Muzyka wyszukana

[folk a sprawa polska]

Pod koniec listopada jeden z dzienników donosił w swym artykule, że "rock'n'roll w końcu umarł", a dalej, że "nie ma już 'miejskiego hip-hopu', 'soulu' ani 'nowej fali' - jest muzyka 'romantyczna', 'do ćwiczeń' albo 'do pociągu'. Słuchacz lub czytelnik o słabych nerwach mógłby się przerazić. Uspokajam więc, że powyższa refleksja (bo chyba jednak nie do końca informacja) bierze się z obserwacji i analizy danych na popularnych serwisach internetowych, udostępniających legalnie muzykę.

Oczywiście, bez kłopotu można byłoby zgodzić się z faktem, że gatunkowe podziały w muzyce bywają bardzo względne, arbitralne i nie zawsze uzasadnione. Aż boję się wspominać (choć z drugiej strony trudno nie wspomnieć) o tym, ile zażartych bojów stoczono w imię ustalenia granicy albo obszaru znaczeniowego terminu "folk". Myślę jednak, że jeśli ktoś używa terminu punk rock, hip-hop czy soul - wszyscy mniej więcej wiemy, co ma na myśli. Obawiam się że jeszcze bardziej względny, labilny i niejasny będzie sens pojęcia "muzyka do pociągu", bo jak tu się dogadać, kiedy jeden lubi podróżować z muzyką filmową, inny z heavy metalem, free jazzem czy - dajmy na to - z folkiem. Na szczęście to nie mojej głowy problem, raczej chyba panów "od promocji" ze wspomnianych serwisów, którzy w ten sposób próbują skierować uwagę na siebie.

Moja uwagę przyciągnął nieco inny problem. Oto bowiem zanim muzyka folkowa straci (ewentualnie) swą gatunkową przynależność i "terminologiczną" tożsamość w sklepach internetowych, pojawia się inne pytanie. Takie mianowicie: jaka jest aktualna (i realna, nie wirtualna) pozycja folku w sklepach muzycznych - o ile w ogóle można go znaleźć, co nie zawsze jest oczywiste.

W tak zwanych dobrych sklepach muzycznych - niespodzianek co nie miara. W wielu z nich znajdziemy regał czy półeczkę z tytułem "muzyka folkowa" albo "etniczna", czy też (rzadziej) "muzyka świata". Pod tymi dumnymi hasłami odnajdziemy jednak bogactwo wszelakie: pieśni żołnierskie i harcerskie, szanty, poezja śpiewana, płyty zespołów pieśni i tańca, piosenki religijne, składanki o egzotycznych tytułach i niezidentyfikowanej zawartości, czasem rzeczywiście folkowe płyty - i jeszcze sporo innych drobiazgów. Słowem, regał/półeczka z tytułem "muzyka folkowa" tak naprawdę powinien się nazywać "varia" - byłoby nieco bardziej trafnie.

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że oto interesującej nas muzyki w ogóle nie ma w sklepach lub jest w tak znikomym procencie jak wyżej opisany. Otóż, folkowe nagrania bywają, a jakże, na wielu innych półkach. Na jakich? To już zależy od wielkości sklepu (i rosnącej wraz z tą wielkością różnorodności muzycznych przegródek) oraz od pomysłowości personelu. Możemy więc folkowych wydawnictw szukać na półkach z muzyką polską, ale i zagraniczną (sic!), oczywiście z muzyką żydowską, ale czasem też tam gdzie alternatywa/mocne brzmienia, oczywiście gdzie jazz, ale i muzyka religijna, naturalnie na rosnących w szybkim tempie regałach pod hasłem "składanki" - to wszak najwygodniejsza opcja dla ewentualnego niezorientowanego sprzedawcy. Kiedy więc kilka dni temu zobaczyłem w jednym z "sieciowych" poznańskich sklepów nową płytę Karoliny Cichej wyeksponowaną (tak!) na półce z "muzyką polską" pomyślałem, że to nie najgorsza opcja.

Można by bowiem z tej historii wyciągnąć wniosek, że sytuacja beznadziejna, bo tyle jest obiektywnych przeszkód, że fan folku nigdy nie odnajdzie go tam, gdzie się go spodziewa. Te przeszkody to nie tylko niewiedza sprzedających, ale i fakt, że przecież sporo "folkowych" płyt równocześnie przynależy do kategorii jazz, muzyka żydowska, religijna, etc. Nie mówiąc o tym, że - koniec końców - wszystkie należą do kategorii "muzyka polska".

Z drugiej strony - sympatyk folku, idąc do sklepu, wie czego szuka, więc jest szansa, że nie zwiodą go drogi i bezdroża płytowych regałów. Z kolei przewrotnie można by pomyśleć, że ktoś, kto nigdy nie zbliżyłby się do półeczki z "muzyką etniczną" ma szansę natrafić na płytę folkową, gdy stoi ona pośród popowych czy jazzowych gwiazd. Zapytam więc na koniec: może to taka celowa strategia?

Zresztą, w nadchodzących czasach, gdy muzyka będzie się dzieliła na tę "do pociągu", "do ćwiczeń" (pewnie też "do kuchni", "do ogródka", etc.) odrobina doświadczenia w poszukiwaniu muzycznych nieoczywistości na pewno się przyda.

PS. A wspomnianą płytę Karoliny Cichej polecam z całego serca! Nie zawiedziecie się, na którejkolwiek półce byście jej nie znaleźli…

Skrót artykułu: 

Pod koniec listopada jeden z dzienników donosił w swym artykule, że „rock’n’roll w końcu umarł”, a dalej, że „nie ma już >miejskiego hip-hopu<, >soulu< ani >nowej fali< - jest muzyka >romantyczna<, >do ćwiczeń< albo >do pociągu<”. Słuchacz lub czytelnik o słabych nerwach mógłby się przerazić. Uspokajam więc, że powyższa refleksja (bo chyba jednak nie do końca informacja) bierze się z obserwacji i analizy danych na popularnych serwisach internetowych, udostępniających legalnie muzykę.

Autor: 

Dodaj komentarz!