Na wzgórzu Rockhill

Debiutancki krążek "Rockhill" śląskiego Zespołu Muzyki Celtyckiej Beltaine wystartował w konkursie na Folkowy Fonogram Roku 2004 oraz w konkursie "Wirtualnych Gęśli" 2005 - najlepszej zdaniem internautów płyty folkowej 2004 roku. W drugim z nich zajął pierwsze miejsce przed dwudziestoma innymi wydawnictwami. Grupa zagrała podczas kwietniowej "Nowej Tradycji" w koncercie laureatów.

Powiększyło się Wasze instrumentarium... Jak czują się posiadacze "Wirtualnych Gęśli"?

Grzegorz Chudy: Czujemy się rewelacyjnie, zważywszy na to, kto stanowił konkurencję dla naszej płyty. Wyprzedziliśmy zespoły, które mają potężną publiczność, takie jak Kroke, Kapela ze Wsi Warszawa czy Orkiestra św. Mikołaja. To dodatkowo zwiększa prestiż nagrody, który i tak jest duży.

Łukasz Kulesza: Cieszymy się z tego, że taka muzyka nie tylko nam się podoba, ale również odbiorcom. Ta nagroda jest dla nas tym bardziej cenna, że przyznają ją słuchacze, a nie jury. Nie chcę tu jednak nikomu wmawiać, że nasza płyta jest lepsza niż album Kroke czy Kapeli ze Wsi Warszawa. To elita. Nam jeszcze do nich bardzo daleko.

Dzięki tej nagrodzie, po raz pierwszy od kilku lat, muzyka celtycka zabrzmiała na festiwalu "Nowa Tradycja". Jak odnajdujecie się wśród zespołów, które wywodzą się głównie z nurtu folkowego inspirowanego polską tradycją?

G. Ch.: Dziwnie. My kładziemy nacisk głównie na radość grania. Wydaje mi się, że trochę nie pasowaliśmy stylem do takich grup jak Osjan, Sarakina czy Yerba Mater, które występowały przed nami. Prezentowaliśmy zupełnie inne podejście do muzyki, nasz występ mógł więc być i chyba był, sporym zaskoczeniem.

Ł. K.: Zamierzaliśmy po prostu zrobić swoje, choć repertuar na tę imprezę troszkę się zmienił. Mamy własny styl prowadzenia koncertu, konferansjerki i bardzo się cieszymy, że mogliśmy to pokazać na tego typu festiwalu.

G. Ch.: Niestety występowaliśmy w nienajlepszym czasie. Moim zdaniem błędem było późne rozpoczęcie koncertu. Z samego występu jesteśmy jednak bardzo zadowoleni, mimo że w połowie grania akordeon odmówił posłuszeństwa i trzeba było ratować się innymi instrumentami.

Ł. K.: Jeśli chodzi o regulamin "Nowej Tradycji" [konkursu dla zespołów - przyp. red.], to trochę szkoda, że muzyka celtycka jest pomijana. Pochodzi ona przecież z takich samych źródeł, jak każda inna muzyka inspirowana folklorem.


>Na całym świecie festiwale folkowe są otwarte na wszelkie formuły grania...

Ł. K.: Tego właśnie w Polsce brakuje. Z drugiej strony brakuje w ogóle inicjatyw folkowych. Chociaż, trzeba powiedzieć, że wolno, bo wolno, ale to się zmienia. Może w przyszłości na festiwal, który współorganizujemy w Będzinie, uda nam się zaprosić także zespoły spoza nurtu muzyki celtyckiej.

Kiedy w tym roku rusza Będzin?

Ł. K.: Będzie od 2 do 4 września. Nie chcemy jeszcze zdradzać wszystkich atrakcji, ale na pewno pojawi się kilkanaście polskich zespołów i co najmniej jeden gość zagraniczny. Oprócz tego - warsztaty, imprezy towarzyszące, mnóstwo atrakcji i sporo naprawdę dobrej muzyki.

Jaka jest Wasza definicja dobrego koncertu?

G. Ch.: Koncert dobry jest wtedy, kiedy zarówno my, jak i publiczność świetnie się bawimy. Najciekawiej jest, gdy świrujemy my i "totalną głupawkę" załapuje sala. To nasz przepis na dobry koncert.

Ł. K.: Są dwa rodzaje koncertów. Jedne to te bardziej pubowe, które gramy właśnie po to, żeby się bawić samemu, a przede wszystkim bawić publiczność. W dużej mierze przypominać one wówczas mogą kabaret. Po to przecież ludzie przychodzą do knajp, żeby się bawić, a nie tylko słuchać i kontemplować dźwięki. Natomiast drugi rodzaj koncertów, nazwijmy je w dużym cudzysłowie "bardziej ambitne" [nie mamy większych cudzysłowów - przyp. red.], to koncerty, podczas których kładziemy nacisk zwłaszcza na to, by pociągnąć ludzi muzyką. Niemniej niezależnie od miejsca staramy się zachować formułę obustronnej dobrej zabawy - taka w naszym przekonaniu jest muzyka celtycka.

