Piwne oczy, czarne brwi! Od Niemena do Zełenskiego

Felieton. Grzegorz Józefczuk

Minęło 20 lat od śmierci niezrównanego Czesława Niemena (1939–2004), w którego bogatej i różnorodnej twórczości pojawiały się wątki folkowe i to nie byle jakie. Niedawno Instytut Polski w Kijowie nieprzypadkowo przypomniał nagranie wideo z 1977 roku – znakomite, brawurowe wykonanie przez niego piosenki „Czarne brwi, brązowe oczy” („Чорнії брови, карії очі”) na koncercie w Zielonej Górze. Artysta występował w białej wyszywance. Powiedział, że tę piosenkę, ludową pieśń ukraińską, śpiewał po raz pierwszy na koncercie w szkole, kiedy miał 13 lat – zapewne w Wasiliszkach, bo gdzie indziej, na scenie bardzo niewielkiej, na zebraniu rodzicielskim.

W komentarzach na instytutowym Facebooku, obok słów zachwytu, uznania i wspomnień, pojawiła się konstatacja, że jego matka była Ukrainką, stąd i wyszywanka, i ta piosenka. To raczej wątpliwe, a przynajmniej nieoczywiste, genealogia w tej konkretnej sprawie przynosi skąpe informacje, a zachowanie rodziny i repatriacja do Polski tym bardziej temu przeczą.

Zaskoczyła mnie ta zazdrość o rzekome „swoje”, czyli sugestia, że wszyscy byli Ukraińcami, tylko o tym nie wiedzieli. Przecież wiemy, że bywało i bywa różnie, zresztą, wprawdzie nie zawsze, ale niekiedy z korzyścią dla kultury i zrozumienia swych korzeni oraz tradycji wielokulturowości. W różnorodności siła i postęp. Można tylko się uśmiechnąć, czytając w ukraińskiej wersji polskiego portalu culture.pl, że od wykonania tej właśnie romansowej piosenki rozpoczęła się kariera Czesława Niemena – co jest oczywistą nieprawdą. To zaledwie początek historii rozgałęzionej w najróżniejsze wątki, rzeźbione w ludzkiej wyobraźni i fantazji przez piosenkę „Czarne brwi, brązowe oczy”.

Przywołam najpierw coś doprawdy zaskakującego, na swój sposób odważnego. Pewna polska fundacja kulturalna postanowiła uczcić stulecie Cudu nad Wisłą, czyli Bitwy Warszawskiej 1920 roku, przygotowując w ramach programu „Niepodległa” cykl video-artów, jakie służą celebracji „stulecia sojuszu polsko-ukraińskiego 1920–2020”! Wybrano pieśni polskie i ukraińskie, dwóch artystów, polskiego i ukraińskiego, którzy podjęli się wykonawstwa muzycznego, oraz artystkę wizualną, która nadała zapisom wideo, podłożonym pod muzykę, wymiar artystyczny. Z romansem „Czarne brwi, brązowe oczy” sąsiaduje znany nam powszechnie marsz „My, Pierwsza Brygada”. Licentia politica i artistica! Lecz jak skomentować to, że klip z tym ukraińskim, folkowym romansem zaczyna się od archiwalnego filmu z polskimi ułanami, a kończy scenami z żołnierzami w jakichś, chyba nadwiślańskich, chaszczach i okopach. Jak to rozumieć? Czy seksistowsko i kolonialnie – że urok kobiet o czarnych brwiach i piwnych oczach jest ostoją naszego świata, walki z komunizmem, argumentem za określonymi sojuszami politycznymi, wojskowymi i innymi? Dobrze, że o tym projekcie nie wiedzą feministki. A właściwie szkoda, że nie wiedzą – skoro to pochwała siły kobiet ukraińskich, bo wedle tego przekazu… na niej ufundowano sojusz polsko-ukraiński 1920 roku z udziałem Marszałka Józefa Piłsudskiego i Atamana Symona Petlury.

W ukraińskiej klasyfikacji „Czarne brwi, brązowe oczy” należą do kategorii ukraińskiej pieśni narodowej literackiego pochodzenia. Czyli ludowa, ale literacka. Co do genealogii literackości, badacz literatury, kultury i folku, Hryhorij Nudha (1913–1994) (Григорій Нудьга), odkrył w archiwach pisarza, teologa, etnografa Konstantyna Dumytraszko (1814–1886) (Костянтин Думитрашко) rękopis wiersza „Do piwnych oczu” z 1854 roku, bez wątpliwości – osnowę tekstu piosenki. Jak do tego doszło, że piosenka stała się tak popularna i od kiedy tak popularna? – skoro Dumytraszko jej tekstu nie opublikował. Czy po prostu zapisał w postaci wiersza gdzieś wcześniej zasłyszany tekst? Czy to on sam jest „pierwszym” autorem, a tekst jakoś tajemniczo „zasiał” się w lud? Badacz tego nie analizuje, a nawet udaje, że nie ma problemu. Stwierdza jedynie, że końcową frazę piosenki, niezbyt trafioną, lud oszlifował, jak „morska woda szlifuje kamienie”, czyli nastąpiło „narodowe opracowanie wiersza”.

