Nie zawsze musi być hygge

Anne Linnet

Z czym się kojarzy Dania? Zależy komu. Dzieciom – z klockami lego oraz postaciami z bajek Andersena, a obecnie – dzięki filmowi Disneya – głównie z Małą Syrenką, której pomnik zresztą, choć na szczęście nie w disnejowskim wydaniu, można podziwiać w Kopenhadze. Wyrośniętej młodzieży – z gangiem Olsena, piwami Tuborg i Carlsberg (kto nie pił, ten przynajmniej zbierał kiedyś puszki), a także z piłkarzami sięgającymi po złoto Mistrzostw Europy w 1992 r. Dorosłym – z Christianią, Dogmą, Nomą i hygge, czyli modną ostatnio filozofią życia, która czyni Duńczyków najszczęśliwszym narodem na świecie[i]. Melomanom kojarzy się z Czesławem Mozilem… A z czym poza nim? Bo nasz ci on przecież jest, ten Czesław, a nie duński. No i to jest kłopot.
W odróżnieniu od sąsiedniej Szwecji, która masowo wypuszcza wykonawców i przeboje, Dania nie wyrobiła sobie marki kraju kojarzonego z dobrą muzyką – i to nawet mimo tego, że spośród narodów nordyckich Duńczycy uchodzą ponoć za najweselszych. Nawet na słynnym festiwalu w Roskilde przeważają gwiazdy zagraniczne. Nie znaczy to jednak, że nikt tam nie umie śpiewać. Jeśli się dobrze poszuka, to się znajdzie takiego choćby Larsa Lilholta, śpiewającego o „Café Måneskin”, grupę Gasolin’ ryczącą potężnymi ustami Kima Larsena „Hvad gør vi nu lille du” („Co robimy, mała?”) czy wreszcie Anne Linnet, której chciałbym poświęcić kilka słów.
Anne Kristine Linnet urodziła się 30 lipca 1953 r. w Aarhus, największym mieście Półwyspu Jutlandzkiego i drugiej co do wielkości miejscowości w Danii. Nic nie wiem o jej dzieciństwie, o młodości też niewiele. W rodzinnym mieście skończyła państwowe gimnazjum i Królewskie Jutlandzkie Konserwatorium Muzyczne, ale kiedy to było, milczą dostępne mi źródła. Tak czy inaczej również w Aarhus, jako siedemnastolatka, rozpoczęła karierę muzyczną w grupie Tears, z którą w ciągu kilku lat nagrała trzy płyty. Równolegle, w 1973 r. wraz z czterema koleżankami utworzyła grającą łagodny rock kobiecą grupę Shit & Chanel. W ciągu kilku kolejnych lat nagrały pięć albumów i zdobyły sporą popularność, a ich najNie
zawsze musi być hyggebardziej znaną piosenką było „Smuk og Dejlig” („Piękna i kochana”). Grupa rozpadła się, gdy dom mody Chanel wygrał proces o zakaz posługiwania się przez dziewczyny nazwą „Chanel”. Kolejne efemeryczne zespoły to Anne Linnet Band (w 1981 r. przebój „Det Er Ikke Det Du Siger” – „To nie tak, jak mówisz”) i Anne Linnet & Marquis De Sade, z którymi łącznie nagrała kolejnych pięć płyt. Muzyka Markiza była zdecydowanie mocniejsza. Grupa poruszała tematy jednocześnie sadomasochistyczne i lesbijskie – no cóż, noblesse oblige. Piosenki „Glor på Vinduer” („Patrz w okna”), „Venus” („Wenus”) i „Nattog” („Nocny pociąg”) stały się przebojami.
Jednocześnie już od 1973 r. Anne Linnet rozwijała karierę solową, raz na parę lat wydając płytę. W roku 1986 tworzyła muzykę do filmu „Barndommens gade” („Ulica z dzieciństwa”) w reżyserii Astrid Henning-Jensen. Produkcja powstała na podstawie powieści Tove Ditlevsen i z wykorzystaniem jej wierszy. Linnet grała spokojne, nastrojowe piosenki, choć czasem z nieco większym pazurem niż przystało. W 1988 r. wydała płytę „Jeg er jo lige her” („Jestem tutaj”). Otwierająca album piosenka „Tusind stykker” („Tysiąc kawałków”) stała się olbrzymim przebojem. W moim przekładzie prezentuje się ona następująco:

Podobno hen nad dachem z chmur błękitne niebo lśni,
Lecz trudno w to uwierzyć tak na słowo.
I mówią, że słoneczny blask wyciera deszczu łzy,
To nie pociesza zmokłych jednakowoż,

Bo gdy życie ci dokucza lub przyjaciół nagle brak,
Tak samo patrzeć już nie jesteś w stanie.
Pomyśl chwilę, a zrozumiesz, co dokoła jest nie tak,
Kto chce być z tobą szczery, a kto kłamie.
Lecz nie ma tego złego, co na dobre nie chce wyjść,
A siły nam dodaje często wiara.
Dokoła tyle pada słów, lecz gdy błyskają kły,
O sobie prawdy dojść się nikt nie stara,

Bo gdy życie ci dokucza lub przyjaciół nagle brak,
Tak samo patrzeć już nie jesteś w stanie.
Pomyśl chwilę, a zrozumiesz, co dokoła jest nie tak,
Kto chce być z tobą szczery, a kto kłamie.

Wszystko się łamie wpół, lecz serce na sto kawałków pęka,
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół.
Wszystko się łamie wpół, lecz serce na sto kawałków pęka,
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół.

