Meltrad

Jako że historia lubi się powtarzać, 14. grudnia 2000 roku w stołecznym "Oczku" znowu wystąpiła kapela Meltrad. Publiczności było nieco mniej niż zwykle, a to za sprawą silnie padającego deszczu, ja natomiast tym razem nie śpieszyłem się nigdzie i mogłem zostać do końca. Zaczęli standardowo, nieśmiertelnym "Sacramento", by po krótkim powitaniu zaserwować "Odkryj (w sobie) Irlandię", stosunkowo młody, typowo irlandzki, siłą rzeczy, utwór (ledwie dostrzegalny motyw z "Whisky In The Jar"). Po tej odrobinie klasyki Meltradzi zagrali pierwszą tego wieczoru niespodziankę, czyli jeszcze ciepłą, w sumie bardzo rockową "Piosenkę na wejście", wokalista Grzesiek ukradkiem zerkał na kartkę z tekstem ("...o statkach, które nie dopłynęły, o dziewczynach, które mieszkały tu..."). Następnie zabrzmiała nuta dobrze znana bywalcom koncertów Meltrad, czyli "Co robisz Mary?" (w pewnym sensie irlandzkie love story), "Fulla mi nalej" (rzecz o kolejowym szlaku, pieśń turystyczna z lat 60. na melodię baaardzo starej piosenki) oraz "Za dwa denary", czyli co (kogo) można (było) w portach zafundować sobie za taką właśnie sumkę.

Po tej piosence nastąpiła zmiana klimatu, tempo lekko zwolniło, rzecz była o jednym z wielu szkockich jezior "Loch Lomond" ("... chodź ze mną więc do doliny tej, gdzie mgła kładzie się na jeziorze..."). Ze Szkocji szybko wróciliśmy do kraju ("Czerwone Słoneczko"), a potem następny szybki wypad do Irlandii ("Foggy Dew"). Na koniec seta zabrzmiała piosenka piłkarska celtyckich kibiców, czyli "Run Run Away". Po niezbyt długiej przerwie drugi set rozpoczął się klasyką polskiego rocka z czasów serialu "Wojna domowa" - "Tak mi źle", po którym nastąpiła kolejna premiera, czyli "groch z kapustą" (połączenie Irlandii, Czerwonych Gitar, United, góralszczyzny i jeszcze kilku rzeczy), a następnie coś z życia - "7 pijanych nocy", przechodzące w klimat typowo irlandzki, z wyliczeniem kolejnych dni (właściwie nocy) tygodnia. Po małym strojonku usłyszeliśmy wolny i nastrojowy "Tymianek z gór"; "Nova Scotia", ale raczej w klimacie old scottish folklor; "Dirty Old Town" z charakterystycznym, chlorującym wokalem; kolejna, trzecia już niespodzianka, czyli irlandzkie brzmienie "Ich Marzeń" (tak, tak, to z Oddziału Zamkniętego); bardzo rockowa "Nowa Funlandia"; "Molly Malone" - obowiązkowa dla wszystkich wyznawców irish-folku "Muirsheen Dunkin" - optymistyczny kawałek o wyjeździe do Kalifornii i na koniec tej części koncertu "Jeszcze jeden dzień" ("...jeszcze jedna noc i porzucę starą łajbę, bo morza mam już dość...").

Po kolejnej krótkiej przerwie ostatni już niestety secik rozpoczął się kawałkiem "Powiedz Miła", dedykowanym żonie Tomka, całkiem klawy utwór z tak zwanym "kopem". Potem zabrzmiało "Świece zgaś"; skoczny, utrzymany trochę w klimacie westernowym "Irlandzki Wędrowiec"; następnie "Byker Hill", czyli pieśń górników z południa Anglii, która to pieśń koniec końców trafiła na statki i do "Oczka"; bardzo balladowy "Koniec zimy" z pocket-klarnetem w tle i na koniec typowa irlandzka melodia połączona z prezentacją zespołu, który wykonał jeszcze dwa bisy. Podczas ostatniego córka gitarzysty zapodała tekst: "...Tatusiu, kończ już...". Koncert był zupełnie inny niż poprzedni, ale był klawy, bardzo klawy!!!

Skrót artykułu: 

Jako że historia lubi się powtarzać, 14. grudnia 2000 roku w stołecznym "Oczku" znowu wystąpiła kapela Meltrad.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!