Mały festiwal – wielka idea

Na Rozstajnych Drogach

„Spotykamy się już po raz siódmy. Bywało różnie, sił czasem brak i lat coraz więcej na karku. Były momenty rezygnacji i poczucia bezsensu. Nie możemy jednak zaprzestać organizowania festiwalu”. W takich słowach redakcja gazety festiwalowej „Na Rozstajnych Drogach” zainaugurowała rozpoczęcie siódmej edycji festiwalu muzyki tradycyjnej, odbywającego się corocznie na terenie Ordynacji Zamojskiej Klucza Janowskiego. Z Krzysztofem Butrynem, pomysłodawcą, organizatorem i wykonawcą w sali zdziłowickiej remizy rozmawiała Agata Kusto.

Od czego się to wszystko zaczęło? Prowadziliście warsztaty suki biłgorajskiej?
Ten etap i funkcjonowanie nazwy Szkoła Suki Biłgorajskiej przypadły na rok 2007, kiedy tato [Zbigniew Butryn – przyp. red.] otrzymał stypendium artystyczne Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wtedy pomyśleliśmy, że fajnie byłoby spotykać się przez cały rok. Tata pokazywałby, jak grać na tym instrumencie i jak go wykonywać. Zgłosiło się kilka osób zainteresowanych taką formą, co ciekawe byli to zarówno znajomi, jak i uczestnicy, których wcześniej nie znaliśmy. W większości byli to ludzie z Polski, ale była też jedna dziewczynka z Janowa Lubelskiego. Ważnym wydarzeniem był też wcześniejszy Tabor Lubelski w 2006 roku, zorganizowany przez Remka [Remigiusz Mazur-Hanaj – przyp. red.] w Kocudzy. Wówczas dostaliśmy zaproszenie do prowadzenia pierwszych warsztatów gry na suce. Do tej pory graliśmy w domu i przy nielicznych okazjach. To był właściwy początek naszych działań.

Ile osób brało udział w pierwszych spotkaniach?
W ciągu roku spotykaliśmy się w gronie około 10 osób i ta grupa stopniowo rozrastała się o kolejne, bo już wtedy przez Internet można było się czegoś dowiedzieć i zgłosić swój udział.

Czy te początki wiązały się z zainteresowaniem lokalnym czy raczej ponadlokalnym?
To niesamowite, że na nasze informacje zamieszczane w Internecie w ogóle nie odpowiadali miejscowi. Potem uświadomiłem sobie, że ta formuła nie była dostosowana do lokalnych zwyczajów. Okazało się, że informacja musiała być bardziej konkretna i odnosić się do sprecyzowanych odbiorców (np. dzieci z danej miejscowości). Ważna była ta bezpośredniość. Co ciekawe spośród osób, które pojawiły się na pierwszych spotkaniach, wyłoniła się grupka stałych bywalców, którzy do dzisiaj przyjeżdżają na warsztaty. Ta znajomość przetrwała także dzięki temu, że widywaliśmy się na innych imprezach tego typu.

Czyli to jeszcze nie były działania festiwalowe?
Nie. To było działanie oparte na takich pojedynczych akcjach, na budowaniu znajomości. Przełomem było to stypendium taty, a po nim chęć utrzymania spotkań warsztatowych. Tata pracuje w Ostoi konika biłgorajskiego w miejscowości Szklarnia k. Janowa Lubelskiego. Piękna śródleśna osada, cisza i spokój. Tam też zapraszaliśmy pana Stanisława Głaza i spotykaliśmy się na łonie przyrody…

Więc zaczęliście zapraszać także innych muzykantów do prowadzenia warsztatów?
Tak, to był właśnie Stanisław Głaz, pani Janina Chmiel, pan Fijałkowski, także Tadeusz Dudka…

