Między folklorem a folkiem

konstruktywnie o konstruktywistycznej książce Marty Trębaczewskiej

Jesienią 2011 roku wpadła mi w ręce świeżo wydana książka M. Trębaczewskiej, o wdzięcznym tytule Między folklorem a folkiem. Muzyczna konstrukcja nowych tradycji we współczesnej Polsce. Autorka pochodzi z Lublina, jest socjologiem, adiunktem w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Tytuł i cała zawartość dysertacji zainteresowała mnie tym bardziej, że w roku 2009 opublikowałem książkę o podobnym tytule Od folkloru do folku. Metamorfozy pieśni tradycyjnych we współczesnej kulturze. Lekturę książki M. Trębaczewskiej zacząłem od spisu treści i zaraz potem sprawdzenia bibliografii. Swojej pozycji z 2009 roku w niej nie odnalazłem. Odnalazłem natomiast odsyłacze do dwóch internetowych wersji moich artykułów (opublikowanych pierwotnie m. in. w "Literaturze Ludowej"). W pierwszej sekundzie przez głowę przemknęło mi kilka myśli, których nie będę tu przytaczał, chociaż były one bardzo płodne poznawczo.

Postanowiłem po pierwsze skontaktować się z samą autorką, aby sprawę wyjaśnić do końca. Dysponowałem jedynie mailem, napisałem więc pierwszy list. Tak zaczęła się moja znajomość z M. Trębaczewską, znajomość na razie jedynie na odległość, gdyż jak dotąd nie mieliśmy okazji spotkać się osobiście. Wymiana maili miała swoją kulminację i była interesująca, myślę, dla obu stron. Bynajmniej nie dotyczyła jedynie odniesień pomiędzy naszymi, podobnymi z tytułów książkami.

Myślę, że powyższy wstęp wystarczająco wyjaśnia mój wewnętrzny imperatyw napisania kilku słów o książce M. Trębaczewskiej. Po pierwszym, trudnym dla mnie i dla Autorki Między folklorem a folkiem początku znajomości, gdy wgłębiłem się w treści rozprawy, muszę przyznać, że wciągnęła mnie ona całkowicie. Chociaż nie ze wszystkimi tezami Autorki mogę się zgodzić, uważam, że książka jest bardzo potrzebna i wypełnia pewną lukę na polskim rynku wydawniczym. W tej perspektywie, formułuje poniżej kilka konkretnych uwag krytycznych.

Autorka jest zdeklarowaną konstrukcjonistką, tradycję muzyczną traktuje więc jako konstrukcję kulturową. W obszernym wstępie klarownie referuje założenia konstrukcjonizmu, który jest też podstawą metodologiczną jej pracy. Jak stwierdza M. Trębaczewska "świat społeczny muzyki konstytuowany jest poprzez społeczne interakcje". Autorka powołuje się zwłaszcza na prace P. L. Bergera, T. Luckmanna, a z polskich badaczy, A. Klocka. W tym ujęciu rzeczywistość społeczna jest wynikiem "stającego się w każdej chwili wytworu działalności jednostek, nie zaś czegoś gotowego i zewnętrznego wobec nich" [M. Trębaczewska, s. 19]. To oczywiście dość radykalna teza. Mnie osobiście bardziej przekonuje definicja tradycji formułowana przez J. Szackiego, który wskazywał "na istnienie w każdej kulturze napięcia pomiędzy tym co odziedziczone czy zastane i tym co stanowi odkrycie czy wynalazek obecnego pokolenia" [J. Szacki, 1991, Tradycja, w: Encyklopedia Kultury Polskiej XX wieku, t. 1, red. A. Kłoskowska, Wrocław, s. 208]. "Tradycjonalizm nie musi być tedy ideologią zachowawczą: mówi się nawet o "tradycjonalizmie rewolucyjnym". Sprawą otwartą jest to, w jakiej mierze owe "powroty do przeszłości" są rzeczywiście powrotami, w jakiej zaś ową przeszłość dopiero się kreuje" [J. Szacki, 1991, Tradycja …, s. 214]. W tym ujęciu mamy więc do czynienia ze swoistą dychotomią: tradycja - zmiana, tradycja - innowacja, tradycja - nowoczesność. W tej optyce zmiana kulturowa jest procesem nieuniknionym, istotne jest jednak określenie, w jaki sposób przebiega. Proponowałbym nawiązać tu do myśli S. Żerańskiej-Kominek: "Zmiana stanowi konstytutywną cechę kultury. Jednak żadna kultura nie zmienia się nagle i totalnie, zachowując w każdym momencie istotne dla jej tożsamości elementy lub wątki. Ewolucji systemu kulturowego zawsze towarzyszy nawiązanie do przeszłości, kontynuacja. Dlatego zmianę i ciągłość traktuje się jako dwa, ściśle powiązane ze sobą aspekty kultury, która jest całością pozostającą w ciągłym ruchu" [S. Żerańska-Kominek, 1995, Muzyka w kulturze, Warszawa, s. 293].

