Fot. w tekście M. Woch: 1) koszyczek wielkanocny; 2) gospodarstwo w Wólce Kątnej; 3) mieszkanka Wólki Kątnej
Zwyczaj kolędowania w Polsce był związany z pięcioma świętami: Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, zapustami, Wielkanocą oraz Zielonymi Świątkami. Połączony był z odwiedzaniem domów przez śpiewaków-kolędników. Pieśni przez nich wykonywane miały charakter przedstawiający, życzący, a także pochwalny.
Repertuar kolęd wiosennych jest zróżnicowany. Wyróżniamy pieśni związane z obrzędami gaika (lub nowego latka, tj. Nowego Roku) oraz wielkanocnego dyngusa. Jak twierdzi Gustaw Juzala w książce Semantyka kolęd wiosennych. Studium folklorystyczno-etnomuzykologiczne, pieśni wielkanocne są w Polsce stosunkowo rzadko spotykane. W opinii badacza zwyczaj kolędowania wiosennego ma charakter noworoczny, ponieważ przypada na początek nowego roku wegetacyjnego: „Nowym rokiem była dla Słowian-rolników pierwotnie wiosna, czas rozpoczynania prac polowych”[1].
Jerzy Bartmiński zauważa, że przebieg kolędowania wiosennego w Polsce jest tożsamy z noworocznym biłgorajskim dunajowaniem[2]. W obu przypadkach możemy wyróżnić charakterystyczne części składowe obrzędowego schematu: „podejście pod dom cichuteńko, po kryjomu; pytanie o pozwolenie śpiewania; wykonanie pieśni religijnych przedstawiających w tym przypadku [kolęd wielkanocnych – M.W.] zmartwychwstanie Chrystusa (ze wspomnieniem Jego męki), a w kolejności zawierających życzenia i pochwałę gospodarzy i ich córki (syna), po czym zwyczajowo następuje przymówka o datek, a po jego otrzymaniu podziękowanie”[3].
W Polsce spotykamy się z różnymi nazwami wiosennych wizyt kolędników w domach gospodarzy w zależności od specyfiki obrzędu oraz obszaru występowania tej tradycji. Bartmiński pisze o chodzeniu po dyngusie, po wykupie, z gaikiem-maikiem czy nowym latkiem. Juzala dodaje określenia chodzenie po racyj, z wyrockami, z Allelujo.
Nazwa pieśni włóczebne (wałaczobne, wałaczonne, wołoczebne, wołoczewne itp.) na określenie kolęd wiosennych ma najszerszy zasięg na Podlasiu, Białorusi i w rejonie Smoleńska w Rosji[4]. W regionie podlaskim spotykamy się z licznymi obocznościami w nazwie pieśni, m.in.: włócebne, włoczebne, włoczonne, wołoczebne, wołoszewne. „«Włóczebne» to nazwa daru, poczęstunku, datku dla grupy odwiedzającej domostwa, także nazwa daru przygotowanego dla chrześniaków na Wielkanoc przez rodziców chrzestnych. «Włoczebne» to także nazwa daniny wprowadzonej przez Zygmunta Augusta w Wielkim Księstwie Litewskim. Funkcjonowała ona jeszcze w XVIII wieku. «Włoczebne» była to danina od ilości posiadanego gruntu, liczby posiadanych włók. Możliwe, że nazwa daniny została przeniesiona na nazwę obrzędowego daru, jaki dostawali śpiewacy, a nazwa daru stała się podstawą nazwy gatunkowej wielkanocnej kolędy”[5].
Według Janiny Szymańskiej słowo włóczebny ma związek z czynnością bronowania pola przy pomocy brony, czyli włóki[6]. Teorię tę potwierdza tematyka kolęd wiosennych adresowanych do gospodarza. Przeważają w nich bowiem wątki związane z uprawą pola. Istnieją również inne argumenty przemawiające za tą teorią. Wschodniosłowiańscy językoznawcy i folkloryści zwracają uwagę na związek nazwy wałaczobne z agrarnymi zwyczajami, wywodząc to słowo od woloczit' – ‘tarzać się po ziemi’, co przywodzi na myśl teksty wiosennych kolęd, w których gospodarz tarza się po żniwach, by ziemia jeszcze rodziła[7]. Według białoruskiej etymologii ludowej nazwa pieśni pochodzi od włóczenia się po nocy, o czym często wspominają teksty pieśni wielkanocnych: wałaczabniki wałaczyli sia.
