Pierwsza kwadra (Director’s Cut)

Księżyc Grzybiarek – wiele obiecujący tytuł. Dwa potężne i wielowymiarowe symbole, z którymi mierzy się w swojej trzeciej książce poetyckiej Agata Jabłońska. Tomik aż kapie od księżycowej poświaty, pełen jest głęboko ukrytych sensów i odniesień do folkloru, literatury, malarstwa, muzyki, filmu. Zabiera w nocną podróż po kobiecej duszy: przez miasto, las, połoniny i w zaświaty. Jednocześnie zawiesza księżyc nad lasem wpół do pełni, nie dając zgłębić całości oferowanych znaczeń.

 

 

 

• mówi, że lubi przemijać •

 

(• Trzy postacie, jakie przybiera księżyc w swej wędrówce po niebie, mają odzwierciedlenie w symbolice. Wszystko, co lunarne, jest trójelementowe. Autorka dzieli tom na trzy części, z czego każda odpowiada odpowiedniej fazie księżyca. Pierwsza, związana z wyjściem z nowiu, mówi o wyruszeniu w podróż, początku. Druga część przypisana pełni, mówi o kobiecie, jej wnętrzu, zrozumieniu swojego miejsca w świecie. Trzecia zaś pełna jest natury i powrotu do niej – jest zanikanie, umieranie, zamiana ciała w proch – zdecydowanie jest to krok przed całkowitym przeobrażeniem To ostatnia faza tuż przed nowiem: waning crescent moon – ubywający sierp księżyca. Z pewnością autorka przeprowadza czytelnika przez pewien cykl, który dla mnie – jako całość – jest raczej pierwszą kwadrą. Symbole są niepełne. Z wielu warstw i znaczeń autorka często decyduje się na te porządkujące stan rzeczy lub przygotowujące do kolejnego kroku. Słowa prowadzą po śladach i tropach, podmiotka liryczna szuka wskazówek, zbiera siły i przygotowuje się do pełni. W powietrzu wisi przygotowywanie się ostatecznego określenia, postawienia kropki nad i.

Przede wszystkim czytelnik jest świadkiem przemiany, stoi u jej progu. Księżyc od wieków był jej patronem. Cykl jego przemian jest uniwersalnym wzorem przekształceń, używanym w wielu kulturach. Wszystko, co żywe: ludzie, zwierzęta, rośliny, zostaje wpisane w prawo faz księżyca, krążąc między wiosennym odrodzeniem a zimowym snem, zamieraniem. Fazy księżyca od wieków wykorzystywano do magii rytualnej, miały znaczenie w obrzędach przejścia, punktach granicznych. Autorka z każdym wierszem zbiera siły, powoli przygotowuje się do zmiany, stosując przy tym całą gamę magicznych narzędzi-symboli, odniesień, by w końcu odwrócić twarz ku słońcu w ostatnim podsumowującym wierszu. Czytając poszczególne utwory, warto zwrócić uwagę na tę transformacyjną treść, która często w jednym obrazie lub wyrazie przeobraża podmiotkę liryczną, zmienia jej percepcję.

Księżyc to emocje, uczucia, wyrażanie swej ukrytej natury, sięganie do podświadomości, snów, wizji i marzeń, do swej nie tyle ciemnej, co głębokiej strony mocy. W wierszach autorka często przywołuje zresztą tę metaforę, dotykania czegoś w środku, w głębi, przeżarcia od spodu, do kości, dotknięcia do żywego, ukazywania czegoś skrytego, odśrodkowego. To jest /ostrzeżenie przed zaglądaniem do środka • świat/ ma trochę praw, których warto przestrzegać, to jest/ ostrzeżenie przed zaglądaniem do dna, żeby/ nie zadać rany, która się nie zabliźnia. Czasem rzuca klątwy, jad przesiąknie do pnia: jeśli mnie skrzywdzisz – umrzesz, a las pochłonie każdego, kto jest dlań niedobry. To jak utyskiwanie na los lub głos rannego zwierzęcia, które syczy i warczy w obronie, rzuca ostrzegawcze pomruki. Być może to postać bezbronna, która do końca też nie ma mocy rzucania klątw (zraniona gorzknieje). Czuć tutaj znów ów krok przed zmianą, zbieranie sił. Zdecydowanie to czas przemiany, poszukiwania swojej mocy, sięgania do najgłębszych pokładów. Poszukująca prawdy podmiotka liryczna często czuje się rozczarowana, nie widzi możliwości odnalezienia się w niej z drugim człowiekiem (chociaż wiem, że prawda jest w okolicach środka • to jest za wysoko, by wyciągnąć rękę, to jest za daleko, żeby tam się spotkać), choć wiele wierszy wskazuje na tę potrzebę spotkania, bycia z kimś drugim, bliskim; słowa mieszają się nieustannie z uważnością nań, lękiem przed nieodpowiednim krokiem. Nie ma szczytu gdy właściwie ciągle idziesz granią, tylko czasem gdy popatrzę obok, widzę przepaść, z której się nie uda odbić / patrz przed siebie / patrz pod nogi. Jeszcze nie czas na połoniny, szczyty i odpoczynek. To czas uważności, ostrożnego stąpania po granicy.

