Missa Luba

Po latynoamerykańskiej Misa Criolla Ariela Ramireza przyszedł czas na muzyczną podróż do Kongo w Afryce równikowej. Stamtąd właśnie pochodzi kolejna egzotyczna msza - Missa Luba. Historia powstania tego dzieła wiąże się z przybyciem w 1954 do Kongo białego misjonarza z Belgii, franciszkanina Guidona Haazena. Trzeba dodać, że Kongo było kolonią belgijską (Kongo Belgijskie) aż do 1960, kiedy to ogłosiło niepodległość, stając się Demokratyczną Republiką Konga. Ciekawostką jest również fakt, że jest największym krajem na świecie, w którym językiem urzędowym jest język francuski. Doceniając piękno i unikatowość kongijskiej muzyki, ojciec Haazen utworzył w 1954 "Les Troubadours du Roi Baudouin" - chór z sekcją perkusyjną, złożony z około 45 chłopców w wieku od 9 do 14 lat oraz 15 nauczycieli ze szkoły w Kaminie. W 1958 chór wyruszył w sześciomiesięczne tournée po Europie, koncertując m.in. w Belgii, Holandii i Niemczech.

Pierwsze nagranie Missa Luba pochodzi z 1958. Najbardziej znana wersja to ta 1965, wydana nakładem wytwórni Philips. O wyjątkowości kongijskiej mszy stanowi fakt, iż pozbawiona jest wpływów i naleciałości zachodniego świata. W dużej części improwizowana - zwłaszcza w zakresie rytmów, współbrzmień i ozdobników. Oryginalnie nie została również zapisana w formie partytury. Zawiera kwintesencję czystego stylu kongijskiego. Kyrie, Gloria i Credo są wykonane w tej samej formie co kasala, którą można spotkać w prowincji Kasai. Sanctus i Gloria były inspirowane Pieśnią na pożegnanie z Kiluba. Autentyczne, taneczne rytmy z Kasai stanowią podstawę Hosanna, zaś Agnus Dei oparty jest na pieśni z Bena Lulua (Luluabourg).

Wydane na singlach Kyrie i Sanctus szybko zdobyły popularność w USA i Europie. Sanctus znane jest z filmu "Jeżeli…" w reżyserii Lindsaya Andersona z 1968. Część Glorii możemy usłyszeć w filmie Piera Paolo Pasoliniego - "Ewangelia według św. Mateusza".

Na różnorodność nagrań nie można dzisiaj narzekać, wystarczy tylko dobrze poszukać. Missa Luba nagrywają różne chóry afrykańskie, ostatnio m.in. Narodowy Chór Muungano z Kenii. Czy zatem trzeba było używać formy łacińskiej mszy, by spopularyzować kongijską muzykę? Na pewno nie, ale czy to źle? W końcu gdyby nie to, nie docenilibyśmy muzyki Czarnego Lądu. Obyśmy mogli usłyszeć w przyszłości kongijską mszę w Polsce, na żywo. Jednak jak na razie, pozostają nam nagrania.


Missa Luba, Troubadours du Roi Baudouin, él-Cherry Red Records 2008
Skrót artykułu: 

Po latynoamerykańskiej Misa Criolla Ariela Ramireza przyszedł czas na muzyczną podróż do Kongo w Afryce równikowej. Stamtąd właśnie pochodzi kolejna egzotyczna msza - Missa Luba.

Dodaj komentarz!