A Bronisław Bida?
Też był. W pewnym momencie sam zacząłem jeździć do niego na lekcje i trwało to na pewno dobre trzy lata. Znałem go dużo wcześniej, jeszcze w czasie liceum, kiedy tata grał z Dudkami. Pan Bronisław przychodził do naszego domu, coś tam grał, ja przysłuchiwałem się temu, ale jeszcze wtedy nie myślałem o tym, że będę grać na skrzypcach. Dopiero po latach zapytał Martę [Graban-Butryn – przyp. red.], czy nie chciałbym być jego „naślednikiem”. Zacząłem jeździć do niego w miarę możliwości, m.in. przy okazji odwiedzin rodziców w Janowie lub jak miałem wolny wieczór. Wtedy było więcej czasu niż teraz.

Pan Bida nie miał żadnego stypendium?
Nie, wtedy on nie miał i ja też nie miałem. To było takie naturalne, spontaniczne. Spotykaliśmy się dość regularnie. Niestety pan Bronisław zmarł w 2013 roku.
[W tym czasie podbiegają do stolika dwie chichoczące dziewczynki, które Krzysztof Butryn przedstawia jako „nasze uczennice”].

Dziewczyny, możecie się przedstawić?
Alicja:
Król Alicja, mam 11 lat. Chodzę do szkoły w Godziszowie Pierwszym.

I jak jest na tym festiwalu?
Alicja:
Jest tu bardzo fajnie! Fajnie jest grać razem, w grupie z innymi. Fajnie jest grać nawet z nieznajomymi.

A na czym grasz?
Alicja:
Na suce biłgorajskiej.

Pan Krzysztof wypożycza Ci instrument?
Alicja:
Nie! Mam swój!

Jak długo na nim grasz?
Alicja:
Już prawie rok.
Łucja: A ja jestem Łucja Król i skończyłam trzecią klasę. Gram na skrzypcach.

A próbowałaś grać na suce?
Łucja:
Tak, ale zdecydowanie wolę skrzypce.

Jak wyglądają wasze zajęcia, kto je prowadzi?
Łucja:
Mnie uczy pan Zbigniew Butryn.
Alicja: A mnie pan Krzysztof Butryn. Jest bardzo miły. Obaj są fajni, mili i uczynni.

A pamiętacie, jaką melodię zagrałyście jako pierwszą?
Alicja i Łucja:
„Oj, siadaj, siadaj”! [odbiegają].

Przejdźmy do czasów nam bliższych…
Kolejny ważny rok to 2011, kiedy to ja otrzymałem stypendium. To do czegoś zobowiązywało. Po wcześniejszych spotkaniach potrzebowaliśmy jakiegoś podsumowania, ale też okazji do wspólnego muzykowania. I właśnie ta edycja z 2011 roku, zorganizowana w Szklarni, stała się początkiem festiwalu Na Rozstajnych Drogach. To była impreza zorganizowana własnym sumptem. Kolejne także odbywały się w Szklarni i wynikały z potrzeby spotkań, wspólnego grania i wymiany doświadczeń. Później była zmiana miejsca podyktowana coraz większą liczbą chętnych. Przenieśliśmy się do Momot Górnych, miejscowości obok, gdzie mieliśmy do dyspozycji jedyną remizę w powiecie z zachowaną drewnianą podłogą! Tam przeprowadziliśmy trzy edycje. Do Momot trzeba było muzykantów przywozić. Kiedyś, co wiemy z zachowanych fotografii i relacji mieszkańców, było ich wielu, ale dziś nie istnieje nawet zespół śpiewaczy. A nam w całej tej sprawie chodziło o spotkania z muzykantami i śpiewakami. Dzisiaj także podtrzymujemy to, że nie sama nauka jest ważna, a bardziej spotkanie, rozmowa. To bardzo dużo daje i dzisiejsze warsztaty przeformułowaliśmy na takie właśnie spotkania.