Nazwa konopielka, odnosząca się do pieśni adresowanej do panien, jest charakterystyczna dla Podlasia[8]. W podlaskich pieśniach włóczebnych to młoda dziewczyna kryje się pod metaforycznym określeniem konopielka. Konopie miały związek z bogactwem i płodnością. Były również wykorzystywane we wróżbach miłosnych. W pieśniach włóczebnych konopielka pojawia się tylko w utworach adresowanych do panien.
Pieśni wołoczebne na Wileńszczyźnie nazywane są łałymki, ałałymki po polsku, a lalinkos po litewsku. Pochodzenie nazwy gatunku można wiązać z refrenem występującym w tych utworach: łałym, łałym daj łałym, ej lalo, ej łołam.
Nazwy grupy śpiewaków również zależały od obszaru, na którym zjawisko występowało. W języku polskim: łałownicy, łałykowniki, alelujnicy, alelujniki (rejon wileński); wałaûniki (okolice Dziewieniszek), ołówniki, ołowniki, ałaûniki (okolice Trok). Na Podlasiu grupy te nazywano: włócczebnikami, wołoczebnikami, wołokalnikami, wołokowniczkami, wołokannikami[9].
Kolędowanie wielkanocne odbywało się od wieczora Niedzieli Wielkanocnej po świt Wielkiego Poniedziałku. Bartmiński wspomina również o poniedziałkowych odwiedzinach, podczas których panny oblewano wodą[10].
Odwiedzanie domów i śpiewanie pieśni w czasie świąt Wielkanocy było domeną kawalerów. Uczestnictwo żonatych mężczyzn w tym obrzędzie było niepożądane. Często, aby zrobić lepsze wrażenie i pozyskać w zamian bardziej wartościowe podarki, śpiewacy brali ze sobą skrzypka lub harmonistę. We wsiach kolędnicy skupiali się w tzw. kompanie i chodzili od domu do domu, w pieśniach składając gospodarzom życzenia urodzaju. Pannom życzono udanego zamążpójścia. Co ciekawe, nie śpiewano „nieczystym pannom”, czyli niezamężnym kobietom z dziećmi. Zazwyczaj kolędnicy śpiewali pod oknami domów. W zamian za życzenia śpiewacy otrzymywali od gospodarza kiełbasę, jajka czy też kieliszek wódki. Jeżeli nie dostali zapłaty, mścili się, śpiewając pieśni z życzeniami nieurodzaju lub te, które wróżyły staropanieństwo córki gospodarza. Ludzie bali się złorzeczących pieśni, więc najczęściej hojnie obdarowywali kolędników.
Zwyczaj wiosennego kolędowania w Polsce jest zwykle rozpatrywany na tle szerszego obszaru bałtosłowiańskiego. Znany był wszakże na Litwie, Łotwie (wśród polsko- i białoruskojęzycznej ludności Łatgalii), Ukrainie i na pograniczu białorusko-rosyjskim.
Na pograniczu polsko-białoruskim mamy do czynienia z występowaniem dwóch wersji językowych pieśni wielkanocnych. Warianty w języku polskim występują na Podlasiu – od Biebrzy na północy do Narwi na południu[11]. Białoruskie wersje pieśni spotykamy natomiast na Białostocczyźnie – wszędzie tam, gdzie żywe są gwary języka białoruskiego. Ryszard Wojciechowski uważa, że konopielki to białoruskie pieśni śpiewane w języku polskim[12]. Opinia ta świadczy o żywym zjawisku przenikania się języków, co jest charakterystyczne dla obszarów pogranicznych.
Podobnie jak na pograniczu Polski i Białorusi, również na Wileńszczyźnie spotykamy bardzo często kolędy wiosenne w języku polskim. Pieśni te wykonywane są po polsku także na Łotwie, dokładnie w jej wschodniej części, Łatgalii – dawnych Inflantach Polskich. W niektórych częściach tego regionu śpiewano tylko pieśni kościelne oraz składano życzenia, ale pieśni życzących nie wykonywano[13].
Myśmy przyszli po dyngusie, czyli tradycja wciąż żywa?
Niestety, w Polsce zwyczaj kolędowania wielkanocnego zanika. Jednak na Lubelszczyźnie wciąż możemy napotkać ślady tej tradycji. Jest ona nazywana przez osoby starsze chodzeniem po dyngusie[14]. Kolędowanie, o którym wciąż możemy usłyszeć we wspomnieniach, było podzielone na dwa dni. Dynguśnicy, czyli grupy kawalerów w różnym wieku, pojawiali się pod oknami domów w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek. Wtedy śpiewali pieśni opowiadające o Męce i Zmartwychwstaniu Pańskim, ale nie pieśni kościelne. Wykonawcom kolęd akompaniowano na dzwonkach.
