Powrót do muzyki miasta

japońska awangarda folkowa

Gwóźdź, który wystaje bardziej niż potrzeba, powinien być wbity – mówi stara, japońska maksyma. Oznacza to tyle, że nic nie powin no wyróżniać się ponad stan.

Cicala MVTA – uzdolnieni, skośnoocy rebelianci chcą, by ich muzyka była gwoździem, który rozsadzi fundamenty skostniałej japońskiej kultury.


Utopijne społeczeństwo kraju kwitnącej wiśni uchodzi za jedno z najbardziej konformistycznych, co dotyczy również muzyki. Niewiele jest tam przejawów sztuki nowatorskiej, wyznaczającej kierunki, nietuzinkowej. Ale jak mawiają z przekorą sami Japończycy, w tym kraju niewiele jest rzeczy normalnych, w normalnym tego słowa znaczeniu.

Kultura tradycyjna jest otoczona szczególną atencją - tym większą, im bardziej postęp techniczny wykorzenia ostatnie zabytki "starego" ergo preindustrialnego świata. Szkoły muzyczne - bastiony konserwatyzmu, porażają restrykcyjnym modelem kształcenia doskonałych odtwórców dźwięków - głównie europejskiej konduity. A wszechobecność quasi-muzyki - pop zrodzona jest z opętanych żądzą zysku zombie i niesiona beztalenciami - "talentos", których cudowną bronią jest, karaoke oraz socjotechniczna perfekcja w wygłuszaniu umysłów i otępianiu wszelkiej wrażliwości. W tej cybernetycznej dżungli gwoździe, które wystają ponad przeciętność, to artyści z atletyczną wręcz osobowością, absolutnie wolni od zewnętrznego instruktażu. Otwarci na wszelkie eksperymenty. I tu paradoks, zdaniem Wataru Okhumy: mimo, że zmiany i progres nie są w zgodzie z tradycją Japończyków, są one wpisane w ich kod, leżą w ich krwi.


CHINDON - GŁOS ULIC

Zaraz po wojnie, tragicznie doświadczeni i upokorzeni Japończycy zostali poddani ekspansji niosącej spustoszenie nie mniejsze od bomb atomowych. Amerykańska popkultura narzucona z podobną determinacją wieńczyła dzieło zniszczenia. Japońscy artyści wydawali się zapominać o swoim wielowiekowym, bogatym i zróżnicowanym kulturowym dziedzictwie. "W muzyce pojawiło się wiele skośnookich papug grających boogie - woogie, rockabilly i dźwięki jazzopodobne - wspomina Okhuma. Niekoronowanym władcą stała się Myszka Mickey. Tak oto demony Zachodu zdominowały japońską kulturę."

Mimo tych plag pozostało wielu oryginalnych twórców, pełnych inspiracji, kreujących wyzywającą sztukę, niebanalną muzykę, afirmujących wiele różnych kultur i trendów. Japońscy muzycy szybko posiedli zdolność korzystania z własnej tradycji i czerpania z zewnętrznych wpływów. Ale tak naprawdę nie znano nikogo, kto czyniłby to lepiej od Wataru Okhumy - założyciela legendy japońskiej awangardy, formacji Cicala Mvta. Okhuma. Ten nadzwyczajny klarnecista, wibrafonista i akordeonista brał udział w wielu świetnych projektach ostatnich dwóch dekad. Był niezapomnianym frontmanem Masami Shinoda's Compostella, dalekowschodniej "jednostki dywersyjnej", która mariaż dawnych tematów z kaskadą technologicznych dźwięków i kolorowych instrumentów wprowadziła w Nową Epokę. Za tradycyjną muzykę posłużył "chindon" - popularna ponad 50 lat temu uliczna forma wypowiedzi. Muzycy chindon nieraz wykorzystywani byli do celów reklamowych małych targowisk, branżowych sklepików. Ich muzyka towarzyszyła m.in. otwarciu "pachinko" - zakładów rzemieślniczych z gwoździami. Z czasem chindon wymarło, skutecznie dobijane przez telewizję.


NOWA MUZYKA MIASTA

Masami Shinoda's Compostella była kwintesencją "kramarskiej muzyki ulic", a także gatunków reprezentowanych przez artystów z najodleglejszych muzycznych konstelacji, z którymi przyjaźnił się Wataru Okhuma. Wyprodukował on również i brał udział w sesji nagraniowej przy realizacji albumu "Uchina Jinta" formacji "Okinawan Tetsuhiro Daiku's". Artystom udało się stworzyć syntezę muzyki z Okinawy i gatunku chindon, co było kamieniem milowym dla japońskiej sceny niezależnej.