M. Trębaczewska zauważa, że istnieje konstrukcjonizm silny i słaby (radykalny i umiarkowany) [s. 27]. Osobiście opowiedziałbym się za umiarkowanym. Warto byłoby także przywołać tu używany w socjologii termin wola dziedziczenia - to przecież konkretne pokolenia wybierają z tradycji to, co uważają za piękne, potrzebne, wartościowe, słuszne. Elementy wartościowane negatywnie odrzucają.

Interesujące jest, że M. Trębaczewska uważa wiedzę za pojęcie kluczowe w zrozumieniu otaczającego nas świata, ale także zjawiska konstrukcjonizmu - "rozumiemy to, co jest zgodne z naszą dotychczasową wiedzą". Chodzi tu o wiedzę indywidualną, "konstrukty osobiste". Dobrze, że autorka konstatuje jednak, że obraz rzeczywistości powstaje we wspólnym dyskursie, w rezultacie społecznych interakcji. Nie chodzi tu przecież o jakieś indywidualne tradycje.

Kluczowe metodologicznie wydaje się nawiązanie Autorki do sztandarowej pracy E. Hobsbawma i T. Rangera The Invention of Tradition, w której używane jest określenie "wymyślanie tradycji". M. Trębaczewska przejmuje to określenie dla potrzeb swojej rozprawy. Słusznie uznaje, że: "Im bardziej znane, znajome lub prawdopodobne wydają się wymyślone/skonstruowane tradycje, tym większa szansa, że zostaną one uznane za prawdziwe" [s. 37]. Powołuje się na historyczne przykłady wymyślania tradycji dotyczących własnego narodu i kraju (pochodzenie i sposób ubierania się Szkotów).

Tę część rozważań podsumowuje Autorka następującym wnioskiem: tradycję można wymyślać, przekonstruowywać, odejmować lub dodawać poszczególne jej elementy, wreszcie odkrywać ją, to znaczy podnieść realne, ale przeciętne, nieistotne z pozoru zdarzenie do rangi tradycji [s. 38].

M. Trębaczewska jest socjolożką - odnosi się to zarówno do przyjętej metodologii (wywiad, obserwacja, analiza dokumentów), jak i zestawu lektur zamieszczonych w bibliografii. Zapewne sensowne byłoby w tym przypadku także zbieranie materiału za pomocą ankiet. Pozwoliłyby one na uzyskanie szerszego materiału źródłowego.

W odniesieniu do metody obserwacji uczestniczącej (a taką metodę wykorzystywała Autorka, aby badać środowisko hip-hopu), zabrakło mi metodologicznego nawiązania do podstawowej pracy A. Wyki [A. Wyka, 1993, Badacz społeczny wobec doświadczenia, Warszawa] - pracy stricte socjologicznej.

W podrozdziale Przedmiot i cel badań warto byłoby dookreślić jakie gatunki muzyczne stanowią podstawę badań. Uznanie przez autorkę za gatunek "tradycyjnej muzyki wsi polskiej" (s. 41) jest zbyt szerokim ujęciem i musi budzić zastrzeżenia.

Dobrze, że autorka zajęła się disco polo, hip-hopem i folklorem miejskim. Tego typu badań w polskiej literaturze jest niezwykle mało. Zabrakło jedynie wyraźnego umotywowania wyboru i uznania za współczesne ponadregionalne formy muzyki ludowej takich zjawisk kultury muzycznej jak hip-hop. W przeciwieństwie do disco polo czy folkloru miejskiego, jest to zjawisko genetycznie obce, zapożyczone, tak jak wiele innych stylów muzycznych funkcjonujących we współczesnym polskim społeczeństwie.

