ORIENT EUROPA

Orient zawsze fascynował. Już Pitagoras mawiał, że "muzyka Wschodu jest odbiciem muzyki sfer". Tam naukowcy doszukiwali się pierwszych ludzkich plemion - "Kolebką ludzkości była Azja" - pisał w XIX w. Michał Bobrzyński. Inny współczesny historyk, znany w Polsce m.in. z "Bożego Igrzyska" i "Europy", Norman Davies mawiał "Azja to kraj wchodu słońca". W Azji wreszcie ideologowie widzieli odrodzenie świata, ponieważ "tylko tam nie utworzyły się jeszcze społeczeństwa wielkoprzemysłowe, a także istnieją wartości społeczne i moralne, konieczne dla stworzenia idealnego społeczeństwa".


Nie dziwi więc fakt, że już pod koniec lat 50-tych amerykańscy jazzmani zaczęli eksperymentować z indyjskimi skalami i wzorcami rytmicznymi oraz odkrywać wschodnią filozofię i religię. Jazzmanom modalistom, którzy posługują się raczej skalami niż następstwem akordów, wyśrubowane indyjskie rytmy i skomplikowane skale, stworzyły ogromne możliwości. Niektórzy, jak John Handy stwierdzili, że odkryli muzykę na nowo.

Deepak Ran, uczeń mistrza płn. indyjskiej tradycji Chariprasada Chaurasi, mówił; "Klasyczna muzyka indyjska opiera się na bliskim związku między melodią a rytmem. Partie melodyczne wywodzą się z modeli raaga, rytmiczne zaś z modeli tala. W ramach tych modeli można już improwizować. Stąd zapewne wynika pokrewieństwo między jazzem a klasyczną muzyką Indii". Hindusi wychodzą z założenia, że muzyka nie tkwi w nutach, lecz rodzi się między dźwiękami, ponad nimi lub poniżej nich. Dlatego trudno spotkać muzyka z Indii, który potrafiłby czytać z pięciolinii. Na przestrzeni wieków wypracowali oni jednak swoje skale i zapiski, z których najpopularniejsza; sa, re, ga, ma, pa da, ni, sa, jest odpowiednikiem gamy durowej używanej w Europie.


INDIAN WORLD MUSIC


Kiedy świat ogarniało szaleństwo lat 60 - tych, coraz bardziej popularne stawały się brzmienia ludowe, tzw. world music. Pachniało to niezwykłością i egzotyką, tak pożądaną w dobie rock'n'rolla. Wtedy właśnie ku Orientowi zwróciło się wielu twórców kultury masowej.

Jako jeden z pierwszych uczynił to w 1965 roku reżyser Richard Lester, sugerując Beatlesom w filmie "Help!" wykorzystanie motywów tradycyjnej muzyki indyjskiej. Na kolejne eksperymenty nie trzeba było długo czekać - następna płyta grupy zachwyciła subtelnymi, melancholijnymi partiami gitar, a w balladzie Johna Lennona "Norwegian Wood" pobrzmiewał sitar - perski instrument ludowy o siedmiu głównych strunach i kilkunastu rezonansowych, które szarpie się plektronem nałożonym na palec wskazujący. Jest to niezwykle wysublimowany dźwiękowo, arcytrudny w technice gry i wręcz kultowy w Indiach instrument. Niestety okazał się za trudny dla Georga Harrisona. Szybko zorientował się on, że aby muzyka była wiarygodna niezbędna jest pomoc "prawdziwków". W "Love You To" (1966r.) na tabli, (para bębnów indyjskich o kilkunastu różnych brzmieniach) zagrał mistrz Anil Bhagwat, w "Within You Without You" (1967r.) Hindusi z londyńskiego Asian Music Circle, zaś rok później w "The Inner Light" cała orkiestra z Bombaju. Wszyscy Beatlesi w tym czasie oddawali się również poszukiwaniom religijnym, znajdując w Indiach swoich guru, m.in. szarlatana Maharishiego. (Obcowanie z nim doprowadziło jednego z Beatlesów do kryzysu zdrowotnego, drugiego psychicznego, innym znacznie uszczupliło kiesy).