A muzyka? Skomponował ją Dionizy Bonkowski (1816–1881) (Діонісій Бонковський), ukraiński poeta i kompozytor polskiego pochodzenia, tłumacz na ukraiński m.in. Wincentego Pola, chociaż spotkać można głosy, że muzykę napisał sam Dumytraszko, bo był uzdolniony w wielu dziedzinach. Na szczęście Bonkowskiemu podskoczyć nie można, bo stworzył również muzykę do Tarasa Szewczenki świetnej śpiewanki „Po co mi te czarne brwi” („Нащо мені чорні брови”), a ta spopularyzowana została w ukraińskiej diasporze nowojorskiej, stając się ukraińską pieśnią narodową (pochodzenia literackiego). Może zatem ten przywołany powyżej cykl video-artów nie jest pozbawiony zasadności, skoro tak wiele tu miesza się polskości i ukraińskości.

O co chodzi u źródła? Miliony są oczarowane tym samym, „uwodzącymi” oczyma dziewcząt, oczyma, które jak „zorze” patrzą w duszę i z ich powodu „nie można spać ani w dzień, ani w noc”, a mają w sobie „jad”, o czym mężczyźni przekonują się z czasem, wspominając młodość i dawną erotyczną werwę, urok zatracenia. Elementami ilustrującymi to, o co chodzi, w wizualnych zapisach wykonań tej pieśni są często obrazy rozbujanej przyrody i płynącej wody oraz oczywiście – postać kobiety, urodziwej, marzycielskiej i, jeżeli trzeba, po prostu zalotnej. Pieśń weszła do repertuaru chyba wszystkich dbających o publiczność wyśmienitych ukraińskich, i nie tylko, tenorów. Recepcja poszła w operetkę i operę, nawet w pop, a nie w folk. Dlatego niech nas nie zdziwi, że w 2019 roku w Kijowie zaśpiewał ją sam Plácido Domingo, dedykując wykonanie sławnemu soliście opery kijowskiej Anatolijowi Sołowianenko (1932–1999) (Анатолій Солов’яненко).

Podejście do sprawy zmienił radykalnie dopiero najsławniejszy człowiek świata, chociaż wtedy nie wiedział, że takim będzie. W 2017 roku w popularnym ukraińskim humorystycznym show „Liga śmiechu” wystąpił wysoko punktowany zespół Wynnyckie (Винницкие). Jak widać w zapisie na YouTubie, kabareciarze w prosty i chwilami prostacki sposób wytłumaczyli, o co tu ich zdaniem chodzi, a chodzi o to, co i u nas niektórym wydaje się, że o to chodzi: oczy to piersi! Na scenę wkraczają damy o coraz większych biustach i dekoltach, a żeby nie było antypatriotycznie i antynarodowo, nie są ubrane w wyszywanki, lecz w strój biało-czerwony, kto wie, może polski, a może białoruski. W finale wokalista, zapatrzony w „te oczy”, przytula twarz… wiadomo gdzie. Naprawdę finał spełnia się chwilę później, kiedy na scenę wkracza czarnowłosy przystojniaczek, twórca „Ligi śmiechu” i prosi jurorów o ocenę, a ta jest wysoka. Kto wkracza? Wołodymyr Zełenski (Володимир Зеленський). I również kładzie głowę na przesadnie eksponowanych ogromnych piersiach.

Ech! Чорнії брови, карії очі… Szkoda, że to nie mój gust.

Grzegorz Józefczuk

Skrót artykułu: 

Minęło 20 lat od śmierci niezrównanego Czesława Niemena (1939–2004), w którego bogatej i różnorodnej twórczości pojawiały się wątki folkowe i to nie byle jakie. Niedawno Instytut Polski w Kijowie nieprzypadkowo przypomniał nagranie wideo z 1977 roku – znakomite, brawurowe wykonanie przez niego piosenki „Czarne brwi, brązowe oczy” („Чорнії брови, карії очі”) na koncercie w Zielonej Górze. Artysta występował w białej wyszywance. Powiedział, że tę piosenkę, ludową pieśń ukraińską, śpiewał po raz pierwszy na koncercie w szkole, kiedy miał 13 lat – zapewne w Wasiliszkach, bo gdzie indziej, na scenie bardzo niewielkiej, na zebraniu rodzicielskim.

Dział: 

Dodaj komentarz!