Pojedynki z tradycją

[folk a sprawa polska]

„Słuchałem dużo muzyki ludowej z Mazowsza, która zawsze mnie fascynowała, ale nie było okazji naprawdę jej dokładnie przeanalizować pod względem rytmicznym. I okazało się, że można połączyć te dwa światy muzyczne [muzykę z Polski i Indii – przyp. aut.]” – mówi znakomity polski basista jazzowy Michał Barański, który wydał właśnie fascynującą płytę „Masovian Mantra” w legendarnej serii Polish Jazz. Słucham jej tak, jak słuchałem wcześniej wielu innych krążków, w których nagraniu brał udział. Bardzo mi się podoba, choć pewnie grubym uproszczeniem byłoby określanie tej muzyki jako folkowej. Natomiast sama idea, sam pomysł na tak realizowane „pojedynki z tradycją” wydaje mi się nie tyle równie uprawniony, co raczej równie wartościowy artystycznie co – na przykład – granie (albo odtwarzanie) tychże tradycyjnych mazowieckich melodii przez przedstawicieli tzw. nurtu rekonstruktorskiego. Zwłaszcza że gośćmi lidera są tu m.in. Olga Stopińska, Joachim Mencel (wybitny pianista, który gra tu na lirze korbowej), a wreszcie Kacper Malisz, do którego pozwolę sobie jeszcze powrócić w dalszej części.
Mądrzy artyści wiedzą, że w poszukiwaniach – i w wierności sobie – nikt nie powinien ich ograniczać (choć efekt tych poszukiwań, oczywiście, może być nieudany). Takiemu przekonaniu zdawał się sekundować sam Gustav Mahler, który twierdził ponoć, że: „Tradycja to podtrzymywanie ognia, a nie czczenie popiołów”. Warto zapamiętać. I przemyśleć.
Jak to jest z tymi naszymi bojami z tradycją? Czasami warto po prostu posłuchać mędrców. W swej najnowszej książce Antoni Kroh pisze: „Jeździliśmy na występy zespołu Łemkowyna, który tym się wyróżniał, że żaden ekspert od sztuki ludowej nie sprawował nad nim nadzoru, więc pozostał oryginalny, spontaniczny, pełen uroczych niedoróbek. Dzięki temu nie miał czego szukać na festiwalach folklorystycznych Karpat Polskich”. Może to opowieść równie aktualna dzisiaj, po latach? Może tylko teraz owi eksperci i „właściciele tradycji” używają raczej (albo również) mediów społecznościowych? Nie wiem. Mam jednak czasami wrażenie, że dziś więcej jest osób skłonnych do pouczania innych, wyznaczania im zasad, których powinni się trzymać, niż tych, którzy po prostu (banalnie? naiwnie?) kochają bezpretensjonalność ludzkiego natchnienia i piękno muzycznej opowieści – nawet jeśli nie spełnia ona jakichś wymyślonych norm.
Tak, nasze czasy, podobnie jak i bodaj wszystkie inne czasy w tym kraju, nie sprzyjają artystycznym, romantycznym uniesieniom. Jeśli jednak spoglądamy czule w stronę przeszłości, dziedzictwa, tradycji, jeśli ktoś czuje się jej (bardziej czy mniej domniemanym) spadkobiercą i nawiedza go nieśpieszna myśl, że to jednak splendor, wtedy warto też poczytać innego z mędrców. Profesor Ryszard Koziołek pisze w książce poświęconej krajowej recepcji Boba Dylana: „Od chwili rozpoznania nie mogę już słuchać tej pieśni [„Strange Fruit” – przyp. aut.]. Wszyscy zakochani w czarnej muzyce z przeszłości powinni dobrze się zastanowić, zanim westchną do »starych, dobrych czasów«; do »muzyki źródeł«. Paradoksalnie ten, kto najbardziej kocha i adoruje, staje się najbardziej winny. Kiedy podziwiamy (nagradzamy, celebrujemy i uświęcamy) muzykę folkową, estetyzujemy doświadczenie, które estetyce urąga i którego nawet sztuka nie może odkupić. Nie sposób wyjść z tej pułapki podziwu i zachwytu dla artystycznych efektów doświadczenia, o którym nie chce się wiedzieć, a tym bardziej – którego nie chce się podzielić. Przywrócona muzyce »całość«, czyli dawna rzeczywistość i jej doświadczenie, jakie zrodziły tę muzykę, byłyby dla odbiorcy nie do zniesienia”. Jak mówił tytuł wspaniałej – i poruszającej – publikacji na zupełnie inny temat: Niewinne oko nie istnieje…
Chciałoby się nie kończyć w minorowym nastroju. Wróćmy więc na zdanie do wspomnianego wcześniej Kacpra Malisza i faktu, że został on właśnie zwycięzcą niezwykle prestiżowego, międzynarodowego konkursu skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta. I tutaj nasuwa się pytanie nieśmiałe. Czy rzeczywiście były osoby w kręgu – jakżeby inaczej – wielbicieli, znawców, apostołów polskiej muzyki tradycyjnej, które parę lat temu nastoletniemu wówczas Kacprowi mówiły, że marnuje swój talent (w domyśle: nie grając tylko ludowej muzyki spod sztancy)? Nie wiem, czy tak było, ale słyszałem o tym opowieści – oczywiście nie od Kacpra ani nikogo z jego najbliższych. Było tak czy nie? Ciekawe. Za nietrafne uważałbym dziś przekonywanie, że muzyka ludowa (albo tradycyjna) to coś zupełnie innego niż muzyka współczesna, improwizowana – czy „taka, jaką się gra” na konkursie Seifertowskim. Wrażliwy artysta, wywodzący swoje natchnienie (i wychowanie) z kultury tradycyjnej, może z nią robić, co zechce! Zwłaszcza jeżeli ma talent. I nikt (a szczególnie ci, którzy owego talentu mają zdecydowanie mniej) nie powinien sobie uzurpować prawa do tego, by przykrawać granie tak pięknego twórcy do swoich przyciasnych wyobrażeń. Taka jest moja opinia. Takie jest moje widzenie (i słyszenie) spraw dotyczących interpretowania tradycji, czyli – powiedzmy – muzyki folkowej, ale również tzw. przyzwoitości.