ŚLADAMI PROROKÓW


Wszystko czego dokonywała "genialna czwórka z Liverpoolu" pachniało rewolucją. Nie bez odzewu pozostali ich amerykańscy przyjaciele, Rolling Stones, będący wtedy w cieniu The Beatles. W 1966 r. ozdobili sitarem "Paint It Black", a rok później Brian Jones nagrał płytę z rytualnymi pieśniami Marokańczyków. Wtedy to zaczął się wielki i triumfalny pochód muzyki, ba całej kultury Wschodu do Europy i Ameryki.

Na legendarnym dziś festiwalu, "Woodstock", obok późniejszych gwiazd rocka, wystąpił Ravi Shankar - hinduski mistrz sitaru, przełamujący w grze na nim wszelkie odwieczne schematy. Shankar, (uważany za największego geniusza sitaru i popularyzatora muzyki indyjskiej na Zachodzie) był nauczycielem takich sław jazzu, jak m.in. John Coltrain'a czy Don Alias'a. Jego występ na "Woodstock" wprowadził kilkanaście tysięcy uczestników koncertu, dopiero co rozjuszonych i oddających się kąpielom błotnym, w stan medytacji. Niektórych nafaszerowanych LSD doprowadzając do halucynogennych wizji, innych prawie że nirwany.

Swoistym preludium do owych wydarzeń oraz kamieniem milowym orientalnych inspiracji była płyta Shankara, "Improvisation" z 1962 r., na której wystąpił amerykański flecista Ben Shenk.


U RÓDEŁ KULTURY UNIWERSALNEJ


"Najpierw zafascynowała mnie filozofia, później odkryłem muzykę" - wspomina Charlie Mariano, amerykański saksofonista. W 1973 r. odwiedził Indie, gdzie studiował muzykę klasyczną. Towarzyszyła mu klasa perkusji z Akademii Karnataka. We wspólnych dokonaniach, Mariano łączył modernizm Johna Coltraina z archaicznymi rytmami Indii Płd.

"Tradycje Indii Płn. i Płd. choć różnią się szczegółami, są do siebie podobne" - twierdzi Ramesh Shotam, perkusista, kompozytor, autor wielu projektów world music. "Muzyka Północy na przestrzeni stuleci ulegała wpływom najeźdźców; Persów, ludów afgańskich i arabskich. Muzyka Południa rozwijała się bez przeszkód. Przetrwała zapewne w swojej pierwotnej postaci". Mariano jak i Shotam podkreślają wagę improwizacji. "Muzycy zachodni improwizują na podstawie struktur harmonicznych oraz następstw akordów. W Indiach jest zupełnie inaczej. Artyści koncentrują się raczej na melodiach niż na harmoniach. I mają zupełnie inne podejście do muzyki, traktując ją jako świętą modlitwę, drogę do samorealizacji i oświecenia".


OD ALEGO DO MENUHINA


"Tej muzyki nie sposób traktować mentalnie. Ona wypływa z duszy" - zauważył Paul Simon, sam zresztą nagrywając albumy z tubylcami afrykańskimi.

"Wschodnia muza jest jak uzdrawiający balsam" - stwierdził brytyjski wirtuoz skrzypiec, sir Yehudi Menuhin, zafascynowany muzyką Indii północnych. Na początku lat siedemdziesiątych zaprosił on do wspólnych koncertów tamtejszego mistrza sarodu - (25-strunowy, instrument pokrewny sitarowi), Cesarza Melodii, jak tytułowano - Alego Akbar Khana.