Jesteście zespołem pełnym ekspresji. Ale jak to jest - gracie po raz, powiedzmy, setny pewne utwory, a jednak potraficie wykrzesać z siebie naprawdę dużo energii!

G. Ch.: Przede wszystkim cały czas pracujemy nad nowym materiałem. Wiadomo, kiedy dotychczasowy repertuar nam się nie nudzi i wykonujemy nowe utwory, to gra się nam je przyjemnie. Wynika to też trochę z naszego podejścia do muzykowania. Nie traktujemy grania jak pracy, tylko jak fantastyczną zabawę. Najstarszy z nas ma 24 lata - nie czas na to, aby się w życiu smucić!

Ł. K.: Taka jest też specyfika tej muzyki. Mimo że gra się ją któryś raz, ma w sobie coś, co nie pozwala się nią znudzić. Lubimy grać dla publiczności, a ona za każdym razem jest inna, więc - nie zdarzyło nam się zagrać dwóch takich samych koncertów.

Wspomnieliście o coraz to nowych utworach. Faktycznie, podczas koncertu na "Nowej Tradycji" zagraliście sporo rzeczy, których nie było wcześniej. Zauważyłem, że silnie rozwija się w Waszym repertuarze kierunek bretoński. Czy na nowej płycie będzie więcej takich rzeczy?

Ł. K.: Wcześniej nie mogłem przekonać się do słuchanej przez Grzegorza "bretońszczyzny". A on powiedział wtedy: "Zobaczysz, kiedyś będziesz słuchał tylko tego". I faktycznie, powoli zaczyna się tak dziać. Myślę, że na przyszłej płycie będzie, więcej niż na "Rockhill", utworów inspirowanych muzyką bretońską. Zaczynamy też łączyć muzykę bretońską z irlandzką. Niemniej - chcemy zachować odpowiednie proporcje "irlandzko-bretońskie".

G. Ch.: Muzyka bretońska to coś niesamowitego. Jest ona (przynajmniej w Polsce) mniej znana, gdyż w graniu celtyckim dominuje irlandzka. Bretońska ma wyjątkową rytmikę. Nie zrezygnujemy z muzyki Zielonej Wyspy, ale zależy nam też na rozwinięciu właśnie bretońskiej części repertuaru.

Kiedy w takim razie możemy się spodziewać drugiej płyty?

G. Ch.: Mamy nadzieję, że we wrześniu uda nam się zaszyć gdzieś na pustkowiu i zebrać materiał. A kiedy ujrzy światło dzienne? Może na przyszłoroczny dzień św. Patryka.

Jak wygląda w Beltaine praca nad materiałem?

G. Ch.: Nie ma na to żadnej reguły. Czasem jest tak, że wpadnie jakiś utwór w ucho, przynosi się go na próbę i automatycznie wchodzi do repertuaru. Innym razem jest to już melodia naszego autorstwa, która jedynie bazuje na muzyce tradycyjnej.

Ł. K.: Jedna osoba przynosi jakąś zasłyszaną lub skomponowaną melodię, ale pracę nad całością brzmienia wykonuje już cały zespół.

Wróćmy na chwilę do Waszej pierwszej płyty. Pojawił się na niej sitar. To zaskoczenie dla wszystkich, którzy pierwszy raz jej słuchali.

G. Ch.: Często zarzuca nam się, że do muzyki celtyckiej podchodzimy w mało celtycki sposób. My zaś wychodzimy z założenia, że w tradycyjny sposób mogą grać Irlandczycy, Szkoci czy Bretończycy. Jesteśmy Polakami, w związku z czym nie musimy jej grać tak, jak oni, gdyż byłoby to odtwórcze. Stąd też nasza otwartość na łączenie różnych stylów muzycznych. Dlatego też zdarza nam się ożenić utwór bretoński z melodią z Dalekiego Wschodu, a innym razem oprzeć się na tematach żydowskich.

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na festiwalu w Będzinie!

Skrót artykułu: 

Debiutancki krążek "Rockhill" śląskiego Zespołu Muzyki Celtyckiej Beltaine wystartował w konkursie na Folkowy Fonogram Roku 2004 oraz w konkursie "Wirtualnych Gęśli" 2005 - najlepszej zdaniem internautów płyty folkowej 2004 roku. W drugim z nich zajął pierwsze miejsce przed dwudziestoma innymi wydawnictwami. Grupa zagrała podczas kwietniowej "Nowej Tradycji" w koncercie laureatów.

Dział: 

Dodaj komentarz!