Noblista

Bob Dylan

Dwanaście lat temu rozpocząłem ten cykl odniesieniem się do dyskusji o tym, czy teksty piosenek, zwłaszcza folkowych, mogą być traktowane jako wiersze. Wydaje się, że sprawę ostatecznie rozstrzygnęła Akademia Szwedzka, która w 2016 roku uhonorowała Boba Dylana Literacką Nagrodą Nobla. W ten sposób chyba najbardziej znanego amerykańskiego pieśniarza folkowego, jedną z centralnych postaci folk revivalu z lat 60. XX wieku, aktywną aż do dzisiaj i podobnie jak Picasso wchodzącą w kolejne okresy swojej twórczości, sprowadzono do jednego słowa – noblista.

 

Wyborowi Szwedów towarzyszyły mieszane uczucia – w pewnym uproszczeniu entuzjastyczne dziennikarzy muzycznych, a bardziej stonowane pisarzy i poetów. „To fenomenalna wiadomość” – twierdził tekściarz Marek Dutkiewiczi. „Kiedy przypomnimy sobie wskazania Alfreda Nobla w sprawie tego, za co twórcy powinni dostawać jego nagrodę w dziedzinie literatury, wyjdzie na jaw, że Bob Dylan spełnia warunki fundatora znacznie lepiej niż wielu laureatów z poprzednich lat” – dodał historyk kultury Paweł Majewski. – „Jego twórczość oddziałuje na odbiorców szerzej i mocniej niż twórczość literatów z »górnych półek«. Teksty Dylana znają na pamięć miliony ludzi na całym świecie”ii. „Bob Dylan jest jednym z największych poetów XX wieku. Nagroda dla Boba Dylana jest dowodem, że przemiany, jakie nastąpiły w kulturze światowej w przeciągu ostatniego półwiecza, niwelujące podział na kulturę wysoką i niską, zostały oficjalnie usankcjonowane. Nie spodziewałem się, że kiedyś werdykt noblowski mnie tak ucieszy” – niedługo po ogłoszeniu nazwiska laureata mówił zmarły niedawno szef działu kultury „Newsweeka”, Piotr Bratkowskiiii. „To poszerzenie spektrum tego, co uważa się za literaturę czy poezję. Jeżeli przyjmiemy, że poezja w muzyce popularnej czy rockowej datuje się od początku lat 60., kiedy Dylan rozpoczął swoją działalność, to przyznanie Nagrody Nobla Dylanowi jest uhonorowaniem twórców istniejącego 50 lat gatunku, który tak naprawdę zawojował cały świat i pokolenia. Myślę, że muzyka popularna, rockowa, od początku lat 60. do dziś stała się trochę władcą umysłów. Ten Nobel to dostrzeżenie tego, że w muzyce, którą nazywa się popularną, jest dużo rzeczy wartościowych” – mówił z kolei dziennikarz Piotr Metziv. Nieżyjący już pisarz Jerzy Pilch dodał natomiast: „Moje stanowisko jest bardzo aprobatywne, w całej rozciągłości popieram tę nagrodę. Akademia Szwedzka na pewno to przekonująco uzasadniła, za muzykę jednak Nobla nie dają, dostał ją wybitny poeta”. I dalej: „Widzę w werdykcie Akademii przenikliwość i odwagę. Bod Dylan nie jest przypadkiem Dario Fo, choć pewnie wielu tak uważa. Oczywiście nie jest to Tomasz Mann – powiedzmy sobie jasno, ale nie jest to też jakiś wyciągnięty z kapelusza królik. Porządny, klasyczny, uwielbiany przez całe pokolenia muzyk rockowy i wybitny tekściarz, tak wybitny, że poeta. Zachowując wszelkie proporcje – ale jakby pomyśleć, że Wojciech Młynarski albo Jeremi Przybora dostają Nobla, nie dziwiłoby nas to aż tak bardzo”v.