Menuhin zauroczony zresztą indyjską, odmienną od europejskiej techniką gry na skrzypcach, sam wprowadził w muzyce klasycznej wiele innowacji, czym wzbudził sensację wśród konserwatywnej europejskiej publiki. Szokował także ubiorem przywdziewając na koncerty tradycyjny strój indyjski - curtas.

Wyczyny "mistyka skrzypiec" odbiły się szerokim echem po całym muzycznym świecie - od muzyki popularnej po jazz i klasykę. Do nagrań sesyjnych i na koncerty zaczęto zapraszać muzyków z Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu, Indonezji...

Saksofonista altowy, członek zespołu Charles'a Mingusa, John Handy w latach siedemdziesiątych zyskał sławę, po nagraniu wspólnych płyt z Ali Akbar Khanem i mistrzem tabli Zakirem Hussainem, "Karuna Supreme" oraz "Rainbow". Ich dokonania były przełomem w historii indyjsko - jazzowych związków. Oto co mówił John Handy o swoich inspiracjach: "Są dwie szkoły improwizacji. Najstarsza to bez wątpienia szkoła indyjska. I nie ważne, czy Północna czy Południowa mimo, że historycznie są to szkoły datujące się z różnych epok. Najmłodsza ze szkół improwizacji, to szkoła jazzowa. Trzeba nadmienić, że już wiek temu i dawniej, klasyczni kompozytorzy europejscy, znani byli jako znakomici improwizatorzy. Odbywały się nawet swoiste jam sessions pomiędzy nimi, gdyż byli to również doskonali muzycy, zazwyczaj pianiści. Ostatnim śladem tej zachodniej tradycji mogą być teraz impresje wśród organistów kościelnych, spośród których wywodzą się sprawni improwizatorzy, ale rzadko to można usłyszeć.

W pewnym sensie muzycy jazzowi przywrócili tę umierającą sztukę na Zachodzie i dzisiaj jest to dyscyplina prężnie rozwijająca się i wytyczająca nowe kierunki w kulturze XX wieku. Jej przedstawiciele poszukują wszędzie motywujących i inspirujących impulsów. Dlatego też naturalnym było, że odkryto piękno muzyki i tradycji Indii oraz kunszt doskonałych improwizatorów indyjskich".

I tak Nishat Khan, indyjski następca Ravi Shankara, ozdobił sitarem śpiewy "The Gilles Bichois Ensemble", jednego z najlepszych na świecie chorałów gregoriańskich, prowadzonego przez maestra Dominika Vellarda. Płytę nazwano "Spotkaniem Aniołów", ("Meeting of Angels"). Jednak na europejskie wydania "czystej" muzyki Wschodu trzeba było jeszcze trochę poczekać.


FUZJE WSZECHCZASÓW


Nie koronowanymi władcami i patronami wszelkich muzycznych eksperymentów do dzisiaj pozostają muzycy kwartetu "Shakti", (z hindi: Siła, Moc). "Książe Gitary" - John McLaughlin - lider wcześniejszej, legendarnej "Mahavishnu Orchestra", "Władca Rytmów, (dla którego potrójny zestaw perkusyjny wystarcza na jeden palec u nogi; (Jazz)" - Zakir Husasain, "Opętany skrzypek" - Shankar i "Ojciec Chrzestny Wszystkich Bębniarzy" - T.H. Vinayakram vel "Vikku". Wydany w 1975 roku koncert kwartetu z nowojorskiego collegu Southampton określono mianem "międzygwiezdnego objawienia". Korzystając z tradycji północnych i południowych Indii, muzyki klasycznej, jazzu i brzmień współczesnych, "czterej jeźdźcy Satya Yugi - (Epoki Oświecenia)" stworzyli w muzyce nową jakość - geniusz techniczny oparty na doskonałej improwizacji. "Shakti oznacza Kreatywną Siłę, Inteligencję, Piękno i Moc", "Jeżeli kultura i muzyka stale ewoluują, "Shakti" wyprzedzili całą epokę" - pisano w najbardziej prestiżowych periodykach.