 

• uczę się języka na własnych zasadach •

 

Lekturze tekstu już od pierwszego wiersza towarzyszy baśniowa aura, kiedy to z dorożki wysiada Leśmian, znany piewca ludowych motywów. Choć chętnie czerpał z baśni, legend i znaczeń słowiańskiego folkloru, był spadkobiercą romantycznego podejścia do ludowości, nie stosując dosłownie symboliki, nie biorąc żywcem porządku świata ludowego. To raczej odbicie w lustrze, tajemnicze domysły, romans z zaświatami, gdzie doczesny świat przepełniony jest naturą, miłością i pożądaniem. Autorka podąża śladami poety, podobnie traktując symbole i znaczenia, dowolnie je formując, często odnosząc się tylko do wybranego motywu, znaku, śladu. W tym samym wierszu odwołuje się do magicznej przemiany w żabę, gdzie baśń od razu przedstawiona jest w krzywym zwierciadle. Po głowie kołaczą się bajki magiczne, w których bohaterowie przechodzą wewnętrzne przemiany, ale ani Kopciuszek, ani książę zamieniony w żabę nie grają ról pierwszoplanowych, są jedynie głosem z tyłu głowy. Podobnie w jedna Rachel, gdzie dostajemy remiks Wyspiańskiego: chochoł, róża, rozświetlona muzyką noc, gra słów podana w formie zalotnej narracji niczym z piosenki z dwudziestolecia międzywojennego. Podobnie jak w literaturze epoki fin de siècle’u, pełnia życia, miłość, pożądanie, czerpanie z życia, cyganeria przeplatają się ze strachem, niewyjaśnionym przeczuciem zagłady i końca (wciąż pojawiający się motyw schyłku, czas wymierania gatunków). Inspiracja formą baśni, legendy, częściowo przesiana przez młodopolskie i romantyczne sito, widoczna jest w narracyjności wielu utworów np. no cześć, jedna Rachel, zozulja, moje wiersze są czarne jak powietrze i w końcowej części tomu. Ludowość traktowana jest bardziej jak sample, hip-hopowe podkłady, choć z pełnym szacunkiem dla oldskulu.

Rap jako muzyka ulicy, mówiąca głosem ludu, tworzona przez ludzi ulicy jest zdecydowanie bliska ludowym pieśniom. Przyśpiewki – krótkie, dowcipne, celne utwory, często kąśliwe – odgrywały niegdyś ogromną rolę społeczną. Dzięki nim można było wyrazić swoje prawdziwe myśli, bez urażenia kogoś: Moi mili goście proszę się nie gniewać, bo to na weselu można wszystko śpiewać. Drużyny weselne prześpiewywały się, często już po oczepinach w niewybrednych słowach, nie zostawiając na nikim suchej nitki. Podobną funkcję mają dissy, bo język rapu to język ulicy, mówiący wprost o danej sytuacji. Proponuję przeczytać ten tomik tak, jakby były to teksty do płyty hip-hopowo-folkowego zespołu typu moon hop, apocalyptic folk czy ekopunk lub urban folk rap. Inspiracje hip-hopem widać nie tylko w samplach z utworów literackich (Wyspiański, Kociubyński, Leśmian, Różewicz, Rimbaud). Fraza czasem celowo przerzucana jest do kolejnego wersu, by osiągnąć rytm jak z rapowej nawijki np. moje wiersze są czarne jak powietrze (już jest lepiej, kto to zjebie teraz piękniej • wciąż tu jestem, co jest niezłe, ale jeszcze lepsze, że ty ze mną jesteś • albo weź się bo nie tacy mnie kochali • co ja przeczę? pierdol wers ten, ej po co słowa lecą w eter); tu życie smakuje głogiem i miętą (slogan czy password? po polsku hasło • motto czy catchword mamy to?). Rymy i takty tworzą bity, a celowe powtórzenia przypominają skreczowanie na winylu, np.: zraniona gorzknieje (mam /dość mam dość /mam dość mam/ dość dram), файна • cover na kolanie (nie jesteś fajna fajna, wojno, nawet jak robię wow wow), z daleka nie widać: (las zapada w was, las w was). Podmiotka liryczna, podobnie jak raperzy, dość często stosuje bezpośredni zwrot do czytelnika, stosując nawet specyficzne słownictwo, zmniejszające dystans np.: potem sobie idziesz (zna to każdy, kto miał kontakt • zna to każde, kogo kod drga, zna to ten, którego droga jest tak własna, że nie starcza dla obojga • dobrze wiem, że też to czujesz, morda). Jak każdy raper autorka szuka swojego rytmu i wyrazu. Uczę się języka na własnych zasadach – głosi tytuł i moja w tym głowa, że to będzie działać. Język ten sięga też głęboko poza struktury gramatyczne. Podmiotka liryczna porozumiewa się z drzewami czy ludźmi zupełnie innymi środkami wyrazu. Może to język kosmiczny, język przyszłości, porozumienia z roślinami? Niczym szaman łączy się z duszą zjawiska, porozumiewa się znakami, tropami, przeczuciami, energią. Język ten odpamiętują teraz kobiety w kręgach, uzdrowiciele, by przywrócić go do obiegu. Można zrozumieć go jedynie w praktyce, dlatego tak ważne według autorki jest wejście w las, w naturę, która uczy nas tej pierwotnej mowy. Okładka nawiązuje do tego głębokiego pokładu, stylizowana jest na płyty bluesowe, folkowe, singers-songwriters, gdzie zazwyczaj znajduje się twarz wykonawcy, zapowiadająca też ducha albumu.