Nie wszystkim jednak ten wybór się spodobał. „Myślę, że bardziej Beatlesi zasłużyliby na nagrodę Nobla jako autorzy tekstów niż Bob Dylan, który jako pisarz niczym aż tak ważnym się nie odznaczył, raczej jako balladzista” – tłumaczył pisarz Paweł Huelle. – „To jest zaskakujące i żenujące właściwie, bo oczywiście można kochać jego ballady i to jest jasne, ale jeżeli oceniamy aż tak wysoko proste teksty ballad, no to już jesteśmy gdzie indziej. Koniec i kropka”vi. Podobnie, choć łagodniej, brzmi głos poety, Macieja Cisły: „Nagroda dla Dylana była moim zdaniem błędem Akademii Szwedzkiej. Literacka nagroda Nobla przyznawana jest za stworzenie dzieła »wyróżniającego się w kategoriach duchowych« (taka była wola Fundatora). Tymczasem Bob Dylan to przez większość życia tekściarz komercyjny, sam uważający się za pracownika sfery popkultury. »Mr. Tambourine Man« to świetny przebój, ale moim zdaniem to nie jest wysoka literatura. A Nobel dotąd był nagrodą wysokoliteracką”vii. „Nobilitacja tekściarstwa istotnie nie wyszła Noblowi na zdrowie” – to z kolei poeta Adam Wiedemann, skądinąd w dyskusji z tymże Maciejem Cisłąviii. Łagodniej, choć w podobnym tonie, wypowiadał się poeta Tadeusz Lewandowski: „[…] osobiście – w opozycji np. do sądów Filipa Łobodzińskiego oraz własnej córki – wstępuję w zastęp przeciwników takiego uhonorowania. Dworuję sobie, że następny literacki Nobel powinien otrzymać Woody Allen jako autor scenariuszy, »które w wielkim stopniu wpłynęły na rozwój kinematografii światowej«. […] Na kolację do królowej angielskiej nie chadza się w dżinsach, a na europejskich plażach strój burkini wciąż zgrzyta obcością i wywołuje uzasadnioną kontekstem kulturowym agresję. Dlatego nie przyznawałbym Nobla świetnemu balladziście Dylanowi”ix. Również wśród mniej lub bardziej anonimowych komentatorów sieciowych zdarzały się bardzo krytyczne głosy: „No to od teraz niewiele jest warta ta nagroda. Co do poezji Dylana, to jego tekstów, w formie książkowej, pies z kulawą nogą by nie czytał”, „Czas na Liroya”, „Och, nie! To jeszcze może Taylor Swift?”, „Ja, podobnie jak większość komentujących, uważam, że nagroda Nobla jest zbyt poważną nagrodą, aby przyznawać ją każdemu. Okej, można uznać, że autorzy tekstów do utworów muzycznych są w pewien sposób poetami, ale litości...”, „Skoro literackie nagrody Nobla przyznaje się popowym piosenkarzom, to jako Polacy powinniśmy w przyszłym roku nominować zespół Bayer Full za przebój »Majteczki w kropeczki«”, „Dylan to jeden z najlepszych poetów wśród poetów z gitarą i jeden z najsłabszych wśród poetów z Noblem”, „Oczywiście, że słusznie dostał Nobla. Tak jak Obama. Następny w kolejce jest Trump”.

