Powojenne inscenizacje „Harnasiów” w Warszawie

Fot. tyt. E. Hartwig ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie: Fotografia z baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego, inscenizacja i choreografia: Stanisław Miszczyk, premiera 23 listopada 1966, Teatr Wielki w Warszawie; na zdjęciu: scena zbiorowa; fot. w tekście: Autor zdjęcia: brak danych. Fotografia ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie: fotografia z baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego, inscenizacja i choreografia: Stanisław Miszczyk, premiera  29 grudnia 1951, Państwowa Opera w Warszawie; na zdjęciu: Barbara Bittnerówna (Panna Młoda), Witold Gruca (Pan Młody), Zbigniew Kiliński (Harnaś).

Na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie „Harnasie” Karola Szymanowskiego gościły pięciokrotnie[i] w latach: 1951, 1966, 1982, 1977 i 2006[ii]. Po raz ostatni balet został zaprezentowany 24 listopada 2007 roku. Ze względu na krótki czas trwania „Harnasie” najczęściej były wystawiane z innymi dziełami Karola Szymanowskiego lub kompozytorów, których muzyka związana była z Podhalem Mieczysława Karłowicza i Wojciecha Kilara. W niniejszym artykule podjęłam próbę opisania powojennych wystawień „Harnasiów” w Teatrze Wielkim w Warszawie. Zrobiłam to na podstawie recenzji, wspomnień i wywiadów z artystami, a także zdjęć i programów ze spektakli oraz zachowanych fragmentów Polskiej Kroniki Filmowej, znajdujących się w repozytorium Filmoteki Narodowej[iii].

 

Katarzyna Dzierzbicka

 

„Harnasie” bycze, nic się na tym nie znam, ale ta muzyka tańcząca podoba mi się bardzo[iv].

Zbigniew Herbert

 

Pierwsze realizacje przedstawienia stanowiły nie lada wyzwanie dla artystów. „Wyrażenie środkami tanecznymi zawartego w muzyce bogactwa materiału folklorystycznego o bardzo odrębnej i oryginalnej specyfice, zgrupowanego w ramach wątłej dramatycznej akcji, stanowi największą trudność realizacji scenicznej »Harnasi«. Te właśnie trudności choreograficzne oraz oryginalna koncepcja baletu i trudna – dla ówczesnych realizatorów i słuchaczy – muzyka wyznaczyły los pierwszych inscenizacji”[v] – pisała Irena Turska w Przewodniku baletowym.

W języku polskim w dopełniaczu i bierniku liczby mnogiej dopuszczalne jest użycie formy harnasi i harnasiów, dlatego w cytowanych przeze mnie fragmentach literatury przedmiotu te rzeczowniki występują zamiennie. Ujednoliciłam nazwy głównych bohaterów: Panna Młoda (w innych opracowaniach również jako Panna, Narzeczona i Dziewczyna) oraz Pan Młody (Narzeczony, Młody). We wszystkich cytatach zachowałam oryginalną pisownię.

 

Premiera 29 grudnia 1951

W 1951 roku budynek Teatru Wielkiego nadal był powojenną ruiną. Dlatego Opera Warszawska wystawiła „Harnasie” na scenie Romy mieszczącej się w budynku Domu Katolickiego im. Piusa XI przy ul. Nowogrodzkiej. W połowie 1952 roku, na czas remontu wnętrza Romy, opera przeniosła się z występami do Hali Mirowskiej[vi]. Balet Szymanowskiego pokazywany był wraz z „Serenadą” Mieczysława Karłowicza. Jak wspominała Tacjanna Wysocka w książce Dzieje baletu: „Na premierę oczekiwało się z wielkim zainteresowaniem i zrozumiałą niecierpliwością, tak ze względu na dzieło Szymanowskiego, jak i na jego realizację choreograficzną”[vii]. W tym miejscu trzeba podkreślić, że autorka książki widziała paryską premierę „Harnasiów” z 1936 roku i osobiście znała kompozytora.

W programie do spektaklu Jarosław Iwaszkiewicz wyjaśniał, dlaczego utwór Szymanowskiego jest dziełem szczególnej wagi zarówno dla znawców muzyki, jak i zwykłych widzów oraz słuchaczy: „[...] balet Szymanowskiego stał się dziełem [...] wybitnym zarówno muzycznie jak dramatycznie. Stał on się jednocześnie niedościgłym wzorem dla młodych, nadchodzących generacji kompozytorów polskich, o których tak bardzo myślał i o których osiągnięciach zawsze marzył Szymanowski. Tym samym zrealizowała się myśl naszego wielkiego kompozytora, wypowiedziana w jednym z jego artykułów: »Pragnąłbym aby młoda generacja muzyków polskich zrozumiała, jakie bogactwo odradzające naszą anemiczną muzykę kryje się w tym polskim barbarzyństwie, które ja już ostatecznie odkryłem i pojąłem dla siebie«”[viii].