Z kolei utwory mówiące o naturze kojarzą się z apokaliptycznym folkiem czy anarchopunkiem – krytyczną postawą wobec tego, jak człowiek traktuje przyrodę. Jakkolwiek jest to dość dalekie porównanie, gdyż wiele zespołów zaangażowanych poruszało temat ekologii. W Księżycu Grzybiarek jest sporo o wymieraniu gatunków, zagładzie, egoizmie, chciwości, myśleniu kasą. Czuć bunt przeciwko głupocie, braku długofalowego myślenia w ochronie przyrody, niechęć do myśliwych. Jest też i propozycja połączenia się z lasem (dosłownie), bycia jego częścią, trochę w duchu kręgów kobiet czy hippisowskiego połączenia się z naturą. Las jest okładem kiedy ciało; z daleka nie widać; pojawiają się zarzuty; miejsce cudownych uzdrowień; tu życie smakuje głogiem i miętą – tak naprawdę cała trzecia część tomu, jest niczym manifesty anarchopunkowych kolektywów lat 80. i 90. (np. Crass w Wielkiej Brytanii czy Homomilitia w Polsce). Oczywiście punkowe utwory dużo bardziej bezpośrednio i dosadnie wyrażały swoje postawy, np. W pustym lesie rodzi się świadomość / Że to ostatnia chwila, żeby się przebudzić / I chociaż drzewa zostały już wycięte / To nadal nie obchodzi to zbyt wielu ludzi / Beton jest zazdrosny o wszystko, co żywe / Niczym nowotwór pożera krajobraz / My stoimy zupełnie bezradni / Zamiast coś zrobić dla własnego dobra – to zespół Dezerter, „Ostatnia chwila” z płyty „Ile procent duszy?”.

Autorka jedynie zauważa zagrożenia, głównie jest to ego, chciwość, żądze (podzielność przez rębnie, mnożenie przez kasę; ostatnio z Polski nawet bielik spierdala i dlaczego o tym piszę). Dużo częściej zachęca do doznania lasu na własnej skórze i duszy (w koronach buczyny z cienia i światła /utkana pułapka, polecam w nią wpaść, polecam jej zaznać; jak zielony plusz • puls bije w ściółce, powiedz cześć). Podmiotka liryczna często krytykuje przedmiotowe traktowanie lasu, natury, kierowanie się chciwością, pieniędzmi, obojętność wobec zagłady ekologicznej (na zewnątrz panuje zbiorowa tolerka na umieranie; masz wybór, możesz to przemilczeć). A z drugiej strony sama czuje tę potrzebę używania lasu, jako odskoczni, ucieczki, świadka tajemnic, lekarza.

 

• niech stoi tak jak stał •

 

Takie podejście jest jednak dalekie od ludowej wizji lasu, która bliższa jest koncepcji mysterium tremendum et fascinans Rudolfa Otto. Filozof opisywał podstawy doświadczenia religijnego: las był rzeczą niemal świętą dla ludzi na wsiach. Był często miejscem poszukiwania pożywienia (grzyby, owoce sezonowe, mięso), opału czy pracy (drwale, bartnicy). Pozostawał jednak poza przestrzenią społeczną, co determinowało wierzenia i przekonania o jego tajemniczości, niebezpieczeństwie, zamieszkiwaniu przez istoty niekoniecznie przychylne człowiekowi (duchy, strzygi, upiory). W bajkach magicznych las postrzegany jest często jako ciemny, niebezpieczny, tajemniczy, niedostępny, zagrażający (tremendum), jednocześnie dający schronienie, pożywienie, przytłaczający swoją potęgą, majestatem i siłą natury (misterium). Jednocześnie budzi strach, respekt i fascynację (fascinans), pozostając orbis exterior, miejscem nie-dla-ludzi. Nikt dobrowolnie, bez potrzeby, nie wchodzi do lasu. A jeśli już, to musi znać jego kod postępowania, by się nie zgubić, nie zabłądzić. Wiele opowieści ludowych traktuje o duchach, ognikach, złym, które zwodzi z drogi i sprawia, że człowiek błądzi po lesie, na ścieżkach wydeptanych wiele razy. W bajkach magicznych las jest groźny, niebezpieczny, demoniczny, ale też daje dobrym postaciom schronienie przed wrogami gwarantując przeżycie. W lesie granica świata doczesnego i zaświatów zaciera się, sprawiając, że bohaterowie doznają często przemiany, przechodzą rytuał przejścia – ich życie zmienia się na zawsze.

