Podążając za własnym stylem

Prawie 4 lata. Tyle właśnie przyszło nam czekać na nowy krążek od legendarnych Dropkick Murphys. Czy było warto? Już po pierwszym przesłuchaniu "Going Out In Style" wiedziałem, że tak...

Patrząc kilkanaście lat wstecz, to bardzo ciekawe jak gruntowną ewolucję przeszła ta kapela z Bostonu w stanie Massachusets. Zaczynali przecież jako rasowy, zbuntowany zespół street punkowy, który stawiał przede wszystkim na mocny przekaz i konkretną, zadziorną muzykę. Teraz w ich utworach liczą się przede wszystkim ludowe brzmienia i folkowa energia. W zasadzie jedyne co się nie zmieniło to przekaz - ten cały czas jest mocny, dosadny i przede wszystkim wartościowy. Wielu fanów, którzy wspierali ich na początku muzycznej drogi, ma im za złe, że zamiast trzymać się działającej w niszy sceny punkowej oni poszli w zupełnie innym kierunku. Na pierwszej płycie długogrającej pojawiły się dudy szkockie, a potem, wraz z kolejnymi krążkami, także banjo, mandolina, akordeon i piszczałki.

"Going Out In Style", który do sklepów trafił 1 Marca 2011 to naturalne świadectwo wciąż trwającej ewolucji bostońskiej brygady. O ile wcześniejszy krążek zespołu, wydany w 2007 "The Meanest Of Times" prezentował udane połączenie szybkich, punkowych rytmów z energią ludowej muzyki celtyckiej, tak kompozycjom z najnowszej płyty zdecydowanie bliżej do dokonań The Pogues niż The Exploited. Oczywiście nie znaczy to, że na "Going..." nie znajdziemy utworów, za które niegdyś Dropkick Murphys pokochaliśmy. Zarówno tytułowy "Going Out In Style" jak i mocno dudziarski "Deeds Not Words" to celtic punkowa jazda w starym, dobrym dropkickowym stylu. Mimo to słychać, że Dropkick Murphys A.D. 2011 stawiają głównie na szlachetne brzmienia i smaczki instrumentów akustycznych. Świadczyć może o tym urokliwa ballada "Cruel" czy jeden z najlepszych numerów na płycie, "Memorial Day", w którym spotyka się wiele naprawdę urokliwych i chwytających za serducho melodii, a prym wiedzie bardzo przyjemnie brzmiący tin whistle. Również w tych bardziej "punkujących" numerach na pierwszy plan wychodzą chociażby banjo (tu doskonała wersja "The Irish Rover") czy akordeon ("Peg O' My Heart"), które nadają tym celtyckim galopadom niewątpliwego uroku.

Nie ukrywam, że koncepcja jaką obrali panowie z Dropkick Murphys dość mocno mnie zaskoczyła. Spodziewałem się raczej kontynuacji zadziornego, hardcore'owego stylu obranego na poprzedniej płycie, stylu ciekawego i przyjemnego dla ucha. Tymczasem DKM, idąc śladem Flogging Molly, którzy znacząco stonowali swoją muzykę na ostatnim studyjnym krążku "Float", również postawili na szukanie złotego środka między punkowym czadem a folkowymi korzeniami.

Nie będę ściemniał - urzekła mnie ta płyta. Od początku do samego końca słucha się jej z niebywałą przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Krążek ten emanuje pozytywnymi emocjami, które wychodzą niemalże z każdego dźwięku granego przez szaloną załogę z Bostonu.

Dropkick Murphys nie próżnowali przez te 4 lata. Powstał materiał dojrzały, przemyślany, intrygujący. Zdecydowanie podnieśli i tak już wysoko zawieszoną poprzeczkę. Niesamowicie ciekaw jestem co przyniesie przyszłość jeśli chodzi o ten zespół. Bostończycy udowodnili, że wciąż można na tym z pozoru wąskim polu zaskoczyć. Gorąco polecam wszystkim ten album - gwarantuję, że się nie zawiedziecie!

Skrót artykułu: 

Prawie 4 lata. Tyle właśnie przyszło nam czekać na nowy krążek od legendarnych Dropkick Murphys. Czy było warto? Już po pierwszym przesłuchaniu "Going Out In Style" wiedziałem, że tak...

Dział: 

Dodaj komentarz!