Ponad Bugiem

Z jednej strony Bugu województwa mazowieckie i lubelskie, podczas gdy po przeciwnej - podlaskie. Kierując się granicami wyznaczonymi administracyjnie coraz trudniej określić, gdzie kończą się i gdzie zaczynają regiony kulturowe. Osią swojej podróży uczyńmy po prostu rzekę - środkowy odcinek biegu Bugu.


Zbaczając z głównej drogi

Rzeka jakby sama narzuca kierunek wędrówki. Najłatwiej przemierzać okolicę korzystając ze szlaku wyznaczonego jej nurtem. Nie ma co się spieszyć, woda w Bugu też płynie powoli, meandrując i rozglądając się po łąkach i lasach. Wędrując wzdłuż Bugu trafić można w te najciekawsze miejsca - odwiedzić nieco ospałe miasteczka, w tym Drohiczyn, historyczną stolicę Podlasia, urokliwe sanktuaria gromadzące wiernych kościołów wschodnich i zachodnich, zajrzeć do cerkwi, kościołów, na zapomniane kirkuty i mizary - świadectwo historycznej obecności Żydów i Tatarów. Co jakiś czas stanąć na wysokiej skarpie, skąd widać nurt jednej z ostatnich, nizinnych rzek Europy, która oparła się regulacji.

Nie znajdziemy tu atrakcji rodem z lunaparku, a to, co najciekawsze dla tutejszych stron, wymaga dłuższego zatrzymania się, skupienia i uwagi. Na z reguły drewnianym Podlasiu Nadbużańskim próżno szukać pereł średniowiecznej architektury, zacnych i wypielęgnowanych miasteczek. Chcesz to miejsce poznawać - skręcaj często z głównych dróg, mapę weź, na której zaznaczono każdy krzyż przydrożny, rozgarniaj krzaki na zarośniętych cmentarzach, wstawaj wcześnie, jak czajki i żurawie na łąkach i słuchaj. Słuchaj, o czym gadają po wsiach i miasteczkach.

Wsiadamy do pociągu jadącego od Warszawy w kierunku Hajnówki. Podróż na wschód przynosi bardzo widoczne zmiany. Krajobraz za oknem spokojnieje, pola szatkują coraz gęstsze miedze, przybywa lasu i drewnianych domków. Kiedy w Siedlcach przesiąść się w wagony do Hajnówki, to jakby jedną nogą już tam być. W tym pociągu jakoś trudno uwierzyć w te wszystkie historie o napadach i rozbojach na kolei. I choć podróżnych niewiele, wyraźnie kontrastują z tymi z poprzedniego pociągu. Już i akcent inny, fonetyka dźwięczniejsza, a im dalej, tym śpiewniej toczą się rozmowy.

Promem w Mielniku

Po godzinie koła dudnią na moście we Fronołowie. Bug ukazuje się w całej krasie. Mijamy następną stację i wysiadamy na kolejnej, kiedy po lewej stronie, w dolinie, widać wieś Sycze. Tak też nazywa się stacja. Stąd najbliżej do Grabarki, najznaczniejszego w Polsce prawosławnego sanktuarium.

Coraz trudniej tam o moment, kiedy spokoju i ciszy nie mąci autokar pełen turystów. Miejsce znane, choć jak na cel pielgrzymek - dość osobliwe. Ani tu wielkiej świątyni, ani blichtru straganów z pamiątkami, ani hotelu dla pielgrzymów, a sama cerkiew poza okresem letnim najczęściej bywa zamknięta. Dopiero w ostatnich latach wyrósł kamienny mur i bramy, studnię nad źródłem przykryła murowana kaplica, zaś pod sam klasztor poprowadzono asfalt. Ale wciąż został ten sam las wokół, sosny i krzyże pod nimi. Trafiwszy na spokój Świętej Góry, trudno się nie oprzeć wrażeniu niezwykłego charakteru tego miejsca.

vZnoszone tu z całej Polski krzyże trzeba liczyć w tysiącach. Oplatają cerkiewkę na wzgórzu gęstym pierścieniem. Trafiają tu na Spasa, Przemienienie Pańskie przypadające według kalendarza juliańskiego w połowie sierpnia. Duże i małe, każdy to świadectwo wiary i intencji pątnika. Pomiędzy krzyżami rzuca się w oczy kilka nadpalonych - pozostały po tragicznym pożarze, który kilkanaście lat temu zrujnował poprzedniczkę dzisiejszej świątyni. Obecną odbudowano bez zbędnego rozmachu, z szacunkiem dla niezwykłego charakteru tego miejsca. I choć w rzeczywistości jest ona murowana, drewniane szalowanie sprawia, że znakomicie komponuje się z otoczeniem.