Czy współczesny człowiek może pojąć tę potęgę, widząc rzędy równo posadzonych sosen, zwanych na wyrost borami? Traktując las jak tartak, całkowicie odbiegamy od misterium tremendum. Taki las zna autorka i w takim świecie próbuje się odnaleźć. Jest to bardziej baśń o tym, co będzie, gdy zwycięży las, rośliny, zwierzęta, natura. Idealistyczna nadzieja, że natura odbierze należne jej miejsce i pochłonie ludzkie siedziby (z daleka nie widać). Brzmi to życzeniowo, trochę, jakby chciała przekląć te czasy i czas wymierania (gatunków innych niż ludzki). Szanuje las, ale nie jest to ludowa wizja lasu liminalnego, gdzie – jak u braci Grimm – już samo słowo las to misterium tremendum: budzi grozę, fascynuje, daje życie i je zabiera, stoi na straży życia i śmierci, a jednocześnie jest przestrzenią nie-dla-ludzi. Tu żyją duchy opiekuńcze, istoty z zaświatów: te dobre i złe. W lesie księżycowej grzybiarki ważna jest chęć ochrony lasu jako naszego praprzodka, o którym zapomnieliśmy; las jest schronieniem i przedmiotem troski jak zwierzę domowe. Podmiotka bardziej jest przewodnikiem turystycznym zachęcającym do kontaktu z naturą w weekend niż domem, który wiedźmy znają tak dobrze, czy budzącą grozę przestrzenią, w której można zaginąć (las jest okładem, kiedy ciało; niech stoi tak jak stał; z daleka nie widać; miejsce cudownych uzdrowień).

Wiersze Agaty Jabłońskiej niosą tęsknotę do tego bezpośredniego stopienia z naturą (kiedy dotykasz gałęzi, dotykasz mnie), przywrócenia pierwotnej mowy duszy. Wymyśliły nas buki i grzyby / przeczeka nas krzak, najwyższy time, by się z nim zlać / asana las. Proces przemiany czy kontaktu z innym światem musi zajść w obecności rytuału bądź środka mediacyjnego. W tym przypadku autorka wybiera grzyby, które niosą ze sobą kosmiczną energię, jednocześnie nas uziemiając. Idealnie sprawdzają się w roli strażnika granicy, nie będąc ani roślinami, ani zwierzętami. Powszechne przekonania, że grzyb rośnie w nocy, a do swojego rozwoju wymaga wilgoci, powiązane są w wierzeniach z księżycową magią, biologicznością, rodzeniem i pierwiastkiem żeńskim we Wszechświecie. Grzyby przypisuje się zatem do sfery demonicznej; dają szansę na znalezienie się w zaświatach, ale wiąże się to z ryzykiem destrukcji i chaosu, gdyż są one ściśle powiązane ze śmiercią, rozkładem (poprzez warunki rozwoju), porządkiem chtonicznym, mrocznym światem podziemnym. Gatunki halucynogenne i trujące wykorzystywane były w wielu kulturach jako środek transportu w inny wymiar, w tym i w zaświaty, do krainy przodków, do światów równoległych. Co bardzo ważne, grzyby jako środek mediacyjny mogły być używane jedynie przez wprawnych szamanów lub w trakcie leczniczych sesji, przy asyście osób „wiedzących”. Słaba konstrukcja psychiczna, nieznajomość praw zaświatów mogłyby spowodować tragiczne skutki (szaleństwo). Stąd ambiwalencja grzybów, mogących otworzyć bramy sacrum i jednocześnie sprowadzających chaos i zniszczenie.

Ludowe wierzenia wydają się tylko trochę obchodzić autorkę. Właściwości grzybów opisane wprost sprowadzają się często do ich cech biologicznych. Grzybnia potrzebna jest do procesu rozkładu materii, w celu przywrócenia energii w ekosystemie. Jest także siatką połączeń, często obejmującą powierzchnię lasu. Mówi to o niesamowitości grzybów, ich wszędobylskości, potędze podziemnych połączeń. Autorka używa tego symbolu dosłownie: grzybnia pojawia się w formach przejściowych wielu procesów zachodzących w wierszach. Liczy, że królestwo ludzi zostanie pokonane przez wszechobecną grzybnię, działającą po cichu, pod spodem. Z drugiej strony grzyb to outsider królestwa fauny i flory. Podmiotka liryczna w pozycji outsiderki, dzikuski łażącej po drzewach, dziewczyny lubiącej niemoralne przygody, jednocześnie eko-freaka, chce, by wszystkich pochłonął las. Nie chce być w niewrażliwa społeczeństwie, które nie widzi, że jesteśmy połączeni z przyrodą i od niej pochodzimy. Odzywają się tu pragnienia o zwycięstwie natury, pochłanianiu cywilizacji przez las, a jednocześnie podmiotka liryczna związana jest ściśle z tkanką miasta. Sama postawiona w roli grzyba, ni to w lesie, ni to w mieście, próbuje znaleźć swoją siatkę połączeń między tymi dwoma światami.

