Muzyczne odkrycie godne polecenia

W dyskusji udział biorą:

  • Jacek Jackowski - Instytut Sztuki PAN, Zakład Historii Muzyki, Zbiory Fonograficzne
  • Vlepkarz Ziutek - chemik analityk, dziennikarz muzyczny, DJ radiowy, żerca warszawskiej grupy obrzędowej WiD
  • Agnieszka Szczur - "Gadki z Chatki"
  • Adam Czech - socjolog kultury, autor "Sprzedawców wiatru"
  • Maciej Jędrzejko - Banana Boat; szantymaniak.pl; pomysłodawca i kierownik artystyczny festiwali szantowych (Zęza oraz World Music Fusion Festival Euroszanty&Folk Sosnowiec); modus vivendi trójpłytowego albumu oraz akcji charytatywnej „Zobaczyć Morze”, jachtowy sternik morski, lekarz
  • Izabela Kozłowska - prowadzi żydowską restaurację-galerię "Mandragora" w Lublinie

    Jacek Jackowski Instytut Sztuki PAN, Zakład Historii Muzyki, Zbiory Fonograficzne

    Pojęcie muzycznego odkrycia rozumiem w szerokim znaczeniu. Na co dzień pracuję z archiwalnymi nagraniami polskiej muzyki tradycyjnej zgromadzonymi w Zbiorach Fonograficznych Instytutu Sztuki PAN. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że każdego dnia dokonuję muzycznych odkryć, bowiem niejednokrotnie odtwarzane nagrania z tego liczącego ponad 100 tysięcy fonogramów zbioru słyszę po raz pierwszy. Zawsze wśród kilku godzin nagrań (taka dzienna porcja) odnajduję jakieś szczególne wykonania (styl wykonawczy), ciekawy, niespotykany repertuar, tekst, odmianę melodii. Zdarzają się perełki. Wtedy najczęściej przechodzimy z odsłuchu przez słuchawki na głośniki i wszyscy obecni w pracowni mogą delektować się takim odkryciem. Odkrycia muzyczne to także wykonawcy - śpiewacy i instrumentaliści, ich żywioł, temperament, fantazja, energia - materiał od razu na płytę. A wszytko to pokryte patyną historii. Czas i świat, którego już nie ma.

    Czasem wsłuchuję się też w odgłosy między pieśniami lub te brzmiące w tle, przypadkowo zarejestrowane podczas nagrania dokumentalnego in crudo; ktoś wchodzi i skrzypią drzwi, w tle płacze dziecko, słychać rozmowy, śpiewają ptaki, na podwórku szczeka pies, gdzieś w oddali przejeżdża skrzypiący wóz... I wtedy, w tych dźwiękach odkrywam świat dawnej wsi utrwalony w nagraniu, w muzyce, a także na fotografiach. Na nagraniu zarejestrowano konkretny czas - stop klatka w czyimś realnym życiu, pośród codziennych trosk i zmartwień. Czas, kiedy jeszcze nie było mnie na świecie!

    Pamiętam, jak podczas studiów na Akademii Muzycznej zamykałem się w fonotece i zamiast płyt z symfoniami słuchałem tzw. efektów muzycznych z działu "odgłosy wsi". Powrót do czasu dzieciństwa. Odkrywanie wspomnień. Czasem wchodzę do sali archiwum i patrząc na setki metrów półek wypełnionych taśmami i płytami gdzieś wewnątrz słyszę tę muzykę, odgłosy (czasem mówimy na to "fonosfera").

    Muzyczne odkrycia to również nagrania w terenie. To odkrywanie ludzi - śpiewaków, instrumentalistów, którym muzyka towarzyszyła przez całe życie. To odkrywanie innego świata - znacznie trudniejszego i mniej wygodnego niż dzisiejszy - a jednak świata wypełnionego spontanicznym śpiewem i muzyką.