Oto przykład pieśni o Męce Pańskiej[15]:
Myśmy przyszli po dyngusie,
Będziemy śpiewać o Jezusie;
O Jezusie i o Synie,
Kto w Boga wierzy,
Ten nie zginie.
Wielgi Czwartek, Wielgi Piątek
Cierpiał Pan Jezus za nas smutek;
Za nas smutek, za nas rany,
Bośmy wszyscy chrześcijany.
Trzech Żydowców jak katowców
Pana Jezusa umęczyli,
Krew przenajświętszą wytoczyli.
Aniołowie się dowiedzieli
I czym prędzej przybieżeli.
Krew przenajświętszą pozbierali;
Pozbierali, pościerali
I do raju odesłali.
Po tej części kolędowania następował zwrot do panny[16], jeżeli taka była w domu gospodarza. Wiązało się to zazwyczaj z zalotami kawalerów. Zwroty do panny miały różne formy, przytoczę w tym miejscu dwa z nich:
Nie przyszliśmy tutaj kręcić,
Wstawaj Janka żyto święcić!
lub
Od kaliny do kaliny,
Wyłaź, Janka, spod pierzyny!
Gdy chłopcy już uradowali pannę, wyśpiewując pod oknem przyśpiewkę z jej imieniem, gospodarz i gospodyni obdarowywali dynguśników jedzeniem, dawniej przeważnie jajkami i obowiązkowym kieliszkiem wódki, później także datkami pieniężnymi. Gdy gospodarze nie odwdzięczyli się należycie kolędnikom, śpiewacy potrafili zemścić się na skąpych słuchaczach, odśpiewując pod oknem obraźliwą i najczęściej wulgarną przyśpiewkę, na przykład:
A w tej chałupce,
Same gołodupce,
Same nic nie majo
I w garki srajo
Drugim dniem kolędowania był Poniedziałek Wielkanocny. Rankiem grupy chłopców w różnym wieku przychodziły do domów, w których mieszkały panienki. Kolędnicy ubrani byli elegancko. Trzech z nich stało na czele grupy. Chłopiec stojący pośrodku trzymał krzyż, pasyjkę przystrojoną różnobarwnymi wstążkami. Głowa Jezusa wiszącego na krzyżu przystrojona była półokrągłym wianuszkiem z kwiatów. Dwóch pozostałych chłopców, stojących na czele grupy, również posiadało rekwizyty. Jeden z nich trzymał dzbanek ze święconą wodą oraz kropidło, a drugi obraz Jezusa Zmartwychwstałego. Kolędnicy śpiewali pieśni kościelne, pojawiające się również w tradycji śpiewu wołoczebników, takie jak: Chrystus zmartwychwstan jest oraz Wesoły nam dzień dziś nastał. Chłopiec trzymający dzbanek ze święconą wodą i kropidło święcił cały dom, a gdy grupa chciała, by wizyta nabrała charakteru zalotów, kropiono dziewczęta wodą święconą. Im panna bardziej się chłopcom podobała, tym bardziej przemoczona zostawała po wizycie kolędników. Czasem zamiast wody święconej chłopcy używali perfum. Zwyczaj ten przyjął się w nowszej tradycji i niebawem nie noszono już żadnych innych rekwizytów prócz perfum. Tego dnia kolędnicy również dostawali podarki w zamian za swoje śpiewy.
Koniec wizyty kolędników zwiastowało pożegnanie w formie krótkich życzeń pomyślności dla gospodarza i innych domowników:
Za kolędę dziękujemy
Szczęścia, zdrowia Wam życzemy![17]
Zwyczaj chodzenia po dyngusie znany na Lubelszczyźnie współcześnie charakteryzuje się zarówno wieloma podobieństwami, jak i różnicami w stosunku do dawnej tradycji kolędowania wiosennego. Grupy kolędników w obu przypadkach złożone są z chłopców będących kawalerami. Zarówno dawniej, jak i dziś w obrzędzie pojawia się akompaniament muzyczny, choć w dawnych czasach kładziono na niego znacznie większy nacisk.