Prace nad „Harnasiami” przebiegały w dość nerwowej atmosferze. Tuż przed premierą zachorowało dwóch tancerzy, a trzeci – Wanot[ix] – uległ wypadkowi i z poważnym urazem czaszki trafił do szpitala. Mimo to balet w choreografii Stanisława Miszczyka udało się szczęśliwie ukończyć. W rolach głównych wystąpili: Barbara Bittnerówna, Olga Glinkówna (Panna Młoda), Witold Gruca, Mirosław Korybut (Pan Młody), Zbigniew Kiliński (Harnaś). Przedstawienie odniosło sukces. Recenzenci podkreślali, że tancerze dali z siebie wszystko, choć po „Serenadzie”, którą wcześniej wykonali, byli już bardzo zmęczeni. „Trudności wystawienia tego baletu, a przede wszystkim fatalne warunki sceniczne inscenizator i choreograf Stanisław Miszczyk, pokonał na ogół zwycięsko”[x] – napisał w „Żołnierzu Wolności” historyk i recenzent Marian Fuks. Recenzent chwalił kreacje Barbary Bittnerówny, Zbigniewa Kilińskiego i Witolda Grucy. Duże wrażenie zrobiło na nim również przygotowanie chóru i zespołu baletowego. „Ponieważ czasu [...] było stosunkowo niewiele, zespół pracował ze zdwojoną energią, dosłownie do upadłego. Byłem obecny na wszystkich próbach i widziałem, co się tam działo. I zespół może być dumny, że z należytym zrozumieniem odtworzył trudne koncepcje swego baletmistrza i dopomógł mu do zwycięstwa”[xi] – zachwalał „Harnasie” Artur Marya Swinarski w „Teatrze”. Natomiast Wawrzyniec Żuławski na łamach „Nowej Kultury” zastanawiał się, czy w niesprzyjających warunkach – scena w Romie była dość mała i wąska – dałoby się zaproponować lepsze przedstawienie? „Zapewne – tak. Inscenizator i choreograf Stanisław Miszczyk nie ustrzegł się pewnych błędów, wśród których najpoważniejszym wydaje się nam brak głębszego powiązania z autentyczną góralszczyzną. Nie chodzi nam tu oczywiście o transpozycję góralszczyzny na scenę bez zmian, ale o jej artystyczną stylizację. [...] Twórca pięknej zresztą oprawy scenicznej, Andrzej Stopka wyszedł wprawdzie od autentyzmu, ale w stylizacji posunął się chwilami nieco za daleko. W rezultacie właściwie tylko muzyka Szymanowskiego tchnie prawdziwym klimatem podhalańskiego świata”[xii]. Recenzent pochwalił natomiast wykonawców.

Krytyk muzyczny Czesław Krzewski niepochlebnie wyrażał się o przedstawieniu, pisząc o słabym wykonaniu muzycznym „Harnasiów” przez orkiestrę i tenora, a także dysproporcjach między charakterem muzyki a tańcem: „[...] w obrazie I [...] muzyka andante[xiii] i tranquille[xiv], a równocześnie na scenie vivace[xv] i tumultuoso[xvi]. Pod tym kątem widzenia najbardziej udany jest obraz II. Uwagi te dotyczą przede wszystkim scen zbiorowych, sola bowiem bardziej synchronizują z muzyką”[xvii] – pisał Krzewski w recenzji. To, że choreograf w aranżacji tanecznej baletu odbiegł od partytury muzycznej, zauważył dziennikarz Jerzy Jasieński z „Trybuny Ludu”. W jego ocenie Stanisław Miszczyk „w zasadzie zrozumiał treść baletu i dał interesujący zarys sceniczny widowiska, mimo że w realizacji odbiegł dość znacznie od partytury muzycznej. [...] Braki choreografii jeszcze bardziej uwypukliły, miast je złagodzić, dekoracje i kostiumy. [...] Zdając sobie nawet sprawę z olbrzymich trudności przystosowania całkowicie nieprzydatnej do wymogów operowych czy baletowych sceny »Romy« – takich dekoracji przyjąć nie możemy”[xviii]. Recenzent zwrócił również uwagę na słabą grę orkiestry. „Zespół orkiestrowy Opery Warszawskiej z pewnością zbyt mało nad sobą pracuje, a wskutek tego nie czyni od dłuższego już czasu postępów artystycznych. Jak na orkiestrę Opery Stołecznej – to stanowczo wielki błąd”[xix].

Tancerka i teoretyk baletu Tacjanna Wysocka umieściła relację z „Harnasiów” z 1951 roku w swojej książce Dzieje baletu. „Kompozycja taneczna Miszczyka nie zawiodła nadziei: była istotnie bardzo piękna. Baletmistrz pokazał znakomite operowanie grupami, doskonałą umiejętność rozplanowania ich na przestrzeni scenicznej oraz zdolność »roztańczenia« większego zespołu. [...] Z wykonawców na plan pierwszy wysunęła się Barbara Bittnerówna, która w roli Panny Młodej swoim talentem, inteligencją, wybitną wrażliwością artystyczną przeistacza balet w dramat choreograficzny. [...] Zanotować należy trafne ujęci roli Harnasia przez Zbigniewa Kilińskiego. Zwrócił na siebie uwagę młody tancerz Witold Gruca, posiadający wszystkie zalety potrzebne artyście baletu: młodość urodę, technikę, muzykalność”[xx].

