Przeciw wypędzeniom z kultury

Słowo "brave" znaczy po angielsku tyle, co "odważny", "dzielny", ale i "walczący". Tymi przymiotnikami można określić charakter organizacji ROKPA (tybet. "służyć", "pomagać"), którą w 1980 roku założyli lekarz i mistrz medytacji, Akong Tulku Rinpoche i szwajcarska aktorka Lea Wyler. ROKPA nie jest tylko kolejną organizacją charytatywną, zajmuje się odbudową kultur i ochroną ludzkiej godności.Powyższe idee dotarły do Wrocławia za sprawą Anny Zubrzyckiej, która powoławszy do życia Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice i oddział Rokpy w Lublinie, w 2000 roku założyła wraz z Grzegorzem Bralem (dyrektorem artystycznym Brave Festival) Teatr Pieśń Kozła, który pięć lat później stał się organizatorem pierwszego festiwalu.

Tegoroczna, trzecia edycja, odbyła się w stolicy Dolnego Śląska w dniach 7-14 lipca i różniła się od poprzednich brakiem formuły konkursowej. Liczni patroni (w tym medialni), sponsorzy i wolontariusze pozyskani przez organizatorów byli niewątpliwie potrzebni do stworzenia tak ogromnego, ale przy tym niekomercyjnego przedsięwzięcia. Dochód z biletów został przekazany organizacji ROKPA na pomoc dla dzieci w Tybecie.

Wydarzenia festiwalowe obejmowały spektakle teatralne, wystawy, projekcje filmów dokumentalnych, koncerty oraz warsztaty (śpiewu sardyńskiego, tańca ramion Żydów etiopskich i gry na didgeridoo) prowadzone przez zaproszone na festiwal zespoły. Ponadto każdego wieczoru działał Klub Festiwalowy Kamfora, miejsce koncertów inspirowanych muzyką tradycyjną różnych stron świata i spotkań z artystami.

Trzeba przyznać, że festiwal cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Synagoga, wrocławskie kościoły na Starym Mieście czy Arsenał Miejski były często zapełnione widzami nie tylko z Polski. Zdarzało się, że brakowało biletów, chociaż prawie każdy koncert i spektakl teatralny był wykonywany dwukrotnie po to, aby można było wziąć udział we wszystkich wydarzeniach. W sklepie festiwalowym kupowano płyty z muzyką zaproszonych gości, a także książki i gadżety.

Program koncertów obejmował między innymi azerski śpiew Mugam, sztukę Akynów (kirgiskich opowiadaczy eposów), gruziński śpiew polifoniczny z Gurii i jakucki epos heroiczny Olonkho. Wszystkie powyższe przejawy kultury są wpisane na światową listę dziedzictwa niematerialnego UNESCO. Organizatorzy starali się pokazać zjawiska unikatowe, niedostępne, często zanikające. Niestety, nie wszystkie zespoły wpisywały się równie dobrze w ideę festiwalu. Na przykład Teatro Actores Alidos z Sardynii prezentował program na wysokim poziomie artystycznym i bardzo podobał się publiczności, jednak mnie raziły nienaturalne gesty i mimika pań, jakby zapisana w scenariuszu ich koncertu. Wszystko było dokładnie przemyślane, dopracowane i całkowicie podporządkowane wymogom scenicznym. Poza tym sardyńskie pieśni polifoniczne są zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn, więc koncert artystek nie był świadectwem zagrożenia lub wypędzenia z kultury, a po prostu jej endogenicznej zmiany.

Jednym z najlepszych koncertów była prezentacja berberyjskiego śpiewu i tańca Roudaniat z Maroka przy akompaniamencie instrumentów perkusyjnych (taarija, bendir, naqus). Zespół liczył siedem kobiet, które podbiły serca publiczności swoją rodzimą, nieco ekstatyczną muzyką. Ucztą dla uszu był występ męskiego zespołu Vakhtanguri z Gruzji, wykonujący polifonię guryjską a capella i z towarzyszeniem instrumentów. Nieczęsto można na żywo usłyszeć guryjskie jodłowanie, krimanchuli, wymagające dużych umiejętności wokalnych. Szczególnym zespołem był Narodnyj Prazdnik z Rosji, w którego skład wchodziły specjalistki etnomuzykologii z Moskwy. Zaprezentowały program obejmujący przede wszystkim pieśni regionu biełgorodzkiego i charkowskiego (pogranicze ukraińsko-rosyjskie), których uczyły się wcześniej bezpośrednio od mieszkańców tego rejonu.

Natomiast zespołem najbardziej wpisującym się w ideę festiwalu była moim zdaniem grupa Stari Koni z Ukrainy. Cztery babcie, które śpiewały tak, jakby były u siebie, na Polesiu. Przeniosły publiczność w swoje strony. Jak bardzo naturalnie wyglądały na scenie! Na bieżąco ustalały, co zaśpiewają, piły wodę nie zważając, czy ktoś je fotografuje, nagrywa, oklaskuje. Wielokrotnie bisowały; jedna z nich powiedziała nawet wierszyk po polsku. Na pewno każdy dobrze się czuł na takim koncercie. Praktycznie nie czuło się bariery wykonawca - słuchacz, tak niepotrzebnej na tego typu festiwalach.

Organizatorzy festiwalu starali się udzielić głosu różnym kulturom lub raczej - różnym sposobom ich prezentacji. Oczywiście nie sposób wykluczyć niedociągnięć, zdaję sobie sprawę, jak trudno dotrzeć do osób pielęgnujących ginące kultury, rozumiem, że w dziedzinie folkloru kultura masowa, stylizacja i szereg innych zjawisk powodują swoisty brak samoświadomości. Trzeba jednak wyjść naprzeciw zagrożeniu z nadzieją, odważnie, być "brave". Taki festiwal jest potrzebny i gorąco go polecam.

Skrót artykułu: 

Słowo "brave" znaczy po angielsku tyle, co "odważny", "dzielny", ale i "walczący". Tymi przymiotnikami można określić charakter organizacji ROKPA (tybet. "służyć", "pomagać"), którą w 1980 roku założyli lekarz i mistrz medytacji, Akong Tulku Rinpoche i szwajcarska aktorka Lea Wyler. ROKPA nie jest tylko kolejną organizacją charytatywną, zajmuje się odbudową kultur i ochroną ludzkiej godności.Powyższe idee dotarły do Wrocławia za sprawą Anny Zubrzyckiej, która powoławszy do życia Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice i oddział Rokpy w Lublinie, w 2000 roku założyła wraz z Grzegorzem Bralem (dyrektorem artystycznym Brave Festival) Teatr Pieśń Kozła, który pięć lat później stał się organizatorem pierwszego festiwalu.

Dział: 

Dodaj komentarz!