Od Trebuni do Botošovej

Agata Siemaszko to wokalistka doskonale znana miłośnikommuzyki cygańskiej i world music w Polsce i na Słowacji. O muzycznychklimatach krajów V4 z artystką rozmawia Agata Kusto.

Agata Kusto: Czy jest coś wspólnegow kulturach muzycznych krajówwyszehradzkich?
Agata Siemaszko: Jeśli chodzio muzykę tradycyjną, to wydaje misię, że jest to przede wszystkim kulturakarpacka. Chociaż tutaj też nie możnauogólniać i nie da się mówić o całejPolsce, czy całych Czechach. Ten wspólnymianownik obejmuje zasięg znaczniemniejszy. W Czechach będą to Morawy,w Polsce południe, Węgry w dużymstopniu całe, ale mam tutaj na myśliokreśloną grupę osób związanychz Domami Tańca, zespołami folklorystycznymi,czy ośrodkami kultury jakFono w Budapeszcie, no i cała Słowacja.Zupełnie inna muzyka występowała naMorawach (kapele cymbałowe), a innaw Czechach (orkiestry dęte i wpływyniemieckie). Obydwa te regiony różniąsię znacznie pod względem kultury.Drugim czynnikiem, który z całąpewnością miał wpływ na wymianęróżnych zjawisk kulturowych, nie tylkomuzyki, na tym obszarze był obowiązeksłużby wojskowej w armii austro-węgierskiej. Mężczyźni byli do wojskapowoływani na wiele lat. W armiispotykali kolegów – muzyków z innychkrajów, w naturalny sposób wymienialisię między sobą folklorem muzycznym.Spotykali tam też chłopcówz krajów takich jak Ukraina, Rumuniaczy inne słowiańskie kraje bałkańskie,ponadto Cyganów i Żydów. No i właśniemuzycy cygańscy i żydowscy, częstobędący najwybitniejszymi przedstawicielamimuzycznego świata zarównow środowisku miejskim jak i wiejskim,odcisnęli swoje piętno na muzycekrajów wyszehradzkich od Burgenlandupo Siedmiogród i od Serbii po polskieKresy. Nie możemy bagatelizowaćwpływów Wiednia i Budapesztu. Węgierskieoperetki były znane i lubianetakże w Polsce, a wpływ muzyki salonowejna „folklory” był naprawdę ogromny.Wszystko to wpłynęło na fakt, żew brzmieniu muzyki tych czterech krajówodnajdujemy ewidentnie elementywspólne. Także w warstwie tekstowej.Różnic też jest oczywiście wiele.

A jak wygląda sytuacja z folkiem?
Jeśli chodzi o folk, bo to nie to samo,sytuacja ma się troszkę inaczej. Polskajest pod tym względem bardzo zróżnicowanai dzieli się na różne środowiska,nurty, odłamy. W Polsce działa to trochępodobnie jak na Węgrzech, podobnie,ale jednak inaczej. Węgrzy znaczniewcześniej, bazując na wciąż żywymfolklorze Siedmiogrodu, zaczęli otwieraćw miastach Domy Tańca, zaczęli„wskrzeszać martwe przestrzenie tradycji”,chociaż u nich ta tradycja nigdynie „umarła” do końca. Łączy ich z namipodskórny patriotyzm i poważnepodejście do sprawy, choć to jednak moje,subiektywne odczucie. No i znowupojawia się pytanie, na ile można tę rekonstrukcjęfolkloru w miastach uznaćza „folk”? Być może jest to nadal folklor,albo bardziej „folkloryzm”? Pytanie jesttrudne i tak naprawdę nie da się na nieodpowiedzieć jednoznacznie. Bardzociekawą, nowatorską próbę odpowiedzina nie podejmuje w swojej rozprawiedoktorskiej dr Joanna Dziadowiec z UJ.Praca ta wygrała w grudniu konkurs nanajlepszą rozprawę doktorską ostatnichdwóch lat i niebawem ukaże się drukiem. Z góry gorąco polecam! Powiem szczerze, że mam dość małe rozeznanie jeśli chodzi o ten cały „folk” w Czechach. Używając tego nieostrego słówka, mam na myśli wszystko, co czerpie z tradycji, od rekonstrukcji, po punk folk z elementami celtyckimi.