Prawdę powiedziawszy, głosów krytycznych płynących ze strony środowiska literackiego było mnóstwo, jednakże wtedy ich nie zapisywałem, dopiero teraz zbieram je trochę na łapu-capu. Nie chciałbym więc uogólniać ani tym bardziej kierować oskarżenia w stronę tych konkretnie pisarzy i poetów, którzy zresztą w kilku przypadkach sami łatwowiernie i z dobroci serca podsunęli mi swoje opinie, nie wiedząc, co knuję, jednak to wyczuwalne tu i ówdzie wśród ludzi pióra poczucie wyższości funkcjonuje tylko dzięki temu, że kultura jest dotowana przez państwo i samorządy, w Polsce wprawdzie w znacznie mniejszym stopniu niż choćby w Niemczech, ale jednak. To dotacje kreują gwiazdy, które z wysokości pozycji środowiskowej pogardliwie spoglądają na maluczkich i nieoświeconych oraz na tworzoną pod ich gusta „komerchę”. Wprawdzie – jak to kiedyś ujął Andrzej Franaszek – „Całe zastępy twórców porzuciły pisanie o człowieku na rzecz pisania o języku”x, ale to wszystko przecież za pieniądze ludzi. Postfeudalne tęsknoty uprzywilejowanych, by pogardzani przez nich zwykli podatnicy finansowali ich pasje, tak jak kiedyś chłopi odrabiali pańszczyznę, by w salonie kolumnowego dworku panna dziedziczka mogła sobie pograć Chopina na fortepianie, są niestety częste wśród ludzi aspirujących do miana intelektualnej elity naszego kraju, spośród których znaczna część paradoksalnie określa się mianem lewicy. Można by to od biedy wybaczyć, gdyby w efekcie tychże dotacji powstawały rzeczywiście rzeczy artystycznie wartościowe, oddziałujące na masy, które w ten sposób skorzystałyby na tym, że – chcąc, nie chcąc – poniekąd zainwestowały swoje podatki w powstanie arcydzieł. Tak jednak z reguły nie jest i trudno się temu dziwić – twórca czy artysta nie jest przecież głupi i prędzej będzie tworzył pod gust wpływowego profesora uniwersytetu czy zmanierowanego krytyka, których wsparcie otwiera drzwi do państwowych czy samorządowych środków niż pod gust szerszego odbiorcy, jedynie potencjalnie gotowego wydać pieniądze na obraz, rzeźbę, książkę, płytę czy bilet na koncert. Pod gust krytyka czy profesora – czyli najczęściej powielając przeróżne panujące aktualnie mody intelektualne. W następstwie mamy jednak do czynienia ze swego rodzaju aleksandrynizmem – jak wiadomo, dzieła hojnie wspieranych przez Ptolemeuszy literatów czytają dziś chyba tylko najzagorzalsi miłośnicy kultury antycznej, w przeciwieństwie do Homera, Anakreonta czy wielkiej trójki tragików epoki klasycznej, których dzieła przetarły się w kontakcie z mniej lub bardziej masowym odbiorcą.

W krytycznych opiniach, które tu przedstawiam, nie jestem odosobniony. Pisał kiedyś Iwo Zaniewski: „Wszystko, co brzmi skomplikowanie i niezrozumiale, wydaje się ważne i prawdziwe. Sama niezrozumiałość wzbudza respekt, toteż instrukcje obsługi dzieł przestały już być potrzebne. Produkcja bełkotliwych utworów odnoszących się do dowolnie wybranych kontekstów jest niezwykle łatwa, stąd ta niepoliczalna ilość artystów z dzieł, które nas zalewają”xi. Wtórował mu Tadeusz Dąbrowski: „To nie jest tak, że wyłącznie popkultura zabija ambitne czytelnictwo, przyczyniają się do tego sami poeci, pisząc wiersze, które tracą z horyzontu odbiorcę jako partnera do rozmowy, a nie tylko uczestnika wyrafinowanej gry”xii. W nieco inne struny uderzył Marek Beylin: „Absolutna większość projektariuszy, żyjących od projektu do projektu, uganiająca się za kolejnymi zamówieniami, nie jest w stanie wyżyć ani uprawiać zawodu bez publicznych grantów i stypendiów. Ale obciążone są one warunkami, które nierzadko wymuszają grzeczność beneficjentów wobec rzeczywistości czy mecenasów. W ten sposób system, w jakim działa kultura, osłabia jej zdolności rachowania się ze społeczeństwem, z tradycjami, normami, nadziejami czy buntami”xiii. Jeśli zaś chodzi o czerpanie inspiracji z cudzych wzorców, świetnie ujął to Edward Dwurnik: „No więc wszyscy malowaliśmy tak samo. Kolega Kobzdej pojechał do Niemiec i zaczął robić abstrakcje. Wszyscy wzdychali: o Jezu, ależ wielki artysta. I malowali jak Kobzdej, który zaczął malować, jak malowali w Niemczech. […] Mógłbym powiedzieć, że mnie to nie obchodzi, ale powiem, co myślę o niektórych artystach: ci awangardowi zawsze byli krok lub dwa za resztą świata. Oglądali, co robią artyści na Zachodzie, i starali się ich naśladować. Nigdy więc nie odnieśli światowego sukcesu, bo już wcześniej ktoś zrobił to, co oni właśnie wymyślili. I niestety przez lata nic się nie zmieniło”xiv.