    Vlepkarz Ziutekchemik analityk, dziennikarz muzyczny, DJ radiowy, żerca warszawskiej grupy obrzędowej WiD

    Dla mnie jednym z największych odkryć muzycznych jest szeroko rozumiany nurt folkmetalowy. Gatunek ten co prawda powstał już jakiś czas temu za sprawą m.in. brytyjskiej grupy Skyclad ale wciąż dynamicznie się rozwija i to nie tylko na Zachodzie ale, i przede wszystkim w innych regionach geograficzno-muzycznych z Europą Środkową i Wschodnią na czele. Takie grupy jak fińskie Korpiklaani, rosyjskie Arkona, Pagan Reign, czy Butterfly Temple, morawskie formacje Vesna, Żrec i Silent Stream of Godless Elegy, słowacki Arzen, łotewski Skyforger, estoński Metsatoll, chorwacki Stribog, portugalski Dazkarieh, hiszpańskie Mago de Oz, niemieckie In Extremo, Corvus Corax i Onkel Tom, austriacki Percival i Hollenthon, irlandzki Cruachan, bułgarski Svarrogh, czy Balkandji, węgierska Dalriada czy Ektomorf, ukraiński Czur i Tin'Soncia, białoruska Kamaedzitsa, Znicz i Soncavarot to kapele, które stworzyły w szufladce "folkmetal" wiele nowych, często bardzo różnych od siebie dróg. A przecież wymieniłem tylko czołówkę. Folkmetal to, tak jak i cały metal (i folk) nie tylko muzyka, to także sposób na życie a nawet swoista religia. Wiele kapel folkmetalowych odwołuje się do dawnych tradycji, dawnych, przedchrześcijańskich tradycji łącząc w swej muzyce to, co najlepsze z brzmień metalowych i folkowych a i zdarzają się kapele chrześcijańskie (np. ukraiński Holy Blood). Wiele kapel folkmetalowych uformowało się w egzotycznych dla tego typu grania krajach: w Gruzji (np. Diaokhi), na Bałkanach, Ameryce Południowej (Brazylia - np. Tuatha na Dannan grająca z zacięciem celtyckim czy doskonale znana Sepultura, Chile - np. Paghania, kapitalne połączenie muzyki Indian z metalem, Argentyna - Tengwar), czy nawet w krajach islamskich (np. Iran - Arashk, Turcja - Mezarkabul i nie tylko). Sporo działa na dalekim wschodzie (np. Tajwan - Chthonic, Japonia - Onmyo-Za, Mongolia - folk/heavymetalowy Hurd) a nawet w Izraelu (słynny już Arafel łączący klezmerkę z blackmetalem).

    Folkmetal to bardzo udana fuzja folku właśnie z wszelakimi odmianami metalu od heavy przez thrash, doom i black, która stała się już odrębną gałęzią tak metalu, jak i folku. Myślę, że to była naturalna konsekwencja rozwoju muzyki światowej, która w udany sposób łączy powrót do tradycji i natury z nowoczesną muzyką. Znajdziemy w nim i szanty, i folk słowiański, i bałkany, i szczyptę klezmerki, i brzmienia orientalne... Nie dziwi to jednak - skoro na świecie jest tak wiele brzmień folkowych to logicznym wydaje się, że przełożyło się to na folkmetal.

    Folkmetal rozwija się także w Polsce, od jakiegoś już czasu obserwuję i słucham nagrań takich grup jak Percival Schuttenbach, Radogost, Slavland, Nów czy Żywiołak - i te, oraz kapele, które wymieniłem powyżej, często usłyszeć można w RadioWiDzie w środowych (i nie tylko) audycjach.


    Agnieszka Szczur "Gadki z Chatki"

    Moim muzycznym tegorocznym odkryciem był koncert gruzińskiego chóru Anchiskhati podczas festiwalu Szeszory na Ukrainie. Gdy pojawili się na scenie w pierwszym dniu koncertów wywołali niemałą furorę. Dystyngowani panowie w charakterystycznych strojach - czarne lub kremowe długie szaty - zrobili show, który najwyraźniej wymagał powtórzenia - zespół tego samego dnia zagrał ponownie na scenie. Anchiskati "robili cuda z głosem", od czasu do czasu dodając do tego gitarowe brzmienie. Mogłabym to porównać do głosowej kapueiry, jeden zaczyna, reszta odpowiada unikiem.

    Unikalne polifoniczne brzmienie tego męskiego chóru wywołuje ciarki na plecach, powala energią, czystością, różnorodnością skali głosowej i interpretacji śpiewanych na trzy głosy pieśni. Chór specjalizuje się zarówno w hymnach kościelnych, jak i pieśniach ludowych. Muzyka tradycyjna jest wciąż odkrywana na przez członków chóru, w którego skład zespołu wchodzi dwóch etnomuzykologów, czterech kompozytorów, pianista, matematyk i teolog.

    W 1988 roku podczas liturgii w kościele Anchiskhati znajdującym się w Tbilisi chór po raz pierwszy od ponad stu lat wyśpiewał pieśni zakazane podczas panowania rosyjskiego caratu i komunistycznego reżimu. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ to, iż mogłam usłyszeć Gruzinów miał dla mnie szczególne znaczenie. W niecały miesiąc później rozpoczął się konflikt na Kaukazie.


