Od nich się zaczęło

Fairport Convention

Zespół Fairport Convention jest niekwestionowanym prekursorem brytyjskiego folk rocka. Grupa powstała w 1967 r. początkowo jako odpowiedź na amerykańską psychodeliczną muzykę z kręgu Jefferson Airplane czy The Byrds. Już dwa lata później w twórczości zespołu zaczęły pojawiać się rockowe wersje tradycyjnych tematów z Wysp Brytyjskich, czy też własne kompozycje inspirowane tą muzyką. Zostało to uwieńczone albumem Liege & Lief (wyd. 1969 r.), który zapoczątkował rozwój brytyjskiego folk rocka.


Ponad 30 - letnia historia zespołu została udokumentowana bogatą dyskografią około trzydziestu albumów. Przez lata, na legendę zespołu pracowali tak wspaniali muzycy jak: Iain Matthews -świetny wokalista i interpretator folkowych ballad; Dave Swarbrick- wspaniały skrzypek i główny inspirator zwrotu zespołu w kierunku tradycyjnej muzyki, przez lata niekwestionowany lider grupy; nieodżałowana wokalistka i autorka przepięknych piosenek Sandy Denny (zm. 1978 r.); Ashley "Tyger" Hutchings- ojciec brytyjskiego folk-rocka, założyciel Steeleye Span i The Albion Band, Richard Thompson - kultowy gitarzysta, od lat kontynuujący z dużym powodzeniem karierę solową.

Obecny skład zespołu Fairport Convention: Simon Nicol - gitara i śpiew - w zespole od samego początku (z małymi przerwani spowodowanymi współpracą m.in.: z The Albion Band); Dave Pegg -gitara basowa, mandolina śpiew - w zespole od 1970 roku, zaczynał swoją muzyczną karierę m.in. z muzykami Led Zeppelin, potem związał się folkową formacją Ian Campbell Folk Group, w której spotkał Dave'a Swarbricka, przez 16 lat był też równolegle basistą Jethro Tull; Rick Sanders- skrzypce, w zespole od 1985 roku, utalentowany i wszechstronny skrzypek, współpracował zarówno z muzykami jazzowymi jak i folkowymi; Chris Leslie- śpiew, skrzypce, mandolina, buzuki, w zespole od 1997 roku - uznany muzyk folkowy, występujący wcześniej m.in. w zespołach Whippersnapper i The Albion Band, jest też autorem kilku utworów na nowych płytach Fairport Convention; Gerry Conway- perkusja; w zespole od 1998 roku, uznany perkusista sesyjny współpracujący w wieloma artystami z kręgu rocka i folk rocka m.in.: Catem Stevensem, Fotheringay -grupą Sandy Denny, Jethro Tull, Pentangle.

Grupa Fairport Convention gościła w Polsce w 1996 roku w ramach festiwalu Folk i Szanty odbywającego się we Wrocławiu.


Jak rozpoczęła się Wasza współpraca z Fairport Convention?


Gerry Convay: Przyszedłem do zespołu trzy lata temu. Jest to już mój trzeci festiwal w Cropredy. Zaproszonie do współpracy było dla mnie sporą niespodzianką. Znałem od dawna większość członków Fairport Convention. Poprzedni perkusista Dave Mattaks jest moim przyjacielem, zaskoczyło mnie to, że zamierza opuścić zespół. Kiedy Dave Pegg zapytał mnie, czy nie chciałbym zająć jego miejsca, było to dla mnie czymś naturalnym. Jak wspomniałem znamy się od lat, uczestniczyłem w solowych projektach członków grupy, więc mogę powiedzieć, że byłem jakby brakującym ogniwem w ich historii. Już wcześniej na płycie "Rosie" wspomagałem Fairport Convention w jednym czy dwóch utworach.

Rick Sanders: Grałem w różnych zespołach, także w The Albion Band w 1978 roku, grałem też z Martinem Carthy. Krótko mówiąc współpracowałem z większością ludzi, którzy występują na naszym festiwalu. Grałem z Soft Machine, nagrałem z nimi kilka płyt, grałem też trochę jazzu. Znałem też Dave Pegg'a przez wiele lat, bo mieszkamy w tej samej miejscowości. W 1985 roku Simon Nicol, Dave Pegg i Dave Mattaks zadecydowali, że nagrają kolejny album Fairport Convention. W tym czasie zespół praktycznie nie istniał od około sześciu lat muzycy spotykali się tylko na tym festiwalu, który był dużo mniejszy niż teraz. Dave Swarbrick grał wtedy z Chrisem Leslie w Whippersnapper i nie chciał znaleźć się w składzie reaktywowanego Fairport Convention, więc zespół potrzebował skrzypka, który zagrałby w kilku utworach. I ja byłem tym szczęściarzem, który pozostał w grupie do chwili obecnej.

