Mazurki

Od lat chciałem podzielić się zachwytem. Te melodie są jak kamyki leżące na ścieżce, których można nie zauważyć, a które w odpowiednim świetle są piękne. Można z nich układać wzory – tak jak z bakalii na mazurkach wielkanocnych – co jest pierwotną przecież twórczością. Mazurki grane, śpiewane, tańczone, układane, smakowane… Złożyło się to w jakiś szczególny kosmos.

Płyta
To takie zdjęcie w podróży. Tak graliśmy w lipcu 2008. Za każdym razem od nowa trzeba docierać do wspólnej – naszej – muzyki i wyruszać z nią w drogę, która nie wiadomo dokąd prowadzi. Nagrywanie to dla „słuchowców” świetna nauka, jak na dłoni pokazująca mnóstwo detali.

Trio
Łączy nas fascynacja mazurkami, szacunek do muzykantów i poważne podejście do grania. Michał Żak wnosi do naszej pracy dużo świeżego powietrza, koncentrację i potrzebę struktury, Piotr Piszczatowski nieprzewidywalność i pozytywną energię, a ja melodie.

Do nagrania płyty zaprosiliśmy Marię Pęzik i Marię Siwiec z Gałek Rusinowskich, które są śpiewaczkami tamtejszego zespołu. Znają setki pieśni, a swoimi śpiewanymi mazurkami często – znamy się kilkanaście lat – zmuszały mnie do skrzypcowej gimnastyki. Bo to tancerz podaje przyśpiewką swoją melodię skrzypkowi, by ten zagrał ją do tańca.

Pomagał nam też Piotr Zgorzelski, którego basowanie nadaje taneczność naszemu graniu. Ta muzyka jest do tańca – wszyscy jesteśmy zawołanymi tancerzami – ale można jej też słuchać…


Nauczyciele
Moi rodzice lubili śpiewać, mama prowadziła kółko różańcowe, tata śpiewy pogrzebowe. Okoliczne rodziny organizowały w soboty potańcówki przy harmonii pedałowej, którą zresztą odziedziczyłem po sąsiedzie. Pierwsze, powiedzmy 50 kawałków, jako akordeonowy samouk nauczyłem się właśnie od nich. Były to przedwojenne szlagiery: tanga, kujawiaki, polki, oberki. Gdy dotarliśmy jako Bractwo Ubogich do Przystałowic poznałem Tadeusza Jedynaka i Jana Gacę, potem był czas zabaw w „Domu Tańca” i „Remoncie”, przyjeżdżały świetne kapele (często z polecenia Andrzeja Bieńkowskiego), my jeździliśmy do nich i była nauka. Lista nazwisk byłaby długa, dłuższa o wiele, niż w podziękowaniach na płycie. Wśród najważniejszych, których poznałem jest z pewnością Jan Lewandowski, Kazimierz Meto, Józef Zaraś, Piotr i Jan Gacowie, Jan Ciarkowski, Józef Ciastek. Długo by opowiadać.

Muzyka tradycyjna
Gdzieś na pierwszym roku studiów zorientowałem się, że chcę zajmować się w życiu muzyką i wykształcenie muzyczne może się ku temu przydać. Gdy skończyłem szkołę muzyczną widziałem przed sobą taką alternatywę:
A) rozwijać muzykę przesączoną przez narzędzia mojego umysłu, budować moje konstrukcje
B) schować do kieszeni swoją pseudowiedzę i uczyć się dźwięków szlifowanych przez pokolenia, nasyconych życiem i sprowadzonych do form prostych, przez co powszechnych i pozostawiających przestrzeń wolności muzykantowi.

Wybrałem wariant B.


Muzyka polska
Język ojczysty to pierwszy język z dzieciństwa – ten, którym przemawiali do nas mama i tata. Można uczyć się kolejnych języków obcych, ale posługiwanie się nimi na poziomie poetyckim będzie prawie niemożliwe, bo nie dotkną tych pierwszych, podstawowych uczuć i odcieni znaczeń. Z muzyką jest w dużej mierze tak samo. Poza sferą takiej prostej autentyczności pozostajemy lepszymi lub gorszymi naśladowcami. Myślę, że tę różnicę słychać na pierwszy rzut ucha.

Purysta
Rzeczywiście dostaję szału, gdy ktoś muzyczne „koła” przerabia koniecznie na „kwadraty”. Piękno nie potrzebuje plastikowych opakowań w postaci schematów perkusyjnych, basowych czy brzmieniowo-aranżacyjnych. Uważam to za zabiegi czysto marketingowe, maskujące powierzchowność. To muzyka powinna sama grać w nas. Nie lubię słyszeć w graniu tykania metronomu lub też intensywnej pracy umysłu, by wymyśleć „coś nowego”. Poza tym ciekawi mnie i frapuje mnóstwo wszelakiej muzyki.

Edukacja muzyczna
Do szkoły muzycznej poszedłem, gdy zajmowałem się już muzyką na całego, więc nie narzuciła mi ona siatki pojęć lecz raczej uzupełniła braki i luki. W klasycznej nauce muzyki brak jest terminów adekwatnych do muzyki tradycyjnej. Dla kogoś, kto chce grać np. na skrzypcach jak muzykanci, szkoła muzyczna będzie tylko balastem, bo wszystko jest inne: pozycja, barwa, smyczkowanie, strój, logika, ekspresja, itd. Kiedy muzycy „profesjonalni” usiłują grać muzykę ludową od razu wizualizuje mi się pięciolinia, nutki i znaki artykulacyjne. Inne „naturalne” słyszenie i granie należy do chlubnych wyjątków.