    Adam Czech socjolog kultury, autor "Sprzedawców wiatru"

    Celowo wybrałem przykład spoza Polski, liczę bowiem na to, że może któryś z naszych muzyków zainspiruje się i dostarczy mi choćby połowy takich wrażeń. Odkryciem ostatnich lat jest dla mnie folkowy projekt Bruce'a Springsteen'a, zwieńczony płytą "The Seeger Sessions" (2006). W Polsce, zajętej kolejną edycją "tańca na czymś", rzecz przeszła niemal bez echa, mówiono czasem tylko o jej politycznym, antybushowskim wydźwięku. Te konotacje narzucają się oczywiście same, zwłaszcza, że patronem przedsięwzięcia jest guru zaangażowanych politycznie folkowców - Pete Seeger.

    Tymczasem najciekawsze i właśnie odkrywcze jest to, że "Boss", kojarzony przez przeciętnego odbiorcę z rockiem i listami przebojów, w kilkunastu utworach dał radę streścić całą amerykańską tradycję muzyczną. Mamy tu utwory grane w XIX wieku podczas "minstrel shows", irlandzkie ballady, gospelowe hymny, pieśni robotnicze i do tego wszystkiego swingowy puls. Springsteen zestawił też instrumenty tak na pozór odległe jak bluegrassowe banjo, akordeon, jazzowe dęciaki i sekcja rytmiczna.

    Całość brzmi zaskakująco spójnie, a do tego zachwyca bijąca od tego albumu aura spontaniczności; "Seeger Sessions" nagrano w domu "Bossa" w dwa dni, a przy wyborze muzyków decydowała chyba bardziej chęć znalezienia pasjonatów niż wirtuozów.

    Płyta niezwykle wyraźnie pokazuje, że ludowe korzenie bluesa, country, jazzu i rocka splotły się tak dalece, że nie można ich dziś wypreparować. No i na dodatek - teraz nikt już nas nie przekona, że "białe jest białe, a czarne jest czarne".

    To nie jest fuzja tradycji z nowoczesnością. To jest muzyka.


    Maciej Jędrzejko Banana Boat; szantymaniak.pl; pomysłodawca i kierownik artystyczny festiwali szantowych (Zęza oraz World Music Fusion Festival Euroszanty & Folk Sosnowiec); modus vivendi trójpłytowego albumu oraz akcji charytatywnej „Zobaczyć Morze”, jachtowy sternik morski, lekarz

    Zafascynował mnie fenomen „polskich szant”, któremu przyglądam się z bliska od niemal 15 lat. Postanowiłem zmierzyć się z definicją zjawiska i podjąć próbę określenia miejsca szant we współczesnym krajobrazie muzycznym Polski. „Polskie szanty” – to całokształt zjawisk muzycznych, charakterystycznych dla naszego kraju, związanych z poetyką żeglarską, realizujących się poprzez indywidualną, autorską adaptację różnych gatunków i form muzycznych do kontekstu marynistycznego, co zaowocowało ewolucją pieśni morza od surowych form tradycyjnych, aż po nieskrępowane formą, tekstem ani doborem instrumentarium, nowoczesne aranżacje, kompozycje, interpretacje oraz wykonania, których wspólnym mianownikiem jest tematyka marynistyczna.