Roszczeniowa postawa młodych bierze się z tego, że są oni podpuszczani przez starych. Nie wiem, jak jest w innych dziedzinach kultury, ale czołowym demoralizatorem młodzieży poetyckiej wydaje się być profesor Piotr Śliwiński, zachęcający ją do zamykania się w wieży z kości słoniowej, której uroki nie tak dawno był łaskaw oddać następująco: „[…] margines marginesu nie jest czymś zupełnie nowym, za to być może nowa jest skala aroganckiej obojętności głównego nurtu na to, co idiomatyczne i oboczne”xv. Tymczasem młodzi powinni się zbuntować przeciw starym, tak jak zbuntował się Dylan, o czym świadczy choćby jego piosenka „My Back Pages” („Końcowe zapiski”), w której zerwał ze swoim dotychczasowym wizerunkiem twórcy pieśni prostego protestu oraz odrzucił zwapnienie i mentalną starość, do jakich prowadzą ideologiexvi. Pozwolę sobie przytoczyć utwór we własnym przekładzie:

 

Karmazyn moje uszy zwiódł,

Rozwarłszy swoją paść,

Pójść za ideą? Skoczyć w przód?

Nic, tylko w ogień wpaść.

Mówiłem – „Nasz jest cały świat” –

Ech, w zuchwałości swej,

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Nienawiść chciałem brać na cel,

Za oręż mając bluzg,

Są w życiu tylko czerń i biel –

To wżarło mi się w mózg.

Sen śniłem, w którym był szczęk szpad

I kardynalski glejt,

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Dziewczyny były, zazdrość, chuć,

Był zakłamany ciąg,

Mądrości jakieś miałem kuć

Ze starożytnych ksiąg.

Kto wie, czy myśli nikły ślad

Był w ewangelii tej?

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Z mentorów samozwańczych ust,

Kiedy wpadali w trans,

Płynęło: „Wolność, na nasz gust,

Zapewnia równość szans!”

„Tak, równość” – powtarzałem rad,

A byłem rad, że hej,

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Na kundla wyszczerzałem kły:

„Chce mnie pouczać? On?”,

Choć stać się mogłem równie zły,

Wpadając w ten sam ton.

Bałagan się w me życie wkradł,

Po łódce latał szpej,

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Tak, stałem twardo jak ten but,

Gdy mi mówiono w twarz,

Że dobrze wiem, u czyich wrót

Mam zaszczyt trzymać straż.

Zło, dobro – wyjść z tych ram na świat

Już jest mi znacznie lżej,

Lecz miałem wtedy więcej lat,

Dziś mam o wiele mniej.

 

Jak już kiedyś napisałem przy innej okazji, poezja jest sposobem komunikacji językowej. Pierwszą zasadą komunikacji jest, by to nadawca dopasował komunikat do odbiorcy, tak, by go odbiorca zrozumiał zgodnie z intencjami nadawcy. To jest abecadło, bez tego akt mowy, jakim jest wiersz, będzie nieudany. Jako że krąg potencjalnych odbiorców poezji jest nieograniczony, należy dostosować komunikat do przeciętnego odbiorcy, przeciętnego użytkownika języka. Oczywiście, można argumentować, że ktoś taki nie istnieje, ale to odwracanie kota ogonem. Gaz doskonały też w przyrodzie nie występuje, a jakoś fizycy korzystają z tego modelu i wiele rzeczy im on wyjaśnia. Analogicznie: skoro doktryna prawa z powodzeniem posługuje się pojęciem przeciętnego podmiotu (na przykład przyjmuje się, że staranność ogólnie wymagana albo należyta staranność, to w zasadzie staranność przeciętna czy – inaczej mówiąc – staranność wymagana od przeciętnego podmiotu, czyli podmiotu nie będącego specjalistą w danej dziedzinie), nie ma powodu, dla którego teoria literatury miałaby sobie nie poradzić z pojęciem przeciętnego odbiorcy. Drogę temu pojęciu przetarł zresztą Dariusz Nowacki, który w wywiadzie udzielonym Robertowi Ostaszewskiemu posługuje się terminem „tzw. normalnego czytelnika”xvii.