Jak już sygnalizowałem, Autorka jest socjolożką, jej lektury były więc zorientowane na tę dyscyplinę naukową. Przypadek ten dobrze ilustruje jednak szersze zjawisko zauważalne we współczesnej nauce. Z jednej strony atomizacja dyscyplin, nawet tych bardzo sobie bliskich, tak jak socjologia i folklorystyka czy etnologia, z drugiej strony prowadzenie badań interdyscyplinarnych. Sądzę, że współcześnie, podczas przygotowywania stanu badań, nie można ograniczać się tylko i wyłącznie do lektur reprezentujących "swoją" dyscyplinę. W zakresie tego samego tematu, w jednym kraju powstaje wiele prac formalnie reprezentujących różne dyscypliny, chociaż często ich autorzy wykorzystują podobne materiały źródłowe. Nie znaczy to oczywiście, że są to prace tożsame czy plagiowane. Różni je przyjęta metodologia, sposób zbierania i analizy materiału. Czasami można jednak odnieść wrażenie, że wyważane są przysłowiowe otwarte już dawno drzwi. Myślę, że problemem nie jest dziś zdobycie informacji bibliograficznych - dzięki elektronicznym mediom i wyszukiwarkom internetowym możemy bardzo szybko, nie ruszając się z domu zrobić podstawowy research. Problem tkwi chyba niestety o wiele głębiej i jest raczej natury metodologicznej niż technicznej. Być może wciąż jeszcze pokutuje też podział na centrum (np. prace środowiska warszawskiego) i peryferie (pomijane i traktowane raczej po macoszemu). Podział ten ma zresztą długą tradycję i charakterystyczny jest nie tylko dla Polski. Być może w naukach ścisłych i przyrodniczych jest on bardziej uzasadniony (aparatura badawcza i określony podział środków na badania), jednak warto przypomnieć, że w folklorystyce, etnologii, ale też i socjologii, prace regionalne mają często wartość podstawową i kluczową. Poparte są zazwyczaj pochodzącym z pierwszej ręki materiałem badawczym. Opisywany przypadek zaistniał chyba w odniesieniu do książek Od folkloru do folku. Metamorfozy pieśni tradycyjnych we współczesnej kulturze (Siedlce 2009) oraz Między folklorem a folkiem. Muzyczna konstrukcja nowych tradycji we współczesnej Polsce (Warszawa 2011). Zwłaszcza myślę tu o pierwszej części książki M. Trębaczewskiej, zatytułowanej Współczesna folkkultura muzyczna w Polsce oraz, w mniejszym stopniu, części trzeciej, pod tytułem Funkcjonowanie lokalnych tradycji muzycznych w poszczególnych regionach polski.

Cieszy mnie, że Autorka skorzystała z zaproponowanej przeze mnie typologii współczesnych nurtów w obrębie zjawiska współczesnego folkloryzmu. Warto byłoby jednak odwołać się w pierwszej kolejności do wersji artykułów publikowanych w uznanych czasopismach (w tym przypadku była to "Literatura Ludowa") i do tekstu monografii Od folkloru do folku. Metamorfozy pieśni tradycyjnych we współczesnej kulturze, a zrezygnować z cytowania źródeł zamieszczonych w Internecie.

Warto byłoby rozszerzyć materiał źródłowy dotyczący wybranych regionów Polski (Mazowsze, Kaszuby, "Małopolska śląska", Podhale), który analizuje Autorka w części trzeciej. Założenia były tu bardzo ambitne. Pokazanie specyfiki regionalnej jest bardzo potrzebne, ale w tym przypadku należałoby zebrać i powołać materiał z kilkunastu przynajmniej punktów w regionie (a nie jednego, czy dwóch). Przykładowo - Mazowsze to nie tylko Warszawa i Maciejowice, Kaszuby to nie tylko przegląd folklorystyczny w Wejherowie. Stolica pod każdym względem odróżnia się od reszty regionu i nie daje pełnego jego obrazu. W klasycznych badaniach terenowych pokrywa się region siatką punktów, prowadzi się badania w kilku przynajmniej miejscach, uzyskując w ten sposób materiał porównawczy, wyróżnia centrum i peryferie, określa specyfikę mikroregionów, itd. W tym przypadku może lepiej byłoby skupić się na jednym regionie (np. Mazowszu) i przebadać go bardziej szczegółowo?

Zabrakło mi również w książce M. Trębaczewskiej przeanalizowania współczesnego losu repertuaru religijnych gatunków muzyki ludowej (Autorka sygnalizuje jedynie ich istnienie, s. 79). Pełnią one przecież ważną funkcję w konstruowaniu współczesnej tradycji muzycznej, choć zjawiska te nie są często nagłaśniane medialnie.

Oczekiwałem w pracy odwołań do niektórych prac folklorystów, muzykologów i kulturoznawców, którzy zajmowali się omawianym przez Autorkę tematem. Znakomicie, że M. Trębaczewska cytuje ważną pozycję Lubelska rozmowa o folkloryzmie ["Literatura Ludowa" nr 4-6, 1987]. Niezależnie od tego powinna zajrzeć do innych numerów "Literatury Ludowej". Znajdzie tam artykuły dotyczące folku (także w ujęciu konstruktywistycznym) takie jak Folk i folkloryzm. Uwagi o modzie i powracaniu do korzeni, M. Sztandara, 2001, "Literatura Ludowa" nr 3; W. Kuligowski, 2001, Wytwarzanie autentyzmu, "Literatura Ludowa", nr 1; T. Rokosz, 2004, Oblicza folkloryzmu we współczesnej kulturze - prolegomena, "Literatura Ludowa" nr 1.

