Muzyka w Muzeum

Z początkiem nowego tysiąclecia w Warszawie ruszył cykl imprez pod nazwą „Muzyka w Muzeum”. Odbywające się każdego miesiąca koncerty w Muzeum Etnograficznym w Warszawie (ul. Kredytowa 1) poświęcone są szeroko rozumianej niezależnej scenie folkowej. Zależy nam na zaprezentowaniu „prawdziwków”, muzykantów, kuglarzy z Polski i zagranicy oraz zespołów dalekich od cepelii, agrarnej ortodoksji, odpornych na plebejski zaduch i wszechobecną, pasożytniczą infekcję folko-polo z jej chronicznymi atrybutami w postaci kierpców, białych koszul, czerwonych korali i chłopoplagiatomanii. Każde spotkanie związane jest z wydarzeniem kalendarzowym, słowiańskimi obrzędami i świętami. Przewidujemy również poczęstunki tradycyjnej kuchni prezentowanych kultur i regionów. Do tej pory odbyły koncerty: „Karnawałowe muzykowanie” (26.01.) w ramach którego wystąpiły Kaptoszki, Stara Lipa, Kapela ze Wsi Warszawa i Syrbacy, „Ostatki, czyli między nami Słowianami i Celtami” (27.02.01) – zagrały Dudy Juliana, Meltrad, Kaptoszki, Slainte!, Kapela ze Wsi Warszawa i Varsovia Manta. W marcu, dwudziestego trzeciego, miał miejsce koncert „Postne granie”, na którym wystąpili Werchowyna, Justyna Gabska i Dekameron. Poniżej zamieszczamy dwie relacje.

KARNAWAŁOWE MUZYKOWANIE


Dnia 26. stycznia 2001 roku w stołecznym Muzeum Etnograficznym miała miejsce inauguracja nowej, comiesięcznej imprezy folkowej "Muzyka w Muzeum".

Jako pierwsze wystąpiły Kaptoszki z Puszczy Kozienickiej. Zaczęli utworem nazwanym przez siebie "Szybkim oberem", by następnie zapodać "Przejazdowego", troszkę wolniejszego, grywanego niegdyś z okazji przyjazdu młodożeńców do domu. Potem zagrali polkę trashową oraz "Kazikowy ober", czyli solowy popis Krzaka na skrzypcach. Do kapeli dołączyła wokalistka Kasia, by zaśpiewać "Hej, tam na rzece...", dość skandynawsko brzmiącą ze względu na basy. I ponownie - jako trio - zagrali kolejnego, transowego obertasa, co spowodowało zwiększenie liczby tańczących. Na koniec ich występu Kasia ponownie zaśpiewała piosenkę o Jasiu, który pokłócił się z Kasią właśnie. A na bis - kolejnego oberka. Kaptoszki zapodały surowy, kozienicki folklor, sądzę, że są na dobrej drodze...

Po nich na scenie zameldowała się warszawska Stara Lipa. Na wstępie Maciek Cierliński zaprezentował możliwości "zfuzowanej" liry korbowej , sekundkę później dołączył bardzo rootsowy bęben, całość po chwili przeszła w brzmienie delikatniejsze (mała cytra, skrzypce, flet, saz i spokojniejsze, ale wciąż szybkawe bębny). Następnie zabrzmiała wolno-szybka, instrumentalna "Monteska", czyli mariaż polskiego folku i starej francuskiej piosenki, później dawny, autorski kawałek Starej Lipy "Głupek" z trashowa mandoliną na wstępie, by przejść w klimacik rootsowo-skrzypeczkowy, aż do użycia drumli. I tu zmiana klimatu - "Taniec misia", trochę celtycki, spokojniejszy (nie na długo), pod sceną kółko graniaste przeistoczyło się w lekkie folk-pogo, by ustać przy kolejnych, dość skomplikowanych rytmach. Następnie publiczność usłyszała mariaż śląskiej piosenki i art-folku. Zakończyli w klimacie bretońskim, a na bis "Kalino, Malino...". Stara Lipa wypadła nieco inaczej niż pół roku temu w stołecznym "Lapidarium", na pewno pełniej i ciekawiej, momentami metalowo.