Powiedz coś więcej o edycjach w Momotach, o relacjach z mieszkańcami.
To nie było takie proste. W Momotach nie było żadnego działającego zespołu, nie odbywały się żadne festyny, ale udało nam się nawiązać kontakt z panią Bronią Jargiłło i kilkoma innymi osobami, które uczestniczyły w warsztatach. Mieszkańcy bardzo nam pomagali, zapewniali drewno, pożyczali drabinę itp. Sami też przychodzili, aby podpatrzeć, co robimy. Z czasem uznaliśmy, że zmiana miejsca jest jednak ważna i chcieliśmy powędrować trochę po obszarze powiatu janowskiego.

I tak trafiliście do Zdziłowic…
Tak, tu jest zespół śpiewaczy, muzykanci, orkiestra dęta. Jest tutaj także dom kultury i, co się z tym wiąże, większe zaplecze. Jesteśmy związani z tym miejscem od trzech lat. Zresztą zdziłowicki oddział Gminnego Centrum Kultury i Promocji w Godziszowie jest współorganizatorem naszego wydarzenia i dobrze nam się współpracuje. Warto dodać, że przy organizacji pomagają nam również nasi przyjaciele i takie instytucje jak miejscowa szkoła, Fundacja Ochrony i Rozwoju Twórczości Ludowej, STL, Starostwo Powiatowe i MKiDN, bez których ciężko byłoby przygotować Rozstajne Drogi… Być może wrócimy do Momot, bo tamtejsi strażacy zrobili już łazienkę z prysznicem!

A co przynosi ta edycja?
To już siódmy festiwal. Składają się na niego nie tylko warsztaty, ale wiele innych wydarzeń. W centrum jest oczywiście spotkanie mistrz-uczeń. W tym roku, jak i w latach poprzednich, pierwszy dzień miał charakter wyjazdowy. Na początku zorganizowaliśmy spotkanie śpiewacze w Kocudzy u pani Oleszkowej (mamy Ireny Krawiec). Potem z miejscowym plecionkarzem i tancerzem, panem Aleksandrem, przenieśliśmy się pod stodołę pana Bronisława Rawskiego. Tam odbyły się warsztaty wyplatania koszy z korzenia sosny. Muzykowaliśmy z Bronisławem Rawskim i Stanisławem Głazem. To ciekawe miejsce. Przy stodole stoi kapliczka ze św. Cecylią, która trzyma sukę. Chcieliśmy podkreślić, że wszystko zaczęło się od suki biłgorajskiej czy, jak to zawsze podkreśla Irena Krawiec, suki kocudzkiej. I nad festiwalem unosi się duch tego instrumentu. W tym roku po raz pierwszy odwiedzamy Godziszów. Uczestnicy festiwalu spotkali się z miejscowym zespołem śpiewaczym, z udziałem dzieci powstał tam również muzyczny mural, którego pomysłodawczynią jest Czarli Bajka. To już nasz czwarty festiwalowy mural!

A jak jest z zainteresowaniem tym instrumentem? Gra na nim nie należy do łatwych.
Rzeczywiście tak, ale co roku ktoś się zgłasza i są chętni do nauki.

Pan Zbigniew zbudował przecież instrument o niższej skali, taką altową sukę.
Tak, więc wykorzystujemy go do wspólnego grania. Staramy się, aby uczestników było tylu, by wszystkim można było zapewnić instrumenty. Chcemy też zachować pewną kameralność. Nie prowadzimy działań na masową skalę. Ludzie chwalą sobie tę atmosferę. Mówią, że tu jest tak „po wschodniemu”, powoli i bezstresowo.

Czy są też warsztaty gry na bębenku czy basach?
Nie, w tym roku odeszliśmy od tego na rzecz wspólnych spotkań wszystkich grających. Jest jeden instrumentalista i każdy chętny włącza się do gry.

Wychowaliście sobie takich uczestników, którzy przekazują swoje umiejętności innym?
Tak, nawiązujemy w ten sposób do tradycyjnego przekazywania repertuaru i sposobu gry.