Tomasz Janas

Sugerowane cytowanie: T. Janas, Pojedynki z tradycją, "Pismo Folkowe" 2022, nr 162 (5), s. 23.

Skrót artykułu: 

„Słuchałem dużo muzyki ludowej z Mazowsza, która zawsze mnie fascynowała, ale nie było okazji naprawdę jej dokładnie przeanalizować pod względem rytmicznym. I okazało się, że można połączyć te dwa światy muzyczne [muzykę z Polski i Indii – przyp. aut.]” – mówi znakomity polski basista jazzowy Michał Barański, który wydał właśnie fascynującą płytę „Masovian Mantra” w legendarnej serii Polish Jazz. Słucham jej tak, jak słuchałem wcześniej wielu innych krążków, w których nagraniu brał udział. Bardzo mi się podoba, choć pewnie grubym uproszczeniem byłoby określanie tej muzyki jako folkowej. Natomiast sama idea, sam pomysł na tak realizowane „pojedynki z tradycją” wydaje mi się nie tyle równie uprawniony, co raczej równie wartościowy artystycznie co – na przykład – granie (albo odtwarzanie) tychże tradycyjnych mazowieckich melodii przez przedstawicieli tzw. nurtu rekonstruktorskiego. Zwłaszcza że gośćmi lidera są tu m.in. Olga Stopińska, Joachim Mencel (wybitny pianista, który gra tu na lirze korbowej), a wreszcie Kacper Malisz, do którego pozwolę sobie jeszcze powrócić w dalszej części.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!