Po kwadransie przerwy, na scenę wkroczyła formacja Kapela Ze Wsi Warszawa w troszkę niepełnym składzie. Na początek zabrzmiała piszczałka, po niej cymbalistka Marta Stanisławska (Zespół Polski, Des Orient) z wolna rozwijała nastrojowy klimacik, do nich dołączyły bęben i suka biłgorajska. Po takim wstępie Maciej Szajkowski (jeden z organizatorów tego koncertu) zaprosił do wspólnej zabawy przy "Powolniaku", który jednak bardzo wolny nie był, ludziska ruszyli do tańca, toteż kolejny kawałek (w tekście było coś o babach) był klimatem zbliżony do "Powolniaka", lecz miał rootsowo-bębnowe przejściówki. Po nich nastąpiły kolejne "hardkory z obory" (termin lansowany przez Maćka), istotnie tempo było zbliżone do starego, dobrego HC, a następnie Kapela zapodała przyspieszający z czasem oberek "Jasio Nowy", kultowe już "Jechały baby", nieco wolniejsze "Do Ciebie, Kasiuniu, do Ciebie jedziemy...". Potem usłyszeliśmy znane "Pada deszczyk, pada..." z rewelacyjnymi cymbałami i na koniec wolny transik - balladę "... wianka nie miała..." (albo jakoś tak, akustyka troszeczkę szwankowała) i szybki trash "Kajzer Majzer" połączony z konkursem na najlepszą parę taneczną. Kapela mimo braku dwóch wokalistek wypadła w porządeczku.

Jako ostatni tego wieczoru wystąpili Syrbacy z Grodziska Mazowieckiego, pod dowództwem Antoniego Kani, którzy przywieźli ze sobą całą masę bardzo nietypowych instrumentów. Na początek zagrali dwie pastorałki, jedna transowa, a druga utrzymana troszeczkę w klimacie folku miejskiego ("... wara chłopy uod tej szopy...") z kwaczącym zakończeniem. Dalej zabrzmiało lekko country'owe "Spodobała mi się w Grodzisku dziewczyna...", kolbergowska "Lipka" w reggae'owej wersji z chóralną pomocą publiczności, następnie Antoni & CO zapodali folk-rap "Przyszedł chłop do domu", rytmiczny mariaż folku miejskiego i czeskich dobranocek. Kania zapowiedział rozpoczęcie części koncertowej, a kapela odpowiedziała na to szybką polką o tytule "Józek z Białego Dunajca w Chicago", utwór niesamowicie ciekawy ze względu na to, że były w nim krótkie solówki na wszystkim, co kapela miała pod ręką (czyli na drumli, malutkim akordeonie, trumpecie, śmiesznie kwaczących piszczałko-trąbkach a nawet drewnianej łyżce ze strunami, pompce od roweru "Ukraina" i wałku do ciasta!). Potem w akcji były diabelskie skrzypce kurpiowskie oraz dwugryfowa gitara w utworze "Poszedł w taniec, oberwaniec..." o kolesiu, z którym tańczyć chciały jedynie mężatki. W utworze tym w partii solowej wystąpiły tzw. cymbały kowalskie (podkowy różnej wielkości zawieszone swobodnie na pręcie). Następnie zabrzmiały rumuńskie skrzypce (z trąbką zamiast pudla rezonansowego) w klimacie folkloru polonii amerykańskiej z Chicago (taki specyficzny folkowy ragtajmik okraszony przeszkadzajkowymi trąbkami) oraz bluesik (także polonijny) "O, mała girl, weź urlop, jedź ze mną na Hel...". Po czym Syrbacy wrócili na Mazowsze: "ballada o miłości jednej dziewczyny do jednego chłopaka" (klawe połączenie country z typowo polskimi klimatami, "...toczyło się jabłuszko, aż się dotoczyło do dziewczyny łóżko..."), potem zapodali jeszcze przyśpiewkę radomską "Wojciechu, Wojciechu..." - podobne do "Hosadyny" i na bis skrócona do minimum "Lipka" (niech to będzie hymnem Mazowsza - prosił Kania).