Bo gdy życie ci dokucza lub przyjaciół nagle brak,
Tak samo patrzeć już nie jesteś w stanie.
Pomyśl chwilę, a zrozumiesz, co dokoła jest nie tak,
Kto chce być z tobą szczery, a kto kłamie.

Wszystko się łamie wpół, lecz serce na sto kawałków pęka,
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół.
Wszystko się łamie wpół, lecz serce na sto kawałków pęka,
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół.
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół,
Gdy trzymasz mnie za rękę ty, niestraszny żaden dół.

Warto przy okazji wspomnieć, że piosenka „Tusind stykker” zrobiła międzynarodową karierę, a przynajmniej podbiła sąsiednią Szwecję, gdzie zaśpiewał ją Björn Afzelius jako „Tusen bitar”. W wersji Szweda piosenka straciła może tę magiczną mgiełkę, która osnuwała duński oryginał. W zamian Afzelius zdynamizował kawałek, zmieniając kolejność zwrotek i refrenów – myślę, że nie bez korzyści dla utworu. Z kolei w Niemczech piosenkę śpiewał Frank Viehweg. Tytuł zmieniono na „Tausend Stücke”, a wykonawca oparł się na wersji szwedzkiej.
Poza kolejnymi płytami, w tym albumem z muzyką chrześcijańską, Anne Linnet opublikowała swoje wspomnienia pt. Gdzie są marzenia?, wydała zbiór wierszy Glimt (Błyszczeć) i kilka książek dla dzieci o psie Iwanie, wystawiała też swoje obrazy. Zyskała uznanie za swoje szczere, często polityczne i feministyczne teksty oraz eksperymentalne formy muzyczne.
Jeśli chodzi o życie prywatne, Anne Linnet wiązała się zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami. W latach 1974-1985 była żoną saksofonisty jazzowego Holgera Laumanna, z którym ma dzieci Evę i Jana Martina, które już w dorosłym życiu zmieniły imiona na – odpowiednio – Evamaria i Marcus. W 1988 r. urodziła syna Alexandra. Ten zadebiutował w 2010 r. w roli piosenkarza pod pseudonimem Xander. W 2001 r. Linnet adoptowała rumuńskie rodzeństwo, Marię i Petru. W 2010 r. zawarła związek partnerski z Tessą Franck. W tym samym roku jej partnerka urodziła córkę Isolde.
Byłem w Danii tylko jeden jedyny raz – na licealnej wymianie w 1990 r. Szkoła, która nas gościła, mieściła się na północy wyspy Fionii i tę część udało się nam objechać na rowerach. Była połowa czy może nawet druga połowa września, ani letnio, ani jesiennie, akurat w sam raz na przejażdżki. Poza tym w Kopenhadze zwiedziliśmy Muzeum Figur Woskowych Louisa Tussaud[i],   w Odense – dom Andersena, w Roskilde – Muzeum Łodzi Wikingów, w Egeskov – renesansowy zamek na wodzie, w Ribe – najstarszy w kraju kościół, a jednocześnie katedrę. Mnie najbardziej urzekł Blåvands Huk – najdalej na zachód wysunięty cypel Danii. O jego surowym pięknie chciałem ułożyć sonet, ale nie wyszło.
Pamiętam, że przed wyjazdem poszliśmy z mamą na tzw. Tandetę, gdzie zostałem obkupiony w turecki sweter, takież dżinsy i niewiadomego pochodzenia podróbkę markowych butów sportowych. Tak odstrzelony mogłem się pokazać w wielkim świecie, jak się wtedy mówiło – na Zachodzie. Na pierwsze oryginalne buty sportowe, bodajże pumy, musiałem czekać aż do trzydziestego roku życia.

Maciek Froński

 

[i] Muzeum odbieraliśmy wtedy jako filię muzeum madame Tussaud w Londynie – nie wiem, jakie było powiązanie między nimi. Inna sprawa, że muzeum kopenhaskie zostało zamknięte w 2007 r.

 

 

[i] Bardziej szczegółowo – sztuką tworzenia przytulnej atmosfery, a więc ciepła ogniska domowego, braterstwa, przyjaźni, wspólnoty, intymności, zadowolenia, komfortu, poczucia bezpieczeństwa, radości z małych rzeczy, fajności, szczęścia, dobrego życia, celebrowania prostych przyjemności czy co tam jeszcze wymyślą spece od marketingu. Inna sprawa, że trochę mi się temat przeleżał i podobno teraz już nie ma być po duńsku hygge, ale po szwedzku lagom – nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz.

 

Skrót artykułu: 

W odróżnieniu od sąsiedniej Szwecji, która masowo wypuszcza wykonawców i przeboje, Dania nie wyrobiła sobie marki kraju kojarzonego z dobrą muzyką – i to nawet mimo tego, że spośród narodów nordyckich Duńczycy uchodzą ponoć za najweselszych. Nawet na słynnym festiwalu w Roskilde przeważają gwiazdy zagraniczne. Nie znaczy to jednak, że nikt tam nie umie śpiewać. Jeśli się dobrze poszuka, to się znajdzie takiego choćby Larsa Lilholta, śpiewającego o „Café Måneskin”, grupę Gasolin’ ryczącą potężnymi ustami Kima Larsena „Hvad gør vi nu lille du” („Co robimy, mała?”) czy wreszcie Anne Linnet, której chciałbym poświęcić kilka słów.

Fot.: nieartpeoplemusic.dk

Dodaj komentarz!