Głos zabrany w przestrzeni publicznej powinien być powszechnie zrozumiały. Podobnie wiersz – skoro już poeta decyduje się na jego publikację, powinien być sformułowany prosto i jasno, tak, by przeciętny użytkownik polszczyzny (ograniczę się tu do polszczyzny i poezji polskiej, choć oczywiście są to zasady uniwersalne) mógł go zrozumieć bez wysiłku, na który by go nie było stać, biorąc pod uwagę jego przeciętne możliwości. Nie chodzi przecież o to, by dać mu odczuć jego niższość klasową. Wszelkie dodatkowe elementy – środki poetyckiego obrazowania, gry słowne, nawiązania literackie i pozaliterackie – są jak najbardziej pożądane, ale właśnie jako dodatki, nie na nich powinna się opierać konstrukcja wiersza, innymi słowy – wiersz powinien być dla przeciętnego odbiorcy zasadniczo zrozumiały nawet wtedy, gdy ich on nie rozumie czy nawet nie zauważa. Jeśli zauważa i rozumie – plus dla niego, ale jeśli nie, nie powinien odchodzić z niczym. Ideałem pisarza Ignacego Karpowicza jest, by jego powieści podobały się zarówno profesorowi uniwersytetu, jak i sprzątaczce, choć niekoniecznie z tych samych powodów. Dobrze by było, gdyby podobne ideały przyświecały poetom. Oczywiście, istnienie modelu obiektywnego odbiorcy nie odbiera konkretnemu czytelnikowi prawa, w pewnych rozsądnych granicach, do indywidualnej interpretacji utworu opartej choćby na intuicji czy na osobistych doświadczeniach i skojarzeniach. Wiersz powinien być również ciekawy, poruszający, intrygujący, powinien na nas „działać” – jak zwał, tak zwał, ale to są już kwestie indywidualnego podejścia. Wiersz zrozumiały i intrygujący to w moim odczuciu po prostu wiersz dobry.

Jak już wspominałem, z nielicznymi wyjątkami każde wielkie dzieło przeszło pomyślnie próbę odbiorcy – i to odbiorcy masowego. Gdyby Homer pisał hermetycznie, umarłby z głodu. Gdy Ajschylos czy inny dramaturg wystawiał w teatrze nową tragedię, przychodziło pół Aten. Te czasy dawno się jednak, niestety, skończyły. Na powszechnym panowaniu opinii, że współczesna poezja jest niezrozumiała, tracą również i ci nieliczni autorzy, którzy piszą wiersze w sposób niezmanierowany, gdyż jeśli potencjalny czytelnik, najpewniej uprzedzony do poezji już na etapie szkoły średniej, omija w księgarni szerokim łukiem regał z nią, to z ich książkami również. Jak zauważył Isaac Bashevis Singer: „Współczesna poezja nie przemawia do odbiorcy i nie pobudza jego emocji. Wydaje się być tworzona dla profesorów literatury po to, aby mogli oni pisać wyjaśnienia i komentarze dotyczące jej pseudowielkości. Czytelnik nie rozumie tej poezji i nie czerpie z niej radościxviii”. Tak się złożyło, że jestem jednym z dwóch tłumaczy wierszy Michela Houellebecqa, które wydało niedawno WAB, skądinąd bez dotacji ze środków publicznych. Gdziekolwiek później w księgarniach widziałem tę książkę, stała obok powieści Francuza, a nie na półce z poezją, aforyzmem i czymś tam jeszcze. Najwidoczniej poważne wydawnictwo, jakim jest WAB, nie pozwoliło, by książka, za której licencję zapłaciło ciężkie pieniądze, stała obok dzieł dyletantów uczepionych państwowej czy samorządowej klamki. A skoro o książkach mowa, wypadałoby w tym miejscu upomnieć się o bardziej zrównoważoną politykę wydawniczą poszczególnych wydawnictw, jak i o bardziej zrównoważoną politykę publikacji czasopism literackich. Może by tak więcej poezji dla ludzi? Literacki Nobel dla ludzi już jest.

 

Maciek Froński

Sugerowane cytowanie: M. Froński, Noblista, "Pismo Folkowe" 2021, nr 157 (6), s. 23-26.


i natszo, jś, jsz, yes, Bob Dylan laureatem Literackiego Nobla 2016. Wielka niespodzianka, „Gazeta Wyborcza” 2016, 13 października, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/7,75410,20830785,literacki-nobel-2016-dla-boba-dylan...

ii P. Majewski, Nobel a Dylan – małe podsumowanie, „Kultura Liberalna” 2017, nr 27 (443), [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://kulturaliberalna.pl/2017/07/03/pawel-majewski-recenzja-bob-dylan...

