Niejedna słowiańska dusza

Dwa serduszka

Parę tygodni. Tyle właśnie mija od ostatniej gali rozdania Oscarów. To w tym momencie niejeden kinoman poczuł się na nowo patriotą. W końcu taka nagroda dla polskiego filmu to jak spełnienie amerykańskiego snu, który – choć dla wielu nosił znamiona koszmaru – na stałe utkwił w mentalności naszych rodaków jako coś pozytywnego i zachwycającego swoją egzotyką. I choć „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego, pomimo trzech nominacji, Oscara nie dostała, niewątpliwie okazała się fenomenalnym dobrem eksportowym.

Kto miał największy udział w tym sukcesie, pozostaje kwestią sporną. Czy to pracowita Joanna Kulig, która pół roku trenowała w siedzibie zespołu Mazowsze, by samodzielnie wziąć udział w scenach tanecznych, czy też inspiracja Pawlikowskiego zjawiskiem z Karolina, która zaowocowała obsadzeniem Mazowsza w filmie zamiast, jak wcześniej planowano, zespołu ludowego z Łodzi, a może muzyczny motyw przewodni filmu, czyli „Dwa serduszka, cztery oczy” w aranżacji Marcina Maseckiego? Jedno jest pewne – niejedna słowiańska dusza pozostawiła w tym dziele swoją cząstkę. Tak jak w pieśni „Dwa serduszka…”, która od dawna żyje już własnym życiem i śpiewana jest nie tylko w wersji francuskiej, zawartej w filmie, ale i angielskiej czy nawet chorwackiej. Jak długą drogę musiała przejść, by znaleźć się w filmie?
Wszystko zaczyna się od Tadeusza Sygietyńskiego – kompozytora i pianisty, któremu myśl o założeniu zespołu pieśni i tańca pomaga przetrwać wojnę. Autorytetem numer jeden jest dla muzyka etnograf, Oskar Kolberg. Obu ich cechuje świadomość wyjątkowej wartości kultury wiejskiej. Kolberg spisuje pieśni w opasłych tomach, Sygietyński nagrywa i dokonuje transkrypcji, podróżując ze swoją partnerką, Mirą Zimińską. Ona natomiast zbiera w tym czasie informacje na temat strojów ludowych. Później, wiernie odtworzone, będą zdobić wiotkie kibicie zespołowych tancerek. Zachwycając dbałością o najdrobniejsze detale, ważą przy tym jakieś osiemnaście kilogramów (ach, te wełniane spódnice!). Tadeusz Sygietyński jest jednak twórcą, nie odtwórcą. Dokonuje syntezy, podmienia melodie i teksty, łączy fragmenty poszczególnych przyśpiewek w całość. Dlatego trudno jednoznacznie określić pochodzenie pieśni „Dwa serduszka, cztery oczy”. U Kolberga znaleźć można fragment tekstu pokrywający się ze słowami zawartymi w utworze. Wygląda on następująco:

A mnie matka przykazała,
żebym chłopców nie kochała,
a ja chłopca łap za szyję,
kochać będę, póki żyję1.