W takim razie jak wygląda to na Słowacji i w Polsce? Ten teren chyba jest Pani całkiem dobrze znany?
Na Słowacji przede wszystkim zachował się w żywej postaci „folklor tradycyjny”, albo raczej możemy tam zaobserwować zjawisko ciągłości tradycji. Ciągłość ta wiąże się jednak także z profesjonalizacją, co chyba dla polskiego miłośnika „folkloru” jest już sprzeczne z pojęciem. Na Słowacji naprawdę trudno jest spotkać muzyka „ludowego”, który nie miałby skończonej przynajmniej szkoły muzycznej pierwszego stopnia, większość kończy konserwatoria – czyli szkoły drugiego stopnia, w których jednak poziom jest o wiele wyższy niż w Polsce. Po konserwatorium można już zostać pedagogiem w szkole pierwszego stopnia i wcale nie jest tak łatwo konserwatorium ukończyć. Absolwenci konserwatoriów są traktowani jako pełnoprawni, profesjonalni muzycy, mogą się doskonalić, kontynuując edukację na studiach wyższych. Brak wykształcenia muzycznego natomiast, nieznajomość nut, często są traktowane jako pewnego rodzaju kalectwo, przez wielu są piętnowane. Nawet tancerze związani z „klubem miłośników tradycyjnego folkloru” są absolwentami studiów wyższych, studiów etnomuzykologicznych ze specjalizacją w tańcu albo studiów choreograficznych. Słowacy swojego folkloru nie stracili i pojawiła się u nich ogromna potrzeba, żeby go rozwijać. Zwłaszcza, że od zawsze żyli pod presją kapel cygańskich, u których zjawisko profesjonalizacji zaczęło się o wiele wcześniej. „Od zawsze” wcale nie jest przesadzone, ponieważ migracja ludności romskiej na tereny dzisiejszej Słowacji odbywała się w dokładnie tym samym czasie, co migracja wołoska.

Słowacy potrafią świadomie czerpać ze swej tradycji?
Tak, tam świadomość jest ogromna, każdy region ma swoją gwarę i charakterystyczny folklor i naprawdę trudno znaleźć Słowaka, który nie potrafiłby tych gwar i tradycji od siebie odróżnić. Także wykształceni kompozytorzy piszący opracowania dla kapel działających przy zespołach i dla orkiestr, tacy jak Stefan Molota, czy dawniej Alexander Moyzes, Rinaldo Olah, mieli i mają ogromną świadomość specyfiki regionalnej, zawsze pisali i piszą tak, aby muzykę tradycyjną twórczo przetworzyć i opracować, ale nie zniekształcić i nie popsuć. Temat jest obszerny i mogłabym jeszcze długo o tym mówić.

Więc może muzyka folkowa nie ma tu szans?
Niezupełnie, choć kapel folkowych jest na Słowacji mało, dobrych jeszcze mniej. Jest genialna PaCoRa Trio (Paluch, Comendant, Ragan), która gra tak naprawdę najwyższych lotów jazz. Jest grupa Banda pod kierunkiem Sama Smetany. To chyba jedyna słowacka kapela grająca to, co się nam kojarzy z folkiem takim „nowotradycyjnym” – aranżuje na różne sposoby folklor tradycyjny, sięga po elektronikę. Tych kapel jest więcej, jednak słowackim odbiorcom chyba nadal bardziej przypadają do gustu programy wykonywane przez zespoły pieśni i tańca i oczywiście, niestety, jak wszędzie, coś na kształt folko-disco-polo. Jeśli chodzi o sięganie po cudzą muzykę, są i takie kapele. Najczęściej sięga się po folklor bałkański, a zwłaszcza rumuński. Często sięgają po tę muzykę kapele grające w składzie: dwoje skrzypiec, cymbały, altówka, kontrabas, czasem klarnet i/lub akordeon. Są kapele klezmerskie jak Mojse Band czerpiący z tradycji żydowskiej, ale prowadzony przez wykształconego kompozytora Michala Palko.