Artur M. Swinarski podkreślał natomiast, że w koncepcji Miszczyka, rola Panny Młodej wymagała „nie tylko dobrej tancerki, ale także dobrej aktorki”[xxi]. Recenzent obejrzał spektakle zarówno w wykonaniu Barbary Bittnerówny, jak i Olgi Glinkówny. Ocenił, że obie artystki zdumiewająco dobrze poradziły sobie z tą rolą[xxii]. „Glinkówna najlepsza jest w scenach dramatycznych [...]. Gra Bittnerówny jest bardziej kameralna. [...] umiar Bittnerówny doszedł do ostatnich granic, a przecież nie uronił niczego i odkrył przed widzem całe bogactwo jej wnętrza”[xxiii]. Barbara Bittnerówna tańczyła „Harnasie” na przestrzeni dwudziestu lat w różnych inscenizacjach. W swojej autobiografii napisała: „Rozmaite inspiracje, choreografie, a muzyka Szymanowskiego zawsze taka sama. Rozmaite też motywy inspirowały i tworzyły rysunek psychiczny tańczonej przeze mnie postaci. Na moją wyobraźnię działał często projekt kostiumu i mógł nieraz w pierwszej chwili narzucić i wywołać charakter postaci. [...] W Warszawie Andrzej Stopka stworzył ostrą, mocną scenografię, a mój kostium Dziewczyny to szkic wykonany grubą krechą, który porwał mnie do zatańczenia postaci Dziewczyny mocnej jak sam Giewont”[xxiv].

W przedstawieniu z 1951 roku najbardziej krytykowane były scenografia i kostiumy z geometrycznymi ornamentami i sznurkami, zaprojektowane przez Andrzeja Stopkę. Recenzenci z nutą ironii twierdzili, że artysta prawdopodobnie nie widział nigdy górali, tylko zbyt długo przebywał wśród kowbojów[xxv]. Dziwi to, bo na zachowanych w Archiwum Zakładowym Teatru Wielkiego – Opery Narodowej projektach dokładnie widać, że scenograf opierał się na elementach strojów Górali Żywieckich i Nowotarskich, które dokładnie odwzorował na kalce technicznej. Dlaczego więc ostatecznie wykorzystał przy góralskich mankietach ulubione przez siebie sznurki, a na portkach stylizowane parzenice? Marian Borzęcki w „Życiu Warszawy” napisał: „Andrzej Stopka dość lakonicznie naszkicował tło dekoracyjne, ale i to wystarczyłoby za dowód uchwycenia stylu. Jedynie w szczegółach dziwić jednak mogą: tu kratkowane smreki, ówdzie nietatrzańskie Tatry, czy też empirowa spódnica narzeczonej oraz jej ślubny welon, przypominający raczej klatkę dla grubszego zwierza niż oznakę jej panieństwa. Pomińmy jednak i te, i inne szczegóły życzliwym milczeniem, skoro z tak wielkim trudem zmontowana całość wypadła lepiej, niż w tych warunkach można się było tego spodziewać”[xxvi]. Borzęckiemu wtórował Swinarski, który w swoim tekście dał popis satyrycznego talentu. Zauważył bowiem, że „Dekoracja obrazów pierwszego i trzeciego przypomina mocny afisz Orbisu (Po zdrowie do Zakopanego!), tylko że szpecą ją skrzydła wiatraków, tak często spotykanych na Podhalu...”[xxvii]. Według niego wszystkie kostiumy miały „jedną zaletę” i „były ze sobą doskonale zharmonizowane kolorystycznie”[xxviii] – czyli „[...] szare, bure ściany gości weselnych tworzą jak gdyby uzupełnienie szarych, burych ścian izby”[xxix]. Dosadnie stwierdził również, że „[...] koszule harnasiów składały się tylko z rękawów i z, opatentowania godnej, kombinacji szelek. Można harnasiom ostatecznie wybaczyć, że w obrazie pierwszym świecą gołymi plecami: pewnie wracają prosto z wyprawy i koszule uległy nadwerężeniu. Ale w drugim obrazie ci kawalerowie przychodzą z wizytą na wesele - więc powinni byli wdziać koszule świeże i całe”[xxx]. Dodatkowo recenzent wyśmiał kostium Panny Młodej, a dokładnie jej stylizowany welon, który nazwał „cudakiem”, przypominającym „klatkę na papugi”[xxxi].

O tym, że scenograf, malarz i grafik, „wrażliwy, obdarzony świetną inwencją artysta”[xxxii] nie miał szczęścia do produkcji baletowych, pisał Tadeusz Marek na łamach pisma „Muzyka”. „Dekoracje i kostiumy Andrzeja Stopki były zgodne z intencjami choreografa – ale [...] nie wyrastały z muzyki Szymanowskiego. [...] Wprawdzie możliwości sceny warszawskiej są tak skromne, że trudno poczuć się w nich swobodnie – ale Stopka radził sobie wybornie na mniejszych i niewygodniejszych scenach. Uproszczenia form były zbyt natarczywe – był to »realizm ze złamanym kręgosłupem«”[xxxiii].