Kolberg wyznacza jako miejsce pochodzenia melodii ziemię dobrzyńską (dzisiejsze tereny woj. kujawsko-pomorskiego). Co innego mówi program drugiej premiery zespołu Mazowsze z roku 1956. Tam widnieje ona jako pieśń podlaska. Sama pieśń powstaje na trzy lata przed pierwszym wykonaniem, podczas pracy kompozytora z zespołem Warszawa. Dlaczego nie ma go wtedy ze swoim ukochanym dzieckiem? Przez politykę, wybuchowy charakter i nieporozumienia z młodzieżą, zainfekowaną ideami komunistycznymi. Sygietyńscy dobrani są zresztą jak w korcu maku. Chociaż sama Mira przekonuje uparcie, że Mazowsze jest jedną z jej miłości, porzucenie kariery u szczytu sławy na rzecz obietnicy, danej Sygietyńskiemu podczas wojny, odbije się niejednokrotnie zarówno na małżeństwie, jak i na zespole. No i na piesku Miry, który po tym, jak nazwie ona Irenę Santor „dumną Polką”, zostanie przez Tadeusza wyrzucony przez okno.
Postać Sygietyńskiej zasługuje zresztą na uwagę nie mniej niż jej małżonek. Pozująca do aktu samemu Witkacemu, żyjąca w centrum przedwojennej śmietanki artystycznej, bohémienne z krwi i kości. Aktorka utalentowana, inteligentna i uparta – Mazowsze będzie trzymała twardą ręką. I choć, podobnie jak Tadeusz, zostanie od grupy czasowo odsunięta, to mimo wszystko zespół przetrwa długie lata po śmierci jej męża właśnie dzięki niej, jej konsekwencji, zaradności i znaczącej pozycji w polskiej kulturze. Przez długie lata przetrwa też pieśń „Dwa serduszka, cztery oczy”, której tekst zaadaptowała właśnie Zimińska-Sygietyńska.
Żadna tematyka nie może być tak bliska słowiańskiej duszy, a jednocześnie tak bardzo uniwersalna jak nieszczęśliwa miłość, która jest głównym tematem utworu. Kontrast młodości i starości rodem z Ody do młodości Mickiewicza, dramat rozstania wyśpiewany rzewnym kujawiakiem. Perfekcyjnie wpasowująca się w klimat „Zimnej wojny” piosenka znalazła swoje miejsce w polskiej kinematografii już wiele lat wcześniej, ale w... komedii.
Początki twórczości Stanisława Barei, rok 1963 i „Żona dla Australijczyka”. Film o fabule prostej jak łowickie pasy. Z Australii przyjeżdża niejaki Robert Wolański (Wiesław Gołas), żeby znaleźć sobie żonę. Jego wybór pada na jedną z mazowszańskich piękności. Powierzchowność to główna cecha tego filmu, przyznać trzeba jednak, że powierzchowność niezwykle barwna i z pewnością tamtym czasom potrzebna. Kadry kolorowe niczym wystawa Cepelii, porywająca do tańca muzyka Sygietyńskiego, który wykształcenie muzyczne otrzymał nie byle gdzie, odwiedzając takie miasta jak choćby Lipsk czy Wiedeń. Po co tam jeszcze melancholijne „Dwa serduszka”? Ich obecność w tym kotle rozmaitości da się usprawiedliwić tym, że znajdowały się one już wtedy w stałym repertuarze zespołu, były więc z pewnością rozpoznawalne. Ponadto smutny ton, kontrastujący z charakterem filmu, nadawał scenom rozterek bohaterów pastiszowy charakter.
Teraz możemy znaleźć „Serduszka” o różnych kształtach i wymiarach. Zdaje się jednak, że najchętniej sięgają po nie muzycy jazzowi. Pianista Wojciech Gogolewski zawarł je na płycie „Pełny spokój”, nie zmieniając charakteru oryginału, a jedynie rozbudowując wokół niego własną opowieść. Anna Maria Jopek kontynuuje rodzinne tradycje, idąc w ślady swojego ojca – solisty Mazowsza. Pieśń nagrana jest na jej płycie „Szeptem”. Wraz z Magdą Umer wykonuje utwór z albumu tej drugiej, zatytułowanego „Duety”. W 2018 roku spotyka się na scenie z Możdżerem w projekcie nazwanym właśnie „Dwa serduszka, cztery oczy”. Inne aranżacje to próby nałożenia zupełnie nowych filtrów na popielaty obraz pieśni: u Olgi Boczar na płycie „Tęskno mi, tęskno” charakterystyczne „oj, oj” brzmi wciąż jak lament, ale po ukąszeniu komara, natomiast duet Urszuli Dudziak i Grażyny Auguścik („To i hola”, wydana w 2000 roku) przenosi akcję dramatu w cieplejsze kraje, zmieniając rodzimego kujawiaka w bossa novę. Jeżeli chodzi o wersję angielskojęzyczną, pokusiła się o nią niejaka Joanna Maria Lea, bazując na wersji z „Zimnej wojny”. Poza barwą wokalu ucho muzyka nie usłyszy wielkich odstępstw od wersji śpiewanej przez Kulig, oczywiście oprócz zmiany języka. Ucho lingwisty wyłapie natomiast kilka szczegółów – przede wszystkim zachowanie polskiego „oj, oj, oj”, które, choć można uzasadnić to chęcią zachowania słowiańskiego charakteru piosenki, brzmi nieco niefortunnie. Dzięki zastosowaniu prostego zabiegu, czyli zmiany „oj” na „och”, wersja mogłaby zabrzmieć zdecydowanie bardziej profesjonalnie. Mniej wyraźną zmianą jest redukcja liczby sylab w wybranych wersach. Czasami podczas tłumaczenia tekstu piosenki jest to niemożliwe do uniknięcia, natomiast w niektórych momentach, zwłaszcza gdy partia wokalu pokrywa się z partią instrumentu, warto utrzymać tę samą liczbę. Wokalistka pokusiła się o jej zmniejszenie, należy jednak przyznać, że zrobiła to w sposób konsekwentny i niezakłócający melodii. Boli tylko trochę akcent na drugą sylabę w słowie mother. Powiedzmy teraz wszyscy mama z akcentem na drugą sylabę. Weźmy kęs bagietki paryskiej i poczujmy się jak Francuzi. Niestety, w przypadku mother to nie zadziała.
Myślami będąc przy bagietkach, beretach i Chanel No. 5, wróćmy do tego momentu w „Zimnej wojnie”, w którym Zula nie chce śpiewać „Serduszek” po francusku. Nie rozumie, nie czuje poetyckiej interpretacji, jest ona dla niej zupełnie nieorganiczna. Jak miałaby być, skoro nie wyrosła wraz ze złotymi łanami pszenicy, nie została zebrana w pełnym słońcu podczas żniw, nie skropliła jej żadna kropla potu spadająca z ogorzałego czoła ani nie pokrzepiła żadnego strudzonego pracą człowieka? Nie ma nic wspólnego z tym, co Zula zna, kocha i do czego jest przyzwyczajona. Reżyser, świadomy zależności autentyczność – siła przekazu, zdradza swoją filozofię w doborze muzyków występujących w filmie. Oprócz wspomnianego Mazowsza, które akurat jest przejawem folkloryzmu, w „Zimnej wojnie” występują artyści grający muzykę ludową w czystej postaci. Należy wymienić tutaj nazwiska takie jak: Tomasz Kiciński i Michał Mocek (Wielkopolska, Kapela Manugi), Kapela Wiesławy Gromadzkiej (Radomszczyzna), Kapela Romana Wojciechowskiego (Opoczyńskie), Stefania Bortniczak, Julia Doszna i Stefania Feciuch (Łemkowszczyzna), Gabriela Kmon (Krośnieńskie), Katarzyna Majerczyk-Bobak (Podhale), Ryszard Piecyk i Tadeusz Tarnowski (Radomszczyzna).
Kończąc rozważania na temat dusz słowiańskich i bagietek francuskich, pamiętajmy, że te drugie tak naprawdę wcale z Francji nie pochodzą. Przede wszystkim jednak, gdyby przyszło nam kiedyś napisać piosenkę o pieczywie, zastanówmy się, czy bardziej znamy i lubimy bagietki, czy może lubelskie cebularze? Idąc za przykładem wspomnianych duszyczek, uczciwy wobec siebie wybór powinien zapewnić nam, artystom, autentyczność, a co za tym idzie – większą szansę na sukces.