Miasto dostaje w Księżycu Grzybiarek tyle samo przestrzeni co las. Jest w końcu głównym środowiskiem bytowania podmiotki lirycznej. Przede wszystkim Kraków widziany nie tylko przez pryzmat Wyspiańskiego, lecz także wyłaniający się ze szczegółów życia codziennego – u mnie na polu mży, u ciebie na dworze śnieg drży; mieszkam w mieście smogu. Tutaj podmiotka jest najbardziej „u siebie”, zna swoje miejsce, choć nie musi być ono wygodne; w pełni wykorzystuje potencjał dany przez siatkę miejską – jestem sąsiadką dziwaczką, ciotką-zagadką / która nie ma męża, jestem salsą, znasz to /w życiu jest ostro i kwaśno, /nie jestem ćwiartką / jestem pełną dawką. Niczym u Rimbauda: Gwary miasta wieczorem i w słońcu i zawsze! A z drugiej strony: Potworne miasto, wre bez końca! Widać zachwyt i jednocześnie strach przed nim. Tak naprawdę to miasto jest uosobieniem misterium tremendum et fascinans. Dobrze wiemy, że kobieta nie chodzi po mieście tak swobodnie jak mężczyzna – temu tematowi poświęciła Jabłońska w całości swoją poprzednią, rimbaudowską z ducha książkę, dla moich dziewczyn. Ach, gdyby można nam było być jak Rimbaud! Kobiety w mieście oglądają się za siebie, nie chodzą same wieczorami, muszą uważać na strój i najlepiej, kiedy „siedzą w domu”, to jedyna przestrzeń, w której jest w miarę bezpiecznie. A ja tęsknię / do miłości miękkiej i bezpiecznej: klatka, czwarty poziom / miasta • niedomknięte okna, okupacja środka. Świat dzieli się na ten w domu i ten w lesie, gdzie wychodzi się „pożyć”. Tu coś podgryzę, tam coś popatrzę, chodzę jak w klatce/ w mojej bluzie-pandzie, piję kawkę i czekam, aż wreszcie / skończy się dzień ten, jeszcze dwa i pewnie parę, aż wsiądę / w cokolwiek, zamknę drzwi. W wierszach miejskich płynie czas, dzieją się procesy, czekanie, wewnętrzne rozterki targowisko pyszności, ciastko zjedzone by wstać, gdy noc/ wstaje i nie wracać do domu, kiedy wolisz zasnąć,/ bo trzeba złapać jakąś kasę, trzeba rozjebać sztosem klasę/ to zżera czas, a czas jest lasem. W lesie dostajemy dowolną ilość czasu oraz wszystko to, czego dusza zapragnie: czas ugrzęźnie w błocie / i mroku, w ścianach wąwozu, w wodzie potoku/ w tym chropowatym, które masz w środku / i mówi: weź mnie w najwyższe miejsce, pośród gałęzi / jestem bezpieczne, niech cię obejdzie, niech cię / obejmie, rozpuść napięte, a nowym dniem / cię grzeją promienie • ziemia mówi: dzięki że jesteś / weź, co zechcesz, daję ci powietrze, mówi: weź wdech / to w tobie jest ogień • rozgrzej się nim i płyń przez/ zieleń. Mimo wszystko podmiotka liryczna nie „rzuca wszystkiego, by jechać w Bieszczady”. Zna swoje miejsce, mimo iż wciąż je kwestionuje: ba, dobrze kiedy człowiek zna swoje miejsce, proste? nic nie jest, ale chcę / wymierać najmądrzej, dokończyć grę tylu ról • podziel • / na uwaga bywa niebezpieczna/ podzielna uwaga bywa nieskuteczna. Pięknie podkreśla tym samym miejskie ADHD, które potrafi rozproszyć uwagę nad tym, co w życiu ważne. Wymierać mądrze, skupić się na tym, co istotne.

 

• nagle zrozumiała, że myśli o sobie •

 

Kobiety, ich potrzeby, uczucia, miejsce w świecie, pragnienia – to jeden z ważniejszych tematów książki. W wielu kulturach kobieta i księżyc są powiązane mistyczną mocą natury. Fazy księżyca związane są ściśle z pierwszymi kalendarzami, gdzie pełny cykl to miesiąc, czwarta część miesiąca to tydzień. Miesiąc (prsł. *mĕsęcъ) to także pierwsza słowiańska nazwa księżyca, występująca niemal we wszystkich językach Słowiańszczyzny. Stąd już blisko do cyklu menstruacyjnego, na mocy którego kobiety zyskują niemal święte połączenie z naturą, łącząc się w jednym rytmie z księżycem. Nazwa ta zresztą dosyć myląca – oznacza tyle co syn księcia i odnosiła się jedynie do młodego księżyca, a swoje korzenie ma w słowie *kъnęgъ czyli władca. A przecież jest to domena kobiet! Noc, przemiana, cykliczność zmian w czasie i przestrzeni, magia, rytm kosmosu, przypływy i odpływy, woda, emocje. Tak też w różnych fazach widzimy żeński podmiot liryczny: od czułego spojrzenia, bycia dla siebie dobrą (wyobraź sobie, że dziś nic cię nie czeka; mówi, że lubi przemijać), przez nieustanny motyw pożądania, (jest ogień jest kuchnia; torkut • Zagrzeb 1979), złości i wrażliwości (moje wiersze są czarne jak powietrze; nagle zrozumiała, że myśli o sobie), aż po piękne i magiczne wsparcie drugiej kobiety, którą niczym zaklęciem, można ochronić wersem czy gestem (czy zło o tej porze wychodzi na drogę; weźcie ziarna słonecznika, chłopcy). Odbijający się echem Anny Świrszczyńskiej czy Erny Rosenstein – najbardziej boję się, że – pokazuje solidarność kobiet, lecz także tę „nieznośną codzienność” i „ciężar historii”, którą noszą na swoich barkach, w swoich głowach, w sercach. Przekazywanie sobie ubrań po dzieciach jest jednocześnie obrazem przemijania, które ma w sobie tę ambiwalencję smutku i szczęścia, towarzyszącą codziennie każdej matce. Przemijanie znów wpisujące się w symbolikę księżyca, krąg życia i śmierci, kolejnych pokoleń i historii. Sznurówka, jak jebany warkoczyk, wiesz o tym że moi dziadkowie mieli zagrodę za Bugiem, moje babki miały kabałę w nazwisku, a jednak jeszcze mogę myć te buty, jest woda / jest gaz. Zdecydowanie nie jest to kontynuacja pieśni ludowych, o ciężkim losie kobiety. Wręcz przeciwnie, czuć w tomiku ich siłę, świadomość, zaufanie do siebie.