To czego dokonali "Shakti" na trwałe wyznaczyło nowy kanon w muzyce, potocznie zwany - spotkaniem kultur. Szkoda, że nagrali tylko trzy płyty. Ale były to albumy, które wskazywały nowe, nie odkryte przestrzenie w muzyce, każdego z artystów wynosząc na szczyty popularności. "Shakti" to jednak przede wszystkim formacja koncertowa. Nikt chyba lepiej nie potrafił wykorzystywać kontaktu z publicznością. Żywo, wręcz impulsywnie reagujący na każdy nowy dźwięk słuchacze, tworzyli z wykonawcami jedną orkiestrę. Gdy nagle pojawiał się taniec, atmosfera przypominała rozbudzony gejzer, bijący w określonych odstępach czasu fontanną radości i upojenia. (Wszakże to muzyka właśnie dla wyżej rozwiniętych kultur wschodniego autoramentu była narkotykiem, środkiem najpiękniej oczyszczającym duszę).


Z SALONÓW - DLA MAS


Po zaprzestaniu wspólnych koncertów z "Shakti", warunki zaczął dyktować Zakir Hussain. Dotychczasowe role się odwróciły. Tym razem on zaprosił do współpracy John McLaughlin'a, a także Hariprasad Chaurasie - indyjskiego demiurga fletów oraz znanego do tej pory z jazzowych i norwesko - etnicznych działań, saksofonistę, Jana Garbarka. W 1986 r. wspólnie nagrali "Making Music", ale już pod szyldem Zakir Hussain'a. Odtąd podobne fuzje wybuchały niczym fajerwerki w noc sylwestrową, a Hussain stał się najbardziej wziętym perkusistą na świecie. Z jego usług korzystali najwięksi, by wymienić tylko Pharoah Sandersa - "legendę jazzowego saksofonu"; ("Save Our Children"). Oczywiście nieśmiertelny pozostał mit "Shakti", do której próbowano wracać przy różnych okazjach.

Niestety ich skandynawscy następcy - Myntha - pomimo perfekcji technicznej, pokrewności rodowej (na bębnach gra tam kuzyn Zakira), już nie zachwycili oryginalnością. Odnieśli jednak sukces komercyjny. W latach 90 - tych, indyjskie mariaże zaczęły sprzedawać się w rekordowych nakładach, przynosząc firmom fonograficznym kokosowe zyski. "Aby wydawać prawdziwie korzenną muzykę np. z Europy Wschodniej, w swojej ofercie muszę mieć przynajmniej jeden tytuł indyjski. Inaczej stracę. Nie jest tajemnicą, że muzyka Indii sprzedaje się najlepiej" - stwierdził jeden z niemieckich producentów world music.

Wykorzystał to czarodziej saksofonu, Jan Garbarek. Zaprosił do współpracy, m.in. na sarangi Ustad Nazim Ali Khana, śpiewaczkę Deepike Thathaal, i starego mistrza tabli, Ustad Shaukat Hussaina. Płyta "Ragas and Sagas" natychmiast stała się bestsellerem. Powtórny eksperyment "Madar", na saksofon i tym razem oud - arabską lutnię, również okazał się niemałym sukcesem.

Zainteresowaniem cieszyły się płyty z Pakistańczykiem - Nusrat Fateh Ali Khanem - "boskim śpiewakiem", jak nazywano go w Europie.


ISLAMABAD - LONDYN - ŚWIAT


W 1980 r. Nusrat wystąpił na europejskim festiwalu muzyki świata WOMAD. Jego koncert oglądał Peter Gabriel. Podobno z wrażenia omal nie zemdlał. "Przeżyłem coś bliskie spełnieniu, przypominające powtórne odrodzenie" - wspominał.

