Od wiatraka do miasteczka

Muzeum Wsi Lubelskiej: historia Lubelszczyzny w pigułce

Babcia wycinała z materiału korpus, rączki i nóżki, główkę... Dziadek szedł do warsztatu, przynosił trociny i wypełniał przygotowane przez żonę kawałeczki. Ona brała igłę z nitką i zszywała: główkę do szyi, nóżkę do korpusu... Potem jeszcze tylko malowanie i lalka dla wnuczki była gotowa.

Zabawki, garnki, skrzypce...

To, co było powszechne w najbliższym otoczeniu wykorzystywano do wykonywania zabawek dla dzieci - opowiada Mieczysław Kseniak, Dyrektor Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie. Mieszkaniec wsi nie szedł do sklepu, nie kupował lalki. Lalkę szyła babcia. Tak powstawały piłeczki, samochodziki czy wozy. Wycinano krowy, koniki, owieczki. I to był świat dziecka - dodaje. Tworzono nie tylko zabawki. Lepiono i wypalano garnki - kontynuuje dyrektor. - Kobiety tkały na krosnach, wykonywały nici na kądzieli czy kołowrotku. Powstawały narzędzia z drewna. Rzeźbiono, na przykład instrumenty. Pod Krasnymstawem do dzisiaj żyje blisko stuletni pan, który sam wykonuje skrzypce...

Z teraźniejszości do przeszłości

Lalki, garnki, skrzypce i inne przedmioty codziennego użytku naszych przodków z Lubelszczyzny, a także ich codzienne życie można zobaczyć i poznać w Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie. - Skansen jest krainą, w której można przejść z teraźniejszości do przeszłości - wyjaśnia dyrektor Muzeum. - To jest miejsce, w którym nasi przodkowie chcą podać nam ręce, gdzie możemy dotknąć mebli, sprzętów, rzeczy codziennego użytku, które głaskali, dotykali. Tu możemy spotkać się z tym czym żyli, na co patrzyli, jak przeżywali. Tutaj rodziły się ich dzieci, umierali dziadkowie, młodzi szli na wojnę, odbywały się wesela i pogrzeby. To było to, co nazywamy życiem. Ten kto przychodzi do naszego skansenu może poprzez losy ludzi, których dzisiaj nie ma, pobrać nauki dla siebie, poprzez refleksję, poprzez spojrzenie na to, co było - dodaje.

Najpierw był wiatrak

Idea budowy w Lublinie muzeum na wolnym powietrzu zrodziła się w 1960. Pierwszym krokiem było utworzenie w Muzeum Okręgowym w Lublinie Oddziału Budownictwa Ludowego jako odrębnej jednostki organizacyjnej. 10 lat później Oddział został przekształcony w autonomiczne Muzeum Wsi Lubelskiej. Ekspozycja skansenowska jest podzielna na siedem sektorów. - Pokazujemy Wyżynę Lubelską, Roztocze, Powiśle, Podlasie, Nadbuże i to w bardzo zróżnicowanej konfiguracji terenu. Jest też sektor dworski i miasteczkowy - mówi dyrektor MWL. Nie sposób wymienić wszystkich obiektów, ale warto wspomnieć o kilku.

Jako pierwszy w skansenie stanął wiatrak z Zygmuntowa, którego skrzydła niegdyś poruszały urządzenia przemiałowe rozcierające ziarna zbóż na mąkę, kaszę, śrutę - paszę dla zwierząt gospodarskich.

Z czasem pojawiały się kolejne budowle, na przykład: zagroda z Żukowa, Żabna czy Urzędowa, gdzie dawniej garncarze toczyli naczynia z gliny na kołach garncarskich bezsponowych poruszanych nogą. Na terenie skansenu znajduje się także Olejarnia z Bogucina. Tam niegdyś tłoczono olej, najczęściej z rzepaku czy z lnu. Z kolei remizę strażacką można zobaczyć w sektorze Podlasia. Ekspozycja odzwierciedla wyposażenie Ochotniczej Straży Pożarnej w Belnie w trzydziestym szóstym roku. Jest m.in.: sikawka ręczna, zdobyta na powiatowych zawodach strażackich przewożona alarmowo podstawionym wozem konnym, czy beczkowóz z dyszelkami zaprzężonymi w hołoble.

Jest też przydrożna kapliczka z Kolanówki, którą - podobnie jak i inne kapliczki - niegdyś przystrajano gałązkami, kwieciem i wstążkami, a mieszkańcy wsi gromadzili się przy niej na tradycyjnych majówkach. Inaczej było zimą: gdy zasypało, a do kościoła było daleko, rodziny gromadziły się na wspólnej modlitwie przy świeczkach. Na terenie MWL w sektorze Roztocza można podziwiać także cerkiew greckokatolicką z Tarnoszyna.