 

• зозуля •

 

W całym tomie bardzo widoczny jest także wątek ukraiński, związany zarówno z obecnymi wydarzeniami i wojną w Ukrainie, jak i z folklorem czy językiem. Tytuły utworów po ukraińsku (зозуля, ty • ти, jesteś jego częścią • Марічко,  файна • cover na kolanie) czy stosowanie zapisu niektórych fraz (любовна мова буде гуляти; куди я була мала) to wskazówki mówiące, jakim kodem będzie się posługiwać autorka. Zozula (зозуля) to inaczej kukułka. W ukraińskim (także polskim, białoruskim, rosyjskim) folklorze kukułka jest zwiastunem, wróży los. Wierzono, że ptak, który nie ma gniazda (podrzuca swoje jajka innym ptakom do wysiadywania), wije je w zaświatach. Ma zdolność przenikania dwóch światów, w wielu pieśniach widzi osoby „po drugiej stronie”. Często w pieśniach matka pyta kukułki, czy nie widziała jej syna lub córki. A ta zwykle przynosi wieści o losach bohaterów. W wierszu zozula podmiotka liryczna mieści się w jeden plecak, jest jak roślina bez korzenia, daje się ponieść losowi wzięta na wędkę przez ścieżkę  – trochę jak kukułka bez domu i swojego miejsca, ale to tylko tyle. Być może czeka na znak, co przyniesie los, bo już zdecydowała, że to nowa droga, chcę zapomnieć powrotną drogę – wyznaje. Jest to wyruszenie w nieznane, lecz zupełnie świadome i bardzo „chciane”. Jako że to czwarty wiersz w książce, prowadzeni jesteśmy w podróż, która się właśnie zaczyna. Nie ma jednak sygnału z zaświatów, przenikania się dwóch porządków, znów jest to tylko trop, wskazówka. Do ukraińskiego magicznego folkloru nawiązuje też jesteś jego częścią • Марiчко. Osobiście widzę tu scenę z filmu Sarkisa Paradżaniana Cienie zapomnianych przodków (wzorowanego na krótkiej powieści Mychajła Kociubyńskiego), szekspirowskiej z ducha opowieści o miłości dziejącej się w świecie tradycji Huculszczyzny, skupiającej się nie tylko na jego zewnętrznej formie (chaty, stroje, muzyka), lecz także na przedstawieniu światopoglądu. Tutaj przeplata się życie realne i duchowe, zamiana w drzewo, jest czymś naturalnym, ptaki to pośrednicy zaświatów, a potrzeby duszy przybierają realne kształty. W tytule wiersza imię dziewczyny tożsame jest z imieniem bohaterki noweli Kociubyńskiego. Dziewczyna w poszarpanej kiecce, biega po lesie, na granicy tańca i szaleństwa. Podmiotka liryczna porozumiewa się sercem, językiem pieśni i świata duchów. Dziewczyna widzi nie tylko świat realny, lecz także to, co niewidzialne. Na granicy tańca i szaleństwa, zmysły odsłonięte, więc dusze zaplątują się o siebie. Doskonale widzi znaki, przeznaczone dla niej. Czasem w baśniach, pieśniach, a nawet w życiu, widząc znak, wiemy i czujemy, że to właśnie to, ta wiadomość – wydeptana w mchu ścieżka, jest tylko dla naszej wiadomości i my już dobrze wiemy, czujemy i podejrzewamy, co to znaczy. Znając poetykę Paradżaniana, można w tym wierszu usłyszeć daleki śpiew z połoniny.

Kolejne ukraińskie wątki dotyczą wojny (файна • cover na kolanie, weźcie ziarna słonecznika, chłopcy). Znajdują się w części drugiej tomu, powiązanej ze zrozumieniem: potrzeb, postaw, miejsca kobiet i mężczyzn w kulturze. Nie jesteś fajna wojno – to jak bieżący komentarz, codzienna rozmowa przy obiedzie typu „kiedy się to wszystko skończy”. Weźcie ziarna słonecznika, chłopcy to nie tylko nawiązanie do słoneczników – symbolu Ukrainy (żółte kwiaty na tle nieba przypominają flagę ukraińską). Na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, po internecie krążył filmik, w którym starsza kobieta dawała do rąk rosyjskim żołnierzom ziarna słonecznika, by po ich śmierci wyrosły na nich kwiaty. Będziecie tu leżeć, mówiła babinka która przeżyła Hołodomor, Hitlera i Stalina – dodaje autorka. Dobrze wiedząc, że kobieta, która tyle przeszła, nie musi się już niczego bać. Wiersz dosadnie pokazuje brutalne oblicze wojny. Kobiety pomagają rannym, grzebią umarłych, wykonują czynności proste i zrozumiałe, budują zaplecze wojny, a ich koszmarem jest czekanie – na rozwój wydarzeń, na męża, brata. Podczas gdy chłopcy rzygają ze strachu, biorąc udział w bezpośrednich działaniach wojennych, one działają, żyją z coraz większą chęcią do życia.