W obronie scenografa stanął za to poeta Zbigniew Herbert. W swoim artykule Wielkie dzieło Karola Szymanowskiego. „Harnasie” scenografia, który opublikował pod pseudonimem Stefan Martha w piśmie „Dziś i Jutro”, pisał, że „scenografa baletowego” należy oceniać inaczej niż „scenografa teatralnego”. Według niego Andrzej Stopka uniknął dwóch „śmiertelnych grzechów”, za które poeta uznał przekroczenie skromnej roli plastyki w balecie i źle pojętą zasadę realizmu. Herbert przyznał również, że dekoracje II aktu trąciły tekturą i martwą makietą. „W tej scenie tłocznej i roztańczonej drżymy co chwila w obawie, że rozhasani harnasie na nic zadepczą niewinny chór. Także chcielibyśmy zgłosić pewne pretensje co do kostiumów góralek, które (kostiumy, nie góralki) wskutek braku jakiegoś zdecydowanego zabiegu stylizacji mącą często wrażenie grupy tak świetnie prowadzonej przez choreografa”[xxxiv].

Nieco ponad dwa tygodnie po premierze „Harnasiów” w „Tygodniku Powszechnym” ukazały się relacje ze spektaklu. Pisarz i publicysta Leopold Tyrmand już na wstępie przyznał, że muzyka poważna[xxxv] i choreografia nie leżą w sferze jego możliwości oceny krytycznej[xxxvi]. Podzielił się z czytelnikami refleksją, że „[...] przez cały czas widowiska nie odstępowała mnie myśl, że z tego tworzywa muzycznego, które zaofiarował Szymanowski kulturze polskiej w »Harnasiach«, można by wyciągnąć wiele więcej choreograficznych wartości zjawisk artystycznych i sceniczno-baletowych efektów, których jakby zabrakło na scenie Opery”[xxxvii]. Tyrmand wyraził także swoją opinię na temat scenografii i kostiumów Andrzeja Stopki. Według niego: „Scenograf zatrzymał się w pół drogi. Jego dekoracje udane w kompozycji, odbiegły szczęśliwie od landszaftowej koncepcji krajobrazu i wnętrza [...], nie doszły jednak do momentu jakiejś twórczej i nowatorskiej syntezy scenograficznej i dekoracyjnej. [...] Kostiumy nieco przestylizowane, zbyt naśladujące folklor góralski, brakowało w nich koloru, barwy, kolorowości nasyconej, pełnej, uderzającej w oczy ze sceny, jak uderzała uszy swym bogactwem paleta orkiestrowa Szymanowskiego”[xxxviii].

Tuż obok recenzji Leopolda Tyrmanda pojawił się tekst wspomnianej już Tacjanny Wysockiej, która spektakl oceniała profesjonalnym okiem. Według niej warszawska inscenizacja miała zarówno zalety, jak i wady. Za najbardziej udany uznała obraz II baletu – obrzędy weselne. Na plus autorka oceniła pracę baletmistrza Stanisława Miszczyka i kreacje Panny Młodej w wykonaniu Barbary Bittnerówny i Harnasia Zbigniewa Kilińskiego. Ten szczególnie przypadł do gustu Wojciechowi Dzieduszyckiemu, który stwierdził, że jego Harnaś był piękny niby „janioł z nieba”[xxxix]. Według Wysockiej wadą inscenizacji był stosunek tańca do muzyki, „[...] nużące i niczym nie usprawiedliwione przesadne podnoszenie podbicia do góry we wszystkich développés[xl] Bittnerówny, a później reszty tancerek. [...] to przesadne zaokrąglanie palców do góry przypomina najgorsze stylizacje ludowych tańców i ich prawzór – niemiecki impresjonizm w tańcu”[xli]. Tancerka i teoretyczka baletu bardzo wysoko oceniła kreację Barbary Bittnerówny, która jej zdaniem była doskonałą odtwórczynią roli Panny Młodej. „[...] taniec staje się dla niej środkiem wyrazu nawet podświadomych jej uczuć, boć przecie Panna Młoda do pojawienia się Harnasia godzi się na swój ślub z Panem Młodym; ale ile walki, ile cofania się wewnętrznego wyraża cała jej postać, każde spojrzenie, każdy zwrot głowy. Dopiero żywiołowe, jak burza, wtargnięcie harnasiów na zabawę ukazuje widzowi – i jakby samej Pannie Młodej – cały przymus danego przez nią przyrzeczenia. I tu, w tej tanecznej scenie harnasiów z oczarowanymi przez nich dziewczętami, dowodzi Miszczyk swej umiejętności doskonałego uruchomienia licznego zespołu”[xlii].

Najzabawniej warszawskie przedstawienie podsumował Stefan Wiechecki „Wiech”, którego napisany gwarą warszawską felieton „Harnasie” na Szmulkach[xliii] przytaczam w całości.

 

Stefan Wiechecki „Wiech”, „Harnasie” na szmulkach

Słyszałem, że był pan na Harnasiach, panie Walery? – zagadnąłem pana Wątróbkę wczoraj u fryzjera.

– Na czem takiem? – zapytał z żywym zainteresowaniem.

– No, na wspaniałym balecie Szymanowskiego w „Romie”.

– A, w „Romie”. Być, byłem – na tych żywych obrazkach z życia wczasowiczów i derożkarzy w Zakopanem.

– Jak to wczasowiczów i dorożkarzy?

