Orkiestra św.Mikołaja w Tetarze Małym

13.02.2001 w stołecznym "Teatrze Małym" zagrała Orkiestra Św. Mikołaja. Już pół godzinki przed koncertem były problemy z biletami -frekwencja była większa niż na zeszłorocznym koncercie VooVoo. Punktualnie o 19:00 Orkiestra zaczęła koncert skoczną kołomyjką. Następnie publiczność usłyszała pierwszy kawałek z najnowszej płyty pt. "Bez kochania" - rytmiczny ale w sumie balladowy utwór, momentami nawet troszkę jazzowy, z fletem rodem z Jethro Tull. Kolejny utwór "Przepióreczka", wesoły i skoczny, troszkę przypominał brzmieniowo szwedzki Otyg. Później, po kolei "Ptasie wesele" z wplecionym "reszetem" (huculski taniec) dedykowanym bywalcom Jawornika., "Owce" - nastrojowa rzecz zaśpiewana przez Bogdana Brachę, z chórkami i tak zwanymi przeze mnie "kryształkami" (rodzaj przeszkadzajek), "Paw" oraz dwa klimaciki pasterskie: "Bydło" i transowy z nieco psychodelicznym podkładem perkusyjnym i kawałek o dniu Św. Stanisława. Zaraz potem było o Sobótce znad Narwi - dla mnie bomba! Następnie zabrzmiała folkmetalowa pieśń o tatarskim najeździe na Kamieniec Podolski, z marszową perkusją, bliskowschodnią stylistyką i krwawym tekstem. Po tych nieco makabrycznych, muzycznych scenkach rodzajowych Orkiestra zagrała przerobioną na madziarską modłę - zamojską balladę "Z wysokiego pola". Po piosence o okrutnej matce Mikołaje zapodali kawałek o niedobrych córkach wspomagany lirą korbową - "Miał ojciec trzy cery..." i pieśń dziadowską o złych wnukach kojarzącą się z hip-hopem. By nieco "odmrocznić" tematykę rozległy się dwie rubaszne piosenki "Andzia" - rzecz o Ani bezskutecznie podrywanej przez czterech cwaniaczków a potem przez wikarego oraz "Krakowiak". Tu nastąpiła dosłownie sekundka przerwy na dostrojenie skrzypeczek i "poleciał" "Ptaszek", którego część instrumentalna przekształciła się w szybki, huculski transik będący wprowadzeniem "Arkana". Po tym szaleńczym tempie rozległy się dźwięki przypominające jako żywo... stary Tilt (ten polski), ale była to kolejna kołomyjka. To nie koniec skojarzeń - ("Kołomyjka bojkowska") miał mocno core'owy, wiolonczelowy wstęp z pulsującym nieco tempem, i schizowym flecikiem. I na koniec kawałek o sprzedanej i odkupionej żonie oraz totalnie cygańsko-węgierski klimat z hippisowskim tekstem "Ja o drogę się nie pytam, bo nieważny dla mnie czas..." połączony z prezentacją zespołu. Owacje były wielkie i donośne. Na bis Mikołaje zaśpiewali a capella (bo z dyskretnymi bębnami w tle) "Z tamtej strony jeziora", klimaty kurpiowskie "Oj, jegody, jegodziny" oraz skoczną huculską rzecz o tryumfie damskiego intelektu nad męskim Koncert trwał godzinkę czterdzieści pięć minut i był udany, bardzo udany!!!

Skrót artykułu: 

13.02.2001 w stołecznym "Teatrze Małym" zagrała Orkiestra Św. Mikołaja.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!