Muzyka zmusza czasem do wędrówki. Jednych po to, by, okruch za okruchem, zbierać natchnienia, zachwyty, oczarowania, by budować "swój muzyczny świat". Budować - dzięki spotkaniom z innymi ludźmi, także z tymi, którzy sami "dzielą się muzyką". Ci ostatni - muzykanci - też muszą zazwyczaj pokonać pewną drogę, by dotrzeć ze swym przekazem, ze swą opowieścią do słuchaczy.
Przeczytałem gdzieś brzmiące jak aforyzm zdanie, że życie muzyka jest jak życie Cygana - ciągle w drodze. Tak jest to zadomowione w naszej kulturze, wyobraźni, frazeologii. "Cygańskie życie" - a więc magiczne, tajemnicze i fascynujące, a zarazem pełne trudu, w nieustannym ruchu. Półżartem można by powiedzieć, że jak najbardziej pasujące do opisu postmodernistycznej kultury czy cywilizacji, również pozostającej w nieustannym "poruszeniu", ciągłej zmianie. A jednak to tylko pozór, bo "cygańska wędrówka" (w przeciwieństwie do "labilnej, chwiejnej postmoderny") jest jednak powolnym, rytualnym smakowaniem życia, a nie chaotycznym ruchem kuli bilardowej.
Gdzieś w otchłaniach Internetu odnalazłem takie oto zdania: Czasem, kiedy ludzie pytają mnie, skąd pochodzę, a ja odpowiadam, że z Zece Prajini - oni myślą, że pochodzę z końca świata, a ja myślę, że tam, na końcu świata jest najlepsze miejsce do robienia muzyki - mówi trębacz Costica Cimai Trifan. To muzyk jednej z najwspanialszych cygańskich grup Fanfare Ciocarlia. Pochodzą właśnie z Zece Prajini - czterystuosobowej wioski. W innej małej miejscowości, Clejani, narodziła się kolejna wielka formacja - Taraf De Haidouks. Obie stały się symbolami tego, co najpiękniejsze w kulturze cygańskiej, w muzyce rumuńskiej. To stamtąd wychodziły w świat.
Wstrząsające było wrażenie po spotkaniu z każdym z tych zespołów. Ich muzyka zniewala, czaruje. Każda kolejna płyta okazuje się być ważnym i niezapomnianym przeżyciem dla słuchacza. Pamiętam też któryś wrześniowy wieczór 2001 roku na Rynku Głównym w Krakowie, gdy (w ramach festiwalu "Rozstaje") na scenie pojawili się właśnie Fanfare Ciocarlia. Oczekiwani przez publiczność i wcześniej przecież znani. A jednak, kiedy gruchnęła swą energią ich niezwykła muzyka, wszyscy wstrzymali na chwilę dech. A potem, komu starczyło sił, ten ruszał do opętańczego tańca. Komu sił brakowało, smakował muzykę "jedynie" uchem, nie całym ciałem.
Czegóż jeszcze możemy dowiedzieć się o kilkunastu artystach z Zece Prajini? Na przykład, że sztuka grania muzyki była tam przekazywana z pokolenia na pokolenie od niepamiętnych czasów. Nie zapisywano nut, a także, że instrumenty przekazywane były często z ojca na syna. To pewnie jakiś ważny fragment opowieści o fenomenie rumuńskich zespołów. O specyficznym poczuciu wspólnoty - kulturowej, rodowej. Ale też o świadomości, że wspólnie, razem mają "przenieść" tradycję. Może i stąd ich siła, ekspresja, bezpretensjonalność i radość? Mimo trudów podróżowania. Bo celem jest "podarowanie" innym muzyki, a wraz z nią kawałka siebie.
W jakim sensie to historia o polskim folku? Choćby w takim, że te dwie grupy stały się swego rodzaju symbolami tego, co jest prawdziwym, zachwycającym skarbem europejskiej (wschodnio- czy środkowo-europejskiej) muzyki folk. Że odegrały niezwykle ważną rolę kształtując w pewnej mierze świadomość, wyobraźnię i wrażliwość polskich muzyków i słuchaczy folkowych. Bo na szczęście docierały tu nie tylko płyty, ale i artyści przybywali z koncertami. Ponieważ muzyka zmusza czasem do wędrówki...
Muzyka zmusza czasem do wędrówki. Jednych po to, by, okruch za okruchem, zbierać natchnienia, zachwyty, oczarowania, by budować "swój muzyczny świat". Budować - dzięki spotkaniom z innymi ludźmi, także z tymi, którzy sami "dzielą się muzyką". Ci ostatni - muzykanci - też muszą zazwyczaj pokonać pewną drogę, by dotrzeć ze swym przekazem, ze swą opowieścią do słuchaczy.
Przeczytałem gdzieś brzmiące jak aforyzm zdanie, że życie muzyka jest jak życie Cygana - ciągle w drodze. Tak jest to zadomowione w naszej kulturze, wyobraźni, frazeologii. "Cygańskie życie" - a więc magiczne, tajemnicze i fascynujące, a zarazem pełne trudu, w nieustannym ruchu. Półżartem można by powiedzieć, że jak najbardziej pasujące do opisu postmodernistycznej kultury czy cywilizacji, również pozostającej w nieustannym "poruszeniu", ciągłej zmianie. A jednak to tylko pozór, bo "cygańska wędrówka" (w przeciwieństwie do "labilnej, chwiejnej postmoderny") jest jednak powolnym, rytualnym smakowaniem życia, a nie chaotycznym ruchem kuli bilardowej.