– No, zwyczajnie. Pierwszy obraz przedstawia nam wieczorek towarzyski w świetlicy domu wczasowego „Serenada” na Bystrem. I wiesz pan, że ładnie się bawią. Gront, że tańca sporo nawet, ale nie za dużo. Facet i facetki wchodzą i wychodzą pojedynczo, po dwóch i po sześć osób razem. Kto ma życzenie, tańczy walczyka. Ale jakiś taki damski turnus jak raz się zebrał – wczasowiczki nie mają się z kim pokręcić, to samodzielnie zasuwają.

Jedna zwłaszcza, nieduża blondynka, niezamożna widocznie, bo na wieczorek prawie goła przyszła, tylko bibułkowy abażur od lampy gdzieś przykarauliła i w charakterze wieczorowej sukni go nosi. Ale tańczyć lubi pasjamy, chociaż szczęścia nie ma do mężczyzn stale i wciąż sama się podbawia. Co ona nie robi – na pięcie się kręci, potem na dużem palcu od lewej nogi młynki takie zasuwa, że strach patrzyć. I przestać nie chce, aż przylatuje koniec końców paru koleżków, łapią ją na ręce i wynoszą ze sceny, bo krzywdę by mogła sobie zrobić. Od takiego kręcenia się zyza można dostać.

Druga znowuż, czarna, przy kości, już tak więcej spokojnie się bawi: podskoczy, przyklęknie, położy się na ziemi chwilowo, niby to zmęczona, w kimono zamierza uderzyć, a wszystko pod muzykie. Ładnie się bawią na wczasach pracowniczych w Zakopanem.

W drugiem znowuż akcie wczasowiczki za góralki są przebrane, na świeżym powietrzu się znajdują. Tej czarnej niby tyż to zapowiedzie z jednem derożkarzem wyszli i ma być ślub.

– Przepraszam, panie Walery...

– Chwileczkie, jeszcze nie skończyłem. Ślub ma być, derożkarze bajerują druhny i od razu przestajesz pan rozumieć, co się stało. Strzał ze straszaka i na scenę wlatują Indiani. Skąd w Zakopanem Indiani, tego nikt nie wie. Podejrzewam, że reżyser troszkie na gaziku musiał się znajdować i Sitting Bull z Marusarzem mu się pomieszał.

– To pan, panie Walery, pomieszał wszystko jak groch z kapustą. Pański „pierwszy akt” stanowi oddzielną całość i jest przepięknym baletem pod tytułem „Serenada” Karłowicza, i nie ma nic wspólnego z „Harnasiami”, które zaczynają się od drugiej części. Pańscy Indianie to właśnie harnasie, czyli zbójnicy tatrzańscy.

– Znaczy się, zakopiańskie chuligani. Troszkie, faktycznie, na bikiniarzy podobne. Mandoliny na głowach, spodnie wąskie do kostek, krawaty z widoczkamy... może pan masz rację. Ale w taki sposób cała ta sztuka mnie się nie spodoba. Żeby główny bikiniarz, chociaż tańczy na medal, panne młode na weselu oblubieńcowi odbił i prysnął z nią na Gubałówkie – to nieżyciowe.

U nas na Szmulkach było takie same zdarzenie na weselu na Kawęczyńskiej. Wleciało pare chuliganów, ze straszaka co prawda nie strzelali, ale kamień brukowiec ze sobą przynieśli zawinięty w gazetę i powiedzieli, że stół z całą zastawą niem rozbiją, o wiele nie zostaną zaproszone na przyjęcie.

Tak samo jak w tych „Harnasiach”, jeden lampę tłucze i nieporozumienie towarzyskie się odbywa, tylko w zakończeniu różnica. Panna młoda zostaje na miejscu, a głównego bohatera pogotowie zabiera, bo go osobiście pogrzebaczem zaprawiła. Resztka harnasiów udaje się na wypoczynek do komisariatu Milicji Obywatelskiej.

W tem sensie trzeba przerobić przedstawienie w „Romie”[xliv].

 

Premiera 23 listopada 1966

Jak zauważył słynny publicysta i krytyk muzyczny Jerzy Waldorff w felietonie Korzeń wspaniały z 1963 roku: „Przy każdej okazji wystawiania »Harnasiów« dyrektorzy Oper łamią sobie głowę, z czym by te »Harnasie« złączyć, żeby uzupełnić wieczór jakimś tworem odpowiednio skontrastowanym. Osobiście widziałem »Harnasie« połączone z »Ptakiem ognistym« Strawińskiego, »Flisem« Moniuszki, »Cagliostrem« Maklakiewicza, »Serenadą« Karłowicza i wreszcie z »Cudownym Mandarynem« Bartóka. Ustawiczne zmiany są dowodem, że jak dotąd, stosownego towarzystwa scenicznego dla »Harnasiów« nie znaleziono. A gdyby tak spróbować powiązać je z »Mandragorą«?... Kontrast pod każdym względem byłby dobry i ten plus jeszcze, że oba dzieła jednego kompozytora”[xlv]. Wspomniana przez Waldorffa „Mandragora” została napisana na zamówienie Teatru Polskiego w Warszawie jako muzyka do pantomimy, stanowiąca „efektowny finał komedii Moliera »Mieszczanin szlachcicem«„[xlvi]. Jak twierdził Stanisław Golachowski: „Jest to typowa »commedia dell'arte« [...] Szymanowski wyposażył »Mandragorę« w przekorną i dowcipną muzykę”[xlvii]. Nie wiem, czy to czysty przypadek, czy włodarze Teatru Wielkiego posłuchali słów uznanego krytyka muzycznego. Pod koniec 1966 roku „Harnasie” pokazane zostały m.in.: w zestawieniu z „Mandragorą” Karola Szymanowskiego.

