Przed nami, przed wami…

[folk a sprawa polska]

Koniec roku 2022 natchnął mnie, jak i wiele innych osób (nic zatem w tym odkrywczego) do spojrzenia wstecz, zwolnienia tempa i może wyraźniejszego niż na co dzień uświadomienia sobie następstwa zdarzeń, dostrzeżenia faktu, że to, co dziś ważne, ma swoje źródło w przeszłości. Gdyby tego źródła nie miało, pewnie nie byłoby tak cenne.
Ankiety czy konkursy podsumowujące dany rok w muzyce miałem zawsze za raczej niegroźną zabawę, pozwalającą usystematyzować to, co wydarzyło się w trakcie ostatnich dwunastu miesięcy. Przyznawanie płytom, piosenkom czy wykonawcom miejsc pierwszego, drugiego, piątego… jest o tyle względne i dyskusyjne, o ile sama muzyka wymyka się zgoła sportowej rywalizacji. Tym bardziej więc moje refleksje, choć snute na pograniczu jednego i drugiego roku, daleko wykraczają poza wąsko zakreślony margines czasu.
Jeśli rok 2022 zaznaczył się czymś wyrazistym i niemal symbolicznym w kręgu muzyki interpretującej tradycję, to odejściem Krzysztofa Kubańskiego. Przez lata był jednym z krajowych symboli tego, czym jest niekłamana pasja, fascynacja i miłość do tego typu muzyki. Wyróżniała go chęć do prezentacji artystów, którzy próbują taką pasję przekładać na własny język muzyczny, na opowiadanie własnymi dźwiękami. Było to coś, co w skrócie moglibyśmy nazwać folkiem.
Krzysztof był twórcą jednego z pierwszych i najważniejszych festiwali folkowych w naszym kraju, organizatorem niezliczonej liczby koncertów, a także managerem i opiekunem wielu wykonawców z Kroke na czele. Był – w najlepszym sensie tego słowa – ambasadorem tej muzyki w kraju i za granicą. Bywał na koncertach i festiwalach, gdzie chłonął muzykę i dzielił się swoją wiedzą z innymi sympatykami, artystami, organizatorami, promując przy tym wielu polskich i bałkańskich wykonawców…
Piszę tu o Krzysztofie również po to, by oddać mu należny hołd. Towarzyszy mi poczucie dojmująco nieuchronnej melancholii przemijania oraz przekonanie, że zajmując się muzyką bezpośrednio odwołującą się do czasów minionych, czerpiącą z nich swe natchnienie i inspiracje, warto (trzeba) nie zapominać zarówno o przeszłości bliższej, jak i dalszej.
Nic w tym złego ani dziwnego, że kolejne pokolenia twórców, słuchaczy, wykonawców, interpretatorów tworzą własne patenty czy alfabety, najbardziej koncentrując się na tym, co dziś, co aktualne – oczywiście w zakątku świata zajmującym się bezpośrednimi odwołaniami do ludowości mając też nieustannie na oku (i w sercu) twórców ludowych.
Na swój użytek pozwolę sobie jednak twierdzić, że warto nie zapominać o tym, jak rodziła się scena folkowa w latach 80. i 90. Bez tego, co wówczas się zaczęło w paru nieoczywistych miejscach, głowach, sercach, wszystko byłoby dziś (łącznie ze współczesną sceną folkową, zarówno jej nurtem tradycjonalistycznym, jak i nowoczesnymi interpretacjami tradycji) zupełnie inne – zapewne uboższe. Krzysztof jest jednym z symboli tamtych lat, tamtych kręgów, o czym chciałbym nigdy nie zapomnieć.
Nie ma w tym moim pisaniu cienia niechęci do dzisiejszych czasów i współczesnych wykonawców (rok 2022 przyniósł nam sporo świetnych koncertów i przynajmniej parę wspaniałych płyt). Nie ma też taniej nostalgii. Jest może jedynie moja wewnętrzna, osobista potrzeba. Chciałbym, by dzisiejszy niewątpliwy sukces niektórych artystów w mediach publicznych, występy w prestiżowych salach, również w obecności czołowych polityków, ale także artystyczne osiągnięcia wielu innych twórców, by te sukcesy, tak radosne dla wielu sympatyków muzyki interpretującej tradycję, nie zakłóciły rzeczywistego oglądu spraw. To znaczy, by nie odebrały pamięci, że „przed nami byli inni”, że nawet jeśli brzmi to dziś jak baśń, jednak jest to prawda. Znów wracam uparcie do ważnego, pewnie nie tylko dla mnie, przełomu lat 80. i 90. oraz do lat następnych. Wtedy rosły podwaliny tego, czego owoce zbieramy dziś na folkowej scenie (jeśli nawet ktoś w to nie wierzy). Staraniem Krzysztofa Kubańskiego rozkwitał jeden z najważniejszych ówczesnych festiwali – Folk Fiesta w Ząbkowicach Śląskich, obok FolkFest w Krotoszynie, oczywiście Mikołajki Folkowe w Lublinie, Festiwal Kultury Celtyckiej w Dowspudzie i jeszcze kilka imprez. Działały wydawnictwa, wśród których prym wiódł nieoceniony i niezapomniany Folk Time, a później Kamahuk, Orange World i jeszcze parę innych (były też państwowe firmy, które wydały kilka bezcennych płyt analogowych, m.in. Osjana czy Kwartetu Jorgi). Byli wykonawcy, którzy na własnych prawach, powodowani własną wyobraźnią, odwagą i pomysłowością, bez większego zainteresowania mediów uparcie wytyczali pierwsze ważne ścieżki. Byłoby świetnie, gdybyśmy o tym nie zapominali…

Tomasz Janas

Sugerowane cytowanie: T. Janas, Przed nami, przed wami…, "Pismo Folkowe" 2022, nr 163 (6), s. 26.

Skrót artykułu: 

Koniec roku 2022 natchnął mnie, jak i wiele innych osób (nic zatem w tym odkrywczego) do spojrzenia wstecz, zwolnienia tempa i może wyraźniejszego niż na co dzień uświadomienia sobie następstwa zdarzeń, dostrzeżenia faktu, że to, co dziś ważne, ma swoje źródło w przeszłości. Gdyby tego źródła nie miało, pewnie nie byłoby tak cenne.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!