Chris Leslie: Znamy się już od 20 lat i to na przyjacielskiej stopie. Byłem w The Albion Band, kiedy Dave Pegg zadzwonił do mnie z informacją, że jest wolne miejsce w zespole, zapytał czy chciałbym grać z nimi. Odpowiedziałem, że bardzo chciałbym być w składzie Fairport Convention, ale co miałbym robić, jako że jestem skrzypkiem i nie chciałbym dublować się z Rickiem Sandersem, który zresztą jest wspaniałym instrumentalistą. Dave Pegg zasugerował, że mógłbym grać na mandolinie, buzuki, zresztą pozostawia mi wolną rękę co do mojej aktywności w zespole. Zadzwoniłem wtedy do Asley'a Hutchingsa, szefa The Albion Band, który poradził mi, że to wspaniała okazja znaleźć się w Fairport Convention. W efekcie dołączyłem do zespołu. Śpiewam, gram na mandolinie, buzuki, czasami na skrzypcach w duecie z Rickiem. Chcieliśmy grać razem od lat, spotykaliśmy się bardzo często na festiwalach, ale nigdy nie udawało się nam tego urzeczywistnić. A teraz robimy to podczas każdego koncertu. I to jest wspaniałe.


Gerry, jak zaczęła się Twoja przygoda z perkusją?


G.C.: Zaczynałem grać w lokalnych zespołach. Mając 17 lat opuściłem szkołę, bo wiedziałem, że chcę zostać zawodowym perkusistą. Zacząłem pracę w EMI Records, poszukując profesjonalnego zespołu z którym mógłbym współpracować. Fotheringay był moim dwudziestym zespołem. Myślę, że moja aktualna współpraca z Fairport Convention jest konsekwencją tego, że byłem perkusistą Fotheringay. Nauczyłem się wtedy, jak grać tego rodzaju muzykę.

Z Sandy Denny zacząłem współpracować w 1970 roku. To były wspaniałe czasy. Rozumieliśmy się doskonale. Sandy lubiła jak gram, ja też doskonale czułem się w jej utworach. Fotheringay nagrał tylko jeden album, była to bardzo urokliwa, subtelna płyta. Polityka wytwórni płytowej skróciła żywot Fotheringay. Przez dwa lata Sandy Denny była uznawana przez pismo Melody Maker za wokalistkę Numer Jeden. W związku z tym Island Records chciało kreować ją na swój sposób, chociaż Sandy tak naprawdę chciała być zawsze sobą i robić to, co kochała najbardziej- pisać i śpiewać własne piosenki ze swoim zespołem.

Spędziłem też sześć lat nagrywając i koncertując z Catem Stevensem. Brałem udział w kilku naprawdę wspaniałych trasach koncertowych. Miałem wtedy około 23 lata, więc te wspaniałe miejsca, czy egzotyczne kraje, to było dla mnie bardzo ekscytujące. Nagraliśmy razem 6 czy 7 albumów, to były wspaniałe czasy. Jednak presja wytwórni płytowej na Cata Stevensa była zbyt duża. Na początku swojej kariery napisał on sporo świetnych piosenek, które odniosły sukces. W związku z tym wymagania wytwórni ciągle rosły, a Cat nie bardzo mógł temu podołać. Był tylko człowiekiem, a wytwórnia chciała ciągle więcej i więcej. W konsekwencji zrezygnował z kariery i został muzułmaninem, dość aktywnie poświęcając się religii. Ostatnio słyszałem, że chce nagrywać ponownie , ale nie myślę, że będzie to kontynuacja jego kariery z lat 70-tych, natomiast muzyka związana z religią.

Kiedy mieszkałem w Ameryce, wybrałem się wtedy na koncert Jethro Tull i za kulisami spotkałem się z Ianem Andersonem. Gdzieś po około dwóch tygodniach zadzwonił do mnie, zapraszając do współpracy. W efekcie grałem podczas jednej trasy koncertowej Jethro Tull. Potem po dwóch - trzech latach przerwy Ian zaprosił mnie do wzięcia udziału w sesji nagraniowej ich albumu, a ostatnio pojawiłem się na jego solowej płycie.


Jacy muzycy wywarli na Was największy wpływ?