19 listopada 1965 roku został uroczyście otwarty odbudowany z wojennych zgliszczy gmach Teatru Wielkiego. Na inaugurację sceny zespół Filharmonii Narodowej pod batutą Witolda Rowickiego wykonał m.in. fragmenty „Harnasiów” Karola Szymanowskiego[xlviii]. Rok później „Harnasie” powróciły już jako przedstawienie baletowe, którego premiera miała miejsce 23 listopada 1966 roku. Zostały zestawione w wieczorze baletowym z choreografiami Witolda Grucy: „Nokturn i Tarantela” oraz „Mandragora” do muzyki Karola Szymanowskiego. Choreografię „Harnasiów” ułożył Eugeniusz Papliński. W rolach głównych wystąpili (na zmianę): Maria Krzyszkowska, Bożena Kociołkowska, Barbara Włodarczyk (Panna Młoda), Zygmunt Sidło, Andrzej Glegolski (Pan Młody), Feliks Malinowski, Zbigniew Strzałkowski, Gerard Wilk (Harnaś). Orkiestrą dyrygował Mieczysław Mierzejewski. Balet grany był w scenografii Ireny Lorentowicz. „To najlepsze »Harnasie«, jakie znam!”[xlix] – pisał w „Świecie” Jerzy Waldorff. W dalszej części recenzji krytyk muzyczny wytknął kilka istotnych potknięć (błędy i niedostatki techniczne orkiestry, spóźnione chóry, słabe wykonanie solowe tenora Witolda Zalewskiego oraz nienajlepszy taniec w wykonaniu corps de ballet), które – najwidoczniej – nie przeszkodziły mu w entuzjastycznym odbiorze baletu. Podobnego zdania co do solisty i chóru była Teresa Grabowska z „Trybuny Ludu”. Redaktorkę zachwyciła choreografia Eugeniusza Paplińskiego i scenografia Ireny Lorentowicz. „Czystość, szlachetna, bogato zarysowana linia plastyczna w operowaniu licznym zespołem tanecznym, są cechą wyróżniającą układ Paplińskiego bardzo dodatnio”[l]. Zdaniem dziennikarza Aleksandra Jerzego Rowińskiego bez „Harnasiów”: „nie można sobie wyobrazić repertuaru reprezentacyjnej polskiej sceny operowej”[li]. Według redaktora „Expressu Wieczornego”: „Dotychczasowe układy choreograficzne »Harnasiów« w zestawieniu z genialną muzyką Szymanowskiego nie raz wydawały się blade. Nowy układ Eugeniusza Paplińskiego cechuje niemały polot, a w scenach lirycznych – poetyczność”[lii]. Autor recenzji zarzucił jednak choreografowi brak „wigoru i rozmachu, który tkwi w muzyce Szymanowskiego”[liii], zachwycił się natomiast sugestywną i piękną malarsko scenografią Ireny Lorentowicz. Pochwalił także młodą tancerkę Bożenę Kociołkowską, która tańczyła partię Panny Młodej w drugiej obsadzie baletu.

Mniej entuzjastycznie do premiery „Harnasiów” podszedł Zdzisław Sierpiński. W recenzji zamieszczonej na łamach „Życia Warszawy” pisał, że w przedstawieniu zabrakło płynności. „Poszczególne »numery« rwały ciągłość, zamieniały się w krótkie, niepowiązane ze sobą fragmenty; zdobiły wprawdzie często scenę kolorystycznymi i pełnymi symetrii układami, ale zatracały tym samym tempo i żywiołowość, tak potrzebną przy tej muzyce”[liv].