iii maw, Bob Dylan laureatem literackiej nagrody Nobla 2016, „Newsweek” 2016, 13 października, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: www.newsweek.pl/kultura/bob-dylan-laureatem-literackiej-nagrody-nobla-20...">https://www.newsweek.pl/kultura/bob-dylan-laureatem-literackiej-nagrody-...

iv„To żenujące i zaskakujące". Komentarze po przyznaniu literackiego Nobla, tvn24.pl, 2016 roku, 13 października, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://tvn24.pl/kultura-i-styl/to-zenujace-i-zaskakujace-komentarze-po-...

vInne ochoty. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak, cz. 2, Kraków 2017, s. 232–235

vi„To żenujące i zaskakujące”…

vii Korespondencja mailowa z 5 marca 2021 roku. Publikacja za zgodą Macieja Cisły.

ix T. Lewandowski, Na-molny książkowiec: O żywych, umarłych oraz o mitach, „Magazyn Literacki Książki” 2016, nr 11.

x A. Franaszek, Poezja jak bluza z kapturem, „Gazeta Wyborcza” 2014, nr 68, „Magazyn Świąteczny” 22–23 marca, s. 32–33, [online, pod tytułem: Dlaczego nikt nie lubi nowej poezji], [dostęp: 20 listopada 2021]: http://wyborcza.pl/magazyn/1,136823,15666202,Dlaczego_nikt_nie_lubi_nowe...

xi I. Zaniewski, Wyścig z prymitywem. Dlaczego reklama już nie śmieszy? Rozmowa z Iwo Zaniewskim, rozm. W. Pelowski, Ł. Sakiewicz, „Duży Format” 2015, 14 stycznia, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,17252936,wyscig-z-prymitywem-dla...

xii T. Dąbrowski, Módl się. Albo przeczytaj wiersz. Rozmowa z poetą Tadeuszem Dąbrowskim, rozm. M. Górlikowski, „Gazeta Wyborcza” 2015, 14 marca, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,17563139,modl-sie-albo-przeczytaj-w...

xiii M. Beylin, „ABC Projektariatu" Kuby Szredera to książka otrzeźwiająca, choć bolesna”, „Gazeta Wyborcza” 2016, 27 września, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/7,75517,20751132,badz-na-szczycie-albo-gin.html

xiv E. Dwurnik, Artysta malarz: Klient jest najważniejszy, rozm. E. Winnicka, „Duży Format” 2013, 14 listopada, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,14939598,artysta-malarz-klient-j...

xv P. Śliwiński, Margines, przyczółek, „Tygodnik Powszechny” 2019, 13 stycznia, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: www.tygodnikpowszechny.pl/margines-przyczolek-158322">https://www.tygodnikpowszechny.pl/margines-przyczolek-158322

xvi B. Dylan, Duszny kraj: wybrane utwory z lat 1962–2012, wybór, tłum., komentarze i posłowie Filip Łobodziński, Stronie Śląskie 2017.

xvii D. Nowacki, Kogo obchodzi polska literatura?, rozm. R. Ostaszewski, „Gazeta Wyborcza” 2008, 30 grudnia, [online], [dostęp: 20 listopada 2021]: https://wyborcza.pl/7,75410,6106223,kogo-obchodzi-polska-literatura.html

xviii Cyt. za: K. Orłoś, Najpierw żyj, potem pisz, „Gazeta Wyborcza” 2014, 1 sierpnia.

Skrót artykułu: 

Dwanaście lat temu rozpocząłem ten cykl odniesieniem się do dyskusji o tym, czy teksty piosenek, zwłaszcza folkowych, mogą być traktowane jako wiersze. Wydaje się, że sprawę ostatecznie rozstrzygnęła Akademia Szwedzka, która w 2016 roku uhonorowała Boba Dylana Literacką Nagrodą Nobla. W ten sposób chyba najbardziej znanego amerykańskiego pieśniarza folkowego, jedną z centralnych postaci folk revivalu z lat 60. XX wieku, aktywną aż do dzisiaj i podobnie jak Picasso wchodzącą w kolejne okresy swojej twórczości, sprowadzono do jednego słowa – noblista.

Od lewej: Rick Danko, Robbie Robertson, Bob Dylan, Levon Helm (Chicago 1974) fot. J. Summaria/Wikimedia

Dodaj komentarz!