O ratowaniu pamięci

[folk a sprawa polska]

„Ważne postaci polskiej popkultury pod przewodnictwem Radka Łukasiewicza (Bisz/Radex, Pustki,Artur Rojek), Jarka Ważnego (Kult) oraz Janusza Zdunka (Kult) ratują polskie pieśni ludowe przed wyginięciem, poruszając niezwykle ważny, ale trudny temat” – mogliśmy przeczytać w październiku w przedrukowywanym w wielu mediach komunikacie prasowym jednego z gigantów polskiego rynku muzycznego. No, skoro „ratują pieśni ludowe przed wyginięciem”, to trudno się tematem nie zainteresować. Zwłaszcza że jest jeszcze ów – jak czytamy – „niezwykle ważny”, ale zarazem „trudny temat”, czyli kwestia odchodzenia, śmierci.
Pierwsze trzy pieśni ujawnione w październiku przez anonsowany w ten sposób zespół Polskie Znaki składają się na tryptyk „O jak fałszywe to wszystko”. Składają się nań, jak czytamy w dalszej części owego komunikatu prasowego: „utwory, będące nowoczesną odsłoną polskich pieśni ludowych, cennej części naszej kultury”. Cenna to i krzepiąca informacja, że tzw. branża muzyczna docenia wagę ludowej twórczości. Znaczące, choć przecież oczywiste jest to, że artyści postanowili nadać tym utworom własną, „nowoczesną” formę muzyczną. Ciekawe, że w kontekście nieskończonego banału, który dominuje w naszej popkulturze, zechcieli „zmierzyć się z tematem przemijania, śmierci i żałoby”. Pierwsze trzy utwory śpiewają: Matylda Damięcka, Michał Szpak i Sanah. Po tych kompozycjach zapowiadana jest płyta długogrająca (że się tak staroświecko wyrażę).
Oczywiście, zespół Pustki, któremu liderował Łukasiewicz, podobnie jak jego inne przedsięwzięcia, a także zespół Kult, w którym grają pozostali liderzy projektu (Zdunkowi należałoby jeszcze „wypomnieć” wybitny Arhythmic Perfection oraz autorski 4 Syfon i jego późniejsze inkarnacje), to grupy szlachetne. Nie sposób też a priori wątpić w artystyczną szczerość przedsięwzięcia. Przychodzi jednak na myśl pytanie: ile w tym autentycznego przeżycia i rzeczywistej potrzeby, a ile – powiedzmy – marketingowej kalkulacji. Naturalnie, nawet jeśli decyduje kalkulacja, to sam fakt odwołania się do ludowych pieśni godny jest pochwały. Trudno, słuchając tych aranży i (zwłaszcza) tych wokalistów, nie zadać sobie, ot, na własny użytek, pytania: czy z ich śpiewania wynika, że wiedzą, o czym śpiewają? Czy treść nie umyka gdzieś bokiem przed interpretacją?Oto jest pytanie. Doceniam twórczy wysiłek Michała Szpaka, by zostawić na chwilę w nawiasie swój dotychczasowy arcyinfantylny wizerunek, ale mimo wszystko raczej nie będę powracał do jego nawet tak wysublimowanej (jak na dotychczasowe standardy) pieśni.
Wolę wracać do tradycyjnych utworów o umieraniu w interpretacji np. Adama Struga czy Pawła Grochockiego i paru innych, nie mówiąc o poruszających ludowych wykonaniach znanych z płyt publikowanych przez In Crudo, Polskie Radio, innych wydawców. Jasne, koniec końców, nawet jeśli grupa Polskie Znaki to ledwie chwilowa odskocznia od codziennych zainteresowań jej twórców, niewątpliwie świetnie się składa, że skupiła się na takiej inspiracji. Za to brawo!
Pojawia się – wspominane już – sugerowane zarówno przez liderów projektu, jak i powtarzane przez dziennikarzy pragnienie, by się zatrzymać i pochylić nad myślą o śmierci, ale też zwrócić uwagę na wartość polskiej ludowej tradycji. Czy dla słuchaczy ta tradycja stanie się czymś istotnie godnym uwagi? Mam wrażenie, że powraca tu historia sprzed ponad dwóch dekad, kiedy na popowej scenie pojawił się zespół Brathanki, a tu i ówdzie stawiano pytanie: czy taka popularna formuła ma szansę przyciągnąć wielbicieli tej grupy do folku i do muzyki ludowej? Słuszna odpowiedź sceptyka była prosta: „nie sądzę!”. Wolno być przekonanym, że pewnie tak będzie i tym razem.
Rad byłbym jedynie, gdyby chociaż część tego zainteresowania mediów, które jest kreowane wokół Polskich Znaków, mogła objąć wykonawców, którzy z nieco większą determinacją, zaciekawieniem – i jednak ze znacznie lepszym skutkiem artystycznym – pochylają się od dawna nad muzyką tradycyjną. Nie muszą się wywodzić bezpośrednio z kręgu folkowego, choć nic w tym przecież złego. Nie muszą odwoływać się zawsze do polskiej tradycji, choć i to mile widziane. Niezauważone przez wiele mediów pozostają – pojawiające się w ostatnich miesiącach – liczne rzadkiej urody wydawnictwa. Mam tu na myśli chociażby kolejne wybitne płyty tria Bastarda: i z Joao de Sousą wokół muzyki fado, i z chórem Uniwersytetu SWPS – tu już wokół polskiej ludowości. Kolejny świetny solowy album nagrał jeden z członków Bastardy – Paweł Szamburski. Niezwykle interesujące są dokonania jazzowego trębacza Piotra Damasiewicza, realizowane w Suchej Beskidzkiej. Piękny debiut dała nam grupa Wernyhora, niemniej ciekawe Zawierucha czy Daj Ognia. Ukazała się wreszcie w postaci fizycznej płyta Karoliny Cichej z muzyką Karaimów i Bester Quartet – z twórczością Astora Piazzolli. A to, znów, tylko przykłady. Naprawdę jest czego słuchać!

Tomasz Janas

Sugerowane cytowanie: T. Janas, O ratowaniu pamięci, "Pismo Folkowe" 2021, nr 156 (5), s. 23.

Skrót artykułu: 

„Ważne postaci polskiej popkultury pod przewodnictwem Radka Łukasiewicza (Bisz/Radex, Pustki,Artur Rojek), Jarka Ważnego (Kult) oraz Janusza Zdunka (Kult) ratują polskie pieśni ludowe przed wyginięciem, poruszając niezwykle ważny, ale trudny temat” – mogliśmy przeczytać w październiku w przedrukowywanym w wielu mediach komunikacie prasowym jednego z gigantów polskiego rynku muzycznego. No, skoro „ratują pieśni ludowe przed wyginięciem”, to trudno się tematem nie zainteresować. Zwłaszcza że jest jeszcze ów – jak czytamy – „niezwykle ważny”, ale zarazem „trudny temat”, czyli kwestia odchodzenia, śmierci.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!