Gabriel zaprosił Nusrata do własnej wytwórni, "Real World". Mała firma, odłam "Virgin", prezentująca wykonawców ludowych z różnych zakątków świata, nagle dzięki Nusratowi stała się żyłą złota i oazą duchowej rebelii. Po wydaniu pierwszych albumów "Shahen - Shah" i "Love & Devotional Songs", obok tradycyjnych instrumentów - harmonium i tabli całość okraszono mandoliną i gitarą, tak by muzyka była bardziej zrozumiałą dla przeciętnego Europejczyka. Wkrótce Nusrat zdominował katalog propozycji Real World.

Fateh Ali Khan - "Azjatycki Marley" odrestaurował i rozwinął prastary, w Europie w ogóle nieznany rodzaj muzyki - Qawwali, (mistyczny odłam islamu) - (dosł. "wyrażenie uczuć").

"Stworzyłem własny styl" - wspominał. Pośród transowych rytmów, wirtuozerskich popisów na harmonium, brawurowych chórów, szczególnie wyróżniał się jego głos. Raz subtelny, kojący, oniryczny, za chwilę ekstatyczny, osiągający niespotykaną skalę i ekspresję porównywalną do szalejącego tornado. Muzyce nadał szczególnego wyrazu, świeżości i wulkanicznej ekspresji. "Uczyniliśmy Qawwali muzyką Nowych Czasów" - wspominał Ali Khan.


NUSRAT TRANS-GLOBALNY


Dzięki Peter Gabrielowi, znakomitym realizatorom; (Michael Brook, Bari Watts, David Bottrill) możliwościom technicznym studia w Wiltshire, wschodnia muzyka Sufich, podbiła cały świat. O współpracę z Nusratem nagle zaczęła zabiegać cała kuglarska menażeria - muzycy, poeci, pisarze, filmowcy. Dzieła Ali Khana ozdobiły takie filmy jak: "Bandit queen" (Królowa bandytów), "Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Urodzeni mordercy" i setki, jeśli nie tysiące produkcji indyjskich - największej kinematografii świata.

"Partytury mistrza - Pakistańczyka, czynią film bardziej intrygującym". - napisano w jednej recenzji a' propos "Dead man walking". "Nad sceną Golgoty unosi się wszechobecny, konwulsyjny, przepojony trwogą, bólem , ale też nadzieją, krzyk Nusrat Fateh Ali Khan'a. To głos Boga!"- donosił "Movie Telegraph" o filmie "Last temptation of Christ".

Razem z Nusratem zaśpiewał Eddie Vedder z "Pearl Jam". Ali Khan stał się natchnieniem dla całego muzycznego świata. Jego koncerty przyjmowano z euforią w USA, Australii, Francji, Japonii...

Niezwykłe maniery i technikę wokalną docenili światowej sławy śpiewacy operowi. Specjalnie w celu poznania technik wokalnych do Islamabadu wyruszył Michael Brook: "Poruszające inwokacje, niespotykane skale, solmizacje, minimum instrumentów a dzięki tym śpiewom wrażenie co najmniej anielskiego chóru i całej orkiestry" - powiedział później. Po powrocie wspólnie nagrali "Night Song".


NACJA PRZEBUDZONYCH


Nusrata podziwiali rockmani, poważnie zdziwieni, że przy tak skromnych środkach potrafił doprowadzić publikę do masowej ekstazy. Wspólnych sił spróbowali chłopaki z Massive Attack. Ich triphopowy cover Nusrata "Mustt Mustt" szybko stał się przebojem, dodając wschodniej wibracji muzyce tanecznej. Duchowego guru i ostatniego proroka zaczęli widzieć w Fateh Ali Khanie azjatyccy anarchiści z reakcyjnego undergroundu, działający przy londyńskiej wytwórni Nation; State Of Bengal, Fun-Da-Mental, Asia Dub Foundation, TransGlobal Underground oraz ludowi trybuni - Joi, Talvin Singh, Aki Navaz.