Zdaniem Małgorzaty Komorowskiej w warszawskiej inscenizacji najsłabsze było aktorstwo. Tu autorka wymieniała Marię Krzyszkowską w roli Panny Młodej i Feliksa Malinowskiego jako Harnasia. Według autorki akcja baletu była niespójna i rozpadała się na pojedyncze popisy[lv].Z tą opinią nie zgodziła się Tacjanna Wysocka, która w Dziejach baletu napisała: „W roku 1966 do repertuaru choreograficznego Teatru Wielkiego przybyła nowa piękna pozycja w postaci »Wieczoru baletowego Karola Szymanowskiego«. Nie tylko o to chodzi, że ilościowo powiększył się repertuar spektakli choreograficznych, ważny jest fakt, iż nowa pozycja nosi wszelkie cechy wartościowego, kulturalnego, prawdziwie artystycznego widowiska”[lvi]. Dalej Wysocka stwierdziła: „[...] w obecnej realizacji scenicznej, jakże bliskiej – prostotą, romantycznością, dramatyzmem – twórczej myśli, twórczym założeniom Szymanowskiego. Dramatyczność, romantyzm, prostota. [...] Romantyzmem, więc dramatycznością i prostotą tchnie kompozycja choreograficzna Eugeniusza Paplińskiego. Jak Szymanowski »tkwił po uszy w bycie góralskim«, tak Papliński w swych nieustannych wędrówkach po Podhalu i Tatrach byt ten poznał dogłębnie i ukazał go w całej autentyczności i barwności. [...] Z wykonawców należy wymienić świetną odtwórczynię roli Dziewczyny Marię Krzyszkowską i w tejże roli ładną, pełną temperamentu Bożenę Kociołkowską. W roli Harnasia wiele słów uznania należy się Feliksowi Malinowskiemu i Zbigniewowi Strzałkowskiemu”[lvii]. Stefan Kisielewski, który już wcześniej pisał o balecie Szymanowskiego, ponownie zajął się nim po premierze w Teatrze Wielkim. Tym razem jednak zanotował: „[...] uwielbiam, genialne, przesubtelne uchwycenie góralskiej »nuty« w paru miejscach, ale w całości, przy dzisiejszym rozwoju orkiestry (a raczej przy wyjściu poza orkiestrę) utwór ten musi się wytrzeć, spowszednieć”[lviii]. Na deskach Teatru Wielkiego „Harnasie” pokazano 31 razy.

Między 9 a 18 grudnia 1967 roku Teatr Wielki wyjechał z przedstawieniem na gościnne występy do Moskwy. W rosyjskiej prasie ukazały się przychylne polskim artystom recenzje. G. Inoziemcowa na łamach „Sowieckiej Kultury”[lix] pisała o warszawskim przedstawieniu: „Balet »Harnasie« jest pełen niepowtarzalnego czaru. Obrzędy i tańce ludowe, wprowadzone przez choreografa Eugeniusza Paplińskiego w wątek przedstawienia, nadały mu charakter poetyckiej legendy”[lx]. Dalej autorka zachwycała się kunsztem tanecznym Marii Krzyszkowskiej (Panna Młoda), Zygmunta Sidły (Pan Młody) i Feliksa Malinowskiego (Harnaś). Pochwaliła też pracę scenografa i kostiumologa Ireny Lorentowicz „[...] dekoracje, a w szczególności kostiumy w »Harnasiach« zasługują na gorącą pochwałę”[lxi].

Na tym entuzjastycznym przyjęciu nie zakończyła się historia dwudziestowiecznych inscenizacji „Harnasiów”. O kolejnych premierach czytelnicy będą mogli dowiedzieć się więcej w następnym numerze „Pisma Folkowego”.

 

Katarzyna Dzierzbicka

 

Sugerowane cytowanie: K. Dzierzbicka, Powojenne inscenizacje „Harnasiów” w Warszawie, "Pismo Folkowe" 2019, nr 144 (5), s. 11-15.

 

[i] Jako oryginalne premiery Teatru Wielkiego w Warszawie.

[ii] W sumie pokazano je 131 razy – zob. Archiwum Teatru Wielkiego Opery Narodowej: https://archiwum.teatrwielki.pl/statystyki-spektakli, [online], [dostęp: 11 października 2019]. Najwięcej przedstawień, bo aż 49, miała premiera z 1951 roku. Każda następna odnotowała już coraz mniej odsłon – por. https://archiwum.teatrwielki.pl/wyszukiwarka?phrase=Harnasie&lastPhrase=..., [online], [dostęp: 4 października 2019].

[iii] Filmoteka Narodowa FINA: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7055, [online], [dostęp: 21 października 2019].

[iv] List Zbigniewa Herberta do Tadeusza Chrzanowskiego z 2 lutego 1952 roku, [w:] Z. Herbert, T. Chrzanowski, Mój bliźni, mój bracie. Listy 1950–1998, Kraków 2016, s. 61.

[v] I. Turska, Przewodnik baletowy, Kraków 1973, s. 129.

[vi] J. Szczublewski, Teatr Wielki w Warszawie 1833–1993, Warszawa 1993, s. 631.

[vii] T. Wysocka, Dzieje baletu, Kraków 1970, s. 458.

[viii] J. Iwaszkiewicz, Realizm „Harnasiów”, [w:] Karol Szymanowski „Harnasie, Mieczysław Karłowicz „Serenada, program teatralny, Warszawa 1951, s. 7.

[ix] Zapewne chodzi o Alfonsa Wanotha.

[x] M. Fuks, „Harnasie Karola Szymanowskiego w Operze Warszawskiej, „Żołnierz Wolności” 1952, nr 7 (503), s. 4.

[xi] A.M. Swinarski, „Harnasie w Operze Warszawskiej, „Teatr” 1952, nr 1, s. 19.

[xii] W. Żuławski, „Harnasie w Operze Warszawskiej, „Nowa Kultura” 1952, nr 3, s. 10.

[xiii] Umiarkowanie wolno.

[xiv] Spokojnie.

[xv] Żwawo.

[xvi] Burzliwie.

[xvii] C. Krzewski, Wielkie dzieło Karola Szymanowskiego. „Harnasie jako utwór muzyczny, „Dziś i Jutro” 1952, nr 16 (334), s. 10.

