O wypędzaniu bólu zęba

Dziecko do stajni!

Opowieść o tym, jak w podkrakowskich Wołowicach jeszcze w późnych latach 40. radzono sobie z bólem zęba u dziecka, przekazał mi kilka lat temu mój, obecnie siedemdziesięciotrzyletni, tato. Miało być tak. Mały chłopiec cierpiał z powodu bolącego go uporczywie zęba. Dziecko krzyczało. Bezradni rodzice (bo dentysta był przecież niedostępny) postanowili „wypędzić ból na gnój” w stajni. To znaczy, że zamknięto tam wrzeszczącego chłopca. W stajni, w sąsiedztwie krów i niewyrzuconego jeszcze obornika, ból zęba faktycznie bezpowrotnie minął. Mówiono, że „gnój wyciągnie ból” i uwolni dziecko od cierpienia albo po prostu wrzask dziecka był tak nie do wytrzymania, że rodzice woleli choć na chwilę pozbyć się krzyczącego chłopca. Wyjaśnienia nie udało mi się ustalić, bo pewności nie miał nawet opowiadacz. Pamiętał on, że na wsi przekonanie o skutecznym „wypędzaniu choroby na gnój” istniało. Czy zachowania tego typu, jak zamknięcie dziecka z bolącym zębem w stajni, postrzegać trzeba jako funkcjonalną znieczulicę w obliczu niemożności ulżenia w cierpieniu, czy też szukać tu można śladu magicznego myślenia o „wyciąganiu choroby i bólu” przez stajenny, głównie krowi, obornik, zwany w Małopolsce gnojem? Tego nie da się stwierdzić. Pozostaje terenowe odnotowanie zdarzenia odtworzonego z pamięci opowiadacza. Jak to się stało, że ból zęba minął? Czy stajenna przestrzeń do wykrzyczenia przyniosła dziecku ukojenie? Czy zadziałała ewentualna wiara rodziców w moc „wyciągnięcia choroby przez gnój”? Tego nie da się dziś rozstrzygnąć. Dylematy takie jak ten uczą terenowej pokory i nadają ramę niepewności interpretacjom. Dlaczego przestrzeń stajni posiadałaby taką moc uzdrawiania? Dlaczego bliskość gnoju miałaby wypędzać ból i chorobę z organizmu? Czy sami uczestnicy zdarzenia znali jakąś koncepcję tego typu działań, czy też stosowali nieświadomie archaiczne metody leczenia poprzez magiczną zasadę podobieństwa choroby i bólu do odpadu, który ma także potencjał żyznego nawozu? W Małopolsce wyrażenie „na gnój” do dziś oznacza przeznaczenie do wykluczenia, niekiedy synonim „bycia śmieciem”, nic niewartym człowiekiem. Czy krowi nawóz mógł posiadać takie ambiwalentne wartościowanie: symbolicznego zbiornika zła, bezsensownego cierpienia, którego ból był przejawem i – jednocześnie – mocy wspierania wegetacji roślin poprzez użyźnienie gleby? Możliwe, że tak i równie możliwe, że stajnia okazała się miejscem, w którym dziecko było i oddalone od domu, i jednocześnie bezpieczne, bo zamknięte. Poza tymi fundamentalnymi wątpliwościami, naświetlającymi główną trudność formułowania hipotez terenowych, pozostaje utrwalone w opowieści doświadczenie przekazu o traumie chłopskiej biedy, braku dostępu do interwencji medycznej, która z rodziców cierpiącego dziecka czyniła okrutnych, bo biernych, świadków jego bólu. Skoro jednak ząb przestał chłopca boleć, to być może należy przyjąć, iż siła uzdrawiająca gnoju zadziałała i ból „był wypędzony”.

Anna Kapusta

Skrót artykułu: 

Opowieść o tym, jak w podkrakowskich Wołowicach jeszcze w późnych latach 40. radzono sobie z bólem zęba u dziecka, przekazał mi kilka lat temu mój, obecnie siedemdziesięciotrzyletni, tato. Miało być tak. Mały chłopiec cierpiał z powodu bolącego go uporczywie zęba. Dziecko krzyczało. Bezradni rodzice (bo dentysta był przecież niedostępny) postanowili „wypędzić ból na gnój” w stajni. To znaczy, że zamknięto tam wrzeszczącego chłopca.

Fot. K. Niemkiewicz

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!