Syrbacy to zespół trudny do zdefiniowania, mający niesamowity zbiór instrumentów (szacuneczek dla basistki grającej na tubmarynie - córki Antoniego Kani) z przymrużeniem oka łączą country, bluesa, folklor mazowiecki i miejski a momentami nawet ocierają się o kicz remizy strażackiej (ale z przymrużeniem oka, zatem pozytywnie).

Jeszcze parę słów o samej imprezie: mimo kłopotów technicznych ze sprzętem nagłaśniającym inaugurację cyklu imprez uważam za udaną. Sam pomysł, żeby takie koncerty odbywały się w Muzeum Etnograficznym jest świetny - to chyba najodpowiedniejsze miejsce na koncerty folkowe! Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, ze bilet kosztował tylko 5 zł. Jeżeli impreza rozwinie się zgodnie z założeniami jej pomysłodawców i twórców, to może wreszcie Warszawa doczeka się imprezy na miarę dawnej "Sceny Korzenie" czy nawet "Mikołajków Folkowych".


Ziutek

OSTATKI


Spotkanie zostało zorganizowane pod hasłem: "Między nami Celtami i Słowianami" i zgodnie z nim można było usłyszeć muzykę celtyckopodobną i swojskie obertasy na zmianę.

Koncert rozpoczęły Dudy Juliana, które irlandzkimi tańcami i piosenkami rozruszały publikę. Była to muzyka wpadająca w ucho, przyzwoicie zagrana na tradycyjnych instrumentach. Po nich, nadal w tym samym klimacie, wystąpił zespół Meltrad. Po długim instalowaniu się i przełączaniu kabelków nagłośnienia, kolumny ryknęły skrzyżowaniem szant z muzyką tzw. irlandzką i w niezmiennym rytmie "przeryczały" kolejne utwory. Zgodnie z zapowiedzią: "Gramy to, co stare i znane", wysłuchaliśmy ryczących wersji popularnych melodii pubowych i szantowych, po czym zespół ustąpił z estrady na rzecz Kaptoszek z Puszczy Kozienickiej. Kaptoszki wystąpiły w zmniejszonym składzie, odkąd ich ostatnio widziałam (ale to było już dość dawno), bez solistki, zagrały od ucha na swojska nutę używając niewielu instrumentów - taki trochę minimal-folk, robiąc furorę zwłaszcza utworem o starym a bogatym mężu (notabene w awangardowej, bardzo "minimalnej" aranżacji). W całkiem już gorącej atmosferze zagrała Kapela ze Wsi Warszawa, gospodarz koncertu, z Sylwią Świątkowską (Werchowyna, Goście z Nizin) na skrzypcach i fideli płockiej. Jak zwykle porządne granie. Po nich wystąpiła formacja Slainte!, którą tworzą znani już scenie folkowej muzykanci z innych zespołów. Bardzo przyjemna muzyka do słuchania, charakterystyczna dzięki dudom (Paweł Dziemski) i lirze korbowej (Maciek Cierliński), przenosząca dźwiękami na szkockie wrzosowiska.

Na koniec przewidziano występ Varsovii Manty. Zespół najpierw niepokojąco długo stroił się i instalował na scenie, po czym stwierdził, że brak im Jacka, bez którego ani rusz. Po krótkich, acz nerwowych poszukiwaniach Jacek się znalazł i zaczęli grać. Było głośno i "ludowo", jednak myślę, że nie tylko mi się wyrwało nostalgiczne westchnienie za starą, a nawet tą trochę późniejszą Varsovią... Nie wydaje się, żeby kierunek populistycznych (nie zaś jazzowych, jak głosiły zapowiedzi) aranżacji w rytmie "umpa-umpa" był najlepszym w historii tego zespołu, co jednak nie znaczy, że jest on zupełnie niestrawny dla rozbawionych słuchaczy. Wypada mieć nadzieję, że Varsovia po przerwie jeszcze zbierze siły i jeszcze zachwyci, jak to niegdyś bywało.