[xviii] J. Jasieński, O „Harnasiach w Operze Warszawskiej, „Trybuna Ludu” 1952, nr 23 (1085), s. 4.

[xix] Tamże.

[xx] T. Wysocka, dz. cyt., s. 458.

[xxi] A.M. Swinarski, dz. cyt., s. 19.

[xxii] Tamże.

[xxiii] Tamże.

[xxiv] B. Bittnerówna, Nie tylko o tańcu, Warszawa 2004, s.101–102.

[xxv] A.M. Swinarski, dz. cyt., s. 20.

[xxvi] M. Borzęcki, Harnasie i „Serenada, „Życie Warszawy” 1952, nr 1, s. 8.

[xxvii] A.M. Swinarski, dz. cyt., s. 20.

[xxviii] Tamże.

[xxix] Tamże.

[xxx] Tamże.

[xxxi] Tamże.

[xxxii] T. Marek, „Harnasie w Operze Warszawskiej, „Muzyka” 1952, nr 3/4, s. 99.

[xxxiii] Tamże.

[xxxiv] S. Martha, Wielkie dzieło Karola Szymanowskiego. „Harnasie scenografia, „Dziś i Jutro” 1952, nr 16 (334), s. 10.

[xxxv] Tyrmand był propagatorem jazzu.

[xxxvi] L. Tyrmand, „Harnasie w Operze Warszawskiej, „Tygodnik Powszechny” 1952, nr 7, s. 10.

[xxxvii] Tamże.

[xxxviii] Tamże.

[xxxix] M. Komorowska, Szymanowski w teatrze, Warszawa 1992, s. 272.

[xl] Noga pracująca z V pozycji zgięta w kolanie sunie noskiem po drugiej nodze, dosięga kolana i zostaje wyciągnięta w przód, w bok lub w tył. Osiągnąwszy maksymalną wysokość zostaje opuszczona do V pozycji.

[xli] T. Wysocka, „Harnasie w operze warszawskiej, „Tygodnik Powszechny” 1952, nr 7, s. 10.

[xlii] Tamże.

[xliii] Szmulowizna zwana przez warszawiaków Szmulkami – osiedle na Pradze-Północ.

[xliv] S. Wiechecki, Harnasie na Szmulkach, [w:] tegoż, Ksiuty z Melpomeną, Kraków 2015, s. 44–46.

[xlv] J. Waldorff, Ciach go smykiem!, Kraków 1972, s. 145–146.

[xlvi] T. Kaczyński, Nie tylko „Harnasie, „Ruch Muzyczny” 1982, nr 14, s. 4.

[xlvii] S. Golachowski, Karol Szymanowski, Warszawa 1948, s. 35.

[xlviii] J. Szczublewski, dz. cyt., s. 702.

[xlix] J. Waldorff, Dobre, że aż przykro..., „Świat” 1966, nr 49 (802), s. 14.

[l] T. Grabowska, Balety Szymanowskiego, „Trybuna Ludu” 1966, nr 332 (6441), s. 6.

[li] A.J. Rowiński, Balety Szymanowskiego, „Express Wieczorny” 1966, nr 281, s. 6.

[lii] Tamże.

[liii] Tamże.

[liv] Z. Sierpiński, Wieczór Szymanowskiego w Teatrze Wielkim, „Życie Warszawy” 1966, nr 287, s. 5.

[lv] M. Komorowska, dz. cyt., s. 287.

[lvi] T. Wysocka, dz. cyt., s. 497.

[lvii] Tamże, s. 497–498.

[lviii] S. Kisielewski, Szymanowski po latach, [w:] Pisma i felietony muzyczne, t. 2, Warszawa 2012, s. 347.

[lix] G. Inoziemcowa, „Sowietskaja Kultura” 1967, [w:] 25 lat Opery Warszawskiej w Polsce Ludowej 1945–1970, red. Z. Krawczykowski, Warszawa 1970, s. 329.

[lx] Tamże.

[lxi] Tamże.

Skrót artykułu: 

Na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie „Harnasie” Karola Szymanowskiego gościły pięciokrotnie w latach: 1951, 1966, 1982, 1977 i 2006. Po raz ostatni balet został zaprezentowany 24 listopada 2007 roku. Ze względu na krótki czas trwania „Harnasie” najczęściej były wystawiane z innymi dziełami Karola Szymanowskiego lub kompozytorów, których muzyka związana była z Podhalem – Mieczysława Karłowicza i Wojciecha Kilara. W niniejszym artykule podjęłam próbę opisania powojennych wystawień „Harnasiów” w Teatrze Wielkim w Warszawie. Zrobiłam to na podstawie recenzji, wspomnień i wywiadów z artystami, a także zdjęć i programów ze spektakli oraz zachowanych fragmentów Polskiej Kroniki Filmowej, znajdujących się w repozytorium Filmoteki Narodowej.

Fot. E. Hartwig ze zbiorów Archiwum Państwowego w Warszawie: Fotografia z baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego, inscenizacja i choreografia: Stanisław Miszczyk, premiera 23 listopada 1966, Teatr Wielki w Warszawie; na zdjęciu: scena zbiorowa

Dział: 

Dodaj komentarz!