Ogień wiecznie żywy

Chrust

Ogień wiecznie żywy

Chrust to polski zespół powstały w 2021 roku, łączący elementy folku, acid rocka i poezji śpiewanej. Troje wykonawców i trzy różne spojrzenia, na które składają się charyzmatyczny wokal (Małgorzata Oleszczuk), nieposkromiona perkusja (Dariusz Mrozek) oraz wyważona elektronika (Karol Konop). O kulisach powstania debiutanckiej płyty, nawiązaniach do słowiańskości oraz inspiracjach muzycznych z zespołem Chrust rozmawiała Agata Pasińska.

Agata Pasińska: Zacznijmy od aktualnych spraw – 28 maja miała miejsce premiera waszej debiutanckiej płyty. W komentarzach na Facebooku spotkałam się z samymi pozytywnymi opiniami, ludzie wyszli z koncertu pełni wrażeń i czekają na kolejne wydarzenia. Jakie są wasze odczucia?

Karol Konop: Czujemy się świetnie! Wszystko dzięki bardzo rodzinnej atmosferze. Gdzie się nie ruszyliśmy, spotykaliśmy znajome twarze. Sama dobra, pozytywna energia, dużo miłości i serdeczności. Nawet gdy próbowaliśmy kogoś przycisnąć, żeby nam dał jakieś słowa krytyki, to ciężko było na siłę cokolwiek znaleźć. Dla nas to naprawdę duży sukces.

Małgorzata Oleszczuk: Dla mnie to wydarzenie było dość stresową sytuacją. W dniu premiery bardzo dużo wskazywało na to, że kilku rzeczy nie dopniemy tak, jak byśmy tego chcieli, ale ostatecznie wyszło odwrotnie – lepiej, niż tego oczekiwaliśmy. Rodzina i przyjaciele okazali nam dużo miłości. Okazało się, że na widowni zasiedli ludzie obecni także na naszym wcześniejszym koncercie w Olsztynku, co było dla nas dużym zaskoczeniem i bardzo nas ucieszyło.

K.K.: Zaczynamy mieć jakąś konkretną grupę fanów [śmiech].

Dariusz Mrozek: Koncert przygotowaliśmy właściwie samodzielnie – od wynajęcia klubu, przez załatwienie sprzętu po wydanie płyty. Poza czysto muzycznymi emocjami pojawiło się też sporo stresu związanego z działaniami organizacyjnymi. To, co się finalnie wydarzyło, było naprawdę miłym zaskoczeniem. Czujemy wdzięczność za to, że wszystko udało się nam dopiąć.

A.P.: Jak długo powstawał materiał na płytę?

M.O.: W sumie dwa lata, jeśli liczyć od piosenki, która powstała, gdy formalnie nie byliśmy jeszcze zespołem.

K.K.: Na początku te utwory powstawały bardzo wolno, bo my się wtedy dopiero poznawaliśmy.

A.P.: Jak opisalibyście materiał, który się na niej znalazł?

K.K.: Jest po prostu prawdziwy. Naszym jedynym priorytetem było zachowanie zgodności z tym, co czujemy w sercu. Nie chcieliśmy, aby materiał został stworzony pod czyjeś dyktando.

M.O.: Dbaliśmy o autentyczność. Przede wszystkim to my mamy być zadowoleni i cieszyć się tą muzyką. Nie tworzymy po to, aby być sławni i zarabiać dużo pieniędzy. Ponadto chcieliśmy, aby na płycie jasno wybrzmiał polski charakter muzyki, ale niekoniecznie związany z ludowością, do jakiej wszyscy przywykli.

K.K.: Niektórzy mówili, że nasza muzyka jest zbyt mroczna, nie nadaje się do tańczenia...

D.M.: Materiał został uzupełniony fragmentami opowieści starszych osób, z którymi przeprowadzaliśmy wywiady. Opowiedzieli nam trochę powojennych historii będących kompilacją wspomnień – od zabawnych po wzruszające czy wręcz traumatyczne.

K.K.: Tego nie będzie na streamingach, aby osoby, które kupią fizycznie płytę, mogły mieć poczucie, że dostają od nas coś oryginalnego. Chciałbym dodać, że album wygląda inaczej, niż założyliśmy. Chcieliśmy rozmawiać z najstarszymi osobami, jakie znajdziemy w naszym towarzystwie, o dawnych realiach, o tym, jak się zabierało dziewczynę albo chłopaka na randkę albo jak wyglądało wesele na wsi. Okazało się, że niektórzy wręcz unikali tych tematów, co w niektórych wypadkach wiązało się poniekąd z trudnymi doświadczeniami tamtych czasów, o których nie chcieli już pamiętać.