Karolina Kosior,
studentka jazzu i muzyki estradowej w Instytucie Muzyki UMCS.

Bibliografia
L.T. Błaszczyk, Dyrygenci polscy i obcy w Polsce działający w XIX i XX wieku, Kraków 1964.
J.M. Chomiński, Tadeusz Sygietyński, [w:] Słownik muzyków polskich, t. 2, Kraków 1967.
P. Czernich, Skąd się wzięła bagietka? Na pewno nie z Francji, [online], [dostęp: 17 lutego 2019]: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/02/03/skad-sie-wziela-bagietka-na...
Historia Mazowsza, [online], [dostęp: 8 stycznia 2019]: https://www.mazowsze.waw.pl/pl/o-nas/historia/13,Historia-Mazowsza.html
O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 41, Mazowsze, cz. 6, Kraków 1969.
T. Kruk, A. Sroga, Mazowsze tańczy i śpiewa, Warszawa 1960.
Mira Zimińska-Sygietyńska, [online], [dostęp: 14 lutego 2019]: https://www.mazowsze.waw.pl/pl/o-nas/historia/15,Mira-Ziminska-Sygietyns...
A. Mizikowska, Tadeusz Sygietyński i jego Mazowsze, Warszawa 2004.
R. Wolański, Leksykon polskiej muzyki rozrywkowej, t. 2, Warszawa 2003.

Dyskografia
O. Boczar, „Tęskno mi, tęskno”, ForTune 2018.
U. Dudziak, G. Auguścik, „To i hola”, Selles Records 2000.
W. Gogolewski, „Pełny spokój”, Poljazz 1986.

A.M. Jopek, „Szeptem”, Mercury Records 1998.
M. Umer, „Duety: Tak młodo jak teraz”, Agencja Artystyczna MTJ 2015.

Filmografia
J.M. Lea, „»Cold War« theme song in English ( performed in »Zimna wojna« by Joanna Kulig)”, [online], [dostęp: 12 marca 2019]: https://www.youtube.com/watch?v=0GPoGf7Jmqw
„Zimna wojna”, reż. P. Pawlikowski, Polska, Francja, Wielka Brytania 2018, [nota informacyjna online w bazie Film Polski], [dostęp 16 lutego 2019]: http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=1242600.
„Żona dla Australijczyka”, reż. S. Bareja, Polska 1963, [nota informacyjna online w bazie Film Polski], [dostęp 16 lutego 2019]: http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=122105.
Audycje radiowe
„Źródła - magazyn kultury ludowej”, prowadzenie M. Tejchma, Polskie Radio Program Drugi, [data emisji: 25 lutego 2019].

1 O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 41, Mazowsze, cz. 6, Kraków 1969, s. 42.

Skrót artykułu: 

Parę tygodni. Tyle właśnie mija od ostatniej gali rozdania Oscarów. To w tym momencie niejeden kinoman poczuł się na nowo patriotą. W końcu taka nagroda dla polskiego filmu to jak spełnienie amerykańskiego snu, który – choć dla wielu nosił znamiona koszmaru – na stałe utkwił w mentalności naszych rodaków jako coś pozytywnego i zachwycającego swoją egzotyką. I choć „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego, pomimo trzech nominacji, Oscara nie dostała, niewątpliwie okazała się fenomenalnym dobrem eksportowym.

Fragment partytury utworu „Dwa serduszka” z wydawnictwa Już miesiąc zeszedł. Pieśni z nowego repertuaru zespołu Mazowsze. Na głos z fortepianem, Kraków 1958.

Dodaj komentarz!