 

• nie jest mi źle •

 

Traktując książkę jako całość, trzeba zwrócić uwagę na zdjęcia, ryciny i ich umiejscowienie w tomie, bo nie jest to tylko estetyczny dodatek, ale integralna część księżycowej opowieści. Autorką czarno-białych fotografii jest Belanorqua czyli Katarzyna Norka Niedźwiecka, która słynie z darkfolkowych ujęć, pracuje m.in. z zespołami Daj Ognia, Kożuch, Swada czy Łada. Idea sesji niezwykle trafnie wplata się w treść tomu. Akcja dzieje się w mieszkaniu, pomieszczeniu, a atrybuty modelki pozostają symbolami, które wskazują na kolejne tropy do rozwiązania zagadki wewnętrznego księżyca. Modelka ubrana w białą suknię przypomina zarówno chłopkę ze wsi (czasem w chustce na głowie) czy pannę młodą (biała sukienka), jak i upiora. To wszystko podkreśla wielowymiarowość podmiotki lirycznej. Zabawa lampką-księżycem jest znacząca przy poszczególnych utworach. W nawiązujących bardziej do romantycznej konwencji wierszach widzimy upiora mickiewiczowskiego, a w utworach o kobietach, matkę, trzymającą czule, acz pewnie swoje dziecko. Modelka jest też panną młodą poślubioną swojemu małżonkowi, a księżyc symbolem jego ciała i duszy. Porost jest odzwierciedleniem natury, która pochłania człowieka, a jednocześnie możemy myśleć, że wyrasta z jego wnętrza, że od zawsze byliśmy tacy w środku i dopiero teraz pozwalamy sobie na pełnię ukazania naszej wewnętrznej natury, dopiero teraz mówimy jej językiem (porost w ustach modelki). Wspaniały pomysł, który pozostawia wiele interpretacji przy poszczególnych utworach. Porost na zamkniętych powiekach najlepiej oddaje ideę Księżyca Grzybiarek, stąd też umieszczenie go na okładce. Nie bez znaczenia jest także lustro, wiszące na ścianie w pokoju. To jakby powtórzony symbol bramy w zaświaty, jakim jest grzyb. Z drugiej strony bardziej kobiecy, kojarzący się z aspektem żeńskim, intymnym (toaletka), lecz także silnie wewnętrznym. Cały tomik to wszakże spojrzenie w głąb siebie, nie tylko na swoje oblicze, lecz i w swoją duszę. Lustro ma niepokojąca cechę – odbija obraz odwrotny od postrzeganego. W związku z tym jest odzwierciedleniem zaświatów, gdzie panuje skrajnie odmienny porządek – zdecydowanie jest to granica, brama. Lecz znów, jak w przypadku grzyba, należy bardzo uważać, by nie przedarły się przezeń istoty niepożądane, demony, duchy, zwłaszcza w granicznych momentach roku (np. w Dziady czy w Wigilię). Do dziś na polskich wsiach w dzień śmierci domownika, zasłania się lustra w miejscu, gdzie leży zmarły, gdyż może to „odbić” śmierć, która pociągnie za sobą kolejną osobę. Podobnie w lustro nie mogą zaglądać osoby przechodzące rytuał przejścia, np. panna młoda, gdyż dubluje to czas śmierci rytualnej. Modelka faktycznie nie patrzy w lustro, pozostaje między nim a księżycem, co również podkreśla jej liminalny charakter. Nie wiadomo zresztą do końca, kim jest: czy panną młodą z małżonkiem (księżycem–księciem), czy strzygą i upiorem, a te nie mają odbicia w lustrze – może to także dalsze tropy? Za reżyserią i montażem tychże planów stoi – oprócz operatorki zdjęć, Norki Niedźwieckiej – Jacek Żebrowski, kurator projektu, który oprócz doboru fotografii postarał się o ryciny, będące kolejnymi warstwami znaczeń w książce. Renesansowe miniatury nawiązują klimatem do okładek neofolkowych zespołów Księżyc, Za Siódmą Górą czy Current 93 lub ikonografii Obuh Records czy World Serpent Distribution; pochodzą z ksiąg alchemicznych (mandragora, księżyc, grzyby), bestiariuszy, księgi ziół, jest też witraż ze średniowiecznego norweskiego kościoła (strona tytułowa). Na końcu znajduje się rycina Drzewa Gęsi, którego symbolika podkreśla magiczny motyw nowych narodzin, zmiany lub wyjścia w podróż. Tym samym Księżyc Grzybiarek przypomina nie tylko stary iluminowany manuskrypt, ale i poetycki film (folk exploitation / eco-erotica / climate fiction / forest futurism / feminist ecotopia), ze scenariuszem, reżyserią, zdjęciami, montażem, ścieżką dźwiękową, głównymi i pobocznymi bohaterkami/bohaterami wierszy.