A jak Pani odnajduje się w tych klimatach? Działa Pani przecież długo, nie tylko jako wokalistka?
Jeśli chodzi o mnie, działam „wyszehradzko” od dość dawna i na różnych polach. Przez kilka lat, z różnymi kapelami z Podhala i Beskidów, brałam udział w festiwalu Muziky pod Polanou, organizowanym z funduszy wyszehradzkich w Hrińovej na Słowacji, pomagałam też w poszukiwaniu kapel mogących wziąć w nim udział. Moje dwie prace dyplomowe wiązały się z tą tematyką – licencjat traktujący o wpływach muzyki słowackiej, węgierskiej, rumuńskiej i cygańskiej na repertuar dzisiejszych kapel podhalańskich oraz dyplom na podyplomowych studiach etnomuzykologicznych, dotyczący cygańskich muzyków, którzy odcisnęli największe piętno na współczesnym folklorze muzycznym słowackiego Podpolania. Ponadto jestem miłośniczką tradycyjnej muzyki słowackiej. Sama śpiewam głównie po słowacku i przetwarzam głównie słowacki folklor, od niemal 20 lat odwiedzam festiwale, domy tańca, konkursy i przeglądy odbywające się we wszystkich czterech krajach. Od roku jestem związana z kapelą Bohemiens, którą prowadzi działająca w Bratysławie cygańska wirtuoz skrzypiec, Barbora Botošova.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę nieustającej energii w działaniach.
I ja dziękuję.

Agata Siemaszko, artystka występująca na festiwalach folkowych i world music w Polsce i za granicą, m.in. w Niemczech, Austrii, Danii, Bułgarii, Słowacji. Uczyła się gry na basach podhalańskich u Krzysztofa Trebuni-Tutki, na skrzypcach u Marka „Maji” Łabunowicza. Swoją drogę artystyczną związała jednak nie z graniem, ale ze śpiewem. W okresie licealnym współpracowała z licznymi kapelami folkowymi oraz zespołami pieśni i tańca na Podhalu oraz w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Przez kilka lat była członkiem romskiego zespołu Kałe Bała legendarnej poetki i pieśniarki Teresy Mirgi z Czarnej Góry. Skończyła studia licencjackie z zakresu etnologii na Uniwersytecie Śląskim (2009), oraz podyplomowe studia etnomuzykologiczne na Uniwersytecie Warszawskim (2012). W 2011 r. w duecie z Kubą Wilkiem zdobyła grand prix oraz nagrodę specjalną im. Czesława Niemena na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia Nowa Tradycja. Przez dwa lata współtworzyła także wraz z Jurajem Lišką polsko – słowacki projekt FallGrapp, który w roku 2012 zwyciężył w konkursie Fatt Kools Słowackiego Radia FM i został okrzyknięty przez krytykę jednym z najciekawszych projektów w historii słowackiej muzyki alternatywnej. Współpracowała z austriacko – węgierskim kompozytorem, Ferrym Janošką przy nagrywaniu muzyki do spektaklu „Der Fluss” w reżyserii Petera Wagnera. Ma na swoim koncie współpracę z wieloma innymi składami w Polsce i za granicą. Obecnie współpracuje z pochodzącą z Bratysławy wirtuoz cygańskich skrzypiec, Barborą Botošovą, wnuczką legendarnego skrzypka Jana Berkyego Mrenicy, córką skrzypcowego wirtuoza, Eugena Botoša.

Skrót artykułu: 

Agata Siemaszko to wokalistka doskonale znana miłośnikommuzyki cygańskiej i world music w Polsce i na Słowacji. O muzycznychklimatach krajów V4 z artystką rozmawia Agata Kusto.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!