Pies wiejski. O sile niemocy

Pocztówka

Nieodłącznym elementem polskiego pejzażu terenowego, czyli imaginarium wsi, są wyskakujące na główne, publiczne drogi psy. Spotkanie ze szczekającym i doskakującym do nóg psem to jeden element pejzażu – realnego i symbolicznego, drugim jest – rzadka, ale zdarzająca się jednak – rozmowa z właścicielem zwierzęcia. Po pierwsze, od właściciela zawsze dowiemy się, że „pies nie gryzie”, nawet jeśli dokładnie wiemy, iż ten właśnie pokąsał konkretne, znane nam osoby. Po drugie, przy odrobinie osobistego dystansu i treningu umiejętności terenowych, wprawne oko badacza zauważy błysk tryumfu w oku zagadniętego właściciela. Wygląda na to, że wyobraźnia symboliczna nadal odtwarza żywy okruch starego symbolu psa-strażnika przed przechodzącym przez wieś obcym, czasem demonem, czasem Żydem lub Cyganem, a niekiedy państwowym urzędnikiem. Jest w tym geście wiejskiego zawłaszczenia publicznej drogi rys chłopskiej siły niemocy i braku dostępu do realnej władzy nad sobą i światem, który to stan bezradności najlepiej streszcza słowo „pańszczyzna”.
W małopolskich Wołowicach zmarła przed kilku laty dziewięćdziesięcioletnia właścicielka psów, mających na swoim niechlubnym koncie kilkanaście starć z ludźmi na publicznej drodze, podobno powtarzała, że „dobry pies to zły pies”. A zatem w całej sile słusznego gniewu o groźbę pokąsania warto zatrzymać się nad tym żywym symbolem chłopskiej niemocy. Może jest w nim nadal domieszka psa – strażnika ładu? Może pies – znak walki z tym, co obce i demoniczne – żyje w nieświadomości tych wiejskich właścicieli, którzy ze złośliwą satysfakcją wypuszczają go na drogę? W końcu brak realnej władzy, czyli osobistej decyzyjności, bywa symbolicznie podmieniany na władzę ostentacyjnie demonstrowaną w ograniczaniu wolności drugiego człowieka. I w końcu – gloryfikowany polskim kanonem lektur szkolnych – Adam Mickiewicz w bajce Pies i wilk wciąż naucza polskie dzieci, że psią dolą i psim obowiązkiem jest „na dziada warknąć” i „Żyda potarmosić”. A więc idąc i dziś polską, wiejską drogą, jesteśmy symbolicznym „dziadem” lub „Żydem”, czyli polskim, podświadomym obiektem lęku przed obcym.
Na publicznej drodze współczesnej wsi nadal – będąc symbolicznym obcym – wcielamy się nieświadomie w chłopską matrycę groźnego demona obcości. W tej niemocy niezrozumienia owego mechanizmu starego, atawistycznego lęku przed nieznanym jest moc struktur długiego trwania apotropeicznej funkcji psa wiejskiego. Miał on chronić agresją, oddzielać potencjalne zło wypędzeniem jego ludzkiego nośnika z porządku wsi. Zapewne współcześni właściciele „niegryzących psów” nie mają pojęcia o sile dyskursu nieświadomego, a jednak wpisują się czynnie w jego aktualizację. Tradycja bywa nie do zniesienia, a jej niedopowiedziany dukt wymaga objaśnień. Z tradycją nie tylko trzeba dyskutować, ale czasem z pełną świadomością doraźnej porażki „zawracać ją jak Wisłę kijem”. Szczęśliwy pies nigdy nie kąsa.

Anna Kapusta

Skrót artykułu: 

Nieodłącznym elementem polskiego pejzażu terenowego, czyli imaginarium wsi, są wyskakujące na główne, publiczne drogi psy. Spotkanie ze szczekającym i doskakującym do nóg psem to jeden element pejzażu – realnego i symbolicznego, drugim jest – rzadka, ale zdarzająca się jednak – rozmowa z właścicielem zwierzęcia. Po pierwsze, od właściciela zawsze dowiemy się, że „pies nie gryzie”, nawet jeśli dokładnie wiemy, iż ten właśnie pokąsał konkretne, znane nam osoby. Po drugie, przy odrobinie osobistego dystansu i treningu umiejętności terenowych, wprawne oko badacza zauważy błysk tryumfu w oku zagadniętego właściciela.

fot. K. Niemkiewicz

Autor: 

Dodaj komentarz!