Nastoletnia nowość

Taka historia nie zdarza się często - zespół cieszący się sporą popularnością wśród naszej rodzimej publiczności, jeżdżący na duże festiwale (grali m.in. na Nowej Tradycji, zawędrowali nawet za ocean, występując na Vancouver Folk Music Festival), nagrywa świetną płytę, po czym odkłada ją na półkę, a jednocześnie nie przerywa działalności i gra od czasu do czasu jakieś koncerty. Taka właśnie historia stała się udziałem białostockiej grupy The Bumpers. Wydany niedawno album zatytułowany "Po polsku" został zarejestrowany w roku 2000. Zdaniem samych muzyków powodem takiego opóźnienia był przede wszystkim problem z wydaniem tej płyty, a więc ze sfinansowaniem jej tłoczenia i dystrybucją. Słuchając tego krążka nie trudno dojść do wniosku, że niewiele brakowało, byśmy stracili jeden z najciekawszych albumów w historii polskiego folk-rocka.

Zespół The Bumpers zaczynał jako kapela kopiująca styl zespołów takich jak The Pogues czy The Waterboys, co doskonale słychać w ich najwcześniejszych nagraniach. Z czasem, za sprawą grupy The Ukrainians, zainteresowali się folk-rockiem granym na wschodnią modłę. Dopiero tą okrężną drogą dotarli do polskiej tradycji, dzięki czemu płyta "Po polsku" brzmi właśnie tak, a nie inaczej.

Suma doświadczeń, które mają muzycy The Bumpers sprawiła, że nie zrezygnowali z aranżowania niektórych polskich melodii i pieśni tak, jakby były to tradycyjne utwory z Zielonej Wyspy. W kilku z nich pobrzmiewa banjo, co nadaje im dodatkowej ekspresji. Mimo że to akordeony i mandolina odpowiadają za prezentowane na płycie melodie, to warto też wspomnieć o świetnej pracy sekcji rytmicznej, ciekawie wyeksponowanej, co powinno ucieszyć zwłaszcza miłośników gitary basowej, ponieważ grający na tym instrumencie Adam Górski świetnie daje sobie radę nie tylko z tworzeniem interesującego tła, ale również z niektórymi melodiami.

Album może być też gratką dla wszystkich, którzy cenili sobie grę nieżyjącego już skrzypka Józefa Kanieckiego, znanego z takich grup jak Smugglers, Szela czy Formacja. Był on jednym z gości, którzy zawitali do białostockiego studia, by wesprzeć Bumpersów w nagraniach. Jego grę możemy usłyszeć w takich utworach, jak "Nocka", "Matulu moja" czy "Nie swatała mi cię swatka".

Repertuar, który trafił na tę płytę, to melodie z różnych stron Polski. Wszystkie mają jednak ludowe korzenie. Muzycy dokonali autorskich aranżacji utworów, sporo w nich zmieniając. Podobnie z tekstami, które są często poprawione i dopasowane do nowej aranżacji muzycznej. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż mamy do czynienia z muzyką, która pozostaje bliska korzeniom. Słychać, iż mimo że muzycy wnoszą wiele od siebie, to jednak mają szacunek do tradycji i dbają o to, by ich własne pomysły nie przesłoniły tego co w ludowych pierwowzorach najładniejsze.

Na płytę trafiło piętnaście utworów, niektóre z nich (jak "Cztery mile", "Cebula", "Matuś moja, matuś" czy "Pragną oczki, pragną") pojawiały się już na koncertowych materiałach wydanych przez Bumpersów, zatytułowanych "...a żywo!" i "Wiecznie zielone". Wersje studyjne są jednak o wiele ciekawsze, bardziej dopieszczone, zarówno brzmieniowo jak i aranżacyjnie. Niektóre pomysły powstały zapewne dopiero w studio, dodały jednak zarejestrowanym piosenkom przestrzeni, której nie udało się osiągnąć przy okazji koncertowych rejestracji.

Gdyby płyta ta ukazała się zaraz po jej nagraniu, byłaby dziś prawdopodobnie traktowana w podobny sposób jak kultowa kaseta "... Pani Pana zabiła", która jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika folk-rocka w Polsce. Szczęście w nieszczęściu polega więc na tym, że wydana w zupełnie innych realiach płyta, ma szansę na nieco dłuższy żywot niż materiały wydawane na przełomie wieków, a które z powodów finansowych trafiały w większości tylko na kasety.

Skrót artykułu: 

Taka historia nie zdarza się często - zespół cieszący się sporą popularnością wśród naszej rodzimej publiczności, jeżdżący na duże festiwale (grali m.in. na Nowej Tradycji, zawędrowali nawet za ocean, występując na Vancouver Folk Music Festival), nagrywa świetną płytę, po czym odkłada ją na półkę, a jednocześnie nie przerywa działalności i gra od czasu do czasu jakieś koncerty. Taka właśnie historia stała się udziałem białostockiej grupy The Bumpers. Wydany niedawno album zatytułowany "Po polsku" został zarejestrowany w roku 2000. Zdaniem samych muzyków powodem takiego opóźnienia był przede wszystkim problem z wydaniem tej płyty, a więc ze sfinansowaniem jej tłoczenia i dystrybucją. Słuchając tego krążka nie trudno dojść do wniosku, że niewiele brakowało, byśmy stracili jeden z najciekawszych albumów w historii polskiego folk-rocka.

Dział: 

Dodaj komentarz!