Opowieść o nocnej wolności kobiety

Krosna Zofii

Fot. ze zbiorów Z. Kowalik: Jubileusz trzydziestolecia ślubu państwa Kowalików (16 lutego 1988), w tle kilim artystki

Z Zofią Kowalik spotkałam się w 4 grudnia 2018 roku w jej domu w Czernichowie. Opowiedziała mi – z właściwym sobie talentem gawędziarsko-deklamacyjnym – o szczęśliwym przypadku, który sprawił, że została tkaczką kilimów. A było to tak. Zofia pochodzi ze wsi Wołowice, znanej z rękodzieła wikliniarskiego. Za mężem poszła do Czernichowa. I zaczęło się to, co najlepsze w życiu – krosna i tkanie kilimów dniami i nocami, kiedy dzieci spały. Po raz pierwszy warsztat tkacki pokazała Zofii jedna z czernichowianek. Krosna tak ją zafascynowały, że po tej jednodniowej lekcji, już u siebie, tkała kilim przez całą noc. Tak chciała się uczyć! I sprawdziła się w tkactwie! Zofię zatrudniła CEPELIA, czyli Centralny Związek Spółdzielni Rękodzieła Ludowego i Artystycznego. W dniu 21 listopada 1984 roku obywatelka Zofia Kowalik uzyskała oficjalny tytuł Rękodzielnika-Artysty i wpisano ją do Rejestru Rękodzielników-Artystów pod numerem 155/76/VA/84 w dziedzinie tkactwa kilimów. Dyplom ten wisi wciąż na honorowym miejscu w domu Zofii. Tkactwo wypełniało całe jej życie, pomiędzy wychowaniem dzieci, pracami w gospodarstwie domowym i przy domu. Zofia pamięta, jak najlepszą baśń dzieciństwa, tę pierwszą noc z własnymi krosnami. Tkała jak w gorączce, z pasją i uwagą tworząc swój kilim. To było coś! Dobra tkaczka, taka z pierwszą klasą jakości wyrobów, zarabiała tyle, co chłop budowlany na dniówkę! A kilimy Zofii otrzymywały wyłącznie pierwszą klasę jakości i w krakowskiej „Wandzie”, czyli Spółdzielni Pracy Rękodzieła Artystycznego przy ul. Rękawki, znano jej bezbłędną rękę. Akwarelowy projekt kilimu – zatytułowanego „Wawel” – jest do dziś w archiwum domowym rękodzielniczki-artystki. Były też kilimy z motywami roślinnymi, z cygańską karetą i inne. Najczęściej tkała je nocą, w spokoju i wolności kobiety od codziennych trosk. Rano trzeba było pójść na skrzyżowanie dróg, tam przyjeżdżał Żuk i odbierał zapakowane w wory kilimy. Żal było się z nimi rozstawać. Żal było też tego, że nie można zrobić swojego pomysłu na dywanik i zawsze jest to cudzy projekt. Zofia pokazała mi pracę wyobrażonego krosna, demonstrując tkackie ruchy rąk i postawę ciała w trakcie misterium tkania. Nawet w tym performansie widać do dziś pasję nocnej wolności kobiety, zew tkaczki w żarliwej pracy nad dziełem. Szarpiący ruch krosna wymagał krzepy i kręgosłup Zofii w którymś momencie odmówił jej posłuszeństwa. Nie dało się więcej tkać, lekarz zalecił rentę. Ale noce z pracującymi krosnami odbijają się dziś w błysku oka kobiety. Jest w oczach iskra. Jest duma artystki. Kilimy popłynęły za Oceany do zacnych ludzi. Zofia opowieścią potrafi wystawić monodram tkania, pracując teatralnie całym ciałem. Krosna symbolicznie wrosły w jej życie. I są osią świata – jak kręgosłup w człowieku.

Anna Kapusta

 

Sugerowane cytowanie: A. Kapusta, Opowieść o nocnej wolności kobiety, "Pismo Folkowe" 2019, nr 145 (6), s. 34.

Skrót artykułu: 

Z Zofią Kowalik spotkałam się w 4 grudnia 2018 roku w jej domu w Czernichowie. Opowiedziała mi – z właściwym sobie talentem gawędziarsko-deklamacyjnym – o szczęśliwym przypadku, który sprawił, że została tkaczką kilimów. A było to tak. Zofia pochodzi ze wsi Wołowice, znanej z rękodzieła wikliniarskiego. Za mężem poszła do Czernichowa. I zaczęło się to, co najlepsze w życiu – krosna i tkanie kilimów dniami i nocami, kiedy dzieci spały.

fot. ze zbiorów Z. Kowalik: Jubileusz trzydziestolecia ślubu państwa Kowalików (16 lutego 1988), w tle kilim artystki

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!