Nie chciałbym być nachalny w proponowaniu M. Trębaczewskiej pozycji bibliograficznych, w sumie jednak ważnych artykułów naukowych dotyczących omawianego tematu jest niewiele. Dlatego właśnie zabrakło mi zwłaszcza przywołania periodyku "Muzyka" nr 3, 2001, który w całości poświęcony jest współczesnym losom muzyki ludowej. Znajdzie tam Autorka interesującą pracę A. Czekanowskiej Kultura tradycyjna dziś: czynnik stymulacji czy wspomnienie przeszłości? W tym samym numerze opublikowała swoje badania E. Wróbel, autorka jednej z pierwszych prac magisterskich o polskim folku. Warto ten artykuł wprowadzić przynajmniej do bibliografii (zwłaszcza, że promotorem pracy magisterskiej E. Wróbel była Profesor A. Czekanowska - recenzentka książki M. Trębaczewskiej).

Warto skorygować nazwisko J. Żmidzińskiego (jest Żmudziński - por. s. 309), osoby zasłużonej dla poznańskiego "Czasu Kultury", ale to już w zasadzie problemy korektorskie. Przy tej okazji bardziej istotne jest przypomnienie, że w "Czasie Kultury" ukazały się aż cztery monograficzne zeszyty dotyczące folku, które mogłyby zainteresować Autorkę (powołuje się ona tylko na dwa z nich).

Rozumiem wagę źródeł internetowych we współczesnym świecie, ale Autorka darzy Internet chyba zbyt wielką estymą, o czym świadczy porównanie ilościowe działów w zamieszczonej przez nią bibliografii. Oczywiście, w niektórych przypadkach materiały znalezione na bezdrożach Internetu są bardzo pomocne, bez wątpienia muszą być jednak zweryfikowane przez badacza, gdyż nie są w pełni wiarygodne. Często mogą być jedynie przyczynkiem do szerszych badań, także terenowych (dotyczących np. konkretnych zespołów muzycznych, festiwali, subkultur, itd.) i być może tak było w przypadku Autorki Między folklorem a folkiem.

Ze względu na ograniczoną objętość niniejszej recenzji odniosłem się w niej tylko do kilku wybranych kwestii. Nie mogłem podjąć pełnej polemiki - wymagałaby ona odrębnego szkicu o charakterze naukowym. W przyszłości bez wątpienia warto taką dyskusję podjąć. Dziękuję Autorce za trud napisania książki, która stała się podstawą dyskusji. Temat wbrew pozorom wcale nie jest łatwy ani wyczerpany. Każdy rok przynosi tu nowe materiały, wymagające komentarza i opracowania. Trudno też obserwować zjawiska w procesie przemian.

Mimo kilku moich krytycznych uwag twierdzę, że warto jednak sięgnąć po omawianą pozycję. Formułowałem je w tonie (sic!) krytyki konstruktywnej. Myślę, że te właśnie uwagi przydadzą się najbardziej Autorce, gdyby chciała na przykład przygotować drugie wydanie swojej książki.

Nie ma jednej sprawdzonej recepty na interesujące, a zarazem spełniające standardy naukowe monografie. Omawiana książka na pewno nie znuży czytelnika. Bardzo cieszę się, że temat, który kiedyś podejmowałem, powrócił w kolejnej ważnej publikacji, opracowany z innej niż moja perspektywy. O książce M. Trębaczewskiej piszę nie tylko z obowiązku, ale i z chęci podjęcia polemiki dotyczącej współczesnej kondycji polskiej tradycji muzycznej - tematu, jak sądzę, ważnego, którym zechciała zająć się Autorka. Trochę szkoda, że polskie środowiska naukowe są nieco hermetyczne, czasem działają w próżni, a czasem, gdy jest to wygodne, powołują się na potrzebę interdyscyplinarności badań. W skali całego kraju środowisko zajmujące się podobną problematyką jest raczej niewielkie. Tym bardziej żałuję, że często nie wiemy nic o sobie nawzajem, nie znamy swoich prac, nie piszemy o nich, choćby krytycznie. Przecież to właśnie zbliża nas do prawdy, o ile jedna prawda istnieje. Może jest ona jedynie (nawiązując do konstruktywizmu), zmiennym w czasie społecznym konstruktem, zlokalizowanym w naszym umyśle?

Skrót artykułu: 

Jesienią 2011 roku wpadła mi w ręce świeżo wydana książka M. Trębaczewskiej, o wdzięcznym tytule Między folklorem a folkiem. Muzyczna konstrukcja nowych tradycji we współczesnej Polsce. Autorka pochodzi z Lublina, jest socjologiem, adiunktem w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Tytuł i cała zawartość dysertacji zainteresowała mnie tym bardziej, że w roku 2009 opublikowałem książkę o podobnym tytule Od folkloru do folku. Metamorfozy pieśni tradycyjnych we współczesnej kulturze.

Dział: 

Dodaj komentarz!