Co z warsztatami gry na instrumentach dętych? W zeszłym roku prowadził je Przemek Łozowski…
…i Eugeniusz Skrzypek z ramienia orkiestry zdziłowickiej, a Przemek pomagał warsztatowiczom nauczyć się tych lokalnych melodii. W tym roku zrobiliśmy takie otwarte próby z orkiestrą dętą, w której uczestnicy festiwalu mogą zagrać.

Czy widzisz jakieś zmiany zainteresowań ludzi przyjeżdżających na festiwal? Przecież tak wiele się dzieje…
No właśnie, my nie chcemy tego zmieniać. Zwykle zamykamy listę na czterdziestu osobach i niestety musimy odmawiać udziału kolejnym chętnym. W tym roku skupiliśmy się na spotkaniach muzycznych i jedno z nich otrzymało nazwę „Mali mistrzowie tradycji”. Wiąże się to z tym, że jakiś czas temu postanowiliśmy zmienić to, że wśród grających nie było miejscowych. Ministerstwo w międzyczasie uruchomiło program Mistrz Tradycji i zaryzykowaliśmy z projektem napisanym pod naszą szkółkę. Udało się. Byliśmy już mądrzejsi i wiedzieliśmy, jak wyglądają miejscowe ogłoszenia o zajęciach artystycznych. Daliśmy informację o nauce gry na suce, skrzypcach i bębenku, do której zgłosiło się sporo ludzi. Teraz mamy stałą grupkę dziesięciu osób, także dzieciaków z Godziszowa, Janowa, Modliborzyc, Michałówki. Spotykamy się z nimi co tydzień w dwóch grupach. Jedna działa przy DK w Janowie, a druga przy DK w Modliborzycach. Są zajęcia indywidualne i w kapeli. Dzieci są bardzo zdolne, chcą się uczyć. Wzięliśmy udział w eliminacjach do Festiwalu w Kazimierzu. Wystąpiliśmy w Janowie i przeszliśmy do przesłuchań wojewódzkich. W Kazimierzu grupa grająca na sukach zajęła pierwsze miejsce w konkursie Duży-Mały. W międzyczasie byliśmy też w Baranowie Sandomierskim na festiwalu Dziecko w Folklorze, gdzie suczyści zdobyli pierwszą nagrodę, a kapela (skrzypce, bębenek) – trzecią. Dziewczęta są tak zaangażowane, że przychodzą na wszystkie wydarzenia festiwalowe i grają z nami do tańca. Co więcej, one same dopytują się o tradycje muzyczne w swojej rodzinie i okazuje się, że są spokrewnione ze słynną Kapelą Dziadoszów z Bilska. Oprócz udziału w naszych zajęciach szkolnych same starają się o kontakt z panem Stanisławem Głazem. Obie przeżywają spotkania z muzykami i bardzo się angażują.

Czyli wasze działania weszły w kolejną fazę. Bardzo dziękuję za to spotkanie przepełnione dźwiękami, które cały czas nas otaczają i życzę udanej edycji oraz sił do następnych działań.
Dziękuję również.

Skrót artykułu: 

„Spotykamy się już po raz siódmy. Bywało różnie, sił czasem brak i lat coraz więcej na karku. Były momenty rezygnacji i poczucia bezsensu. Nie możemy jednak zaprzestać organizowania festiwalu”. W takich słowach redakcja gazety festiwalowej „Na Rozstajnych Drogach” zainaugurowała rozpoczęcie siódmej edycji festiwalu muzyki tradycyjnej, odbywającego się corocznie na terenie Ordynacji Zamojskiej Klucza Janowskiego. Z Krzysztofem Butrynem, pomysłodawcą, organizatorem i wykonawcą w sali zdziłowickiej remizy rozmawiała Agata Kusto.

fot. A. Kusto: Warsztaty z Bronisławem Rawskim. Szklarnia 2012

Dział: 

Dodaj komentarz!