Mam tych cytatów bardzo dużo...

Elżbieta Adamiak

Fot. A. Wójcik: Bakcynalia 2015

– Dzień dobry, Aleksandra Cieślik.
– Dzień dobry, Ela Adamiak.
Witamy się, zajmujemy miejsca i zaczynamy rozmawiać. Przyjemnie. Dużo życzliwego śmiechu, ciepła, otwartości i pogody ducha. Artystka spełniona. Pokazuje to przez swoją skromność i życzliwość. Nie musi niczego udawać. Jest po prostu sobą. Za to kochają ją Polacy, którzy tłumnie zbierają się na koncertach. W 2015 roku artystka świętowała jubileusz czterdziestolecia pracy artystycznej.

A.C.: Czterdzieści lat na scenie. Nie da się ukryć - piękny wynik. Zastanawiała się Pani, jakby to było, gdyby życie potoczyło się inaczej, gdyby nie weszła Pani na scenę?
E.A.:
Nie. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego, co mogłoby zastąpić mi tyle wspaniałych chwil, które przeżyłam przez te czterdzieści lat. Nie mówię o samym śpiewaniu, tworzeniu, ale także o wszystkim, co wiąże się z wykonywaniem tego zawodu. Koncerty, wyjazdy za granicę, zwiedzanie świata. Nie wyobrażam sobie, żebym miała tego nie przeżyć.

Powiedziała Pani, że nie wyobraża sobie Pani życia bez koncertów, wyjazdów...
Teraz już sobie wyobrażam (śmiech). Nie ukrywam, że nawet za życiem bez koncertów trochę tęsknię.

Za spokojem, domowym zaciszem, herbatą, kocem, dobrym filmem?
Tak, tak, tak.

Sława ma swoje blaski i cienie. Jak uniknąć tych ciemnych stron? Pani się udało.
Mam w życiu pewną zasadę. Zawsze staram się być naturalna, otwarta, serdeczna. Nie wiem, jaka byłabym, gdybym odniosła ogromny sukces, taki celebrycki. Na szczęście mi się to nie przydarzyło. Mogłabym wtedy gryźć i kopać ludzi, którzy by mnie zaczepiali (śmiech). Czterdziestolecie pracy zawodowej skupiło przy mnie publiczność wrażliwą, inteligentną, dowcipną, ciepłą i pogodną. Tacy ludzie nie przeszkadzają innym w życiu.

Pomimo czterdziestu lat obecności na scenie publiczność wciąż chce Panią oglądać, przychodzi na koncerty. W czym tkwi przepis na sukces, w tej naturalności i otwartości?
To jest pytanie do mojej publiczności. Publiczność Elżbiety Adamiak to ludzie mniej więcej w jej wieku. Wszyscy razem – i ja, i oni – zanurzamy się na chwilę w latach młodości. Na te półtorej godziny stajemy się naprawdę młodzi. Oczywiście, przychodzą też młodzi ludzie zafascynowani tembrem mojego głosu, sposobem śpiewania i tym, jakie piosenki wykonuję, bo takich utworów na antenach rozgłośni radiowych jest bardzo mało. Gdy rodzice przyprowadzają na moje koncerty swoje dzieci, to pojawia się zaskoczenie. Na początku jest niechęć, a po występie widzę w oczach młodego człowieka ciche zafascynowanie.

Pani muzyka łączy pokolenia.
Zdarza się, że przychodzą całe rodziny czy małżonkowie z długoletnim stażem. Opowiadają, że: „przy tej piosence poznałem swoją żonę, jestem pani za tę piosenkę bardzo wdzięczny, to piosenka naszej miłości”.

Przez tyle czasu nazbierało się trochę utworów.
Samo komponowanie, pisanie muzyki do wierszy nie jest czasem mile spędzonym, to są męki (śmiech)! Czas wyrywa się realnemu życiu, zanurza się w dźwięki, myśli, emocje. Człowiek jest zanurzony, dopóki nie zobaczy łódeczki, jaką jest piosenka. Łódeczki ładnej, polakierowanej, niezniszczonej. Proces taki trwa czasem nawet dwa tygodnie.

Nad jednym utworem?
Tak. Najpierw jest wiersz, który chciałabym zaśpiewać, potem pojawia się melodia, a właściwie jej fragment. Gdy siedzi we mnie długo, wtedy postanawiam przysiąść i dokończyć.

Współczesne pokolenie tworzy lepszą czy gorszą muzykę, ale wydaje mi się, że są to dźwięki tworzone na jedno kopyto.
Ja to rozumiem i bardzo młodzieży współczuję. To, co się słyszy w środkach masowego przekazu, jest bardzo do siebie podobne, więc z czego tutaj czerpać inspirację? Nasze pokolenia miały o tyle dobrze, że to „jedno kopyto” było bardzo polskie, mówię tu o muzyce popowej. Z Zachodu przenikały rzeczy najbardziej wartościowe. Dziennikarze państwowych rozgłośni radiowych byli wykształceni, wrażliwi na muzykę. Puszczali utwory z wyższej półki. Teraz, gdy wnuczka niechcący zmieni stację radiową z mojej ukochanej Trójki na inną, nie będę wspominać jaką, jestem przerażona tym, co tam się dzieje. Takie jest życie!

Trzy cechy, które powinien posiadać ponadczasowy artysta.
Oprę się tutaj na moich sentymentach muzycznych. Sting. Gdziekolwiek się nie pojawi, czy w The Police, czy w karierze solowej, jest prawdziwy. Przekazuje to, co naprawdę chce powiedzieć. Nikogo nie papuguje. Jest otwarty, wyziera mu z oczu dusza. Jeśli to jest ciekawa dusza, to każdy artysta obroni się przez wiele, wiele lat, nie schodząc ze sceny pokonanym.

W Pani duszy gra poezja. Chciałabym, aby cytatem z refleksją, podzieliła się Pani ze mną.
Mam tych cytatów bardzo dużo. Może zacytuję tekst mojej piosenki, czyli fragment wiersza Jerzego Harasymowicza: „Piszę uczuć starym drapakiem i nie zważam na mody byle jakie.” Jeśli młodzi ludzie chcieliby to przyjąć jako motto życiowe, to im pogratuluję (śmiech).

Wywiad przeprowadziła i opracowała Aleksandra Cieślik
dziennikarka lubelskiego studenckiego Radia Centrum, redaktor naczelna Magazynu #kulturalnie.

Skrót artykułu: 

– Dzień dobry, Aleksandra Cieślik.
– Dzień dobry, Ela Adamiak.

Witamy się, zajmujemy miejsca i zaczynamy rozmawiać. Przyjemnie. Dużo życzliwego śmiechu, ciepła, otwartości i pogody ducha. Artystka spełniona. Pokazuje to przez swoją skromność i życzliwość. Nie musi niczego udawać. Jest po prostu sobą. Za to kochają ją Polacy, którzy tłumnie zbierają się na koncertach. W 2015 roku artystka świętowała jubileusz czterdziestolecia pracy artystycznej.

Dodaj komentarz!