Ch.L.: Jest wielu skrzypków, których słucham i którzy wywarli na mnie wpływ, ale tym najważniejszym dla mnie jest Dave Swarbrick. Na początku swojej kariery współpracował z Martinem Carthy. Uwielbiam te dźwięki, które razem tworzyli. Jest tam tyle muzykalności. Dave Swarbrick jest moim ulubionym instrumentalistą. Mógłbym dać ci listę stu innych, którzy są wspaniali, ale wszystko przemawia za tym, że on jest najważniejszy.


Czy czujecie się bardziej folkowymi, czy rockowymi muzykami?


G.C.: Ja po prostu kocham muzykę. Jeśli coś lubię to nie ma to znaczenia czy jest to jazz, rock, folk, czy muzyka klasyczna, kto gra, czy skąd pochodzi. Ważne, że mi się podoba.

Ch.L.: Muszę powiedzieć, że jestem bardziej muzykiem folkowym, chociaż bardzo lubię muzykę rockową, ja w ogóle lubię muzykę. Mam sporą kolekcję płyt. Słucham bardzo dużo, ale w moim sercu, jest głównie to, co gram od lat. Pojęcie folk może jest trochę nieprecyzyjne. Jest tak wiele interpretacji tego terminu. Powiesz muzyka folk, a stu różnych ludzi pomyśli o stu różnych odmianach tej muzyki. Myślę, że muzyka tradycyjna jest pojęciem bardziej adekwatnym.

Często sięgam do źródeł muzyki tradycyjnej. Mieszkam na wsi, która nazywa się Adderbury. Ta miejscowość ma swoje tradycyjne tańce i pieśni, z którymi jestem związany od 26 lat. Ciągle zagłębiam się w tym materiale i to jest wspaniałe, ale lubię też komponować coś swojego. Uwielbiam robić kilka rzeczy na raz.

R.S.: Uważam się bardziej za muzyka jazzowego. Kształciłem się w tym kierunku, chociaż w rzeczywistości gram więcej muzyki folk z Fairport Convention, z The Albion Band, June Tabor, Martinem Simpsonem czy Roy'em Harperem. Jednak osobiście nie uważam się za spadkobiercę tradycji. Słucham bardzo wielu rodzajów muzyki i moja muzyka jest ich mieszanką. Często mówię o sobie że jestem muzykiem jazzowym, ale prawdopodobnie łączę w swojej twórczości różne style.

Nie zagłębiam się w poszukiwaniach tradycyjnych pieśni, chociaż bardzo lubię tę muzykę i uczę się różnych rzeczy, ale nie jestem folklorystą. Lubię improwizować na skrzypcach. Moimi faworytami są tacy muzycy jak Miles Davis czy Keith Jarret. Chociaż w folku też istnieją improwizacje, bardzo folkowa jest na przykład część improwizacji Keitha Jarreta.

To często media, czy sklepy płytowe lubią poszufladkować muzykę, to jest folk, to jest jazz czy muzyka klasyczna. W mojej domowej kolekcji znajdziesz mieszankę wszystkiego.


Czy macie poza Fairport Convention jakieś inne plany muzyczne?


Ch. L.: Byłem zaangażowany w parę rzeczy. Jest program radiowy, który będzie wyemitowany niebawem i do którego napisałem muzykę na skrzypce. Jednak Fairport Convention jest tak zapracowanym zespołem, że właściwie nie pozostawia wiele czasu na inne zajęcia. Poza tym mam żonę, dwójkę dzieci, więc kiedy nie gramy razem, chcę spędzać wolny czas z moją rodziną. Chciałbym sobie sprawić w domu małe studio, tak żeby nagrywać coś w wolnych chwilach.

R.S.: Mam nadzieję, że nigdy nie opuszczę Fairport Convention, a moje solowe plany... Gram w duecie z swoim przyjacielem Guy'em Fletcherem i niedługo zaczynamy razem wspólne koncerty. Na nasz repertuar składa się 30-40% muzyki folk, reszta przypada na jazz, który uwielbiam, ale nie mam za dużo możliwości, by go grać. To jest muzyka Milesa Davisa, Chicka Corea'i i Joe Zawinula, Herbie Hanckocka, Keitha Jarreta, George'a Gerschwina czy Duke'a Ellingtona. Będziemy też grać materiał Fairport Convention, bo przyjdą fani mojego macierzystego zespołu i chcieliśmy zaprezentować im to co lubią. Niektórzy artyści nużą się swoim repertuarem. Ja nigdy nie mam takiego uczucia. Mogę grać "Hiring fair" czy "Matty Groves" do końca swojego życia i nigdy nie będzie to nudne, ponieważ za każdym razem gram to inaczej.

