Mikołajki Folkowe'96 - głos z widowni

Drugi weekend grudnia to czas Festiwalu Muzyki Ludowej "Mikołajki Folkowe". W grudniu 1996 r. odbył się on już po raz szósty. Dla mnie jednakże zaistniał on dopiero po raz drugi, z tej prostej przyczyny, że folkiem interesuję się od niedawna.

Myślę jednakże, że nawet tak mało jeszcze doświadczona w tej materii osoba jak ja, może pozwolić sobie na garstkę refleksji pod adresem ostatniej edycji naszego festiwalu.

Jedną z pierwszych rzeczy, jaka rzuciła mi się w oczy, zarówno teraz, jak i rok temu, była ogromna liczba młodych ludzi, zjeżdżających się na imprezę nawet ze stosunkowo dalekich stron. To znaczy, że "Bravo"oraz ten cały kolorowy, popkulturowy chłam nie wszystkim jeszcze przewrócił w głowie . Może na razie jest nas jeszcze niewiele w stosunku do ogólnej liczby młodzieży w tym kraju, ale pamiętajmy, że zawsze kropla drąży skałę! Niewątpliwie, folk jest szansą dla dawnej kultury... Przy czym największym problemem jest zachowanie naszej muzyki "etnicznej" (vide Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu). Bowiem jeśli wyginie tradycja-czymże będą się inspirować folkowcy przyszłych pokoleń? Disco-polo (nie warto drążyć tego tematu; jest on ostatnio eksploatowany w mediach aż do znudzenia)!?

Festiwal "Mikołajki Folkowe" podzielony jest na dwa etapy - konkursową Scenę Otwartą, połączoną z występem zaproszonego gościa (w tym roku był to Kwartet Jorgi) oraz Koncert Główny, teoretycznie odbywający się w sobotni wieczór, zawsze jednak zahaczający znaczną częścią o niedzielę. W tegorocznym konkursie udział wzięło 10 zespołów oraz jedna solistka-Ania Kiełbusiewicz z Tarnowskich Gór. Właśnie jej przyznano, decyzją jury, główną nagrodę festiwalu w wysokości 2000 zł. Gratuluję Ani sukcesu, a także jej talentu do stwarzania specyficznego, intymnego nastroju przy pomocy, wydawałoby się, skromnych środków: własnego głosu i gitary. W jej interpretacjach dawne ludowe ballady nabierały zupełnie nowego kolorytu.

Z pozostałych konkursowych wykonawców mogłabym wyróżnić "Szybkiego Lopeza" grającego flamenco (brawo !!!), "No Name Band" (pozdrawiam!) i "Terrę Incognitę", ale najoryginalniejszym zespołem była według mnie "Biesiada Okpiświatów", uhonorowana zresztą specjalną nagrodą "Orkiestry p.w. św. Mikołaja" - ludową figurką patrona zespołu. Muzykę "Biesiady..." bardzo trudno sklasyfikować jednoznacznie, sięga bowiem po elementy należące do wielu różnych kultur...Rytmy afrykańskie, tańce irlandzkie, nadające specyficzny koloryt całości skrzypce...Muzyka pełna zagadek, zaskakujących skojarzeń. Wieloznaczna niczym obrazy Boscha (studiuję historię sztuki, więc łatwo wszystko mi się kojarzy...). Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego jury nie uhonorowało ich którąś z głównych nagród.

Wydaje mi się, że poziom tegorocznego konkursu był wyższy niż w roku ubiegłym. Jednak mankamenty naszych młodych twórców pozostają te same. Przede wszystkim zbyt ciasne trzymanie się ram wyznaczanych przez kulturę muzyczną jakiegoś interesującego dany zespół obszaru. Jak powiedzieli mi w rozmowie członkowie zespołu "No Name Band". "Są puryści, którzy mówią: muzyka irlandzka wygląda tak a tak, trzeba się tego trzymać. Nam takie spojrzenie nie odpowiada, ponieważ jesteśmy Polakami i wychowaliśmy się w innej kulturze." Słowa te dedykuję większości z zespołów biorących udział w konkursie. Więcej odwagi w tworzeniu aranżacji, trochę oryginalności nikomu jeszcze nie zaszkodziło! Pozytywnym przykładem może być, jak sądzę, zespół "Terra Incognita", wykonujący muzykę andyjską. Gdy rok temu po raz pierwszy ujrzałam ich na Mikołajkach, muzycznie niewiele się różnili od grup indiańskich, grających często np. w okolicach Pałacu Kultury. Teraz zaś zaprezentowali coś, co będąc w dalszym ciągu muzyką andyjską, nosiło cechy własnej inwencji członków zespołu. W jednym z utworów (szkoda, że tylko w jednym!) pojawiła się nawet jazzująca improwizacja. Lubię podobne eksperymenty brzmieniowe, próbujące przełamywać schematy.