Tom kończy się pod znakiem wody. Motyw, który wcześniej nie grał większej roli, tutaj występuje na pierwszym planie i dopełnia to, co przypuszczać mógł czytelnik od pierwszego utworu – dokonuje się zmiana, poprzez oczyszczenie, rytualne obmycie. Cykl – ledwie zaznaczony baśniową przemianą w pierwszym wierszu no cześć – został dokończony, zatoczył koło. To jest okej, będzie tak, jak chcesz, wodo • nie chcę ciebie przejść / wolę płynąć z tobą / mokry orgazm • plucie z mostu • krople potu / roztwór • piołun • trudny poród • pełen obrót: / ciało w słońcu. Trudno pominąć fakt, że zmiana ta była niczym trudny poród, gorzka jak piołun. Przeobrażanie się, przemiana nie jest procesem łatwym. Cały tom był, krok po kroku, drogą ku temu, rytuałem przejścia. Wiersz niczym pean na cześć wody jest jednoczesnie przebłaganiem bóstwa, by sie nie gniewało i dało szczęśliwszą dolę. Z ogromnym szacunkiem do żywiołu, który jest obecny w każdym momencie naszego życia, od którego zależni jesteśmy całkowicie. O znaczeniu wody można pisać całe książki. Tu przypomnę tylko fakt, że jest ona traktowana od wieków jako materia prima, z której wyłania się świat i życie. Jej oczyszczający aspekt ma znaczenie w wielu rytuałach, obmywania win, zmywania starych schematów, czyszczenia, by zrobić miejsce na nowe. Przekraczanie granic wymaga zmycia z siebie „starego” porządku, by nie pomieszać sfery sacrum i profanum. W wielu obrzędach obmywanie się, zanurzanie w wodzie oznacza symboliczną śmierć, co jest niezbędne w procesie odrodzenia się. Płynąca woda – głównie rzeka – to jednocześnie granica, miejsce łączące świat śmiertelników i zaświatów. Ma moc przemiany, jednocześnie będąc – jak każda granica – niebezpieczna. Wiele ważnych rytuałów, w tym święto przesilenia letniego czy równonocy wiosennej, odbywa się nad rzekami i jeziorami. Woda, zwłaszcza zdobyta w niezwykłych warunkach (żywa woda), ma moc magiczną, łączącą z zaświatami, mogącą uzdrawiać, a nawet wskrzeszać. Woda bieżąca to także symbol losu, tego, co musi nadejść. Podmiotka liryczna w awaryjnym wytłumaczeniu zmian klimatu dla zwolenników teorii spiskowych stosuje „żywą wodę” ze swojego ciała. Uświęca pot, ślinę, wody płodowe, kobiecy ejakulat, czyniąc z nich wodę magiczną, niezbędną do przemiany. Magia w tomiku zresztą cały czas jest bardzo biologiczna, bliska ciału i ziemi. Podmiotka liryczna nie chce płynąć pod prąd, przechodzić wody, lecz chce płynąć z nurtem, dać się ponieść życiu, temu co ma nadejść. Ufa, że woda – życie, przestrzeń – jest mądra i będzie wspomagać kolejną fazę, by stworzyć nowe: w słońcu, w pełni siebie. •)

Joanna Skowrońska

 

Agata Jabłońska, Księżyc Grzybiarek, wydawnictwo papierwdole–Katalog Press, Kazimierz–Podgórze–Rybnik–Muirhouse 2023.

 

Bibliografia:

H. Biegeleisen, U kolebki, przy ołtarzu, nad mogiłą, Lwów 1929.

J. Campbell, Potęga Mitu. Rozmowy B. Moyersa z J. Campbellem, Kraków 1994.

P. Kowalski, Leksykon znaki świata. Omen, przesąd, znaczenie, Kraków 1998.

Z. Libera, Medycyna ludowa. Chłopski rozsądek czy gminna fantazja, Wrocław 1995.

M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, Kraków 1994.

R. Otto, Świętość: elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, tłum. B. Kupis, Wrocław 1993.

„Polska Sztuka Ludowa” nr 89/4, 108.

A. Rimbaud, Sezon w piekle. Iluminacje, tłum. Artur Międzyrzecki, Prószyński i Ska 1999.

Słownik polskiej bajki ludowej, red. Violetta Wróblewska, www.bajka.umk.pl

L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX w., Warszawa 1986.

Skrót artykułu: 

Księżyc Grzybiarek – wiele obiecujący tytuł. Dwa potężne i wielowymiarowe symbole, z którymi mierzy się w swojej trzeciej książce poetyckiej Agata Jabłońska. Tomik aż kapie od księżycowej poświaty, pełen jest głęboko ukrytych sensów i odniesień do folkloru, literatury, malarstwa, muzyki, filmu. Zabiera w nocną podróż po kobiecej duszy: przez miasto, las, połoniny i w zaświaty. Jednocześnie zawiesza księżyc nad lasem wpół do pełni, nie dając zgłębić całości oferowanych znaczeń.

Dział: 

Dodaj komentarz!