Między Maliszami a Kompanią Prusinowskiego

Maria Baliszewska

Czas płynie, Tatry stoją, góral i ptak śpiewają tam jak przed laty:

Nuty moje nuty, skąd wy się bierecie,
Na moim serdecku same się siejecie.

Ale tak naprawdę z tym śpiewaniem w Tatrach różnie bywa. Jeżdżę tam często, lubię chodzić po nich, ale owiec jak na lekarstwo i śpiewu do nich wcale. Czyli pieśń jest, ale już trochę w innych warunkach śpiewana.
Inny kontekst wykonania muzyki ludowej (czyt. etnicznej, tradycyjnej, in crudo, żywej) to inna muzyka. Z tym musimy się pogodzić i to już od pewnego, wcale nie krótkiego czasu, bo postęp i rozwój technologiczny zrobiły swoje, a zmiany następują szybciej niż kiedykolwiek w historii. Zmiany wszelakie, także te związane z tradycją i jej zachowaniem. Na szczęście nie oznaczają całkowitego unicestwienia tradycyjnej kultury, bo na pomoc ruszyła jej wiedza. Ta wiedza przyniosła – fakt, z innych krajów – sposoby na podtrzymanie, ożywienie, rekonstrukcję muzyki ludowej. Dzięki wielu różnym zabiegom i zachętom (konkursom, wykładom, warsztatom, szkółkom nauki gry na instrumentach ludowych) mamy już sporą grupę muzyków-muzykantów, którzy grają z potrzeby serca, zainteresowania tradycją, ale i z ciekawości. Sięgają po repertuar lokalny, wiejski, regionalny. I oto powstaje pytanie, czy to jest rekonstrukcja, jak do niedawna sądziliśmy, mniej lub bardziej udolne naśladowanie gry starych mistrzów, czy już sztuka własna, przeżyta, przyswojona w naturalnych okolicznościach, w których była wykonywana kiedyś i – czasem – bywa wykonywana dziś? Te okoliczności są już często stwarzane, aranżowane z tym zamiarem, żeby były naturalne, jak kiedyś wesela. Zabawy, potańcówki, z okazji karnawału, ostatków. Wrócę przez chwilę do momentu sprzed dziesięciu lat, kiedy to w efekcie długiej dyskusji jurorów – rady artystyczno-naukowej Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu – powstała nowa kategoria konkursowa: kategoria rekonstrukcji. Nazwę już wtedy uznaliśmy za niezbyt szczęśliwą, a obecna – folklor-kontynuacja – nie jest lepsza, bo zjawisko odnowy tej muzyki jest dynamiczne i nie bardzo daje się definiować. Ale jest ono niezmiernie optymistyczne! Otóż przez te kilkanaście lat powrotu do muzyki tradycyjnej w Polsce rozwinął się bardzo ruch powrotu do muzyki korzeni, prowadzony zwykle przez pasjonatów tej kultury i muzyki. Z efektami mam okazję stykać się na różnych imprezach. Obserwuję wtedy rozwój już nie rekonstrukcji, a zespalania się z tą muzyką młodych i nawet bardzo młodych osób. Ostatnio poruszyła mnie trzyosobowa grupa siedemnastolatek z Łodzi i Warszawy O’statki, a zwłaszcza skrzypaczka Martyna Grabowska. Uczyła się (krótko) z nagrań wybranych skrzypków mazowieckich i radomskich: Stanisława Klejnasa i Czesława Kocemby (zmarłego w tym roku znakomitego harmonisty – Baszta 2017). W niezwykły sposób przejęła styl gry, zdobnictwo w mazurkach i oberkach, nawet tempo rubato, tak trudne do odtworzenia dla profesjonalnych muzyków, a w muzyce tria tak naturalne! Towarzyszą jej na basach (mała wiolonczela) Marysia De Latour i na bębenku Kamila Rzepecka. Dla mnie w ich muzyce tkwi nadzieja, kontynuacja najlepszych tradycji gry kapel centralnej Polski. Nie wspominając o wielkich artystach muzyki tradycyjnej ostatnich lat, jakimi są Prusinowski Kompania (dziesięciolecie!) i Kapela Maliszów (tegoroczny Folkowy Fonogram za ostatnią płytę „Wiejski dżez”).

Maria Baliszewska

Skrót artykułu: 

Czas płynie, Tatry stoją, góral i ptak śpiewają tam jak przed laty:
Nuty moje nuty, skąd wy się bierecie,
Na moim serdecku same się siejecie.

Ale tak naprawdę z tym śpiewaniem w Tatrach różnie bywa. Jeżdżę tam często, lubię chodzić po nich, ale owiec jak na lekarstwo i śpiewu do nich wcale. Czyli pieśń jest, ale już trochę w innych warunkach śpiewana.

Dział: 

Dodaj komentarz!