Wędrówkę po nadbużańskich sanktuariach warto kontynuować. Niedaleko Grabarki trafimy do Ostrożan, a przeprawiając się przez Bug - do czego świetnie nadaje się prom w Mielniku - możemy wybrać się do Leśnej Podlaskiej lub jeszcze dalej, do Kodnia. To trzy miejsca lokalnego kultu maryjnego katolików. Historia każdego z nich obfituje w niezwykłe opowieści, jednak bezsprzecznie najciekawsze są dzieje kodeńskiego wizerunku. Został on wykradziony z Watykanu przez właściciela Kodnia, Mikołaja Sapiehę. Ekskomunikowany magnat uzyskał w końcu przebaczenie papieża, a dzięki Sapiehom dziś w Kodniu możemy oglądać renesansową bazylikę wybudowaną specjalnie, by tam umieścić obraz. Nieopodal kolejny z zabytków Kodnia, dowód na pograniczny splot tradycji. Kościół św. Ducha to dawna cerkiew zamkowa wybudowana (jak nieistniejący już zamek) w stylu gotyckim. Niezwykłość tego obiektu polega na zastosowaniu typowo zachodniego stylu architektonicznego przy budowie świątyni wschodniego obrządku.

Od Kodnia niedaleko do Jabłecznej, gdzie gromadzą się prawosławni czciciele świętego Onufrego, patrona tamtejszego monasteru. W czerwcową noc i poranek, podczas obchodów święta, trwają modlitwy w kaplicach położonych pośród nadbużańskich łąk. Wraz ze wschodzącym słońcem, pomiędzy potężnymi dębami, przechodzi procesja wiernych. Jabłeczyński klasztor i Bug są stale ze sobą związane. Spore zakole otacza zabudowania klasztorne, zza rzeki dobiegają odgłosy biegnącej tamtędy linii kolejowej. Którejś wiosny, kiedy wysoka woda wypełniła zarastające starorzecze, monaster stał niczym na wyspie.

Wyjątkowym miejscem, leżącym w sąsiedztwie Kodnia i Jabłecznej, są Kostomłoty. To jedyna w Polsce parafia neounicka, świadectwo burzliwych dziejów religijnych Podlasia. Współistnienie wschodniej i zachodniej tradycji chrześcijańskiej nie zawsze bowiem układało się wedle dzisiejszych, idyllicznych wyobrażeń. Zwłaszcza gdy obie strony traktowały region jak przedmurze, a frontowe położenie podkreślały odmienne racje polityczne realizowane z odległych centrów. Ogłoszoną w końcu XVI wieku Unię Brzeską, która spowodowała powstanie obrządku greckokatolickiego, zlikwidowali w czasie zaborów carowie rosyjscy. W Królestwie Polskim formalne przyłączenie unitów do cerkwi nastąpiło w 1875 roku. Carskie rozporządzenie nakazywało urzędowy obowiązek przyjęcia prawosławia byłym unitom. Był to okres obfitujący w wiele osobistych tragedii i ofiar, znaczna część ludności długi czas uparcie odmawiała podporządkowania się administracyjnym nakazom. Do największej tragedii doszło pod cerkwią w Pratulinie, gdzie zginęło trzynastu "upartych". Jan Paweł II beatyfikował pratulińskich męczenników. Miejsce ich pochówku upamiętnia samotna mogiła wśród łąk.

vW kwietniu tego roku mija sto lat od wydania ukazu tolerancyjnego, w którym car zezwalał na swobodny wybór religii. Podlasianie z Kongresówki masowo porzucali prawosławie, a że cerkwi unickiej nie było, wybierano łaciński katolicyzm. W tym czasie po drugiej stronie Bugu, włączonej bezpośrednio w obręb cesarstwa, o porzucaniu wschodniego chrześcijaństwa nie myślano. Neounicka parafia w Kostomłotach powstała jako jedna z kilkudziesięciu w międzywojniu. Była to niejako próba reaktywowania unii.