M.O.: Początkowo te wywiady chcieliśmy wpleść w naszą muzykę jako sample, ale historie były na tyle szczególne, że wrzuciliśmy je jako przerywniki, które idealnie łączą się z naszymi tekstami napisanymi jeszcze przed rozmowami. Na koncercie, jako bonus, pojawiły się dodatkowe fragmenty, których nie zamieściliśmy na płycie.

A.P.: W jakich okolicznościach nawiązaliście kontakt z tymi osobami?

D.M.: Działo się to jeszcze na początku pandemii, więc kontakt ze starszymi ludźmi był utrudniony, nie chcieliśmy nikogo narażać. Skończyło się na pięciu wywiadach, z czego dwa zostały przeprowadzone z członkami rodziny Karola, a trzy z podopiecznymi domu opieki seniora w Brzeźnie, którzy uczęszczali na zajęcia wokalne prowadzone przez naszą koleżankę. Na początku podeszli do sprawy z dużym dystansem, ale ostatecznie udało się ich przekonać.

A.P.: Teksty waszych piosenek mają bardzo osobisty wydźwięk, odnoszą się do autentycznych przeżyć, o czym często wspominacie. W jaki sposób podchodzicie do ich pisania?

M.O.: To jest trochę tak, że gdy ktoś poczuje potrzebę przelania swoich emocji na papier, to po prostu to robi. Często wrzucamy teksty na Dysk Google i wtedy każdy może je edytować. Pracujemy nad nimi kolektywnie.

K.K.: Tak samo jest z muzyką – każdy daje coś od siebie. Dużo rozmawiamy i eksperymentujemy ze swoimi pomysłami.

A.P.: Oficjalne ujawnienie się zespołu przypada na 2021 rok. Czy graliście ze sobą już wcześniej?

D.M.: Gosia i ja uczymy w jednej szkole muzycznej i kiedyś podczas przerwy między zajęciami wpadliśmy na pomysł, by stworzyć razem zespół. Dużo dzieliliśmy się ze sobą lubianą przez nas muzyką. Gosia chciała, by do grupy dołączył ktoś, kto mógłby dopełniać nas harmonicznie. Wtedy zaproponowałem Karola, z którym wcześniej mieszkałem i grałem. Tak więc ja gram na bębnach, Gosia stanowi wokal, wplatając brzmienie ukulele, a Karol jest odpowiedzialny za elektronikę. Tak powstał Chrust.

A.P.: Skąd pomysł na nazwę zespołu?

K.K.: Ostatnio tłumaczyłem ją mojej zagranicznej koleżance – chrust to suche drewno, którego używasz do wzniecenia ognia. Tak się złożyło, że działając osobno, znajdowaliśmy się w wypalającym momencie życia. Gosia odeszła z zespołu, z którym się nie mogła dogadać. Ja i Darek tworzyliśmy grupę, w której też nie czuliśmy się tak, jak byśmy chcieli. Dopiero razem znaleźliśmy prawdziwą nić porozumienia.

M.O.: Na pewnym etapie stworzyliśmy ankietę z trzema propozycjami nazwy zespołu i rozesłaliśmy ją do naszych przyjaciół. Najwięcej głosów padło na ten Chrust, a w zanadrzu mieliśmy jeszcze Szeptuchy oraz Jargę, co oznacza przesyłanie dobrej energii.

A.P.: Jakie jest wasze podejście do gry zespołowej?

D.M.: Zdecydowanie połączyła nas chęć tworzenia. W poprzednich zespołach zawsze ktoś nas ograniczał, a tutaj wzajemnie się inspirujemy i motywujemy. Nie zależy na tym tylko jednej osobie, ale wszystkim. Nasza kultura pracy jest na bardzo wysokim poziomie. Nikt z nas nie chce wielkiej sławy, nikt się na to nie nastawiał, zarabianie pieniędzy też traktujemy raczej jako miły dodatek.

K.K.: Z Chrustem po raz pierwszy wystąpiłem na scenie. To jest dla mnie duża odskocznia od pracy w korporacji.

M.O.: Czasem się śmiejemy, że zazdrościmy Karolowi takiego startu. Darek i ja mieliśmy już doświadczenie z gry zespołowej. Dzięki temu wiemy, czego unikać i jak pracować, by czerpać z tego radość.

A.P.: Posiadacie wykształcenie muzyczne czy jesteście samoukami?

M.O.: Dariusz studiował perkusję, a ja wokalistykę jazzową na Akademii Muzycznej w Gdańsku.