"Słyszałem jak wielu ludzi mówiło o Bogu. On mi go pokazał" - powiedział Navaz. Największym marzeniem rewolucjonistów, ogarniętych wręcz misyjną determinacją stało się wspólne nagranie z Mistrzem, albo chociaż zmiksowanie Jego utworów, z tradycyjnego Qawwali na dub, trance, drum'n'base czy "asian free style". Dzięki tym piorunującym mieszankom muzyka młodych rebeliantów z azjatyckiej dzielnicy nabrała nowej formy i wyrazu. Określono ją punk-rockiem XXI wieku. Ni
stety Nusrat już tego nie doczekał. Płyta "Star Rise" z całym podziemnym estabilishmentem, dedykowana Mistrzowi ukazała się po jego śmierci. Ali Khan osiągnąwszy absolutną muzyczną doskonałość, odszedł zdecydowanie za wcześnie, w wieku 49 lat. "Do John Lee Hookera, Lennona, Elvisa, Liam Gallagher i Freddie Mercury'ego dołączył Nusrat - azjatycki król śpiewaków" - napisał później Black Star Liner. Jego głos urzekł miliony.


IV WIEKI TRADYCJI


Niejako w cieniu Nusrata funkcjonował rodowy zespół Sufich, liczący sobie ponad 400 lat tradycji - Sabri Brothers. Wykonując bardzo ekspresyjne Qawwali, przestrzegali wierności i czystości własnej kultury. "Pomyślcie, że to pakistański gospel" - pisał o braciach Sabri, Brian Cullman. "Qawwali jest najgłębszą, najbardziej poruszającą muzyką dewocjonalną. Wykonywana przez Sufich łączy poezję i duchową pasję z ekstazą, improwizowane śpiewy i bardzo intensywny rytm. Kojarzy się z afro-amerykańskim gospel - dzikim i wyzwolonym, przepojonym religijną naturą muzyki. (...) Jeżeli w niebie słuchają muzyki, na pewno jest nią Qawwali!".

Sabri Brothers nagrywają płyty na całym świecie, od 1950 r. Jednak największą popularnością cieszą się w USA. Także nie obce są im eksperymenty. W 1996 r. wydali - "Ya Mustapha", Qawwali z Rayem Carlessem na saksofonach i Aniruddham Dasem na basie. Produkcja ta zdobyła opinię jednej z najciekawiej zaaranżowanych płyt z muzyką świata. Warto tu wspomnieć, że ich menedżerem jest Ewa Skalla, z pochodzenia Polka, zaś jak powiedzieli kiedyś bracia Sabri, "zaszczytem byłoby dla nas zagrać w Polsce".

To wielki wstyd i żenada, że Sufi nigdy jeszcze nie wystąpili nad Wisłą, gdy tymczasem nie raz już gościli tu np. Eskimosi, muzycznie jakby nie patrzeć troszkę ubożsi...

O ekipie Nation - współczesnym muzycznym fenomenie i temacie Orient a sprawa polska - następnym razem.

C.d.n.

Skrót artykułu: 

Orient zawsze fascynował. Już Pitagoras mawiał, że "muzyka Wschodu jest odbiciem muzyki sfer". Tam naukowcy doszukiwali się pierwszych ludzkich plemion - "Kolebką ludzkości była Azja" - pisał w XIX w. Michał Bobrzyński. Inny współczesny historyk, znany w Polsce m.in. z "Bożego Igrzyska" i "Europy", Norman Davies mawiał "Azja to kraj wchodu słońca". W Azji wreszcie ideologowie widzieli odrodzenie świata, ponieważ "tylko tam nie utworzyły się jeszcze społeczeństwa wielkoprzemysłowe, a także istnieją wartości społeczne i moralne, konieczne dla stworzenia idealnego społeczeństwa".

Dział: 

Dodaj komentarz!