Chałupę z Głodna, gdzie wytwarzano rozmaite dobra w ilościach ponad własne potrzeby i gdzie zrodziła się korzystna możliwość ich wymiany i sprzedaży, można spotkać w sektorze Powiśle. Jest tam m.in. żydowski sklepik wiejski.

- Z kolei w sektorze dworskim mamy m.in. dwór z Żyrzyna - zaznacza Mieczysław Kseniak. - Jest spichlerz z Piotrowic czy z Turki. Mamy też ponad pięćdziesiąt obiektów składowanych, czyli są to rozebrane budynki, przewiezione z różnych miejsc.

Poza zagrodami, chałupami czy dworami w MWL jest tamtejsza przyroda. - Dolina rzeki Czechówki - wylicza dyrektor - dużo zwierząt, nie tylko gospodarskich, ale też tych, które tutaj żyją dziko: bobry, kury zielononóżki i ozdobne, kaczki, perliczki, gęsi, bociany, które już odleciały. Gdyby przyjść tu o brzasku można zobaczyć, ile ptaków jest nad wodą. Zdarzają się czaple - dodaje. Nie brakuje stajni, obór i kurników. Można zobaczyć pracę koni na przykład: orkę, bronowanie, sprzęt zbóż i płodów roślin okopowych oraz czynności transportowe.


Tradycja miejsca

Skansen mieści się na Sławinie przy Alei Warszawskiej. Dyrektor Kseniak podkreśla rolę tradycji miejsca, na którym znajduje się Muzeum: - Trzeba pamiętać, że Sławin dawniej nie był miastem. To była wieś szlachecka, ziemiańska, która należała do rozległego kompleksu dóbr Firlejów z Dąbrowicy. Do dziś w Dąbrowicy można zobaczyć pozostałości po zamku renesansowym bogatego rodu Firlejów, którzy byli wojewodami, kasztelanami, zasłużonymi urzędnikami królewskimi, biskupami. Mamy renesansowe nagrobki dwóch braci Firlejów: Mikołaja i Piotra, pochowanych w lubelskiej Bazylice Ojców Dominikanów. Ta ziemia jest związana i z historią Lublina, i Lubelszczyzny. W skansenie mamy ją w pigułce - podkreśla.

Miasteczko

Mieszkańcy wsi spotykali się w długie zimowe wieczory, kiedy nie było tyle pracy na roli. - Siadywano przy płonącym ogniu przy kuchni - tłumaczy dyrektor Kseniak. - To wystarczyło, by pośpiewać, żeby poopowiadać. Zwłaszcza ci, którzy gdzieś bywali poza wsią, byli żołnierzami na wojnach, kobiety bardzo często pracowały jako służące czy pomoce domowe. I opowiadały zdarzenia z wielkich miast, z jarmarków... - dodaje.

Niedługo i na terenie Muzeum pojawi się miasteczko. - Blisko 40 obiektów z różnych stron Lubelszczyzny - opowiada z ożywieniem pan Mieczysław. - Rozpoczynamy budowę takiego miasteczka jak Goraj, Wysokie, Żółkiewka, Ryki czy szereg małych miasteczek na Podlasiu, jak Janów Podlaski. Będzie można zobaczyć jak żyli i czym się zajmowali mieszkańcy małej miejscowości w okresie międzywojnia. Będzie kopia Ratusza z Głuska, kopia domu burmistrza z Wąwolnicy, szkoła z Bobrownik - oryginalna, została rozebrana i przewieziona. Będzie paszteciarnio-lodziarnia z Zemborzyc, bo było tak, że w zimie sprzedawano wędliny i serwowano alkohol, a w lecie lody. Obiekt stał przy samej stacji Zemborzyce Kościelne, gdzie ludzie z Lublina przyjeżdżali na tzw. "wykapkę", a więc odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza, pójść do lasu, a przy okazji coś zjeść. Będzie także ulica Stodolna, gdzie ludzie z miasteczka mieli ustawione stodoły. Ulokowana była zazwyczaj na peryferiach. Stodoły stały obok siebie na jednej ulicy, z każdej z nich był wyjazd na własne pole. Ale bywało różnie w różnych miejscowościach, w zależnościach od układu urbanistycznego.

Na spacer po miasteczku musimy jeszcze poczekać. Tymczasem Muzeum oferuje inne atrakcje. Obok ekspozycji stałych organizuje wystawy czasowe, imprezy nawiązujące do roku gospodarsko-obrzędowego na wsi, imprezy patriotyczne, pokazy zanikających rzemiosł, zajęcia edukacyjne i imprezy kulturalne. Szczegóły na: www.skansen.lublin.pl.

Skrót artykułu: 

Babcia wycinała z materiału korpus, rączki i nóżki, główkę... Dziadek szedł do warsztatu, przynosił trociny i wypełniał przygotowane przez żonę kawałeczki. Ona brała igłę z nitką i zszywała: główkę do szyi, nóżkę do korpusu... Potem jeszcze tylko malowanie i lalka dla wnuczki była gotowa.

Dział: 

Dodaj komentarz!