K.K.: Natomiast ja ukończyłem Polsko-Japońską Wyższą Akademię Technik Komputerowych.

A.P.: Łączycie różne gatunki muzyczne – acid rock, folk, a nawet poezję śpiewaną. Krążycie wokół wątków ludowych. Jakie elementy słowiańskości najbardziej lubicie wplatać do swoich utworów?

M.O.: Nie chcieliśmy po prostu odtwarzać polskiej muzyki ludowej, dlatego prezentujemy coś autorskiego. Zrezygnowaliśmy z delikatnych wianuszków na rzecz splecionych ogromnych liści i badyli, by wizualnie oddać potęgę bębnów. Lubimy też kontrasty. Chłopaki grają w garniturach, a ja lubię zwiewne stroje. Moje zaśpiewy raz są delikatne, a raz mocne. Połączenie tego jest dość trudne.

K.K.: Nie przesadzamy też z symboliką i sztucznym obwieszaniem się słowiańskimi artefaktami. Nie chcemy, by wyglądało to groteskowo.

A.P.: Czy poza główną obsadą wykorzystujecie też jakieś instrumenty incydentalnie?

M.O.: Samodzielnie uczę się gry na flecie poprzecznym, więc zdecydowaliśmy, że wykorzystamy tę sytuację. Na płycie pojawia się też niekiedy brzmienie fletu irlandzkiego i flażoletu. Jeśli chodzi o perkusjonalia, sporadycznie wprowadzamy bęben obręczowy oraz niewielkie shakery.

K.K.: Bawimy się też warstwą elektroniczną. Zdarza się, że w tle pobrzmiewa np. aztecki gwizdek śmierci używany niegdyś do odstraszania wrogów. Występują również tzw. głosy piekielne, czyli zsamplowane odgłosy zwierząt. Tych smaczków jest dość dużo. Nasze głosy też są niekiedy zmiksowane i przerobione na brzmienie organów. Przez sampler przeszedł nawet głos mojej modlącej się babci.

A.P.: Macie swoich muzycznych idoli lub idolki?

D.M.: Wychowałem się na muzyce metalowej i taką też grałem. Zwracam uwagę na zespoły, które dobrze wykorzystują potencjał perkusji.

K.K.: Moją największą inspiracją jest Trent Reznor.

M.O.: Przede wszystkim Wardruna. Pamiętam, jak podczas tych naszych szkolnych okienek słuchaliśmy z Darkiem muzyki z trzeciej części „Wiedźmina” czy utworów Percivala. Nagle się okazało, że mamy podobny gust.

A.P.: Macie za sobą udział w dwóch konkursach muzycznych – olsztyńskim Konkursie Młodych Zespołów FEST MUZA oraz w ubiegłorocznej edycji lubelskich Mikołajek Folkowych. Jak wspominacie udział w tym ostatnim wydarzeniu?

M.O.: Do Lublina jechaliśmy z nastawieniem, że albo nas pokochają, albo znienawidzą. Jest to w Polsce konkurs prestiżowy i zazwyczaj biorą w nim udział zespoły bezpośrednio odnoszące się do ludowości. My wyskoczyliśmy w ciemnych makijażach, boso i z gołymi brzuchami. Do tego mroczne brzmienie. Dla nas to było ważne doświadczenie. Dzięki udziałowi w obydwu konkursach mamy nowe kontakty i otworzyła się przed nami możliwość częstszego koncertowania. Pojechaliśmy tam z myślą, że chętnie poznamy środowisko i rzeczywiście poznaliśmy wiele dobrych, wspierających nas osób. Nie jesteśmy typowo folkowym zespołem, nie wszędzie może się wpasować taka konwencja.

A.P.: Obydwa konkursy były dla was przepustką do dalszej współpracy. Do tej pory graliście podczas wielu wydarzeń kulturalnych. Gdzie będzie można was usłyszeć w najbliższym czasie?

M.O.: Będzie tego naprawdę bardzo dużo! Na pewno będziemy na bieżąco informować o naszej działalności na naszym facebookowym profilu. 

Skrót artykułu: 

Ogień wiecznie żywy

Chrust to polski zespół powstały w 2021 roku, łączący elementy folku, acid rocka i poezji śpiewanej. Troje wykonawców i trzy różne spojrzenia, na które składają się charyzmatyczny wokal (Małgorzata Oleszczuk), nieposkromiona perkusja (Dariusz Mrozek) oraz wyważona elektronika (Karol Konop). O kulisach powstania debiutanckiej płyty, nawiązaniach do słowiańskości oraz inspiracjach muzycznych z zespołem Chrust rozmawiała Agata Pasińska.

Dział: 

Dodaj komentarz!