Piosenki bywają (nie)zwykłe czyli jak się późną wiosną folk w Poznaniu objawiał

W ramach cyklu imprez "Dobre, bo czeskie" wystąpiła w maju, w poznańskim "Zamku",Radůza - czeska pieśniarka znana zapewne sympatykom muzyki folkowej. W sali o nazwie Kameralna dałastosownie kameralny (wszak solowy) koncert dla nie kameralnej (jak na to miejsce i to miasto)publiczności. I pewien jestem, że gdyby miała zaśpiewać jeszcze za tydzień i za dwa, to potrzebnabyłaby większa sala. Bo wielu było słuchaczy, którzy przyszli z ciekawości, namówieni przez kogoś,nie znający wykonawczyni, nie do końca pewni tego, co usłyszą. Po koncercie zaś były owacjena stojąco, huragan braw i bisy słaniającej się już ze zmęczenia artystki. Bo też huraganowywłaśnie jest entuzjazm Radůzy, jej siła i precyzja brzmienia, a zarazem wdzięk, powab, liryczność,melodyjność. I taka myśl mi przyszła do głowy: czy w naszym kraju znalazłby się folkowy(albo okołofolkowy) artysta (albo artystka), który byłby w stanie wyjść solo na scenę idokonać takiej rzeczy? Nie jakiejś sztukmistrzowskiej ekwilibrystyki, ale głosem, emocją,entuzjazmem zaczarować publiczność. Nie wiem.

to, co proponuje radůza, to przecież na pozór nic wielkiego - ot, dziewczyna o pięknym,mocnym głosie z akordeonem, czasem zamiast niego z gitarą czy pianinem. a jednak oferujesłuchaczom ogromne przeżycie. słuchałem jej płyt od wielu miesięcy, a jednak - jak to bywaczęsto - dopiero bezpośredni kontakt z artystą daje prawdziwe o nim wyobrażenie. dajeodpowiedź na pytanie, jakie budzi emocje. a radůza ze swymi pieśniami, piosenkami - budzi wielkie.

kilka tygodni później w centrum miasta - na starym rynku - odbył się, jak co roku,jarmark Świętojański. choć nikt tego oficjalnie nie deklarował i nie werbalizował,podobnie jak w minionych latach, głównym pomysłem na codzienne plenerowe koncertybyły propozycje odwołujące się - w różnym sensie i kontekście do szeroko rozumianych(rozmaitych) tradycji. program stylistycznie bardzo różnorodny. była transkapela,dautenis, karpatia, kałe bała, ale jednak w pozycji gwiazd: no to co oraz eleni.a więc spełnia się przepowiednia wojciecha ossowskiego sprzed kilku lat, że elenibędzie największą gwiazdą folkowych imprez w polsce.

Oczywiście przesadzam i przerysowuję, zwłaszcza że nikt muzykowania na rynku przy okazjijarmarku nie nazwał folkowym festiwalem. Zwłaszcza że pewnie należałoby oddać szacunekorganizatorom, iż w takich okolicznościach pozwolili zaprezentować się młodym, mądrym,ważnym wykonawcom. A jednak obecność na scenie w jakimkolwiek kontekście zespołu No ToCo budzi mój strach i przerażenie.

Tymczasem za dni kilka będziemy mieli w Poznaniu koncert Lluisa Llacha, katalońskiegobarda, autora słynnej pieśni "L'Estaca", którą po polsku jako "Mury" zaśpiewał JacekKaczmarski. Miałem przyjemność przeprowadzić z Llachem telefoniczną rozmowę. Jakżeon jest dumny z bycia Katalończykiem. Jakże świadomie i otwarcie wpisuje swą twórczośćw kontekst własnej tradycji. I znów pomyślałem, czy są w Polsce bardowie, których graniemożna by obdarzyć epitetem "folkowy"? I raptem przyszła mi na myśl choćby Antonina Krzysztoń,i Jacek Kleyff, i Jan Krzysztof Kelus - polski Woody Guthrie. Kelus - mam nadziejęniezapomniany przez słuchaczy, bo choć właściwie nie nagrywa od ćwierć wieku, dał namprzecież parę wielkich pieśni…

I jeszcze w czerwcowym Poznaniu trafiłem niespodzianie na nową płytę Andrzeja Garczarka"Kółeczko". Mam do tego artysty słabość od lat, ale płyta, którą właśnie wydał sprawiła,że pokochałem jego twórczość od nowa. Co to jest? Ano, tak jak Radůza, niby zwykłe pioseneczki.Tyle, że nie-zwykłe. Jest tu, a jakże, i country, i folk. Gitara ze wsparciem akordeonu,skrzypiec, mandoliny. Garczarek osiąga tu mistrzowski poziom, z nikim się nie ścigając,niczego nie udając. Ze spokojem i błyskiem w oku snuje swe opowieści. Fascynujące.

Skrót artykułu: 

W ramach cyklu imprez "Dobre, bo czeskie" wystąpiła w maju,w poznańskim "Zamku", Radůza - czeska pieśniarka znana zapewne sympatykom muzykifolkowej. W sali o nazwie Kameralna dała stosownie kameralny (wszak solowy)koncert dla nie kameralnej (jak na to miejsce i to miasto) publiczności.I pewien jestem, że gdyby miała zaśpiewać jeszcze za tydzień i za dwa, topotrzebna byłaby większa sala. Bo wielu było słuchaczy, którzy przyszli zciekawości, namówieni przez kogoś, nie znający wykonawczyni, nie do końca pewnitego, co usłyszą.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!