Następny, największy problem to brak zainteresowania własną muzyką. Cytuję z pamięci słowa jednego z członków grupy irlandzkiej"Dun na Gall", występującej na Mikołajkach '95: "To przykre, że tylko dwa z konkursowych zespołów interesują się własną muzyką. To znaczy, że kultura umiera." "Polacy jakoś nie lubią własnego folku. Ale to już się zmienia. Coś drgnęło. Dowodem na to są właśnie Mikołajki" ( to jeszcze raz "No Name Band"). Oby mieli rację. Najważniejszym wydarzeniem na Mikołajkach był oczywiście Koncert Nocny. Stanowi on co roku główny przedmiot troski organizatorów. Trzeba przyznać, że w tym roku spełnili swe zadanie doskonale. Wykonawcy stanowili reprezentację wszystkich ważniejszych nurtów współczesnej muzyki folk, stąd też na scenie wystąpili zarówno muzycy reprezentujący najbardziej tradycyjne podejście do tematu, jak i traktujący etniczne brzmienia tylko jako wyjście do własnych pomysłów. Dzięki temu nawet ktoś nie mający większego rozeznania w tym gatunku, może wyrobić sobie w miarę spójny jego obraz. Trudno byłoby mi powiedzieć czyj występ spodobał mi się najbardziej - właśnie ze względu na ową różnorodność. Każdy z występujących bowiem do ogólnej atmosfery imprezy wniósł coś sobie właściwego, niepowtarzalnego. Dopiero te drobniejsze elementy, ułożone razem, dadzą nam obraz festiwalu. Oczywiście, trzeba wyróżnić niektórych wykonawców, mimo że rozgrzana krótkim intro w wykonaniu bębniarzy (i ja tam grałam...), publiczność jednakowo oklaskiwała wszystkich.

Mnie bardzo spodobała się Maria Pomianowska ze swym "Zespołem Polskim". Udowodnili oni, że polski folk, podany w możliwie jak najbliższej tradycji postaci może mieć w sobie wiele autentycznego czadu. Muzyka, zagrana kapitalnie, mimo tradycyjnej formy, nie miała w sobie nic z chałturzącej "cepeliady". Niezły był pomysł etnicznego zagrania jednego z utworów Chopina. To, że kompozytor ten inspirował się muzyką ludową, wbijano nam do głów już od szkoły podstawowej, ale dopiero w takiej interpretacji owa etniczność wychodzi z ukrycia i pokazuje różki!

Reprezentantem tradycyjnego nurtu w folku była również "Horyna" z Równego na Ukrainie. Otóż "Horyna" stara się być jak najbardziej autentyczna. Dbałość o to widać chociażby w strojach. Z tego, co zaprezentowali Ukraińcy, najbardziej spodobały mi się wielogłosowe pieśni, wywodzące się z tradycji cerkiewnej.

O Romanie Kumłyku można powiedzieć jedno: wirtuoz w pełnym tego słowa znaczeniu. Nikt, kto go nie słyszał, nie może sobie wyobrazić, jak wspaniale może brzmieć ludowa muzyka, wykonywana przez takiego mistrza (polecam kasetę). Można by tu przytoczyć szereg superlatyw...ale zabrzmiałoby to sztucznie. Nie układam przecież tekstu reklamy nowego proszku do prania!

Na koniec Nocnego Koncertu wystąpił niemiecki zespół "Folkinger", grający generalnie muzykę żydowską, choć w ich repertuarze są również utwory zaczerpnięte z tradycji wielu narodów Europy. Muszę przyznać, że ich koncert stanowił dla mnie szczególne przeżycie, ponieważ od dosyć dawna interesuję się muzyką wywodzącą się z Bliskiego Wschodu, toteż właśnie na występ tej grupy czekałam najbardziej. "Folkinger" jest typowym przedstawicielem folku poszukującego, który tradycyjną muzykę traktuje jako źródło do swych poczynań. Niemcy robią to ciekawie, z wyobraźnią - jazzujące partie klarnetu, tudzież saksofonu łączą się z grającymi w bardziej zachowawczy sposób skrzypcami i akordeonem na tle wyrazistego pochodu gitary basowej. A że są to bardzo dobrzy muzycy, więc wychodzi im to świetnie.

Nie wypada mi nie wspomnieć na zakończenie, że:

I. "Orkiestra..." wypadła kapitalnie. Będąc jej stałym kibicem dostrzegałam w ich graniu na wcześniejszych koncertach objawy pewnej rutyny. W sobotnią noc przegnana została ona całkowicie. Tak trzymać, kochani !

II. Zapraszam na Mikołajki za rok!!!

Skrót artykułu: 

Drugi weekend grudnia to czas Festiwalu Muzyki Ludowej "Mikołajki Folkowe". W grudniu 1996 r. odbył się on już po raz szósty. Dla mnie jednakże zaistniał on dopiero po raz drugi, z tej prostej przyczyny, że folkiem interesuję się od niedawna.

Dodaj komentarz!