Wypróbowana publika dopisała i bawiła się bardzo dobrze, na ile tylko ciasnota pozwoliła. Organizatorzy oceniają, że w koncercie brało udział około 500 osób. Informacja o "Muzyce w Muzeum" oprócz zwykłych źródeł, tj. poczty pantoflowej i internetu, została podana w piątkowym "Co jest grane" Gazety Wyborczej. Dzięki temu mogły na nią przyjść również osoby spoza "mafii" folkowej, takie jak np. wyelegantowane starsze panie zrzeszone w pobliskim Klubie Seniora. To jest zresztą fajne, że na podobnych imprezach spotyka się zawsze tych samych ludzi, tworzy się sympatyczna atmosfera. Wśród grupki tańczących organizatorzy wyłowili mistrzów parkietu i najlepszej parze wręczyli uznaniową nagrodę w postaci kilku numerów "Gadek z Chatki", ku ogólnej uciesze lub też zazdrości pozostałej publiczności.

Idea comiesięcznych koncertów, promujących nowe i stare zespoły grające muzykę folkową jest jak najbardziej słuszna, zwłaszcza wobec nachalnego naporu folko-polo (jak to ładnie określił Maciek Szajkowski na stronach "terry") - wypada tylko trzymać kciuki, by nie padła po trzech czy czterech spotkaniach.


Joanna Zarzecka


MUZYKA W MUZEUM


Kontakt z organizatorem:
Maciej Szajkowski (Kapela ze Wsi Warszawa)
Kapelazewsi@onet.pl
tel. 0603 188 744


Informacje na temat byłych i przyszłych koncertów można znaleźć na stronie internetowej www.terra.pl

Kolejne edycje "Muzyki w Muzeum
27.04.2001 - "Po Wielkiej Nocy"
25.05.2001 - "Majówka"
31.08.2001 - "Z wakacji"
28.09.2001 - "Pożegnanie Lata"
26.10.2001 - "Zaduszki"
30.11.2001 - "Andrzejki"
14.12.2001 - "Kolędy i Pastorałki"

Koncertom patronują:
Pismo folkowe "Gadki z Chatki"
Folkzine
TV Polonia
www.terra.pl
Gazeta Wyborcza

I wspierają:
Lista dyskusyjna Muzykant - muzykant@man.Torun.pl
Koło Naukowe Archeologii, Etnologii i Etnografii Muzycznej przy Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego "Hawalagil"

Skrót artykułu: 

Z początkiem nowego tysiąclecia w Warszawie ruszył cykl imprez pod nazwą „Muzyka w Muzeum”. Odbywające się każdego miesiąca koncerty w Muzeum Etnograficznym w Warszawie (ul. Kredytowa 1) poświęcone są szeroko rozumianej niezależnej scenie folkowej. Zależy nam na zaprezentowaniu „prawdziwków”, muzykantów, kuglarzy z Polski i zagranicy oraz zespołów dalekich od cepelii, agrarnej ortodoksji, odpornych na plebejski zaduch i wszechobecną, pasożytniczą infekcję folko-polo z jej chronicznymi atrybutami w postaci kierpców, białych koszul, czerwonych korali i chłopoplagiatomanii. Każde spotkanie związane jest z wydarzeniem kalendarzowym, słowiańskimi obrzędami i świętami. Przewidujemy również poczęstunki tradycyjnej kuchni prezentowanych kultur i regionów. Do tej pory odbyły koncerty: „Karnawałowe muzykowanie” (26.01.) w ramach którego wystąpiły Kaptoszki, Stara Lipa, Kapela ze Wsi Warszawa i Syrbacy, „Ostatki, czyli między nami Słowianami i Celtami” (27.02.01) – zagrały Dudy Juliana, Meltrad, Kaptoszki, Slainte!, Kapela ze Wsi Warszawa i Varsovia Manta. W marcu, dwudziestego trzeciego, miał miejsce koncert „Postne granie”, na którym wystąpili Werchowyna, Justyna Gabska i Dekameron. Poniżej zamieszczamy dwie relacje.

Dział: 

Dodaj komentarz!