Warto tu wspomnieć jeszcze o legendarnej, rockowej formacji Soul Flower Manoke Summit, która obok brzmień akustycznych garściami czerpała z tradycji chindon, a także rewolucyjnym projekcie wydanym na albumie "Kuwagi No Shita De Biru", gdzie tradycyjna muzyka Okinawy została zinterpetowana przez załogę klezmerów z Betsuni Nanmo Klezmer i przybita do ściany gitarowych tąpnięć w postaci surowego grundge.


CICALA MVTA
UROK METROPOLII

Cicala Mvta, stworzona w 1994 r. przez Wataru Okhume, azjatyckiego barda, multiinstrumentalistę, twórcę najbardziej wstrząsających projektów ostatnich lat, jest kwintesencją jego niezliczonych fascynacji. Dla wielu ten zespół stał się powiewem orzeźwiającej sztuki, która chociaż mocno osadzona w tradycji, wybiegła daleko w przyszłość.

Nazwę kapeli zaczerpnięto z języka włoskiego. Przywołuje ona epitafium na nagrobku największego ulicznego śpiewaka i poety muzyki japońskiej z lat 20. Soedy Azembo. Nie mógł on wyrażać swobodnie własnych poglądów, ponieważ groziło mu więzienie. W końcu niepokorny trubadur wylądował w mamrze, gdzie został zraniony w gardło, stracił głos. Cicala Mvta oznacza "niemą bliznę".

W swojej dalekosiężnej wizji ich najbardziej znana płyta "The Return of Japanese Street Music" ogarnia najbardziej egzotyczne terytoria. To multikulturowy Shaolin! W jego czeluściach pobrzmiewają transowe wtręty muzyki nepalskiej, tureckie rytmy wyimaginowane z niezliczonych synkop i najdziwniejszych akcentów oraz bałkańskie "koczki", pełne temperamentu i żywiołowości. Nie ma w tym jednak nic z hucpy bregoviczowskiego kroju. Muzyka osiąga zawrotne rejestry, by za chwilę ulec rzewnym partiom na instrumenty dęte. Ale gdy trzeba, dęciaki zamieniają się w infernalne trąby, rycząc dostojnie, monumentalnie. Całość mocno osadzona jest w chindon, ale muzycy odwołują się do jeszcze innej tradycji - "jinta" - muzyki tanecznej, określającej także japońskie kapele imitujące zachodnią muzykę militarną. Warto nadmienić, że pierwsze zachodnie trendy zostały wprowadzone do Japonii, dopiero w latach 1868 - 1912, podczas panowania Meiji Perioda.


MEKKA OUTSIDERÓW

Cicala Mvta to przede wszystkim zespół koncertowy. Ich muzyka wyzywająca, o wulkanicznym potencjale, podawana jest na ekstremalnie wyczerpujące muzyków sposoby. Zwłaszcza wiolonczelistę, Sakamoto Hiromichi, dźwiękowego ekstrawertyka, obstawionego rzędami przystawek, sekwenserów i fuzów, na scenie przypominającego dziką bestię, z nieodłączną podręczną piłą do cięcia własnej wiolonczeli. Hiromichi uchodzi za inkarnację Hendrixa, boga który zdradził gitarę dla urzekającej wiolonczeli z której udaje mu się wydobywać wszystko oprócz normalnego dźwięku wiolonczeli!

W projekcie Cicali, bierze udział wielu kontrowersyjnych bądź szalonych artystów, będących śmietanką azjatyckiej, roots'owej awangardy. Ich wspólnym celem jest pozbycie się koszmaru metropolii, które zamieszkują i podróż do krainy mitologicznej, gdzie chaos jest kreacją stanowiącą o porządku.

Zdaniem wydawcy zespołu, Paula Fishera, w Japonii konwencja sprawuje totalitarny rząd dusz, a muzyka nie wymaga żadnego wysiłku, by jej słuchać, nie potrzebuje też serca do tego, by ją grać. Cicala Mvta pomaga zaszczepić ponownie serce w japońską muzykę. I to jakie serce!

Skrót artykułu: 

Gwóźdź, który wystaje bardziej niż potrzeba, powinien być wbity – mówi stara, japońska maksyma. Oznacza to tyle, że nic nie powinno wyróżniać się ponad stan.

Cicala MVTA – uzdolnieni, skośnoocy rebelianci chcą, by ich muzyka była gwoździem, który rozsadzi fundamenty skostniałej japońskiej kultury

Dział: 

Dodaj komentarz!