Brakuje nazw na zjawiska, np. rozmawiając z profesorem Andrzejem Bieńkowskim najpierw definiujemy to, co rozumiemy przez „przeciąg” a potem już wiemy: tego oberka zagramy z przeciągami a tamtego bez. Tej „ teorii muzyki” uczymy się od muzykantów. Wielkim autorytetem pozostaje dla mnie profesor Ihor Macyjewski, którego sposób rozumienia muzyki ludowej, poparty praktyczną wiedzą i umiejętnościami wywarł na mnie kolosalne wrażenie.


Dzieciństwo
W naszym społeczeństwie jest ogromna luka na poziomie pierwszych lat życia dziecka. W kulturach o żywej tradycji muzycznej dziecko uczy się, że muzyka, taniec, śpiew są narzędziami komunikacji, formami zabawy, sposobami wyrażania uczuć i doświadczania wspólnoty. Gdy rodzice nie śpiewają, nie tańczą, nie bawią się z dziećmi muzyka pozostanie dla nich językiem obcym. Szkoła nie nadrobi tego braku. Już na poziomie pierwszych klas dzieci mówią, że nie potrafią śpiewać, mają zaburzone poczucie rytmu i – co za tym idzie – różne inne kłopoty rozwojowe. Nie uruchamiają się uczucia, nie następują różne procesy, które życie dorosłego czynią pełniejszym. Wyrasta nam społeczeństwo głuche .

Wiele osób stara się przeciwdziałać. My (moja żona Kaja i ja) zachęcamy do śpiewania kołysanek, uczymy się dawnych piosenek i zabaw, by dzielić je potem z dziećmi i rodzicami.


Twórczość
W muzykalności wyrosłej na gruncie dzieciństwa, nie ma ostrej granicy między twórczością a odtwórczością. Sytuacja, wydarzenie, słowo determinują formę muzyczną. Gdy zdarzy mi się coś „skomponować” nie uważam tego za jakąś szczególną zasługę, raczej za uchwycenie czegoś, co istniało w kosmosie wcześniej i równie dobrze mogło wylądować w innym miejscu i czasie – i tak się działo i dzieje. Stąd na płycie wzmianka o Tadżykistanie i Mali oraz o „odwiecznych źródłach muzyki” .

Dom Tańca
W połowie lat 90. było jeszcze wielu świetnych muzykantów i śpiewaków. Był czas na naukę „języka ojczystego”. Taki podstawowy patriotyzm. Dla muzyka to był trudny wybór, bo odpadało jeżdżenie na imprezy folkowe, granie w międzynarodowych składach (mało który muzyk z zagranicy potrafi choćby zabębnić do oberka). Nie wiem, jak przetrwałem tamte czasy. Polska muzyka to było wtedy jakieś dziwactwo. Irlandzka, andyjska, hinduska, bałkańska, ukraińska, żydowska – te „muzyki” były mile widziane. Pamiętam międzynarodowe konferencje muzykologiczne organizowane przez Polaków, gdzie było wszystko oprócz muzyki z Polski. „U nas nie ma nic ciekawego” odpowiadano na pytania gości. Biała plama. Zdaje mi się, że wielu ludzi nadal uważa, że na Mazowszu nie ma muzyki. Przyznaję, to jest trudna muzyka, czasem na trzeźwo „nie razbieriosz”. Ale to jest MUZYKA, gdzie w każdym dźwięku może tętnić życie, za każdym kolanem (kółkiem, obrotem) może czyhać niespodzianka. Zmieszczą się w niej i nuty muzykantów i moje, nasze osobiste odkrycia.

Tradycja
Kiedyś pojechaliśmy z przyjaciółmi na Kurpie uczyć się tańczyć i śpiewać. Przed południem instruktor tańca uczył nas powolniaka. Czuliśmy się jak na aerobiku: nóżka w prawo, rączka w lewo. Wyjaśnił nam, że tak go nauczył ważniejszy jeszcze instruktor z samej Warszawy.

Wieczorem zaproszona nas na „pustą noc” (śpiewanie przy zmarłym). Cała wieś – duzi, mali. Śpiew pełnym głosem, z wiarą, z sensem. Tak żegnano się z bliską osobą, wyrażano solidarność z rodziną. Od tamtej pory nie pytaliśmy instruktorów o kroki. Wiedzieliśmy, że tradycja to więź, to intencja przywoływania tych, którzy odeszli i radość z ich obecności.


Ptaki
Kiedy zwolnimy nagrania śpiewu ptaków nasza percepcja nadąża za melodią i melizmatyką, brzmi to jak śpiew ludzki. Zwalniamy jeszcze bardziej – słychać słowa, ptasi język. Każdego gatunku inny. Natknąłem się kiedyś na wiersz:

Ptak
z gatunku Kajoków
Rzędu Mazowiecczaków
Śpiewa
Z pomocą skrzypiec
Zwykle w odurzeniu
Do zupełnego wyczerpania
Józef Zaraś

Moim marzeniem, jako muzyka, było znaleźć swój gatunek ptasi, swój język, a potem śpiewać i cieszyć się muzyką jak dziecko.

Skrót artykułu: 

Od lat chciałem podzielić się zachwytem. Te melodie są jak kamyki leżące na ścieżce, których można nie zauważyć, a które w odpowiednim świetle są piękne. Można z nich układać wzory – tak jak z bakalii na mazurkach wielkanocnych – co jest pierwotną przecież twórczością. Mazurki grane, śpiewane, tańczone, układane, smakowane… Złożyło się to w jakiś szczególny kosmos.

Dodaj komentarz!