Howoriat po swojomu

Parę kilometrów za Janowem Bug przestaje być granicą państwową. I dobrze. Rola kordonu ani okolicy, ani samej rzece nie służy. Dalej, w głębi kraju, kiedy mówią "za Bugiem", mają na myśli postsowiecki bezkres. Za Bugiem została kresowa arkadia, za Bugiem srożą się "białe niedźwiedzie", za Bugiem świat inny, niezrozumiały, kres Europy. Wczesną wiosną, kiedy liście na drzewach nie przesłaniają zanadto widoku, z wysokiej góry na nadbużańskiej szosie widać kołchozowe zabudowania w Nowosiółkach. Kiedy wiatr powieje od strony widocznych silosów i magazynów, słychać nawet odgłosy pracy. Nad brzegiem rzeki łatwo wypatrzyć biało-czerwone słupki graniczne.

A poniżej, za tablicą z napisem "Stary Bubel", w otoczeniu wiekowych lip i kasztanów, stoi niewielki kościółek. Miejscowym nazwa nie wydaje się dziwna. Przywykli. Przywykli też do dwóch krzyży na wieżyczkach świątyni - łacińskiego i greckiego. Taki to zakątek, że się religie ze sobą splatają, przenikają. Kościółek w Bublu zbudowano bowiem jako unicką cerkiew w XVIII wieku. Sto lat później zamieniono na świątynię prawosławną. Międzywojnie przyniosło spory o użytkowanie obiektu; dziś modlą się tu rzymscy katolicy. O burzliwej przeszłości przypomina sześcioramienny krzyż i kilka nagrobków wokół - z napisami wykonanymi cyrylicą.

Kiedy uważniej przyjrzeć się podlaskim kościołom, w wielu innych można również natrafić na pocerkiewne ślady. Niekiedy wystarczy rzut oka na bryłę świątyni, czasem warto jeszcze zajrzeć do wnętrza, by dojrzeć niezamalowane fragmenty polichromii. Tak jak w sąsiednim Gnojnie, gdzie przy głowach czterech ewangelistów na sklepieniu znajdziemy ich imiona wypisane cyrylicą.

W regionie, gdzie splatają się religijne i etniczne tradycje, słychać je też w miejscowej gwarze. Zdecydowanie częściej uda się ją usłyszeć na prawym brzegu Bugu. W małych wsiach położonych nieopodal granicy z dzisiejszą Białorusią bywa, że na co dzień mało kto posługuje się polskim. Język, którego jeszcze w XIX wieku powszechnie używano po obu stronach rzeki, to północne gwary ukraińskie. Ich twarde brzmienie usłyszymy aż po linię wytyczoną przez Narew, gdzie ustępują miękkim gwarom białoruskim.

O języku tym mawia się nieco pogardliwie gwara chachłacka, lecz ci, którzy nim władają, mówią howoriat po swojomu. Na lewym brzegu Bugu, na południowym Podlasiu, chachłacka mowa niemal zanikła. Tu po 1905 roku przy wyznaczającym narodową odrębność prawosławiu pozostali nieliczni. Dodatkowo rozproszyła ich ewakuacja podczas I wojny światowej i na koniec przesiedlenia po ostatniej wojnie. Zwykle wymierzoną w Ukraińców "Akcję Wisła" kojarzy się z Bieszczadami, Roztoczem. Mało kto wie jednak, że w 1947 roku wysiedlano ludzi znad Buga. Najdalej na północ wysuniętą wsią, której mieszkańców wywieziono, są Borsuki, dziś wschodnia forpoczta województwa mazowieckiego.

Stąd właśnie cerkiewki dziś pełniące rolę kościołów katolickich. Stąd zarośnięte i zapomniane cmentarze, gdzie spoczywają przodkowie obecnych mieszkańców. Ich wschodnio brzmiące imiona - Anton, Iwan, Makary czy Prakseda - coraz trudniej odczytać na zniszczonych nagrobkach. Takie mogiły znajdziemy obok obecnie użytkowanego cmentarza w Gnojnie, w Konstantynowie, Kornicy, w zarośniętej części cmentarza w Starym Bublu i wielu innych miejscowościach. Pomiędzy bujnymi krzewami, każdy odnaleziony krzyż jest jak kolejna odsłona powikłanej historii pogranicznego Pobuża.

Uliczki wokół rynku

Wiele z miejscowości dzisiejszego Podlasia Nadbużańskiego, choć formalnie jest wsiami, wsi jakoś nie przypomina. Mimo niewielkiej liczby mieszkańców, w układzie urbanistycznym wyraźnie widać siatkę nielicznych ulic układającą się wokół rynku. Dziś są najczęściej gminnymi osadami, niegdyś niewielkimi miasteczkami prywatnymi. Takie osiedle to położony w zakątku między Bugiem a granicą państwa Niemirów, nadbużańskie Sławatycze, Janów Podlaski, Mielnik, Sarnaki. Takie to miasta, gdzie pełno drewnianych, wiejskich domków, a na obrzeżach stoją stodoły i chlewy. Do czasów ostatniej wojny ich charakterystyczną cechą był znaczny odsetek Żydów. Gdzieniegdzie stanowili grubo ponad połowę ludności.

