeszły, pozostawiając swój ślad na ziemi i w naszych sercach.


Skrót artykułu: 

W sondzie udział wzięli:

  • Rafał "Taclem" Chojnacki - Gadki z Chatki, Gdańsk
  • Marcin Puszka - HelloFolks, Lublin
  • Marcin Piosik - Radio Afera, Poznań
  • Jani i Pajuśka - Folk u Konadora, Warszawa
  • Janina Biegalska - Dyrektor WOK Lublin
Dział: 

Dodaj komentarz!