    Taki kierunek rozwoju szeroko pojętego folku marynistycznego w ciągu ostatnich 30. lat wpłynął na niespotykane w Europie zainteresowanie młodych ludzi tym rodzajem muzyki. Cóż wiec się stało takiego wyjątkowego właśnie w Polsce? Do głównych przyczyn powstania i rozwoju zjawiska polskich szant można zaliczyć między innymi postawę jurorów promującą twórczość autorską na festiwalowych konkursach. Pojawienie się śpiewników szantowych z funkcjami na gitarę, dzięki którym obozy i spotkania żeglarskie rozbrzmiewały muzyką morza. Przemożny wpływ na zainteresowanie szantami w Polsce mieli jednak przede wszystkim konkretni ludzie, którzy tłumaczyli bądź pisali polskie teksty szant (Jurek Porębski, Marek Szurawski, Jurek Rogacki, Ryszard Muzaj, Mirosław Kowalewski, Michał „Lucjusz” Kowalczyk, Henryk „Szkot” Czekała, Bogdan Kuśka, Anna Peszkowska, Andrzej Mendygrał i wielu innych, których utwory zyskały miano „kultowych” czy nawet „klasycznych” i utworzyły podwaliny pod polski fenomen. Nie byłoby szant bez żeglarstwa pełnomorskiego. Rejsy stanowiły powiew wolności dla ludzi zamkniętych w realiach PRL-u. Żeglarstwo ukształtowało wizerunek żeglarza jako człowieka prawego, samodzielnego, odważnego, stawiającego czoła przeciwnościom losu, posiadającego wielki cel w życiu, pasjonata, człowieka hardego, szorstkiego w języku ale z gruntu dobrego, odpowiedzialnego i biorącego odpowiedzialność za innych ludzi, podającego rękę drugiemu człowiekowi, nauczonego do pracy w zespole (załodze), bywałego w świecie dzięki rejsom i przez to światłego, nie wylewającego za kołnierz – słowem prawdziwego „faceta z jajami”, który bierze swój los we własne ręce a potrafi i na dziwki pójść, i w ryj dać, i kochać szczerze, a jeszcze gromko o swojej miłości i tęsknocie zaśpiewać.


    Izabela Kozłowska prowadzi żydowską restaurację-galerię "Mandragora" w Lublinie

    Szabat rozpoczyna się w piątek wieczorem. Wraz z nim nadchodzi czas odpoczynku, relaksu, spokoju. Od niedawna szabat w Mandragorze jest chwilą przepięknych dźwięków klarnetu, akordeonu, skrzypiec... wieczór należy do zespołu Berberys.

    Zespół Berberys to grupa świetnych muzyków grających muzykę żydowską i bałkańską, na co dzień współpracujących z "Teatrem Muzycznym" w Lublinie.

    Za każdym razem kiedy występują w Mandragorze zaskakują gości brzmieniem, jakością dźwięku i niezwykłym głosem wokalistki. Repertuar jest przygotowywany z myślą o gościach zaproszonych na koncert. Berberys w sposób fantastyczny przenosi słuchaczy w niezwykły świat żydowskich tradycji, świat miłości i tęsknoty. Miejsce dodaje koncertom uroku - niewielka sala restauracji oświetlona świecami, pomieści jedynie 30 gości, tym samym nada klimat i zaskakująco przyjemny odbiór muzyki. Nie jest łatwo dostać się na koncert, bilety sprzedawane są już z tygodniowym wyprzedzeniem a zaraz po koncercie rezerwowane następne. To daje nam obraz, jak ogromna jest potrzeba przygotowywania tego typu koncertów.

    Przygoda z Berberys zaczęła się niewinnie. Lider zespołu, Zbigniew Smagowski, szukał lokalu z duszą, miejsca, gdzie on i jego przyjaciele mogliby spotykać się na wspólnym graniu. Zostawił płytę zespołu w Mandragorze. Zaraz po przesłuchaniu materiału skontaktowałam się ze Zbyszkiem i ustaliliśmy pierwszy termin koncertu. Byłam szczęśliwa. Od dłuższego czasu szukałam zespołu, który by odpowiadał mi brzmieniem i repertuarem, i pasowałby do stylu Mandragory, a tu proszę - prawdziwy diament! Pięciu świetnie grających muzyków, doświadczenie, ogromny talent i porządne wykonanie piosenek w języku hebrajskim. A piosenki... skoczne, pełne wdzięku, romantyczne i przepełnione miłością. Zapraszam do słuchania.

Skrót artykułu: 

W dyskusji udział biorą:

  • Jacek Jackowski - Instytut Sztuki PAN, Zakład Historii Muzyki, Zbiory Fonograficzne
  • Vlepkarz Ziutek - chemik analityk, dziennikarz muzyczny, DJ radiowy, żerca warszawskiej grupy obrzędowej WiD
  • Agnieszka Szczur - "Gadki z Chatki"
  • Adam Czech - socjolog kultury, autor "Sprzedawców wiatru"
  • Maciej Jędrzejko - Banana Boat; szantymaniak.pl; pomysłodawca i kierownik artystyczny festiwali szantowych (Zęza oraz World Music Fusio Festiwal Euroszanty & Folk Sosnowiec); modus vivendi trójpłytowego albumu oraz akcji charytatywnej "Zobaczyć Morze", jachtowy sternik morski, lekarz
  • Izabela Kozłowska - prowadzi żydowską restaurację-galerię "Mandragora" w Lublinie
  • Dział: 

    Dodaj komentarz!