Zasadniczo nie zmienia się cel chodzenia z pieśniami – chłopcy chcą „śpiewać o Jezusie”, zostać obdarowani przez gospodarza oraz adorować panienki. Jednakże wraz z upływem czasu aspekt religijny zdaje się zanikać na rzecz zalotów. Warto zauważyć, że dawniej pojawiały się również pieśni życzące dla kawalerów, z czym nie spotkałam się współcześnie. W odniesieniu do pierwotnego zwyczaju kolędowania wielkanocnego podstawową różnicą wydaje się być to, iż chodzenie po dyngusie wiąże się również z odwiedzaniem domów gospodarzy w poniedziałkowy poranek. Kolędnicy przestępują zatem próg domu, nie śpiewają jedynie pod oknami. Zmiany w repertuarze dynguśników spowodowane są rozłożeniem pieśni na dwie wizyty. Pieśni kościelne, które włóczebnicy śpiewali w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny, grupy chodzące po dyngusie wykonują w poniedziałkowy ranek. W obu przypadkach mamy również do czynienia z zemstą kolędników na skąpych gospodarzach. Jednak dawniej obawiano się otrzymać złą wróżbę, co wiązało się z magiczną mocą życzeń. Wraz z upływem czasu strach ustąpił dumie gospodarzy („jeżeli nie dam hojnej zapłaty za kolędowanie, nazwą mnie gołodupcem”).
Wydaje się, że większość różnic pomiędzy porównywanymi zjawiskami wynika z dystansu czasowego, który dzieli kolędników dawnych i współczesnych. Tradycja ewoluuje, zmienia się, a w konsekwencji być może całkowicie zaniknie. Można jednak dostrzec bardzo wyraźnie, na jakim podłożu wyrósł zwyczaj chodzenia po dyngusie, który mogliśmy jeszcze do niedawna obserwować na wsiach Lubelszczyzny podczas Świąt Wielkanocy.
Marta Woch
studentka II roku filologii polskiej UMCS.
[1] G. Jurzala, Semantyka kolęd wiosennych. Studium folklorystyczno-etnomuzykologiczne, Warszawa 2012, s. 16. Fakt ten zauważyło wcześniej wielu badaczy, zob. m.in. J. Bartmiński, Polskie kolędy ludowe. Antologia, s. 38-39.
[2] J. Bartmiński, dz. cyt., s. 38-39.
[3] Tamże, s. 16-17.
[4] G. Juzala, dz. cyt., s. 16-17.
[5] Tamże, s. 16-17.
[6] J. Szymańska, Podlaskie pieśni „włóczebne”, [w:] Etnolingwistyka 1992, t.5., s. 98.
[7] Tamże, s. 54.
[8] Tamże, s. 54.
[9] Tamże, s. 58.
[10] J. Bartmiński, dz. cyt., s. 17.
[11] G. Juzala, dz. cyt., s. 52.
[12] Tamże, s 52.
[13] Tamże, s. 53.
[14] Badaniem tej tradycji zajmował się J. Bartmiński (por. J. Bartmiński, Podlubelski „śmigus”, czyli kolędowanie wielkanocne, „Region Lubelski” 1988, r. 3, s. 239).
Swoją pracę opieram na relacjach mieszkańców Abramowa i Wólki Kątnej oraz na własnych wspomnieniach zwyczaju, z którym miałam okazję spotkać się jako dziecko, przebywając we wsi Łukawka (województwo lubelskie). W relacjach, których miałam okazję wysłuchać, nie pojawiały się pieśni życzące dla gospodarza. Należy jednak podkreślić, że były one typowe dla zwyczaju kolędowania wielkanocnego.
[15] Jest to wariant pieśni o Męce Pańskiej pochodzący z relacji mieszkanki Wólki Kątnej. Kolęda ta jest zbiorem fragmentów pojawiających się w tekstach zebranych przez J. Bartmińskiego w antologii Polskie kolędy ludowe. Podobne fragmenty odnajdujemy w pieśniach Alleluja, biją dzwony oraz My chodzimy po dyngusie.
[16] Jest to zapewne wspomnienie kolędy dla panny. Teksty, które przytaczam, są zawołaniami pozbawionymi części życzącej. Warto pamiętać, że dawniej były one rozwinięte i posiadały elementy typowe dla tego gatunku. Pełne treści przykładowych kolęd wielkanocnych dla panny możemy odnaleźć w antologii Polskie kolędy ludowe pod red. J. Bartmińskiego.
[17] Wariant życzeń pożegnalnych; rozwinięcie zawołania odnaleźć można we wcześniej wspomnianej antologii J. Bartmińskiego, w pieśni My chodzimy po dyngusie.
Zwyczaj kolędowania w Polsce był związany z pięcioma świętami: Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, zapustami, Wielkanocą oraz Zielonymi Świątkami. Połączony był z odwiedzaniem domów przez śpiewaków-kolędników. Pieśni przez nich wykonywane miały charakter przedstawiający, życzący, a także pochwalny.