Zmey Gorynich „Mother Russia”
2018, Soundage Productions
To pierwszy długogrający album moskiewskiej formacji Zmey Gorynich. Zespół określa swoje brzmienia jako „lubok-core”, będące de facto połączeniem folk metalu i deathcore z minimalną domieszką... popsy i rosyjskich romansów. Formacja bierze na klatę klimaty imperialno-folklorystyczne i mitologiczne, ale bez patetycznej napinki. To potężna dawka dystansu do poruszanego tematu i olbrzymiego poczucia humoru – zresztą wystarczy jeden rzut oka na okładkę, by się o tym przekonać. Zespół świetnie parodiuje patos znany części rosyjskich kapel folkmetalowych – ale jednocześnie nie jest to po prostu nabijanie się, ale inteligentne sięganie po nową stylistykę i przywracanie tej tematyce pierwotnej, ludowej rubaszności. Albumowi „Mother Russia” znacznie bliżej niż do Arkony czy Graia jest do twórczości takich kapel jak chorwacka Manntra, serbskie Pero Defformero, nasze Percivale Schuttenbachy, rumuńska E-An-Na czy fińskie Korpiklaani. Sporo motywów stylistycznych zaczerpniętych jest z folkloru (instrumentarium, kobiece zaśpiewy), metalu (brzmienie gitar) i core’a (wokale), co w przełożeniu na krótkie, ale dynamiczne, drapieżne i melodyjne kawałki powoduje, że płyty słucha się jednym tchem. Znającym rosyjski polecam wsłuchanie się w teksty – są prześmiewcze, ale niebanalne. „Mother Russia” to dystans połączony z szacunkiem i jednocześnie inteligentna rozrywka, oparta o dość różne style muzyczne, które razem dają bardzo smaczną i pożywną strawę dla ducha i ciała.
VZ
Silent Stream of Godless Elegy „Smutnice”
2018, Redblack
To osiem dobrze przemyślanych kawałków, opartych na szeroko rozumianych brzmieniach folkowo-doo- mowo-metalowych czeskiej, a właściwie morawskiej formacji SSoGE , której historia sięga 1995 roku. Jest to już ich dziewiąty krążek. „Smutnice” to potężna dawka wspaniałych brzmień rockowych z rozwiniętym podkładem gitarowym, dużo folku opartego na mieszance smyczkowo-cymbałowej (momentami z lekko orientalną nutką) oraz dialogi growlu Pavla Hrnčířa i pięknego, pełnego kobiecej głębi głosu Hany Hajdovej. Silent Stream of Godless Elegy stworzył własny styl folk metalu i „Smutnice” są jego kontynuacją. Poetyckie i dające do myślenia teksty, morawska nostalgia, połączenie drapieżnego, riffowego pazura z melodyjną ludowością – a wszystko spięte doomową klamrą. To jest piękno wydobyte ze smutku i tęsknoty za czymś nieokreślonym i czymś, co minęło. Krążek to udana próba wskrzeszenia „tego dawnego” na nowo. Album zawiera przepiękną folkowo-rockową balladę „Synečku”, do której powstał teledysk. Nie od parady SSoGE są nazywani morawskimi mistrzami nastroju oraz słowiańskim My Dying Bride. Proporcje drapieżności i nostalgii na „Smutnicach” są po prostu idealne. W realizacji albumu udział wzięli gościnnie także Gossi Sassi (w utworze „Za nevěstou”), Míša Lipárova (aż w trzech kawałkach), Martin Šob (także w „Za nevěstou”) oraz zespół Kriváň (jako chór w „Za nevěstou”).
VZ
Brendan Monaghan „Unbroken”
2018, Brambus Records
To kolejny album irlandzkiego pieśniarza i tekściarza, Brendana Monaghana. Album i jego twórca mają w sobie trochę Springsteena, trochę Iron Maiden (pod względem niezmienności stylu), trochę balladowego grania Toma Petty’ego, ludową radość muzykowania The Pogues, „nowobluesowy” sznyt Dire Straits i coś niecoś z popowej wyższej półki Fleetwood Mac. Płyta, podobnie jak poprzednia, niesie ze sobą radość z prostych rzeczy, z codziennego dnia, z umiejętności cieszenia się ze zwykłych spraw. Już tytułowy kawałek „Unbroken” to analityczne rozszerzenie muzyczne klasyka „Whisky in the Jar” na współczesne realia. Album zawiera w sobie bardzo dużo akordeonu, sporą dawkę melodyjnego folk rocka i, co ciekawe, dużo folku w znaczeniu wschodnioeuropejskim,
tzn. brzmieniowo bliższego Orkiestrze św. Mikołaja i Tomášowi Kočko niż Dylanowi – choć oczywiście na bazie irlandzkiego grania. I, jak zawsze u Brendana, nie zabrakło przyjemnych – a jednocześnie niebanalnych – ballad. A jeśli jest już odrobina smuteczku – bo takie przecież jest życie, że nie tylko radość dominuje (np. w kawałkach „Darkest Hour”, „The Devil Must Have Sent You”, „Farewell”) – to nie jest to sytuacja bez wyjścia, ale próba rozwiązania problemów. Tradycyjnie już Brendan na swojej płycie umieścił bonusy – tym razem „Still Unbroken” i na wskroś songwriterskie „Deep Dark Rosaleen”. Album „Unbroken” ma cudowne właściwości relaksujące po ciężkim dniu pracy – sprawdzone!
VZ
ÓIR „The Scottish Condition”
2018, ÓIR
ÓIR to nowy (i bardzo dobry!) zespół założony przez Pawła Dziemskiego – legendę stołecznej sceny folkowej i potomka szkockiego osadnika na Mazowszu. Lider dawnego Sláinte! i The Radical Belfast Brigade kontynuuje przygodę z wyspiarskim graniem. Debiutancki krążek ÓIR to udana próba sięgnięcia do muzyki szkockiej od XVIII do początków XX wieku. Ówcześni kompozytorzy na swój sposób byli prekursorami dzisiejszej sceny songwriterskiej. Na „The Scottish Condition” są i jigi autorstwa flecisty Johna Brady’ego, i strathspeye do tańczenia, i airy do słuchania. Są jasne i przejrzyste nawiązania do twórczości kompozytora (i ogrodnika!) Alexandra Walkera, do działalności muzyka Howiego MacDonalda z Cape Breton, jest i „Mała wróżka, duża wróżka” Turlougha O’Carolana, są utwory Johna Peacocka, jest sięgnięcie do opublikowanego w 1784 roku w Edynburgu zbioru Patricka MacDonalda A Collection of Highland Vocal Airs... Zebranie materiału na ten krążek wymagało od zespołu ogromnej pracy i fachowej wiedzy. To nie tylko płyta z nostalgiczno-balladową szkocką nutą, to przede wszystkim odkrywanie przed słuchaczem tajemnic muzyki niebanalnej i pięknej. I nie do końca jeszcze u nas znanej – jak i nie do końca folkowej. Ta płyta ukazuje, jak do dziś płynne są granice między muzyką uznaną za ludową przez zatarcie w zbiorowej pamięci tekściarza/kompozytora a tą, która folkiem staje/stanie się z czasem – a której twórca jest znany lub możliwy do namierzenia.
VZ
Zmey Gorynich „Mother Russia”; Brendan Monaghan „Unbroken”; Silent Stream of Godless Elegy „Smutnice”; ÓIR „The Scottish Condition”