Niewiele żydowskich pamiątek przetrwało próbę czasu. Ocalałe synagogi znajdziemy jedynie w Mielniku, Siemiatyczach i nieco bardziej odległych Milejczycach. Częściej natrafi się na żydowskie cmentarze, na które drogę wskażą co starsi mieszkańcy. Niestety, czasem trafimy na nieprzeniknione chaszcze, las czy kawałek parku. Pozostanie jedynie domyślać się i składać w całość zasłyszane wątki.

Większość macew skończyła jako krawężniki, płyty chodnikowe czy porozbijane "kocie łby" na drogach. Hebrajskie litery można znaleźć na kamieniach szlifierskich z piaskowca. Nieużywane od lat, zapadają się w ziemię za stodołami gospodarstw. Dzisiejszy obraz kirkutu to najczęściej szare, miejscowego pochodzenia kamienie. Były to jednak miejsca pełne kolorów - niemal każdą kamienną stallę pokrywała pastelowa polichromia, wzbogacająca obfitą symbolikę płaskorzeźb. Macewy z Łosic, odsłonięte po sześćdziesięcioletnim okresie pełnienia roli trotuaru, są jak z obrazów Chagalla. Brutalny niemiecki pragmatyzm paradoksalnie przyczynił się do ocalenia nadbużańskiej palety barw.

Mizary na piaszczystych wzgórkach

Historycznej mieszanki narodowości dopełniają Tatarzy. O Tatarach z Kruszynian i Bohonik, gdzie wciąż funkcjonują meczety, słyszeli pewnie wszyscy. Drugim ośrodkiem w dzisiejszych granicach Polski, gdzie zamieszkiwali Tatarzy, są okolice Terespola i Łomaz, dokąd w 1679 roku sprowadził ich Jan III Sobieski. Nadania ziemskie w dobrach królewskich stanowiły wówczas rekompensatę żołdu dla chorągwi walczących u królewskiego boku. Niestety, do naszych czasów ta niewielka społeczność uległa rozproszeniu. Drewniany meczet w Studziance koło Łomaz spłonął w 1915 roku podczas pamiętnej ewakuacji Rosjan.

Tak jak w przypadku Żydów, trwałym świadectwem obecności Tatarów są dwa cmentarze. Jadąc od Kodnia skręćmy w Lebiedziewie na lewo. Po trzech kilometrach pojawią się pierwsze zabudowania kolonii Zastawek i drewniane ogrodzenie. Pod sosnowo-dębowym okapem, na piaszczystych wzgórkach między jałowcami ocalało kilkadziesiąt nagrobków. Gdzieś tu spoczywa zasłużony w XVIII-wiecznych zmaganiach o wolność generał Józef Bielak, dowódca oddziałów tatarskich. Na najstarszych mogiłach stawiano dwa, niemal nieobrobione polne kamienie, jeden u wezgłowia, drugi u stóp zmarłego. W towarzystwie arabskich napisów widać polskie i pisane cyrylicą. W tych krótkich inskrypcjach odzwierciedla się cały charakter okolicy - orient przemieszany z zachodem. Różnorodne wątki prowadzące do Rzymu, Moskwy, Bizancjum czy na Dzikie Pola. I Bug, który spaja różnorakie tradycje.

Autor jest absolwentem i doktorantem Wydziału Leśnego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz absolwentem Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zainteresowania krajoznawcze, historyczne i fotograficzne dotyczą przede wszystkim obszaru wschodniej Europy, a w szczególności rodzinnego Podlasia. Dokumentuje przeszłość rodzinnej okolicy i miejscowości (Sarnaki), szczególnie dotyczącą Żydów.

Skrót artykułu: 

Z jednej strony Bugu województwa mazowieckie i lubelskie, podczas gdy po przeciwnej - podlaskie. Kierując się granicami wyznaczonymi administracyjnie coraz trudniej określić, gdzie kończą się i gdzie zaczynają regiony kulturowe. Osią swojej podróży uczyńmy po prostu rzekę - środkowy odcinek biegu Bugu.

Dodaj komentarz!