Może wydam płytę solową. Mam trochę materiału. Mam też, jak wielu muzyków, domowe studio z komputerami i całym sprzętem. Chciałbym pisać muzykę filmową, mam wiele planów. Chcę też zrobić coś wspólnie z Chrisem. Na repertuar mojego duetu z Chrisem składają się zarówno utwory tradycyjne, nad którymi pracuje Chris, a także jazz. Staramy się grać na ile jest to tylko możliwe. Kochamy muzykę.

Nie wiem, czy wiesz, ale Dave i Simon są zaangażowani w Dylan Project. Jest to zespół, który interpretuje piosenki Boba Dylana .Oprócz nich grają tam jeszcze Steve Gibbons, P.J. Harvey i Gerry. Wtedy jako Fairport Convention mamy przerwę w działalności.

Kiedy mam dzień wolny, nigdy nie rozstaję się ze skrzypcami. Mogę grać dla kolejki przed teatrem, jeśli nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, mogę grać dla dzieci itd. Swoje muzykowanie na skrzypcach traktuję jako pewego rodzaju przywilej.


W Polsce obserwujemy wzrost popularności tradycyjnej muzyki folk. Jaka jest jej aktualna sytuacja w Anglii?


Ch. L.: Myślę, że jest to wspaniałe, że sporo młodych ludzi zaczyna interesować się muzyką tradycyjną. W rejonie w którym mieszkam jest wielu młodych muzyków, świetnych instrumentalistów, skrzypków, akordeonistów, wokalistów. To jest wspaniałe, że opierają się oni na tradycyjnym materiale, ale robią to po swojemu. Nie kopiują tego co zostało zrobione wcześniej. Opracowują i grają te utwory jak lubią i jak czują.

Moim zdaniem tradycyjny folk nigdy nie będzie muzyką z list przebojów, a to właśnie stanowi o jego pięknie. Muzyka pop, która też może być wspaniała i nie jestem jej przeciwny, ma raczej krótki żywot. Natomiast tradycyjna muzyka folk zawsze będzie wśród nas, oczywiście w różnych formach. Ona należy do ludzi, którzy ją kreują.

R.S.: Muzyka folk jest teraz dobrze postrzegana. Dwadzieścia lat temu jeśli grałeś akustyczny folk, to nie był to najlepszy wybór. Teraz jeśli jesteś wykonawcą unplugged world music- tak to się teraz nazywa, ale znaczy dokładnie to samo, możesz liczyć na dużo większe zainteresowanie.

Teraz wiele dzieje się wokół muzyki folk, etnicznej, world music itd, muzyki którą nie tworzą wielkie korporacje z myślą o zarobieniu wielkich pieniędzy. Dużo dobrego dla folku zrobił Ian Anderson i jego magazyn Folk Roots. Rozpropagował on wśród ludzi różne rodzaje muzyki z całego świata. Jestem bardzo dumny, że są młodzi muzycy, którzy grają naszą muzykę. Wiesz , jest wielu fantastycznych młodych instrumentalistów.


Kiedy zawitacie ponownie do Polski?


R.S.: Byliśmy w Polsce tylko raz i nie był to zbyt udany koncert. Byliśmy trochę zmęczeni podróżą.

Wiem, że były prowadzone rozmowy w sprawie naszego następnego przyjazdu do waszego kraju, ale na razie nie wyniknęło z tego nic konkretnego. W każdym razie, jeśli możesz, przekaż organizatorom festiwali, że bardzo chcielibyśmy zagrać ponownie w Polsce. W moim całym życiu byłem tam tylko jeden dzień, a to stanowczo za mało. Nigdy nie byłem też na Węgrzech. W zasadzie nie graliśmy w Europie Wschodniej, ale szczególnie chcielibyśmy wrócić do Polski.

Skrót artykułu: 

Zespół Fairport Convention jest niekwestionowanym prekursorem brytyjskiego folk rocka. Grupa powstała w 1967 r. początkowo jako odpowiedź na amerykańską psychodeliczną muzykę z kręgu Jefferson Airplane czy The Byrds. Już dwa lata później w twórczości zespołu zaczęły pojawiać się rockowe wersje tradycyjnych tematów z Wysp Brytyjskich, czy też własne kompozycje inspirowane tą muzyką. Zostało to uwieńczone albumem Liege & Lief (wyd. 1969 r.), który zapoczątkował rozwój brytyjskiego folk rocka.

Dział: 

Dodaj komentarz!